Niewidzialna epidemia w dobie pandemii – tak można określić aktualną sytuację w obszarze niewydolności serca – mówi kardiolog prof. Jadwiga Nessler, która podkreśla, że skala niewydolności serca rośnie, a w czasie restrykcji pacjenci nie zgłaszali się, "jakby zniknęli".

"Niewidzialna epidemia w dobie pandemii – tak można określić aktualną sytuację w obszarze niewydolności serca. W warunkach obostrzeń związanych z koronawirusem pacjenci jakby nagle zniknęli. Chorzy nie zgłaszali się na konsultacje i do szpitali, nierzadko przerywali zaleconą terapię" – mówi kardiolog prof. Jadwiga Nessler, kierownik Kliniki Choroby Wieńcowej i Niewydolności Serca Collegium Medicum UJ w Krakowie.

Profesor zwraca uwagę, że wraz ze znoszeniem restrykcji sytuacja zaczyna się zmieniać, jednak – w jej ocenie – w terapii choroby "nic nie będzie takie samo, jak przed pandemią CVID-19".

Eksperci zwracają uwagę, że wirus SARS-CoV-2 atakuje przede wszystkim układ oddechowy, ale jest także bardzo groźny dla serca. Pacjenci z niewydolnością serca, ze względu na specyfikę schorzenia, ale także z powodu częstych chorób współistniejących, są w grupie podwyższonego ryzyka zakażenia koronawirusem.

"Spodziewamy się, że pacjenci z niewydolnością serca będą zgłaszać się do nas częściej i z nowymi problemami. Co więcej, z powodu SARS-CoV-2 spodziewamy się zwiększenia liczby nowych przypadków i więcej zaawansowanych postaci niewydolności serca" – mówi kardiolog.

Z obserwacji ekspertów Polskiego Towarzystwa Kardiologicznego wynika, że w dobie epidemii wielu pacjentów ze zgłoszeniem do specjalisty czekało do czasu, kiedy objawy niewydolności serca były już poważnie zaostrzone. Często chorych na izbę przyjęć zabierała karetka pogotowia. Trudną sytuację dodatkowo potęgowały niepokojące doniesienia o postępującej pandemii.

"Jako lekarze apelowaliśmy, by oczywiście śledzić najważniejsze informacje i doniesienia dotyczące wytycznych i zaleceń epidemicznych, ale zwracaliśmy uwagę, że osoby wymagające specjalistycznej opieki lekarskiej nie mogą bać się po nią zgłaszać, bo skutki opóźnień w niezbędnej pomocy medycznej mogą okazać się tragiczne" – mówi profesor.

O epidemii niewydolności serca eksperci mówią od kilku lat, ale nowe dane i prognozy zachorowalności są w ich ocenie zastraszające. Obecnie na niewydolność serca choruje ok. 1,2 mln Polaków, a co roku umiera 140 tys. z nich. Od kilkudziesięciu lat liczba chorych rośnie. W ostatnich 10 latach zaobserwowano wzrost liczby chorych o 14,8 proc.

.... ZOBACZ RÓWNIEŻ:

Prof. Nessler zwraca też uwagę na program Kompleksowej Opieki nad Pacjentami z Niewydolnością Serca (KONS), przygotowany w 2018 r. przez środowisko polskich kariologów. Specjalistka podkreśliła, że ten pozytywnie oceniany program czeka na wdrożenie.

"KONS w pewnym sensie wyprzedził COVID-19. Możemy i powinniśmy skorzystać z gotowych, opracowanych i szeroko skonsultowanych rozwiązań. Epidemia niejako wymusiła wdrożenie pewnych rozwiązań KONS, takich jak choćby telekonsultacje, ale równie istotne są rozwiązania z zakresu edukacji i samoopieki pacjenckiej" – zwraca uwagę profesor.

Zgodnie z założeniami programu KONS pacjent mógłby realizować terapię niewydolności serca w warunkach domowych, korzystając z nowoczesnych form opieki zdrowotnej. To m.in. telemonitoring urządzeń wszczepialnych umożliwiający pacjentom ze wszczepionymi urządzeniami, takimi jak stymulatory serca czy kardiowertery-defibrylatory, zdalne przekazanie danych o pracy urządzenia do ośrodka prowadzącego – bez konieczności osobistej podróży do placówki.(PAP)


Źródło: PAP