Sejm w piątek ponownie skierował do komisji finansów i zdrowia projekt nowelizacji ustawy o najniższych wynagrodzeniach, gwarantujący od 1 lipca minimalne zarobki wszystkim pracownikom ochrony zdrowia. Opozycja chce jednak, by wzrost był wyższy niż zakłada projekt i dlatego złożyła poprawki.

"W związku z tym, że w czasie drugiego czytania zgłoszono do przedłożonego projektu ustawy poprawki proponuję, aby Sejm ponownie skierował ten projekt do Komisji Finansów Publicznych i Komisji Zdrowia w celu przedstawienia sprawozdania" – powiedziała marszałek Sejmu Elżbieta Witek.

Chodzi o projekt ustawy o zmianie ustawy o sposobie ustalania najniższego wynagrodzenia zasadniczego niektórych pracowników zatrudnionych w podmiotach leczniczych oraz niektórych innych ustaw. Przewiduje on, że od 1 lipca 2021 r. żaden pracownik medyczny oraz działalności podstawowej podmiotu leczniczego nie będzie mógł mieć ustalonego wynagrodzenia zasadniczego na poziomie niższym niż wynikający z nowelizacji ustawy.

Połowie w piątek skierowali projekt do dwóch komisji. Dzień wcześniej zajmowały się one tym projektem, do którego opozycja zaproponowała kilka zmian. Poprawki dotyczyły głównie podwyższenia wskaźników pracy, na podstawie których ustalane są kwoty minimalnego wynagrodzenia dla poszczególnych grup zawodowych. Zostały one jednak odrzucone i dlatego ugrupowania opozycyjne zgłosiły je znowu w trakcie drugiego czytania.

"Mój klub (...) przygotował dwie poprawki. Pierwsza włącza nowy załącznik współczynników pracy zgodnie z naszymi postulatami programowymi – 30 proc. podwyżki do tego, co jest dzisiaj. Druga systemowa poprawka – współczynnik pracy od 2022 r. ulega corocznemu podwyższeniu o 0,2" – przedstawił propozycje zmian Dariusz Klimczak z Koalicji Polskiej.

Marcelina Zawisza (Lewica) wskazywała, że w projekcie nowelizacji "poza zbyt niskim poziomem proponowanych minimalnych zarobków, nieadekwatnymi kwalifikacjami w tabeli, znajduje się wiele absurdalnych zapisów". "Co należy poprawić? Ta ustawa utrwala wręcz karygodną, naprawdę karygodną rzecz. Zniechęca do podnoszenia kwalifikacji i nie docenia doświadczenia i wykształcenia, które przedstawicie zawodów medycznych posiadają. W imieniu klubu Lewicy składam poprawkę, która ma to skorygować" – zaznaczyła.

Z kolei poseł Michał Szczerba (KO) zauważył, że dla 158 tys. pielęgniarek i położnych współczynnik pracy wynosi 0,73 proc. przeciętnego wynagrodzenia, a to oznacza, że ta grupa będzie miała zasadnicze wynagrodzenie na poziomie 3893 zł. "Składamy poprawki, które doprowadzą do tego, że te pensje staną się w końcu godne".

Wojciech Maksymowicz z Polska 2050 po raz kolejny zgłosił w imieniu swojego koła poprawki dotyczące podniesienia wskaźników pracy, zaznaczając jednocześnie, że były ona najdalej idącymi. Działania rządu wobec środowiska medycznego podsumował słowami: "Wojsko swoje zrobiło, nie ma co podwyższać żołdu".

Poseł Tadeusz Chrzan (PiS), prezentując stanowisko swojego ugrupowania, wyliczał, że rozwiązania zawarte w nowelizacji przyspieszają wzrost płac o pół roku. Ponadto zakładają podwyższenie współczynników pracy bez wyjątków dla wszystkich pracowników w podmiotach leczniczych. Zawierają też mechanizm gwarantujący, że nikt nie będzie miał obniżonego wynagrodzenia.

Bolesław Piecha (PiS) wytłumaczył, że podstawę do wyliczania minimalnych płac dla pracowników ochrony zdrowia będzie przeciętne wynagrodzenie obowiązujące w gospodarce, które ogłaszane jest corocznie przez Główny Urząd Statystyczny. Dlatego najniższe wynagrodzenie też będzie co roku rewaloryzowane. Dodatkowo wyliczył, że koszty tych zmian to ok. 3,7 mld zł w 2021 r., w 2022 r. – prawie 8 mld zł, w 2023 r. – ponad 10 mld zł, w 2024 r. – blisko 14 mld zł.

Posłowie opozycji w czasie swoich oświadczeń podkreśli, że rząd nie prowadzi dialogu z pracownikami ochrony zdrowia, a oni sami nie mieli czasu skonsultować zawartych w projekcie propozycji ze środowiskiem medycznym, bo projekt skierowany został w środę wieczorem do Sejmu, a pierwsze posiedzenie komisji odbyło się już o godz. 11.00 w czwartek i trwało kilka godzin.

Wskazali też, że spotkał się on z krytyką samorządu lekarzy, pielęgniarek i położnych, farmaceutów i diagnostów laboratoryjnych. "To marne podziękowanie za pandemię" – zaznaczył Klimczak (KP). Dodał, że nieadekwatne wynagrodzenie mści się, bo coraz mniej osób kształci się na uczelniach medycznych, personel opieki zdrowotnej odchodzi z zawodu albo emigruje.

Krystyna Skowrońska (KO) zaznaczyła z kolei, że kierowane do systemu zdrowia pieniądze na podwyżki nie należą do rządu, ale składamy się na nie sami. "Powinniśmy wydawać na wszystkie grupy bez ich antagonizowania. Obojętnie jaki projekt przyszedł, powinniśmy go poprawić" – wskazała. Dobromir Sośnierz z Konfederacji zaznaczył, że złe jest regulowanie wynagrodzeń na szczeblu centralnym i to szpitale powinny je ustalać.

Wiceminister zdrowia, Maciej Miłkowski odpowiadając m.in. na pytanie posłanki Pauliny Henning-Kloski (Polska 2050), czy w NFZ zabezpieczone są pieniądze na te podwyżki, zapewnił, że one są.

"To są dodatkowe środki z NFZ dla podmiotów leczniczych w odrębnej transzy, by zabezpieczyć ubytek, by dyrektorzy szpitali nie ucierpieli na tej ustawie" – powiedział.

Nie zgodził się też z zarzutem, że proponowane zmiany są niekorzystne. Zapewniają one minimalne pensje wszystkim pracownikom i powodują przyspieszenie o pół roku wejścia w życie nowych wskaźników. (PAP)


Źródło: PAP