Organizowane przez Fundacje Rozwoju Kardiochirurgii im. prof. Zbigniewa Religi, tegoroczne warsztaty chirurgiczne, jak zwykle zgromadzą wielu młodych ludzi, chcących sprawdzić się oraz ocenić umiejętności i predyspozycje do zawodu chirurga. W tym roku takich osób będzie aż 200. Lista chętnych jest już zamknięta.
Fundacja Rozwoju Kardiochirurgii przygotowuje dla nich 19 stanowisk doświadczalnych i treningowych, pokazów oraz wykład wprowadzający. Nowością tego roku będzie chirurgia stomatologiczna. Temat ten organizatorzy zawdzięczają zespołowi ze Śląskiego Uniwersytetu Medycznego pod kierunkiem doc. Tadeusza Morawca. Planowany jest również eksperyment dotyczący wpływu różnego typu muzyki na precyzję operowania. Jak co roku, grupa studentów Koła Naukowego Kardiochirurgii służyć będzie pomocą w organizacji i opracowywaniu wyników testów i eksperymentów.
Jak informuje Fundacja, będzie można poćwiczyć szycie na skrzydełku kurczaka, spróbować operacji na bijącym sercu, poznać z bliska polskiego robota Robin Heart, jak również przekonać się jak bardzo dobór narzędzi – od klasycznych, przez laparoskopowe, do robota chirurgicznego - zmienia możliwości operowania.
Dla uczestników warsztatów przygotowane zostały różnorodne stanowiska treningowe, w tym wirtualna sala operacyjna, stanowisko nauki obsługi ultrasografii, manipulacji przestrzennej, badań laserowych precyzji i refleksu, wiązania węzłów, wykonywania szwów, implantacji zastawki, chirurgii oka i wiele innych z różnymi scenami chirurgicznymi. W tym roku do dyspozycji będą również trenażery dla nowego robota inspirowanego budową ośmiornicy - specjalnie zaprojektowane na potrzeby projektu europejskiego Stiff Flop oraz modele narzędzi i sterowania haptycznego (z wyczuciem siły) - zrealizowane dla projektu europejskiego INCITE.
Wysoki, profesjonalny poziom warsztatów zapewniają znakomici partnerzy Fundacji ze Śląskiego Centrum Chorób Serca (dr Maciej Urlik), studenci Koła Naukowego Katedry Kardiochirurgii SUM, którym kieruje doc. Zbigniew Nawrat (dyrektor IPS FRK, pomysłodawca i gospodarz warsztatów), zaprzyjaźnieni absolwenci: ortopeda Dominik Pawliński oraz zespół Pracowni Biocybernetyki IPS FRK (kierownik - dr Zbigniew Małota), gdzie powstają wszystkie modele, prototypy, trenażery i innowacyjne narzędzia chirurgii.
Założona z inicjatywy prof. Zbigniewa Religi Fundacja Rozwoju Kardiochirurgii w Zabrzu świętuje w tym roku jubileusz 25-lecia. Fundacja wspiera rozwój polskiej kardiochirurgii, wprowadzając do praktyki klinicznej nowoczesne techniki i technologie w zakresie leczenia serca. Główne kierunki jej działania to badania nad protezami serca, nad protezami zastawek serca, badania z dziedziny biocybernetyki i biotechnologii. Opracowane w FRK rozwiązania stały się podstawą do zgłoszenia ok. 30 patentów.
Źródło: Fundacja Rozwoju Kardiochirurgii im. prof. Zbigniewa Religi
Komentarze
[ z 7]
Bardzo fajne warsztaty, do tego organizowane w miejscu popularnych chociażby ze względu na założyciela- sławnego chirurga Religę. Mam tylko nadzieję, że wraz z zainteresowaniem kardiochirurgią ze względu popularyzację historii kariery profesora Religi będzie za tym szło zainteresowanie rozwijaniem swoich umiejętności i wiedzy w tym zakresie. Tak czy siak, tematyka warsztatów bardzo ciekawa i cieszę się, że tak wielu lekarzy zainteresowanych jest udziałem.
Nic dziwnego, że frekwencja okazała się tak duża. Warsztaty to szansa na nabycie nowych umiejętności i młodzi lekarze powinni korzystać i szukać podobnych możliwości gdzie tylko się da. Profesor Religa z pewnością natchnął wielu młodych ludzi do rozpoczęcia i rozwoju w dziedzinie medycyny, a dokładniej kardiochirurgii. Podobne szkolenia będą miały pozytywny wpływ na kształtowanie kolejnego pokolenia lekarzy, na czym zyskają nie tylko pacjenci, ale i my, którzy będziemy w przyszłości z nim współpracować. Każde działanie mające na celu podwyższenie kwalifikacji jest potrzebne i warte inwestowania.
Dobrze, że początkujący chirurdzy mają szansę doszkolić się i uczestniczyć w tak interesujących warsztatach. Miejmy nadzieję że podobnych inicjatyw będzie coraz więcej gdyż z pewnością wpłynie to pozytywnie na jakość opieki medycznej w przyszłości. Wiadomo że podobne warsztaty nie są codziennością dlatego trzeba korzystać jak najwięcej z szans na rozwój umiejętności.
Cieszy mnie fakt, że tak wielu młodych lekarzy pragnie szkolić się i podnosić swoje kwalifikacje zawodowe w trakcie warsztatów z chirurgii. Jak widać po komentarzach kolegi i koleżanek powyżej, nie jest to tylko moje zdanie w tym aspekcie, ale chyba każdy zauważa pozytywny wydźwięk tego zjawiska. Zainteresowanie młodych ludzi chirurgią i objęciem specjalizacji zabiegowych ma tym większe znaczenie, że chyba właśnie chirurgia jest jedną ze specjalizacji w których luka pokoleniowa między lekarzami zaczyna być najbardziej zauważalna. Jeśli nie podejmie się kroków w kierunku zainteresowania młodych absolwentów szkół medycznych dalszym kształceniem właśnie w kierunku specjalizacji zabiegowych może dojść do sytuacji, kiedy w naszym kraju braknie wykwalifikowanego personelu zdolnego do przeprowadzania operacji. Już teraz zauważa się ten problem chociażby patrząc na ilość wolnych wakatów w szpitalach na stanowisku specjalistów z zakresu chirurgii. A młodzi nawet jeśli zainteresowani "zabiegówką" często jednak porzucają swoje zamiłowanie po dokonaniu bilansu zysków i strat w którym chirurgia wypada nie najlepiej. Przede wszystkim znacznym minusem tej specjalizacji jest długi proces kształcenie, ograniczone możliwości podejmowania prac dodatkowych, czy otworzenia własnej, prywatnej działalności. Do tego potrzeba długiego czasu, zanim młody chirurg jest dopuszczany do samodzielnego przeprowadzania zabiegów. Uprzednio koniecznym jest, aby został on poddany wielomiesięcznemu, czasem wieloletniemu procesowi kształcenia i podnoszenia umiejętności manualnych w tym zakresie pod okiem starszych i bardziej doświadczonych kolegów z branży. Na końcu trzeba zaznaczyć, że przecież chirurgia, zwłaszcza ogólna czy tak zwana "gruba" jest tak naprawdę ciężką, fizyczną pracą, często wymagającą wielogodzinnego utrzymywania ciała w pozycji wyprostowanej i stania nad stołem operacyjnym, aż do zakończenia operacji. Niesie to ryzyko rozwoju chorób zwyrodnieniowych stawów od kręgosłupa począwszy. Do tego wynagrodzenia jak już wspomniałam na początku, często nie są adekwatne do ciężkości wykonywanej pracy. Wszystko to przyczynia się do faktu, że młodzi absolwenci uniwersytetów medycznych pomimo pewnej dozy zainteresowania jaką darzą specjalizacje zabiegowe, ostatecznie nie decydują się obierać zawodu i dalszej ścieżki kształcenia w tym kierunku. Ostatnio nawet Ministerstwo Zdrowia zadecydowało o wpisanie chirurgii ogólnej na listę tak zwanych specjalizacji deficytowych, dzięki czemu łatwiejszy jest proces przyznawania rezydentury w tym kierunku, a lekarze obierający ten kierunek mogą liczyć na profity w postaci dodatków do pensji sięgających chyba nawet pięciuset złotych miesięcznie. Może właśnie ten fakt przyczynił się do zwiększenia zainteresowania warsztatami i chirurgią w ogóle? Mam nadzieję, że tak i że nie dojdzie do sytuacji, kiedy "starzy" chirurdzy odejdą na emerytury, a w naszym kraju braknie utalentowanych i doświadczonych dłoni do operowania.
W naszym kraju od jakiegoś czasu da się zauważyć znaczący postęp w dziedzinie chirurgii. W jednym z ośrodków naukowcy opatentowali powłokę przeciwzużyciową do pokrycia noża chirurgicznego tnącego nerwy obwodowe. Do precyzyjnego cięcia nerwów autorzy wynalazku opracowali oryginalne narzędzie- tarczę pokrytą wielojonową i wielowarstwową powłoką przeciwzużyciową typu TiNx:Ag. Nerw posiada charakterystyczną strukturę. Zbudowany jest z ogromnej ilości małych włókienek nerwowych, a w trakcie cięcia pod wpływem przyłożonej siły ugina się, gdyż ostrza tego typu są zbyt tępe, aby gładko i sprawnie zagłębić się w strukturę nerwu, nie powodując jego zgniatania przez dociskanie do podłoża lub narzędzia tnącego. W efekcie powierzchnia przecięcia jest nierówna co przekłada się na późniejszą regenerację nerwu i to, czy pacjentowi uda się przywrócić wszystkie funkcje części ciała, która uległa uszkodzeniu. Warto również wspomnieć, że innowacyjna metoda otrzymywania powłoki umożliwia uzyskanie bioaktywnej powłoki na ostrzu narzędzia, która będzie miała zastosowanie w chirurgii tkanek miękkich. W ostatnim czasie bardzo wiele mówi się o chirurgii bariatrycznej i problemie otyłości na całym świecie. W przypadku Polski szacuje się, że chorzy na otyłość olbrzymią stanowią 1-1,5 procent całej populacji osób dorosłych, co stanowi przedział pomiędzy 300, a 450 tysięcy osób. Istnieje także grupę chorych, którzy są zagrożeni rozwojem otyłości olbrzymiej i znajdują się w przedziale BMI pomiędzy 35 a 40, co wskazuje na otyłość II stopnia. Pacjenci oczekujący na chirurgiczne zmniejszenie masy ciała czekają obecnie nawet dwa lata, zanim trafią na operację. Osoby otyłe cierpią na towarzyszące schorzenia, takie jak hipercholesterolemia, cukrzyca czy nadciśnienie tętnicze, które w znacznym stopniu skracają życie. Według specjalistów może to być średnio nawet 15 lat. W najbliższym czasie na tak zwane ośrodki referencyjne zostanie z pewnym prawdopodobieństwem nałożony obowiązek utworzenia multidyscyplinarnych zespołów bariatrycznych, w skład których, oprócz chirurga bariatry, będzie również wchodził koordynator, dietetyk, a także psycholog. Aktualnie niewiele ośrodków dysponuje możliwością zapewnienia choremu kompleksowych konsultacji żywieniowych czy psychologicznych, stąd często pacjenci odbywają takie wizyty na własną rękę, w placówkach prywatnych. Operacje bariatryczne, mimo, że wykonywane z dostępu laparoskopowego, należą do największych operacji wykonywanych na przewodzie pokarmowym i z uwagi na dużą masę ciała pacjentów mogą nie być zbyt proste. Podczas zabiegu jest zaangażowany cały zespół specjalistów, w tym także anestezjologów specjalizujących się w tego typu zabiegach. Chirurgiczny, mało inwazyjny dostęp oraz specjalny sposób prowadzenia znieczulenia pozwalają na znaczne skrócenie pobytu w szpitalu i jeśli pacjent nie ma przeciwwskazań może opuścić klinikę następnego dnia po operacji po uprzedniej edukacji przeprowadzonej przez pielęgniarkę bariatryczną. Rzecz jasna nie jest to koniec drogi, a badania kontrolne i opieka muszą być sprawowane do końca życia. Jest ona uzależniona w dużej mierze od samego pacjenta. Około 20-30 procent chorych, szczególnie tych ze skrajną postacią otyłości patologicznej, w przyszłości będzie musiała mieć ponownie przeprowadzony zabieg, jednak większość osób, jeśli będzie żyła zgodnie z zaleceniami wydanymi przez centrum leczenia otyłości, utrzyma utraconą masę ciała i pozbędzie się większości chorób towarzyszących. Dlatego niezbędne jest podjęcie trwałej współpracy z całym zespołem multidyscyplinarnym, w tym głównie z psychologiem oraz specjalistą żywienia. Większość ośrodków wymaga także corocznej kontroli pacjenta w zakresie odpowiedniej diagnostyki np. ponownej gastroskopii czy ponownych badań stanu odżywienia. Otyłość ma również znaczny związek z przebiegiem infekcji koronawirusem. Mianowicie ryzyko ciężkiego przebiegu Covid-19 i zgonu z jego powodu jest u otyłych pacjentów bardzo wysokie. Badanie populacyjne przeprowadzone we Francji wykazało, że ryzyko zgonu może w ich przypadku wzrosnąć o 150 procent, zatem jest 2,5-krotnie większe niż w przypadku chorych o prawidłowej masie ciała. Zakażenie, nawet jeśli przebiega łagodnie, wymaga izolacji. Ta z kolei sprzyja progresji otyłości. Jeżeli chodzi o szczepienia przeciwko Covid-19 osób z otyłością olbrzymią może istnieć duży problem, ponieważ ciężko jest określić, jak powinny być dawkowane u nich leki, a zatem również szczepionki. Trudno ocenić, jaka dawka będzie skuteczna aby pobudzić układ immunologiczny do wywołania odporności oraz jakie będzie bezpieczeństwo tego szczepienia w obliczu wielochorobowości. Jest to więc kolejny dowód na to, że przeprowadzanie operacji bariatrycznych jest bardzo ważne. Problemem, z jakim mierzy się chirurgia ogólna w warunkach pandemii, są utrudnienia w realizacji szkolenia specjalizacyjnego. W pierwszych tygodniach pandemii wywołanej koronawirusem w zasadzie nie miały miejsca kursy w trybie stacjonarnym, a obecnie odbywają się w ograniczonym zakresie. Podobnie zostały znacznie ograniczone możliwości odbywania obowiązkowych staży kierunkowych, zmniejszyła się liczba planowych zabiegów, a więc i procedur wykorzystywanych do szkolenia młodych chirurgów. Warto jednak dopatrzeć się pewnych pozytywów. Znaczna część działalności edukacyjno-szkoleniowej przeniosła się do sfery online. Nie skutkuje to stratą jakości, wiąże się natomiast ze znaczącym usprawnieniem procesu kształcenia rezydentów. Ponadto większą uwagę zwraca się na przestrzeganie reżimu sanitarnego, co przekłada się na mniejszą transmisję patogenów.Obecna sytuacja epidemiologiczna w Polsce zmieniła obserwowany od lat w chirurgii trend skracania czasu hospitalizacji pacjenta po przeprowadzeniu operacji planowej. W warunkach pandemii pobyt chorego w szpitalu uległ wydłużeniu, a także zwiększył się odsetek śmiertelności. Pierwsze tygodnie poświęcone były na organizacji udzielania świadczeń w warunkach zaostrzonego reżimu sanitarnego. Sporym wyzwaniem były braki kadrowe, zwłaszcza w sytuacjach, gdy personel lekarski lub pielęgniarski nie mógł pełnić swoich obowiązków z powodu choroby czy kwarantanny. Jeżeli chodzi o roboty da Vinci to na świecie operacje przeprowadza już niemal 6 tysięcy robotów chirurgicznych. W Polsce do dyspozycji jest tylko 14. Rynek robotyki cały czas się rozwija i z czasem będzie podłączanych coraz więcej robotów, w asyście których można będzie przeprowadzać coraz bardziej skomplikowane operacje. Lekarze korzystają z nich coraz chętniej, między innymi z uwagi na większe bezpieczeństwo, precyzję i mniejsze ryzyko powikłań pooperacyjnych. Atutem jest również to, że robot nigdy się nie męczy i może w zasadzie operować przez całą dobę. Przy rozwijającej się technologii zwiększania prędkości przesyłu danych można także operować na odległość, ograniczając konieczność przemieszczania się lekarzy między szpitalami czy miastami. W Polsce najszybciej do robotów przekonali się urolodzy, ale coraz więcej operacji przeprowadzają także ginekolodzy onkologiczni. W Polsce w ubiegłym roku w obszarze ginekologii przeprowadzono 12 procent wszystkich zabiegów w asyście da Vinci mających miejsce w polskich szpitalach. Dla porównania: operacje w obszarze urologii osiągnęły w ubiegłym roku około trzech czwartych wszystkich zabiegów. Lista zastosowań robotów da Vinci jest bardzo duża, zwłaszcza w ginekologii, a w ostatnich latach zyskują one dużą popularność zwłaszcza w leczeniu endometriozy, która dotyka szacunkowo nawet co dziesiątą kobietę. Robot da Vinci dzięki wysokiej precyzji i kamerze 3D o bardzo dużej rozdzielczości, pozwala bardzo dokładnie obserwować i zoperować chore narządy, usuwając ogniska endometriozy przy zachowaniu pełnego bezpieczeństwa pacjentki. Umożliwia operowanie w 10-krotnym powiększeniu, podczas gdy klasyczna laparoskopia oferuje jedynie czterokrotne. Jeżeli chodzi o związek między pandemią, a robotami wykorzystywanymi w chirurgii zalety chirurgii pozwala zachować ten dystans, ograniczyć liczbę personelu oraz zminimalizować uraz operacyjny. Wysoką skuteczność leczenia i komfort pacjentów łączy się z bezpieczeństwem. Robot da Vinci, kierowany przez specjalistę z niezależnej konsoli, pozwala ograniczyć jego kontakt z pacjentem do niezbędnego minimum, co umożliwia w bezpieczny sposób niesienie pomocy nawet w sytuacji, gdy osoba operowana bądź operująca są zakażone. W zabiegu robotowym chirurg zamiast kilkudziesięciocentymetrowego nacięcia wykonuje kilka mniejszych – jedno-, dwucentymetrowych, które umożliwiają wprowadzenie narzędzia. Pacjent nie traci krwi i rzadko wymaga przetoczenia. Ponieważ uraz jest minimalny, łatwiej znosi operację. Nawet po rozległych operacjach wstaje po kilku dniach z łóżka, w wielu przypadkach już na drugi dzień. Skróceniu ulega czas pobytu w szpitalu, szybciej zaczyna się rehabilitacja.
Od lat istnieje narastający problem braku kadry chirurgów. Na podstawie oficjalnych danych z Centrum Systemów Informacyjnych w Ochronie Zdrowia tylko w latach 2017 - 2019 ubyło aż 18,5 procent, czyli około 1000 chirurgów. Przyczyn jest kilka. Głównie chodzi o to, że starsi lekarze odchodzą na emerytury, a nie obserwuje się napływu chętnych do szkolenia w tej specjalizacji. Ze wstępnych danych wiadomo, że tylko w okresie pandemii COVID-19 odeszło z pracy na emeryturę kolejne około 10-15 procent lekarzy i nie ma ich kto zastąpić. Już trzeci rok z rzędu notuje się około 400 wolnych miejsc szkolenia specjalizacyjnego. Jeżeli chodzi o chirurgiczną asystę lekarza to pilotaż szkoleń w zakresie tej specjalizacji, jeśli projekt uzyska akceptację, może ruszyć jeszcze w tym roku. Program szkolenia specjalizacyjnego chirurgicznego asystenta lekarza oparty jest na doświadczeniach amerykańskich, kanadyjskich, ale przede wszystkim na wzorcach brytyjskich i holenderskich. Przede wszystkim chodzi o poprawę funkcjonowania opieki zdrowotnej w zakresie chirurgii ogólnej i innych dyscyplin, w których przeprowadza się zabiegi. Celem wprowadzenia nowego zawodu medycznego jest propozycja wsparcia pracy chirurgów, ich odciążenia od niektórych czynności czy obowiązków. Jest to ważne zwłaszcza teraz gdy obserwujemy gwałtownie narastający kryzys braku lekarzy specjalistów z zakresu chirurgii. Asystent lekarza nie zastępuje specjalisty, ma z nim współpracować komplementarnie np. pod nadzorem specjalisty chirurga. Zakres zadań i obowiązków asystenta lekarza w projekcie, nad którym toczą się aktualnie dyskusje jest dokładnie sprecyzowany. Wiele osób podkreśla, że to właśnie asystent lekarza ma największy bezpośredni kontakt z pacjentem na każdym etapie świadczenia usług medycznych - od przedoperacyjnej wizyty ambulatoryjnej, na etapie diagnostyki, przygotowania do operacji, asystowania do operacji, opieki pooperacyjnej, rehabilitacji, nadzoru ambulatoryjnego po operacji. Otyłość to jedna z najgroźniejszych chorób cywilizacyjnych XXI wieku. Jest przyczyną wielu poważnych schorzeń takich jak: nadciśnienie tętnicze, choroby układu sercowo-naczyniowego, czy cukrzyca. Ryzyko ciężkiego przebiegu Covid-19 i zgonu z jej powodu jest u takich chorych bardzo wysokie. Badanie populacyjne przeprowadzone we Francji wykazało, że prawdopodobieństwo zgonu może w ich przypadku wzrosnąć o 150 procent, jest zatem 2,5-krotnie większe niż w przypadku chorych o prawidłowej masie ciała. Jeżeli w przedziale BMI do 25 umiera 10 pacjentów, to przy założeniu, że zakażona jest taka sama liczba chorych wśród osób z chorobą otyłościową umrze 25 chorych. Jeżeli chodzi o pandemię, to na początku pandemii została ona całkowicie sparaliżowana, co wiązało się z kilkoma przypadkami z Iranu. Chorzy ulegli tam zakażeniu koronawirusem i u połowy z nich zanotowano bardzo ciężki przebieg infekcji. Dla specjalistów przeprowadzających operację bariatryczne była to informacja, aby nie ryzykować i wstrzymać operacje, które są przecież operacjami planowanymi. Obecnie jest w naszym kraju 15 ośrodków, w których przeprowadza się operacje bariatryczne. Pacjenci w większości przypadków nie oczekują na zabieg dłużej niż sześć miesięcy, i w tym czasie muszą przejść wszystkie wymagane procedury przygotowawcze. Trzeba jednak pamiętać, że niektóre ośrodki cieszą się większym zainteresowaniem i w nich kolejka na zabieg może być dłuższa. Z tego też może wynikać dłuższy niż pół roku czas oczekiwania. Pacjent nie powinien czekać zbyt długo, bo jego motywacja do zabiegu może osłabnąć W krajach, w których otyłość występuje częściej, obserwowana jest większa liczba zakażeń, ciężki ich przebieg i większa liczba zgonów. Na pewno jest to związane z wielochorobowością, bo nadmierna ilość kilogramów jest praprzyczyną wielu schorzeń, w szczególności cukrzycy typu 2 czy nadciśnienia tętniczego. Uważa się również, że sama otyłość prowadzi do wzmożonego stanu zapalnego w organizmie. Ewolucja chirurgii robotycznej jest w niezwykle ważnym momencie rozwoju, gdyż wielu potencjalnych konkurentów przygotowuje obecnie swoje rozwiązania do wprowadzenia na rynek. Rozwój chirurgii robotycznej niesie również szanse związane z nowym modelem kształcenia kadr medycznych, w szczególności chirurgów. Nowoczesne rozwiązania technologiczne optymalizują ruchy operatora, umożliwiają chirurgom bardziej komfortową pracę, pozwalają na poprawę pola widzenia i eliminację naturalnego drżenia mięśni, co przyczynia się do zawężenia obszaru interwencji chirurgicznej. Powiększenie daje chirurgowi wysokiej rozdzielczości widok obrazu 3D. W Polsce obecnych jest już 16 autoryzowanych systemów da Vinci. Na całym świecie obecnie około 3 procent wszystkich operacji to operacje wykonywane z użyciem robota. Barierę w dotychczasowym rozwoju rynku stanowiły wysokie koszty technologii. Na chwilę obecną w naszym kraju jest już około dwunastu robotów chirurgicznych. Według analiz jedno takie urządzenie powinno przypadać na milion pacjentów, żeby zbliżyć się do krajów takich jak Niemcy czy Włochy, ale postęp jest zauważalny. W Polsce barierą wciąż pozostaje brak finansowania ze środków NFZ dla procedur wykonywanych przy wsparciu robotów. Eksperci podkreślają, że największe szanse na dogonienie popularności da Vinci w ciągu najbliższych pięciu lat ma system Medtronic. Polski robot chirurgiczny mógłby być kilkakrotnie tańszy niż znany na całym świecie robot Da Vinci. Chociaż powstały już działające prototypy tego urządzenia, wciąż nie doczekał się on debiutu na rynku. To jakość wykonania zabiegu i bezpieczeństwo pacjenta jest ostatecznym wyznacznikiem sukcesu chirurgii robotycznej. Dlatego podstawowym warunkiem dalszego dynamicznego wzrostu tej dziedziny w Polsce jest odpowiedni system kształcenia kadr. Powstały różne wersje tego urządzenia- z niezależną podstawą, z dwoma ramionami, sterujący endoskopem, a nawet trójramienny, który może wykonywać pracę za dwóch kardiochirurgów i asystenta kierującego torem wizyjnym. Specjaliści opracowali taki system, umożliwiający to, że niektóre operacje można by było przeprowadzić przy pomocy jednej osoby, która znajduje się za konsolą i przełącza odpowiednio funkcje. Co więcej, narzędzia, które są montowane na tym robocie i każdym naszym następnym, były mechatroniczne, które można było zdjąć i włożyć w uchwyt w dłoni i sterować nimi jak mechatronicznymi narzędziami. Roboty znajdują zastosowanie nie tylko w kardiochirurgii. Lekarze z Chin za pomocą narzędzi stworzonych do przeprowadzania zdalnie zabiegów chirurgicznych wszczepili urządzenie stymulujące do mózgu pacjenta z chorobą Parkinsona. Odległość między operującym lekarzem, a pacjentem wynosiła ponad 3 tysiące kilometrów. W roku 2020 45 operatorów przeprowadziło w Polsce 1700 operacji w asyście robota chirurgicznego. Najczęściej była to prostatektomia. W ubiegłym roku wszystkich takich operacji przeprowadzono około 2,5 tysięcy, z czego publicznych było około 1100, a komercyjnych 1400. W obecnym roku ich liczba może osiągnąć trzy tysiące, a stosunek publiczne/prywatne będzie bardzo zbliżony. Udowodniono naukowo, że po tego rodzaju operacji pacjenci krócej przebywają w szpitalu, zmniejszona jest utrata krwi i ryzyko transfuzji, krótszy jest powrót do pełnej aktywności życiowej, niższy jest odsetek powikłań wczesnych i śródoperacyjnych, że także wyniki czynnościowe, szczególnie określane w pierwszym roku po operacji, są lepsze. Największą grupę chirurgów ogólnych tworzą lekarze po 70 roku życia. To sytuacja niepokojąca i niebezpieczna. Chirurg potrzebuje kilkunastu lat pracy w zawodzie, aby być samodzielny. Wiek 45-55 lat to najlepszy okres w jego karierze. Pod wypływem pandemii COVID-19 opieka zdrowotna zmienia się w znaczny sposób. Powrót do tego, co kiedyś uważaliśmy za „normalne” będzie wymagał zmierzenia się z wieloma wyzwaniami. Dodatkowo dochodzą nowe wyzwania związane z narosłym w czasie pandemii długiem zdrowotnym. Jedną z szans na przezwyciężenie tych trudności stanowi dynamicznie rozwijająca się chirurgia robotyczna. Pandemia wywołana koronawirusem nie pozostała bez wpływu na tempo rozwoju rynku chirurgii robotycznej. Niezależnie jednak od ograniczeń wynikających z pandemii rynek zanotował wzrosty.
Powszechnie wiadomo, że zawód chirurga jest zawodem szczególnie obciążającym nie tylko psychicznie ale i fizycznie. Wielokrotnie dowiedziono, że zawód lekarza jest jedną z profesji o największym ryzyku samobójstwa. Podobną tendencję obserwowano również w innych krajach. Praca w tak wymagającym zawodzie wymaga nie tylko szczególnej uwagi i skrupulatności na każdym kroku ale również ustawicznego podnoszenia swoich umiejętności i zdobywania nowej wiedzy. Chirurg spotyka się w pracy prawie wyłącznie z ludźmi chorymi, niekiedy nieuleczalnie, co składa się na codzienne obcowanie ze śmiercią, cierpieniem i bólem. Nie bez znaczenia jest obciążenie nadmierną presją i oczekiwaniami ze strony pacjenta i jego rodziny. Część pacjentów, a zwłaszcza ich rodzin prezentuje postawę roszczeniową, wynikającą z niewłaściwych stereotypów postrzegania lekarzy i systemu ochrony zdrowia lub będącą formą obrony przed chorobą. Nieustanne zagrożenie popełnieniem błędu, którego skutki będą nieodwracalne i szkodliwe dla innych zmuszają chirurgów do ciągłej uwagi. Brak w naszym kraju obowiązujących standardów postępowania w poszczególnych sytuacjach klinicznych zmusza chirurgów do ciągłego działania z odpowiednią asekuracją, czasami trudną do pogodzenia z koniecznością natychmiastowego podejmowania decyzji. Ustawodawca nakłada na lekarzy, jako na jedną z dwóch grup zawodowych (obok ratowników medycznych), obowiązek ustawicznego kształcenia, zawarty w ustawie o zawodzie lekarza, stąd konieczność ciągłego aktualizowania szybko rozwijającej się wiedzy i używania olbrzymiego jej zasobu w sytuacjach stresowych. Szczególnie w chirurgii istnieje konieczność bezzwłocznego podejmowania kluczowych decyzji– w sytuacjach zagrożenia życia trzeba często bez czasu do namysłu podejmować działania decydujące o ludzkim życiu. Dodatkowo zauważalne jest ciągłe współzawodnictwo i rywalizacja, co wynika z wysokich aspiracji i ambicji. Zazwyczaj zachodzi konieczność współpracy w wieloosobowym zespole operacyjnym, złożonym z jednostek o różnych temperamentach, które muszą wzajemnie się uzupełniać. Dodatkowo występuje konieczność spełnienia wysokich oczekiwań przełożonych. Powolne i często nieefektywne wprowadzanie informatyzacji w ochronie zdrowia oraz asekuracyjna polityka wewnątrzszpitalna powodują, że chirurdzy poza pracą na bloku operacyjnym muszą zmagać się z nadmiernie rozbudowaną dokumentacją medyczną wymagającą wypełniania licznych dokumentów. Do tego dochodzą obciążenia fizyczne związane z nadmierną liczbą godzin pracy w tygodniu. Kontrola NIK wskazała zatrudnienie lekarzy w formie umów cywilno-prawnych jako sposobu na omijanie przepisów kodeksu pracy dotyczących czasu odpoczynku. Stałe zagrożenie stanowi deficyt snu związany z dyżurami nocnymi. Jednocześnie istnieje potrzeba ciągłego utrzymania pełnego skupienia i koncentracji, również podczas wielogodzinnych interwencji zabiegowych zwykle w pozycji stojącej, czasem dodatkowo w niewygodnej i/lub nieergonomicznej pozycji w zamkniętym pomieszczeniu, zwykle bez okien, przy sztucznym oświetleniu i towarzyszącym operacjom napięciu emocjonalnym. Jednocześnie częstym zjawiskiem jest nieregularne i nieprawidłowe odżywianie związane z dyżurowym systemem pracy. Do tego dochodzi konieczność połączenia pracy zawodowej z obowiązkami życia osobistego i rodzinnego, m.in. prowadzeniem domu i wychowaniem dzieci, szczególnie wśród młodszych adeptów chirurgii. Wydaje się, że tak liczne niekorzystne czynniki muszą wywierać wpływ nie tylko na zdrowie ale również na długość życia chirurga. Należałoby się zastanowić, czy w sposób istotny skracają czas życia chirurga i czy wpływ ten jest różny dla obu płci. Biorąc pod uwagę powyższe uwarunkowania szczególnie negatywny wpływ powinien dotyczyć lekarzy specjalności zabiegowych oraz pracujących w szpitalach ze względu na dyżurowy tryb pracy oraz jej uwarunkowania, natomiast w mniejszym stopniu lekarzy innych specjalizacji, którzy nie pełnią dyżurów medycznych. Problem średniej długości życia lekarzy w Polsce nie został dotychczas kompleksowo zbadany w skali całego kraju. Pojawiły się jedynie pojedyncze prace próbujące zanalizować sytuację w poszczególnych okręgowych izbach lekarskich. Powszechnie wiadomo, że osoby z wyższym wykształceniem żyją dłużej od osób słabiej wykształconych. W przypadku Polski bardzo dobrze obrazuje to raport „Społeczne nierówności w zdrowiu w Polsce” opublikowany przez WHO w 2012 roku. Według tego raportu poziom wykształcenia stanowi jeden z najważniejszych czynników różnicujących stan zdrowia ludności. Wyraźna różnica w długości dalszego trwania życia w zależności od poziomu wykształcenia dotyczy zarówno kobiet, jak i mężczyzn. Przy czym im niższy poziom wykształcenia tym gradient ten jest większy. Przeciętna długość życia mężczyzn z wykształceniem pomaturalnym lub wyższym była w roku 2002 aż o 13,1 roku dłuższa niż mężczyzn z wykształceniem podstawowym. Dla kobiet analogiczna różnica wynosiła 9 lat, czyli była nieco niższa. Według raportu WHO podstawowe przyczyny, które powodują dłuższe życie osób z wyższym wykształceniem to zdrowszy styl życia (osoby te są świadome czynników ryzyka oraz znają zwykle zasady zdrowego stylu życia), wyższe dochody pozwalające na zdrowszą dietę, lepsze warunki pracy (zwykle osoby z wyższym wykształceniem nie wykonują wyniszczającej pracy fizycznej. Wydaje się, że znaczenie ma również większa popularność uprawiania sportu i regularnej aktywności fizycznej wśród osób wykształconych. Jednocześnie autorzy zauważają, że w Polsce w latach 2002-2007 odsetek osób z wyższym wykształceniem wzrósł z 11,1% do 16,5%. Zaskakująca na tym tle jest sytuacja chirurgów, którzy mimo wyższego wykształcenia, żyją istotnie krócej niż przewidywana średnia długość trwania życia dla osób o podobnym poziomie wykształcenia. Średni czas przeżycia chirurgów-mężczyzn jest na poziomie oczekiwanej długości życia osób ze średnim wykształceniem, zaś w przypadku kobiet – na poziomie wykształcenia podstawowego (sic!). Wydaje się również, że przedstawione przez WHO powody dłuższego życia osób z wyższym wykształceniem zwykle nie odnoszą się do ogółu pracujących chirurgów. Charakter pracy powoduje, że odżywianie się przebiega w sposób nieregularny, wycieńczająca praca fizyczna połączona z wysiłkiem umysłowym i emocjonalnym powoduje zmęczenie, zniechęcające do podejmowania regularnej aktywności fizycznej. Dzieje się tak mimo pełnej świadomości chirurgów właściwych zachowań prozdrowotnych. Ciągły stres, wysiłek i znaczne obciążenie obowiązkami zawodowymi negatywnie wpływają na zdrowie chirurga i mogą w efekcie przyczyniać się do skrócenia życia. Różnice w długości życia zależne od poziomu wykształcenia występują właściwie we wszystkich krajach Unii Europejskiej. Według analizy obejmującej 22 kraje unijne przeprowadzonej przez WHO w Polsce różnice te są podobne jak w Czechach czy na Węgrzech, natomiast większe niż w wysokorozwiniętych krajach zachodnich. Podobnie sytuacja wygląda w Stanach Zjednoczonych – na podstawie danych z narodowych rejestrów stwierdzono nie tylko, że osoby z wyższym wykształceniem żyją dłużej, ale również to, że w ostatnich latach różnica w długości życia pomiędzy wysoko i niżej wykształconymi jeszcze wzrosła. Nie ulega zatem wątpliwości, że wyższe wykształcenie, a takim jest przecież wykształcenie lekarzy sprzyja dłuższemu życiu. Zostało to zresztą potwierdzone w różnych krajach dla populacji lekarzy. Co jednak ciekawe wyniki nieco różniły się w zależności od zamożności danego kraju – w krajach wysoko rozwiniętych zwykle lekarze żyli dłużej, natomiast w krajach uboższych sytuacja wyglądała odwrotnie. W piśmiennictwie można odnaleźć stosunkowo niewiele badań analizujących średnią długość życia lekarzy. Frank i wsp. jako główną przyczynę dłuższego życia lekarzy w USA podawał zdrowszy tryb życia lekarzy, wynikający z ich wiedzy o etiologii chorób oraz znajomości zasad zdrowego stylu życia. Dodatkowo uposażenie lekarzy w Stanach Zjednoczonych zapewnia tej grupie zawodowej wysoki status materialny. Odwrotna zależność występuje natomiast w Indiach – w badaniu opartym na analizie danych z systemu ubezpieczeń społecznych obejmujących ponad 16 500 należących do tego systemu lekarzy z całych Indii wykazano, że średnia długość życia lekarzy w latach 2005-2010 wynosiła 55-59 lat podczas gdy średnia dla przeciętnych hindusów wynosiła w tym okresie 69-72 lata, czyli lekarze żyli zdecydowanie krócej. Wydaje się, że powszechne w Polsce zjawisko niedofinansowania sektora zdrowotnego, wpływając na niższe uposażenie chirurgów, zmusza wielu kolegów do podejmowania dodatkowego zatrudnienia i jeszcze większego obciążenia pracą. Ambicje zawodowe i społeczne zmuszają wielu chirurgów do poszukiwania środków do zdobycia i utrzymania satysfakcjonującego poziomu materialnego, co niestety zwykle wiąże się z rosnącą liczbą przepracowanych godzin, zwykle ponad przyjęte normy. Lekarze są grupą zawodową o dosyć niejednorodnej charakterystyce – znacząco inaczej wygląda praca lekarza rodzinnego czy lekarza ambulatoryjnej opieki specjalistycznej a inaczej lekarza pracującego w lecznictwie zamkniętym. Podstawowe różnice dotyczą przede wszystkim ilości godzin pracy w tygodniu oraz pracy w nocy. Wiadomo, że w Polsce lekarze pracują za dużo – dyrektorzy placówek medycznych próbują rekompensować niedobory personelu zwiększoną ilością godzin pracy, zwłaszcza lekarzy. Kontrola Państwowej Inspekcji Pracy w 2011 roku wykazała, że w jednym z kontrolowanych publicznych zakładów opieki zdrowotnej lekarz oddziału zabiegowego świadczył nieprzerwanie usługi przez 103 godziny i 35 minut bez wymaganego odpoczynku. W innym zakładzie opieki zdrowotnej lekarz, również oddziału zabiegowego, pozostawał na dyżurze nieprzerwanie przez cztery doby. Wspomniana kontrola wykazała również, że prawie co czwarty pracodawca nie zapewnia pracownikom (w tym chirurgom) wymaganego odpoczynku dobowego, a w 11% kontrolowanych podmiotów wymaganego odpoczynku tygodniowego. W ramach tej samej kontroli ujawniono ponadto, że pracodawcy stosują sposoby omijania przepisów pracy – przez tych samych pracowników praca jest świadczona na podstawie kilku stosunków prawnych (np. umowa o pracę i umowa cywilno-prawna). Anonimowa ankieta przeprowadzona wśród 100 lekarzy wykazała, że tylko 15%deklaruje czas pracy około 8 godzin dziennie, 33% pracuje około 12 godzin dziennie a 19% - nawet 14 godzin dziennie (czyli 85% lekarzy deklaruje pracę dobową dłuższą niż typowe dla innych zawodów 8 godzin). Wpływ na tę sytuację ma niewątpliwie odczuwalny na rynku niedobór specjalistów. W Polsce przeciętnie przypada 22 lekarzy na 10 tysięcy mieszkańców, podczas gdy średnia dla krajów Unii Europejskiej wynosi 31 medyków na 10 tysięcy mieszkańców. W wielu pracach udowodniono wpływ długiego czasu pracy na odczucie stresu wśród lekarzy – negatywnych skutków stresu doświadczają chirurdzy, którzy pracują powyżej 72 godzin tygodniowo, przy czym są one odczuwalne zarówno fizycznie jak i psychicznie. Dodatkowo w tej analizie stwierdzono, że długi czas pracy działa niekorzystnie na zdolności psychofizyczne oraz umiejętność utrzymania koncentracji. Autorzy wykazali, że osoby pracujące dłużej niż 40 godzin tygodniowo popełniają więcej błędów, są mniej uważne i gorzej przetwarzają informacje. Według metaanalizy opublikowanej w Lancet, w której przeanalizowano dane 603 838 mężczyzn i kobiet stwierdzono, że osoby pracujące powyżej 55 godzin tygodniowo mają w porównaniu do osób pracujących poniżej 40 godzin tygodniowo o 13% większe ryzyko incydentów wieńcowych oraz o 33% większe ryzyko udarów mózgu. Podobne wyniki przyniosło duże brytyjskie badanie Whitehall II badające wpływ pracy w nadgodzinach na incydenty wieńcowe. Wykazano mianowicie, istotny wpływ na występowanie zakończonych i niezakończonych zgonem incydentów wieńcowych u osób pracujących 3-4 nadgodziny dziennie (trend ten był coraz bardziej wyraźny wraz z ilością przepracowanych nadgodzin). Autorzy wykazali również, że przewlekły stres wynikający z nadmiernej ilości godzin pracy jest związany z czterokrotnym wzrostem ilości incydentów sercowo-naczyniowych. Opierając się na tym badaniu można stwierdzić, że nieregularna praca przez wiele godzin w tygodniu szczególnie niekorzystnie wpływa na zdrowie (a więc i na długość życia) u kobiet. Warto zauważyć, że efekt ten był widoczny już u osób pracujących 41-50 godzin w tygodniu natomiast w naszym kraju zdarzają się lekarze pracujący ponad 100 godzin w tygodniu. Kolejnym istotnym czynnikiem wpływającym na zdrowie lekarzy jest przewlekły stres związany z wykonywanym zawodem. Zawód lekarza znajduje się na 9 miejscu na liście 100 najbardziej stresogennych zawodów w Polsce a za najbardziej stresogenne specjalizacje uznaje się anestezjologię i intensywną terapię, chirurgię, położnictwo i ginekologię, urologię i medycynę ratunkową (łącznie wśród dziesięciu uznawanych za najbardziej stresogenne specjalizacje znalazło się dziewięć specjalizacji zabiegowych oraz anestezjologia). Najbardziej stresogenną specjalizacją okazała się anestezjologia (99% stres duży lub bardzo duży) oraz chirurgia (93% stres duży lub bardzo duży) natomiast najmniej stresogenna była audiologia i foniatria (3% stres średni i duży) oraz medycyna rodzinna (31% stres duży i bardzo duży). Ciekawe wnioski wysunęła Halina Kulik na podstawie badania przeprowadzonego wśród 197 lekarek. Ponad 90%ankietowanych stwierdziło, że wykonywanie zawodu lekarza ma bardzo duży wpływ na ich życie pozazawodowe, szczególnie podkreślały znaczenie dyżurowego systemu pracy, który powoduje, że nie mają odpowiednio dużo czasu dla dzieci, domu czy rodziny. Ponadto lekarki są bardzo narażone na zaburzenia nerwicowe – same lekarki wymieniają nerwicę jako najczęstsze schorzenie związane z pracą (prawie chorobę zawodową). W przypadku chirurgów jest to o tyle istotne, że obserwuje się obecnie wzrost zainteresowania kobiet tą specjalnością. Większe obciążenie kobiet w wykonywaniu tego zawodu powoduje, że wśród chirurgów zaciera się różnica w średniej długości życia pomiędzy mężczyznami a kobietami, która jest tak wyraźna w populacji ogólnej. Ponad połowa chirurgów w Polsce ma powyżej 50 lat. Dla uniknięcia, a właściwie minimalizacji kryzysu kadrowego w chirurgii ogólnej niezbędny jest wzrost nakładów na sektor zdrowotny, w tym na kształcenie personelu, uposażenia lekarzy i wyposażenie placówek. Działania te są o tyle pilne, że wkrótce może zabraknąć kadry mogącej wykształcić kolejne pokolenie chirurgów. Wymaga to kolejnych szeroko zakrojonych, wielokierunkowych działań organizacyjnych. Niewątpliwie ograniczeniem powyższej analizy są różne sposoby szacowania średniej długości trwania życia przez GUS względem przedstawionych wyliczeń w przypadku chirurgów. Jednak z powodu braku jednolitej metody badawczej mogącej znaleźć zastosowanie w obu grupach, wydaje się, że przestawione szacunki właściwie przedstawiają zauważalne w środowisku chirurgów zjawiska. Dodatkowo należy zwrócić uwagę, że przedstawione wnioski są zbieżne z obserwacjami z innych krajów o podobnym poziomie ekonomicznym. Należy oczekiwać, że poprawa wskaźników długości życia chirurgów może nastąpić dopiero po wprowadzeniu rozwiązań organizacyjnych i ekonomicznych funkcjonujących w systemie ochrony zdrowia w krajach zachodnich.( publikacja: Kryspin Mitura i wsp.)