Dotąd lecząc skrajne przypadki padaczki skroniowej, w której dominującą rolę odgrywa hipokamp, lekarze musieli przewiercać się przez czaszkę. Nietrudno się domyślić, że to niebezpieczna operacja z długim okresem rekonwalescencji. Na szczęście 5 lat temu naukowcy z Vanderbilt University zaczęli myśleć o mniej inwazyjnej metodzie dostawania się do nisko położonego ogniska padaczkowego przez policzek. Operatorem miał być pneumatyczny robot, przystosowany do działania w silnym polu magnetycznym generowanym przez skaner do rezonansu magnetycznego. Wymagało to także stworzenia igły ze stopu metali z pamięcią kształtu.

Amerykanie opracowali już prototyp. David Comber zaprezentował go na Fluid Power Innovation and Research Conference w Nashville. Niklowo-tytanowa 1,14-mm igła działa jak ołówek automatyczny z koncentrycznymi rurkami, z których część jest wykrzywiona. Za pomocą sprężonego powietrza jest ona wprowadzana w milimetrowych etapach, co pozwala chirurgowi śledzić przebieg zabiegu na MRI.

Szef projektu prof. Eric Barth podkreśla, że następnym etapem badań będą testy na zwłokach. Wg niego, platforma trafi do sal operacyjnych w następnej dekadzie.

Barth to ekspert od kontroli systemów pneumatycznych. Autorem systemu sterowalnych igieł chirurgicznych jest zaś prof. Robert Webster. Rozmawialiśmy kiedyś z Erikiem na korytarzu, gdy zdaliśmy sobie sprawę, że jego doświadczenie w pneumatyce można świetnie odnieść do warunków MRI i że można je połączyć ze sterowalnymi igłami, nad którymi ja pracowałem - opowiada Webster.

Po rozmowach z neurochirurgiem Josephem Neimatem panowie stwierdzili, że system najlepiej nadaje się do operowania ognisk padaczkowych. Dowiedzieli się od kolegi, że obecnie dojście przez policzek stosuje się przy implantowaniu elektrod, by śledzić aktywność mózgu i lokalizować źródło napadów padaczkowych. Ponieważ za pomocą prostej igły nie można się do niego dostać, chirurdzy muszą się później przewiercać przez czaszkę.

Comber i Barth towarzyszyli Neimatowi w operacjach, by zrozumieć, jak ich urządzenie powinno działać.

Systemy, które dziś mamy, pozwalają wprowadzać sondy do mózgu, [ale] radzą sobie tylko z liniami prostymi i są naprowadzane wyłącznie ręcznie. Mając system z zakrzywioną igłą i nieograniczonym dostępem, moglibyśmy wykonywać minimalnie inwazyjne operacje. Przeprowadzalibyśmy poważne zabiegi, wkłuwając po prostu igłę z policzka - wyjaśnia Neimat.

Inżynierowie tak zaprojektowali system, że jego większą część da się uzyskać za pomocą druku 3D. Oznacza to, oczywiście, stosunkowo niskie ceny.



Źródło: www.kopalniawiedzy.pl