Prawie 500 zarzutów usłyszała lekarz stomatolog z powiatu pszczyńskiego. Przestępcza działalność dentystki polegała na przedkładaniu w Narodowym Funduszu Zdrowia raportów za rzekomo zrealizowane świadczenia oraz wniosków o refundację leczenia, za które pacjenci już zapłacili. Wartość strat śląskiego oddziału funduszu wyliczono na kwotę przeszło 26 tys. złotych, straty finansowe pacjentów wyniosły natomiast blisko 10 tys. złotych.
Pierwsze sygnały dotyczące bezprawnej działalności dentystki, pszczyńscy policjanci odnotowali jeszcze w styczniu 2015 roku. Jak tylko ustalili, że świadcząca usługi stomatolog może stosować nielegalne praktyki rozliczeniowe z pacjentami i NFZ, postanowili przyjrzeć się bliżej tej sprawie. Chcąc dotrzeć do pokrzywdzonych, śledczy musieli jednak zweryfikowali tysiące dokumentów oraz przesłuchać kilkaset pacjentów. Żmudna oraz niezwykle drobiazgowa praca doprowadziła do ustalenia 496 świadków i 87 pokrzywdzonych. Większość zarzutów dotyczyło sytuacji, kiedy w rzeczywistości leczenie odbywało się w ramach wizyt prywatnych i pełnopłatnych, a dentystka w przekazanych dokumentach wnioskowała o refundację. W ten sposób za jedną usługę miała płacone dwukrotnie. Zdarzały się też przypadki, kiedy przesłuchiwane osoby nie potwierdzały wykonania wykazanych przez lekarkę świadczeń do Narodowego Funduszu Zdrowia. Przykładowo, w rozliczeniach potwierdzane było leczenie ubytków, a w rzeczywistości zabiegi takie w ogóle nie miały miejsca.
Policjanci ustalili, że kobieta swój przestępczy proceder prowadziła od stycznia 2015 roku. Ostatni przedstawiony jej zarzut dotyczył czynu, do którego doszło w listopadzie 2017 roku. W sumie, usłyszała 492 zarzuty. Nie przyznała się do zarzucanych jej czynów. Za ich popełnienie może jednak spodziewać się nawet do 8 lat pozbawienia wolności.
Komentarze
[ z 5]
Aż 500 zarzutów... Narodowy Fundusz Zdrowia nie jest w stanie kontrolować wszystkich podmiotów świadczących refundowane usługi.
Lekarze wpisują w dokumentację medyczną koszty leczenia, którego nie wykonali. Najwięcej oszustw dotyczy leczenia w poradniach specjalistycznych. Łodzianka złamała rękę. W szpitalu założono jej opatrunek gipsowy i zalecono konsultację ortopedyczną. Pacjentka umówiła się zatem na wizytę kontrolną. Ortopeda obejrzał zdjęcie rentgenowskie na płycie, powiedział, że wszystko jest w porządku i odesłał do domu. Kobieta któregoś dnia zalogowała się na swoim koncie w Zintegrowanym Informatorze Pacjenta (ZIP) i była zdumiona tym, co zobaczyła w swojej dokumentacji medycznej. Ortopeda wpisał, że zmienił kobiecie opatrunek gipsowy za 85 zł. Podczas kolejnej wizyty kobieta wykazała lekarzowi oszustwo, a on najwidoczniej poczuł skruchę, bo nie podliczył już tej wizyty, mimo że tym razem faktycznie zmienił gips. Bądźmy czujni, kontrolujmy nasze dokumentacje medyczne. Dlaczego lekarze mają wzbogacać się naszym kosztem? Sprawdzajmy ZIP, dotyczy to zwłaszcza osób starszych, które bardzo często korzystają z pomocy lekarzy. Okazuje się, że takich przypadków nie brakuje. Oszustwa lekarzy, poradni, gabinetów, a nawet szpitali udaje się wykryć dzięki zgłoszeniom pacjentów. Nieprawidłowości zaczęły wychodzić na jaw po uruchomieniu Zintegrowanego Informatora Pacjenta (ZIP), czyli ogólnopolskiego serwisu, w którym pacjenci mogą sprawdzić historię swojego leczenia i finansowanie go przez NFZ. To przecież chorzy najlepiej wiedzą, na jakie schorzenia się leczyli. Pacjenci widzą na swoim koncie procedury, których nie wykonano, np. badanie dna oka podczas wizyty u okulisty, kiretaż lub podanie znieczulenia u stomatologa albo np. zdjęcie szwów u chirurga. Część zgłoszeń dotyczy podwójnego finansowania leczenia - pacjent płaci za coś z własnej kieszeni i płaci także NFZ. Jeśli chory ma rachunek za daną usługę, może liczyć na zwrot pieniędzy. Ponadto, pacjenci zgłaszają też, że badanie, które opłacił NFZ, było zlecone (i opłacone) przez ich zakład pracy w ramach medycyny prac... Jeśli pacjent zauważy, że poradnia rozliczyła z NFZ leczenie, które się nie odbyło, może złożyć skargę do Narodowego Funduszu Zdrowia. Sprawa zostanie wyjaśniona z poradnią na podstawie dokumentacji medycznej pacjenta.
Nieestety, w warunkach stworzonych przez nieprzemyślaną organizację i nieprawidłową wycenę lekarze czują się zwolnieni z odpowiedzialności za zdrowie pacjenta. Jedno z wielu patologicznych rozwiązań ujawnionych przez lekarza: kompleksowe leczenie udarów mózgu. Według NFZ ma trwać powyżej siedmiu dni. Ale są osoby, które po trzech dniach mogłyby wyjść do domu. Nie można ich wypisać, bo szpital na tym traci. Trzymanie ich na oddziale, by uzyskać punkty za kompleksowe leczenie powyżej siedmiu dni, jest nie tylko niczym nieuzasadnione, ale może nawet być groźne z powodu ryzyka infekcji wewnątrzszpitalnej. Podobnych absurdów jest wiele. Doprowadziły do tego, że pacjenci narzekają na lekarzy, lekarze zaś traktują NFZ jak wroga publicznego numer jeden. Lekarz podsumowuje: system jest kryminogenny i na pewno nie ma na celu zdrowia pacjentów. Choć pieniędzy na leczenie wydaje się więcej, pacjentom jest coraz gorzej. Kolejny przykład, tym razem z mediów - mieszkanka Katowic bardzo mocno się zdziwiła, po tym jak skorzystała z Zintegrowanego Informatora Pacjenta, dzięki któremu można sprawdzić historyczne dane o swoim leczeniu. Okazało się nagle, że jej dziecko było długoletnim pacjentem poradni logopedycznej, podczas gdy była tam z nim raptem dwa razy. W ten sposób lekarka wyłudziła z NFZ aż ćwierć miliona złotych, a to nie jest nawet największa suma! Dzięki Zintegrowanemu Informatorowi Pacjenta (ZIP) możemy sprawdzić historię swoich odwiedzin. W Systemie powinny być wszystkie informacje od 2008 r. Od kiedy tylko istnieje pacjenci wykrywali nieprawidłowości w swoich historiach, często były to po prostu błędu w numerze pesel. Jednak zdarzają się przypadki celowych oszustw. Fundusz podjął kroki. Początkowo placówka twierdziła, że po prostu doszło do błędów w sporządzaniu raportów. Jednak w trakcie postępowania kontrolerzy odkryli, że pacjentów, którymi przypisywano wizyty, które nie miały miejsca, było kilkudziesięciu. Sprawą zajęła się prokuratura. Okazało się, że od września 2010 r. do końca 2016 r. poradnia zgłosiła 10,7 tys. wizyt, z których naprawdę odbyło się tylko 3 tys.! Właścicielce poradni postawiono zarzut wyłudzenia łącznie ok. 250 tys. zł. To nawet nie jest rekord. Trzy lata temu poradnia okulistyczna spod Sieradza musiała zwrócić NFZ 3,5 mln zł za bagatela 46 tys. fikcyjnych porad. To oszustwo także wykryto dzięki ZIP. Do tej pory zakończono 1311 postępowań, w 652 przypadkach zgłoszenia uznano za zasadne. Roszczenia opiewały na łączną kwotę 76,2 mln zł, a udało się odzyskać 72,4 mln zł. NFZ postanowił przekazać 26 zgłoszeń o podejrzeniu popełnienia przestępstwa. NFZ podejrzewa, że wiele fikcyjnych wizyt wciąż może się kryć na kontach osób, które do tej pory nie zdecydowały się skorzystać z systemu. Aczkolwiek nawet, jeśli byłoby ich na dwukrotnie większą kwotę, to w stosunku do całego budżetu - ok. 77 mld zł, nie jest to dużo. Być może oszustw byłoby mniej, gdyby w pełni wdrożono już plany cyfryzacji służby zdrowia. Na przestrzeni ostatniej dekady udało się wprawdzie wdrożyć system e-pacjent, który pozwala na zarejestrowanie wizyty u lekarza przez internet, ale wciąż nie wszędzie działa perfekcyjnie, albo nawet daleko od stanu satysfakcjonującego. Przychodnie wprowadzają często limity, albo po prostu nie mówią o tym, że istnieje taka możliwość, stąd pacjenci nie wiedzą, że nie muszą wstawać bladym świtem by odstać swoje w kolejce. System e-zwolnień ma wejść w pełni w życie 1 grudnia 2018 r., Obecnie tylko 9 proc. oświadczeń wystawianych jest w ten sposób. W założeniu ma on nie tylko wiele rzeczy ułatwić, zarówno dla pacjenta i lekarza, ale także, ukróci proceder wyłudzeń zwolnień lekarskich...
Niestety, w każdym zawodzie zdarzają się oszuści. Z medycyną nie jest inaczej - w końcu praca jak każda inna. Nieuczciwi lekarze wystawiają rachunek za prywatną wizytę pacjentowi, a później NFZ płaci z naszych składek. W oddziałach wojewódzkich Narodowego Funduszu Zdrowia pacjenci odkrywają, że lekarze wyłudzają od nich pieniądze. Chory najpierw sam płaci za leczenie, a później placówka dostaje za tę samą usługę pieniądze z NFZ. W skali kraju możemy mieć do czynienia z oszustwami rzędu milionów złotych, choć może być to dopiero wierzchołek góry lodowej. O podwójnej płatności (na NFZ idzie 9 proc. naszych pensji brutto) przekonał się mąż pacjentki, której dziecko zmarło w trakcie porodu w rzeszowskim prywatnym szpitalu Pro-Familia. Mężczyzna poszedł do oddziału NFZ, żeby przejrzeć historię choroby żony. Badania ciężarnej zrefundował fundusz, a oprócz tego ginekolog z tej kliniki pobrał od niej kilkaset złotych... Podobne skutki nieuczciwości lekarza odczuła pacjentka Centrum Ortopedycznego Osteon w podwarszawskim Legionowie. Lecznica ta wystawiła kobiecie rachunek na 9 tys. zł, po czym zainkasowała dodatkowo pieniądze za usługę w ramach kontraktu z NFZ. Podobne przypadki zostały wykryte również w Gdańsku i Łodzi. Niestety, urzędnicy NFZ bez skargi pacjenta nie zweryfikują, że ten zapłacił za refundowaną usługę. Oszustwo, tak jak to w Rzeszowie, najczęściej wychodzi na jaw przez przypadek. O wyłudzenia łatwo zwłaszcza w gabinetach stomatologicznych. Część ich usług jest refundowana, a inne nie, nietrudno zatem wprowadzić nieświadomego pacjenta w błąd. Pacjenci w tym roku dostali dostęp online do bazy NFZ, czyli do Zdrowotnego Informatora Pacjenta (ZIP). Każdy już dzisiaj może sprawdzić, z jakich usług w publicznej służbie zdrowia korzystał i ile to kosztowało. ZIP ujawni jeszcze więcej niespodzianek niż e-WUŚ ( czyliprogram, który pozwala sprawdzić, czy pacjenci mają ubezpieczenie), bo ludzie zorientują się np., że nigdy nie byli u lekarza, który pobrał za nich pieniądze. I tak właśnie publiczne pieniądze wyciekają, bo przepisy nie zobowiązują lecznic do upubliczniania, na jakie usługi podpisały kontrakty z NFZ. W efekcie chorego można bardzo łatwo oszukać. Bez większej aktywności samych pacjentów szanse na zatrzymanie tego procederu są marne....
Niestety, w każdym zawodzie zdarzają się oszuści. Z medycyną nie jest inaczej - w końcu praca jak każda inna. Nieuczciwi lekarze wystawiają rachunek za prywatną wizytę pacjentowi, a później NFZ płaci z naszych składek. W oddziałach wojewódzkich Narodowego Funduszu Zdrowia pacjenci odkrywają, że lekarze wyłudzają od nich pieniądze. Chory najpierw sam płaci za leczenie, a później placówka dostaje za tę samą usługę pieniądze z NFZ. W skali kraju możemy mieć do czynienia z oszustwami rzędu milionów złotych, choć może być to dopiero wierzchołek góry lodowej. O podwójnej płatności (na NFZ idzie 9 proc. naszych pensji brutto) przekonał się mąż pacjentki, której dziecko zmarło w trakcie porodu w rzeszowskim prywatnym szpitalu Pro-Familia. Mężczyzna poszedł do oddziału NFZ, żeby przejrzeć historię choroby żony. Badania ciężarnej zrefundował fundusz, a oprócz tego ginekolog z tej kliniki pobrał od niej kilkaset złotych... Podobne skutki nieuczciwości lekarza odczuła pacjentka Centrum Ortopedycznego Osteon w podwarszawskim Legionowie. Lecznica ta wystawiła kobiecie rachunek na 9 tys. zł, po czym zainkasowała dodatkowo pieniądze za usługę w ramach kontraktu z NFZ. Podobne przypadki zostały wykryte również w Gdańsku i Łodzi. Niestety, urzędnicy NFZ bez skargi pacjenta nie zweryfikują, że ten zapłacił za refundowaną usługę. Oszustwo, tak jak to w Rzeszowie, najczęściej wychodzi na jaw przez przypadek. O wyłudzenia łatwo zwłaszcza w gabinetach stomatologicznych. Część ich usług jest refundowana, a inne nie, nietrudno zatem wprowadzić nieświadomego pacjenta w błąd. Pacjenci w tym roku dostali dostęp online do bazy NFZ, czyli do Zdrowotnego Informatora Pacjenta (ZIP). Każdy już dzisiaj może sprawdzić, z jakich usług w publicznej służbie zdrowia korzystał i ile to kosztowało. ZIP ujawni jeszcze więcej niespodzianek niż e-WUŚ ( czyliprogram, który pozwala sprawdzić, czy pacjenci mają ubezpieczenie), bo ludzie zorientują się np., że nigdy nie byli u lekarza, który pobrał za nich pieniądze. I tak właśnie publiczne pieniądze wyciekają, bo przepisy nie zobowiązują lecznic do upubliczniania, na jakie usługi podpisały kontrakty z NFZ. W efekcie chorego można bardzo łatwo oszukać. Bez większej aktywności samych pacjentów szanse na zatrzymanie tego procederu są marne....