Pod względem wykonywania badań profilaktycznych Polska zajmuje jedno z ostatnich miejsc w Europie, a wydajemy na nie tylko jedną dziesiątą PKB. Tymczasem dzięki inwestycji w edukację zdrowotną, prewencję i wczesną diagnostykę, można by zaoszczędzić 10 razy więcej na leczeniu, zapobiegając 40-50 proc. przypadków chorób cywilizacyjnych – mówili uczestnicy czerwcowej debaty Medycznej Racji Stanu i Federacji Stowarzyszeń „Amazonki” pt. „Edukacja, profilaktyka, diagnostyka – fundamenty bezpieczeństwa zdrowotnego”.

Debata była drugim wydarzeniem eksperckim w ramach kampanii „Siła kobiet. Zdrowie kobiety - bezpieczeństwo rodziny” pod patronatem honorowym wicemarszałek Sejmu Moniki Wielichowskiej. Eksperci rozmawiali m.in. o roli szczepień u osób chorych przewlekle i po 50 roku życia, kompleksowym leczeniu otyłości i chorób nazywanych niesłusznie „wstydliwymi”.

- Nie ma profilaktyki bez edukacji. Dziękuję Ministerstwu Zdrowia i Ministerstwu Edukacji, że od 2025 roku w planie lekcji pojawi się edukacja zdrowotna, która zdrowie człowieka będzie traktowała w sposób kompleksowy - powiedziała na wstępie do debaty Anna Jasińska, współzałożycielka i rzecznika Medycznej Racji Stanu. Ekspertka, powołując się na dane z Barometru WHC 2023 „Kobieta w kolejce” podała, że w roku 2023 średni czas oczekiwania na wizytę do specjalisty wynosił cztery miesiące. W 2024 roku czas oczekiwania wynosił już prawie sześć miesięcy. Na przykład do endokrynologa pacjenci czekali średnio 11 miesięcy, obecnie jest to 18 miesięcy, z kolei do ginekologa -onkologa w ubiegłym roku pacjentki czekały 5,2 miesiąca - obecnie - 4,7 miesiąca.

- W dzisiejszych czasach, gdy zmiany demograficzne, postęp technologiczny i nowe wyzwania zdrowotne stawiają przed nami nowe zadania, musimy skoncentrować nasze wysiłki na trzech podstawowych filarach: edukacji, profilaktyce i wczesnej diagnostyce. Chodzi o zwiększenie naszej świadomości, zredukowanie ryzyka wystąpienia chorób nowotworowych, jak też ich wykrywanie na bardzo wczesnym etapie. Tu wciąż mamy wiele do zrobienia – powiedziała Monika Wielichowska.

Grażyna Mierzejewska, ekspertka Medycznej Racji Stanu, przytoczyła badanie przeprowadzane w 2023 roku przez niemiecką firmę STADA wśród 32 tys. pacjentów w 16 krajach Europy, w świetle którego Polska znalazła się na przedostatnim miejscu po Serbii, a przed Rumunią, jeśli chodzi o wykonywanie badań profilaktycznych. - Najwięcej badań profilaktycznych wykonują osoby miedzy 40 a 50 rokiem życia, następnie osoby w wieku emerytalnym, oznacza to, że młodzi ludzie nie badają się w ogóle – mówiła.

Poseł Marcin Józefaciuk z Sejmowej Komisji Edukacji, Nauki i Młodzieży zwrócił uwagę na poziom wiedzy o zdrowiu w szkołach. - W przeszłości edukacja zdrowotna została mocno zaniedbana. Jako dyrektor szkoły widzę, że 90% młodzieży podupada na zdrowiu, świadomie robiąc szkodliwe rzeczy. Oni nie są w stanie przerwać złych nawyków swoich dziadków i rodziców. (…) Pamiętajmy, że to my musimy być przykładem dla naszych dzieci. Nie może tak być, że mama, czy tata mówi: „nie pal”, paląc samemu. Dzieci i młodzież są bardzo krytyczne i zauważają nasz brak konsekwencji oraz zakłamanie – podkreślał poseł.

Szczepienia najsłabszych, seniorów i grup ryzyka

Konsultant krajowy w dziedzinie chorób zakaźnych prof. Miłosz Parczewski mówił o konieczności wdrażania profilaktyki chorób zakaźnych w starzejącej się populacji. Wskazał na znaczenie szczepień przeciwko półpaścowi, pneumokokom i RSV, które powinny być refundowane, np. w ramach programu bezpłatnych leków 65 plus. – Szczepionki zmniejszające ryzyko ciężkiego przebiegu chorób zakaźnych u osób w wieku 65 lat i więcej powinny być refundowane dla tej grupy wiekowej, czyli szczepienia przeciwko półpaścowi, RSV oraz pneumokokom - zaznaczył.

Dr Janusz Meder prezes PUO i współzałożyciel Medycznej Racji Stanu również podkreślił rolę wcześniejszego wdrożenia szczepień u pacjentów, którzy będą zaczynać leczenie chorób przewlekłych. - Musimy przy podejrzeniu choroby przewlekłej, zanim rozpocznie się np. leczenie immunosupresyjne zapewnić możliwość szczepienia - wskazał.

Prof. Krzysztof Tomasiewicz kierownik Kliniki Chorób Zakaźnych, Samodzielny Szpital Publiczny w Lublinie dodał, że szczepienie przeciwko półpaścowi powinno być również refundowane niezależnie od wieku osobom szczególnie narażonym na tę chorobę, czyli pacjentom z obniżoną odpornością, chorym na nowotwory, leczonym chemioterapią, steroidoterapią, immunosupresyjnie oraz zakażonym HIV.

O dostęp do szczepienia przeciwko półpaścowi dla swoich chorych upominali się prof. Brygida Kwiatkowska, konsultant krajowa w dziedzinie reumatologii i prof. Konrad Rejdak, przewodniczący Polskiego Towarzystwa Neurologicznego. Zaznaczyli, że dla pacjentów z chorobami autoimmunologicznymi refundacja tych szczepień jest potrzebna, bo wiele stosowanych w ich leczeniu terapii zwiększa ryzyko reaktywacji półpaśca.

Obecnie 50% refundacja szczepionki przeciwko półpaścowi przysługuje osobom w wieku 65 lat i starszym oraz z grup ryzyka. Za jedną dawkę muszą zapłacić 375,53 zł, a trzeba przyjąć dwie w odstępie 2 miesięcy. Dla wielu ta kwota jest poważną barierą.

Półpasiec jest zakaźną chorobą wirusową, na której wystąpienie są szczególnie narażone osoby po 50. roku życia. Choroba wiąże się z ryzykiem licznych powikłań, a jej dokuczliwym następstwem jest często przewlekły ból neuropatyczny oporny na leczenie, który może poważnie upośledzać jakość życia oraz sprawność funkcjonalną. Dodatkowo choroba może zmuszać do przerwania lub opóźnienia leczenia innych schorzeń oraz wpływać na ich przebieg. Według danych epidemiologicznych, prawie każda osoba w populacji Polski miała kontakt z wirusem VZV. Półpasiec ze stanu uśpienia reaktywuje się u 10-20 proc. pacjentów. Potencjalnie więc ogromny odsetek Polaków narażony jest na rozwinięcie półpaśca. Wśród czynników wywołujących półpasiec są najczęściej stres emocjonalny, stosowanie leków (leków immunosupresyjnych), czy obecność nowotworu złośliwego.

Nieetyczne nieleczenie otyłości

Prof. Mariusz Wyleżoł, kierownik Warszawskiego Centrum Kompleksowego Leczenia Otyłości i Chirurgii Bariatrycznej w Szpitalu Czerniakowskim w Warszawie, podkreślił, że wśród ponad 200 powikłań otyłości znajdują się nie tylko schorzenia kardiologiczne i metaboliczne, jak otyłość, ale również nowotwory. Przypomniał, że przed dwoma miesiącami odbyły się konsultacje publiczne na temat pilotażowego programu zachowawczego leczenia otyłości - KOS-BMI 30 Plus. Obecnie pacjenci i lekarze czekają na jego wdrożenie. Do programu będą się mogły dostać osoby w wieku powyżej 18 lat ze zdiagnozowaną otyłością (BMI powyżej 30), która jest spowodowana nadmierną podażą energii i u których rozpoznano co najmniej jedno z dziewięciu powikłań otyłości. Jest to już drugi po KOS-BAR (chirurgiczne leczenie otyłości olbrzymiej) program kompleksowego leczenia otyłości. - Zakłada on kompleksowe leczenie choroby otyłościowej, ale nie umożliwia farmakologicznego leczenia chorych ze środków publicznych. A niestety, wśród chorych na otyłość większość stanowią osoby, które mają mocno ograniczone możliwości finansowe - zaznaczył prof. Wyleżoł dodając, że problemem wciąż pozostaje rozpoznanie choroby otyłościowej, a przez brak rozpoznania chorzy nie są leczeni. - To tak jakby stwierdzić nadciśnienie i nie wdrożyć leczenia. My leczymy otyłość paliatywnie, bo zajmujemy tylko jej powikłaniami. A powinniśmy leczyć przyczynowo. I będzie to możliwe, jeśli chociaż dla grupy najbardziej chorych farmakoterapia zostanie zrefundowana - apelował. Dodał, że dziś i tak ponosimy koszty leczenia powikłań otyłości.

Prof. Mariusz Wyleżoł ubolewał także, że chirurgia bariatryczna raz się pojawia w programie, a raz znika. - Już czas, aby to rozwiązanie weszło na stałe. Najnowsze badania pokazują, że leczenie operacyjne chorych otyłych wydłuża ich życie, jednocześnie znacząco poprawiając jego jakość. Chirurgiczne zmniejszenie żołądka zapewnia wyraźną utratę wagi i pomaga w leczeniu ponad 40 schorzeń związanych z otyłością, jak cukrzyca typu 2, choroby serca, obturacyjny bezdech senny i niektóre nowotwory. U wielu pacjentów po zabiegu obserwowano redukcję incydentów kardiologicznych, udarów oraz lepszą kontrolę lub remisję cukrzycy.

Prof. Lucyna Ostrowska, prezes Polskiego Towarzystwa Leczenia Otyłości podkreśliła, że obecnie dostępna jest farmakoterapia, która działa na podstawowe przyczyny choroby otyłościowej. Nowoczesna farmakoterapia, oparta na tzw. podwójnym agoniście receptorów polipeptydu insulinotropowego zależnego od glukozy (GIP) oraz glukagonopodobnego peptydu-1 (GLP-1), zaczyna swoją skutecznością doganiać efektywność chirurgii bariatrycznej, oceniła specjalistka. U dużego odsetka pacjentów pozwala ona uzyskiwać redukcję masy ciała o co najmniej 15-17 proc., co utrzymuje się w czasie. - Poza leczeniem choroby otyłościowej pozwala nam to na leczenie powikłań otyłości, jak cukrzyca typu 2 - oceniła prof. Ostrowska.

Choroby „wstydliwe”

Dagmara Korbasińska-Chwedczuk, zastępca dyrektora Departamentu Zdrowia Publicznego Ministerstwa Zdrowia we wstępie do panelu poświęconemu chorobom „wstydliwym” poinformowała, że zespół powołany przez minister Izabelę Leszczynę który zajmuje się bezpieczeństwem i zdrowiem kobiet poświęci całe spotkanie nietrzymaniu moczu i urazom okołoporodowym.

Prof. Ewa Barcz, kierownik Katedry Ginekologii i Położnictwa Collegium Medicum UKSW Międzyleskiego Szpitala Specjalistycznego w Warszawie poinformowała, że problem nietrzymania moczu i chorób dna miednicy wynika przede wszystkim ze starzenia się oraz z czynników genetycznych i w zasadzie trudno go unikać. Zachorowalność będzie rosła, ponieważ społeczeństwo się starzeje.

– Brakuje refundacji nowoczesnych leków i fizjoterapii – ubolewała. Aż 30 proc. dorosłych kobiet w polskiej populacji będzie miało jakąś chorobę dna miednicy, a po 50. roku życia zapadalność rośnie do nawet 50 proc. Najczęstsze schorzenia dna miednicy to wszystkie postaci nietrzymania moczu, obniżenie i wypadanie narządów dna miednicy oraz nietrzymanie stolca Nietrzymanie moczu jest to problemem nawet kilku milionów kobiet w Polsce i może nie tylko obniżać jakość życia, ale niemal całkowicie eliminować kobietę z aktywności społecznej.

Elżbieta Żukowska, sekretarz Stowarzyszenia UroConti mówiła o problemach kobiet z nietrzymaniem moczu i braku refundacji środków higieny.

Dr Anna Czech z Kliniki Urologii Collegium Medicum Uniwersytetu Jagiellońskiego poinformowała, że polscy pacjenci z zespołem pęcherza nadreaktywnego nie mają dostępu do pełnej palety rozwiązań farmakologicznych, które są rekomendowane przez polskie i europejskie towarzystwa naukowe. Wśród nich znajduje się m.in. mirabegron, który jest wskazany w objawowym leczeniu naglącego parcia na mocz, częstomoczu i nietrzymania moczu spowodowanego naglącymi parciami, które mogą wystąpić u dorosłych pacjentów z zespołem pęcherza nadreaktywnego. Polska jest jedynym krajem w UE, w którym cząsteczka ta nie została objęta refundacją, mimo że postępowanie w tej sprawie było inicjowane dwukrotnie.

Dr Czech dodała, że w leczeniu raka prostaty zdarzyło się wiele dobrego, ale konieczne są dalsze działania edukacyjne, dostęp do specjalisty urologa bez skierowania, a także zwiększanie zakresu refundacji procedur diagnostycznych i terapeutycznych. Obecnie nie jest refundowana biopsja w oparciu o rezonans.
Doktor zaznaczyła, że w leczeniu raka pęcherza moczowego pojawiło się w ostatnim okresie sporo opcji terapeutycznych, jednak dotyczą one zaawansowanego stadium choroby, w przypadku kolejnej linii leczenia. Obejmują więc niewielki odsetek chorych.

Z kolei w terapii pacjentów z nienaciekającym rakiem pęcherza moczowego, w ostatnich latach także niewiele się zmieniło. – Polegamy głównie na klasycznej chemioterapii, więc postępu nie ma. Jest to bardzo agresywny nowotwór, mediana przeżycia pacjenta niestety tutaj się nie wydłuża – powiedziała specjalistka.