Średnio co 9 minut powstaje nowa publikacja na temat nowego koronawirusa. O tym, jakie to ma znaczenie dla nauki i medycyny i jak specjaliści radzą sobie z zalewem danych - opowiada PAP prof. dr hab. Piotr Tryjanowski z UPP w Poznaniu, zajmujący się m.in. zoonozami i badaniami zwierząt w krajach tropikalnych.
Nauka w Polsce: Jak wiele już naukowcy wiedzą o SARS-CoV-2? Czy czas, który minął od początku epidemii, wystarczył, aby dobrze poznać wirusa? Czy nie jest tak, że wiele informacji jest ze sobą sprzecznych i czasami trudno nawet specjalistom się w nich zorientować?
Prof. dr hab. Piotr Tryjanowski z Wydziału Medycyny Weterynaryjnej UPP: Bardzo dużo, takiej dynamiki badań chyba nikt się nie spodziewał. Wysyp nowych prac jest niesamowity. Znana baza artykułów medycznych wydawana przez amerykański Narodowy Instytut Zdrowia (NIH) PubMed indeksuje prace o koronawirusach na specjalnie dedykowanej stronie LitCovid. Ruch tam jest wprost niezwykły i większy z tygodnia na tydzień. Podam najświeższy przykład – w ciągu ostatnich 6 dni (do 6 kwietnia) opublikowano 985 prac na interesujący nas temat. To oznacza, że średnio co 9 minut powstaje nowa praca! Jak to krytycznie ocenić i poskładać w całość? Doprawdy nie wiem. Specjaliści nie nadążają, recenzje są zdawkowe, a dziennikarze szukający sensacji - wygląda na to, że najczęściej czytają wyłącznie tytuł i jednozdaniowe streszczenia.
NwP: Które obszary badań wirusa rodzą najwięcej kontrowersji?
P.T.: W zasadzie nie ma niekontrowersyjnych zagadnień, wszystko się po prostu dzieje bardzo szybko. Ale wskazałbym na dwie rzeczy: powstanie wirusa – skąd pochodzi i jak się nim zarazili ludzie? Oraz drugą rzecz – rzeczywistą śmiertelność, jaką powoduje, w zależności od zróżnicowania populacji (płci, wieku, statusu zdrowotnego). Podejrzewam, że z czasem nadejdą sprzeczki o to, który z modeli walki z pandemią jest najbardziej efektywny. No i wreszcie spodziewam się wysypu prac na temat – co będzie dalej? I tutaj płyną wodze fantazji, a świat powie: sprawdzam. Mam nadzieję, już za chwileczkę.
NwP: Z czego te sprzeczności wynikają? Czy to typowy skutek dużej liczby informacji? Zapewne nie chodzi tylko o błędy w badaniach...
P.T.: Jedno i drugie, i jeszcze do tego dochodzi czynnik czasu. Powstają piękne deklaracje o międzynarodowej współpracy i solidarności, ale chyba tak naprawdę każdy zespół chce dokonać przełomowego odkrycia. A jak się człowiek śpieszy, to wiadomo kto się cieszy. Praktycznie ograniczono procedurę restrykcyjnych recenzji i wielu badaczy nim w formalny sposób opublikuje pracę na łamach prestiżowego czasopisma, deponuje ją w bazach tzw. reprintów. Później ukazujące się prace już nie mają tak optymistycznego języka, a płynące z badań wnioski są mniej jednoznaczne. Po prostu recenzenci czasopism są (i być powinni!) znacznie bardziej krytyczni, niż autorzy prac. Biblijne porzekadło o tym, że belki w swoim oku nie dostrzegasz, a drzazgę w oku bliźniego – dobrze się sprawdza w nauce.
NwP: Chyba jednak im więcej danych, tym lepiej? Pozwala to uniknąć błędnych wniosków.
P.T.: Do pewnego stopnia tak. W pewnym momencie powstaje jednak chaos i trudności w oddzielaniu ziarna od plew. Przecież nie chodzi wyłącznie o ilość danych, ale o dane dobrej jakości. Z tym mamy naprawdę poważny problem. Musimy też uzbroić się w cierpliwość i poczekać, aż wreszcie przyjdzie ktoś, kto przygotuje pracę przeglądową, dokona formalnej metaanalizy, zważy różne argumenty i wskaże, gdzie występują ewidentne braki. Zdecydowanie ten etap refleksji jeszcze nie nastąpił.
NwP: Na ile natłok danych i rozbieżności są wyjątkowe, a na ile to ogólna sytuacja na świecie, poza epidemią? Jak to wygląda w innych dziedzinach?
P.T.: W zasadzie w każdym dynamicznie się rozwijającym zakątku nauki mamy do czynienia z rozbieżnościami i walką rożnych stanowisk. Różnica jest jednak taka, że ogrom prac który powstał na praktycznie każdy inny temat, to kwestia kilkunastu, co najmniej lat, a nie tylko paru tygodni. Dłuższy czas, z jednej strony pozwala wykopać większe okopy pomiędzy niektórymi, najbardziej konkurencyjnymi zespołami, ale z drugiej, oferuje więcej czasu na przedstawianie swoich racji, wykonywania dalszych obserwacji, eksperymentów, analiz i syntez.
NwP: Czy więc naukowcom coraz trudniej z nadążaniem za rozwojem wiedzy?
P.T.: Tak. Czasy Arystotelesa i św. Tomasz z Akwinu, którzy ogarniali ówcześnie znany wszechświat, definitywnie się już skończyły. Ale mamy wszak i na to rozwiązanie: kumulacja wiedzy nie tylko w głowie wybitnej jednostki, ale w bibliotekach, tych najbardziej tradycyjnych, jak i cyfrowych. I wreszcie - współpraca pomiędzy naukowcami, tak w obrębie własnej dziedziny, jak i z wyjściem poza obszary własnej specjalizacji. W przypadku epidemii ten ostatni warunek jest wręcz niezbędny, by odnieść sukces.
NwP: Jakie obszary są pod tym względem najtrudniejsze?
PT: Przyznam, że nie potrafię jednoznacznie odpowiedzieć. Pewnie takie, gdzie naprawdę jest wielka dynamika badań, ogromne środki i konkurencja. Postawiłbym na sektor badań medycznych, ale i tam po prostu wszystko odbywa się w obrębie wąskich, coraz węższych, specjalizacji.
NwP: Jak specjaliści sobie radzą?
P.T.: W najróżniejszy sposób. Najprostszy to taki, że zwykle – uprawiając jakąś dyscyplinę – wie się po prostu, kto jest kim w branży. Kto zajmuje się tematem, jak publikował wcześniej, czy może jest nuworyszem, który chce zrobić szybki skok na głęboką wodę. Część wiedzy jest przekazywana nie tylko w formie standardowej publikacji, ale w sposób usystematyzowany i systematyczny, na przykład w formie warsztatów i konferencji. Ludzie się wtedy poznają, nawiązują współpracę i też czerpią informacje o sobie, własnych możliwościach intelektualnych i technicznych.
NwP: W medycynie prowadzone są testy ze sztuczną inteligencją (SI), np. systemem Watson IBM, który m.in. analizuje prace badawcze i ma wspierać lekarzy. Czy zatem czytanie prac naukowych trzeba będzie oddać komputerom, które będą potem doradzały naukowcom? Jeśli tak, to jak to by mogło wyglądać?
P.T.: Można, tylko po co? Efekty nie są idealne. Jako wsparcie systemy SI owszem działają. Jednak to nie one podejmują decyzje. Wiedza to nie to samo, co mądrość i zdrowy rozsądek. Nic nie zastąpi twórczej refleksji badacza. Czasem liczy się – w odkryciu naukowym, jak i w terapii - szalony, niestandardowy pomysł, może nawet taki z pogranicza sztuki.
NwP: Widzi Pan jeszcze jakieś możliwe rozwiązania?
P.T.: Generalnie jestem optymistą i powtarzam sprawdzone zalecenia – czytać nie tylko nowinki, ale pochylić się nad klasykami. Kiedyś w ramach wypoczynku przy owcach i ptakach, co muszę dodać - bywa bardzo odstresowujące, z kolegami ukuliśmy powiedzenie: okazje wykorzystać, zasadzek unikać i przed 18:00 być w domu. Nie zawsze się udaje, ale oznacza to mniej więcej tyle, by po prostu lubić swoją pracę. A sytuacja w przypadku dzisiejszej pandemii? - czas pokaże. Może będzie to jakaś lekcja na przyszłość zarówno dla naukowców, jak i decydentów?
Komentarze
[ z 0]