Wczesne udrożnienie tętnic u osób po zawale serca mogą zahamować rosnącą liczbę chorych z niewydolnością serca.

Niewydolność serca jest chorobą o złym rokowaniu, o którym wciąż mówi się za mało. Do jej częstych przyczyn należą: zawał mięśnia sercowego (ostry zespół wieńcowy, OZW), nadciśnienie tętnicze, choroba niedokrwienna serca, choroby zastawkowe i kardiomiopatie. W Polsce śmiertelność z powodu niewydolności serca jest zdecydowanie większa niż w najczęściej występujących nowotworach. W naszym kraju z powodu raka płuc rocznie umiera 22 tys. Polaków, tymczasem wskutek niewydolności serca codziennie umierają 164 osoby, co w ciągu roku daje 60 tys. zgonów.

Trudny pacjent z niewydolnością serca

Leczenie pacjenta z niewydolnością serca jest bardzo skomplikowane. To jest pacjent, który wymaga wielokrotnej hospitalizacji i najczęściej ma choroby współistniejące – nadciśnienie tętnicze, chorobę wieńcową, co drugi chory ma POChP (przewlekłą obturacyjną chorobę płuc), co trzeci – cukrzycę, przewlekłą chorobę nerek, a co dziesiąty jest po udarze mózgu. U takiego chorego leczenie często nie daje poprawy stanu zdrowia, a pozwala jedynie na zahamowanie progresji niewydolności serca. Jakość życia chorych z niewydolnością serca jest bardzo niska. Mają bardzo ograniczoną aktywność dnia codziennego, gdyż cierpią m.in. z powodu duszności i obrzęku kończyn dolnych.

Trzeba zmienić podejście do zawału serca

Na niewydolność serca cierpi około 1 mln osób i szacuje się, że w ciągu najbliższych dwóch dekad przybędzie 250 tys. chorych, a koszty leczenia podwoją się. Dlaczego? Dlatego, że nasze społeczeństwo starzeje się, a że niewydolność serca jest chorobą wieku podeszłego, to liczba chorych z niewydolnością serca stale rośnie. Drugim powodem są coraz lepsze wyniki kardiologii inwazyjnej w zakresie leczenia chorób układu krążenia.

Pod względem leczenia ostrych zespołów wieńcowych Polska prezentuje wysoki europejski poziom. Przekłada się na istotne zmniejszenie śmiertelności w zawale serca, ale powoduje, że ci pacjenci często wchodzą w fazę przewlekłego uszkodzenia mięśnia sercowego, które kończy się niewydolnością serca. Dziś pacjent, który przeszedł zawał serca leży w szpitalu 3–4 dni. Choruje krócej niż przy grypie. Jest przeświadczony, że nie jest ciężko chory. Ale jest – ma założony stent i wdrożone leczenie. W okresie poszpitalnym, w ciągu 2–3 lat od wypisu, umiera kilkanaście procent chorych. To są duże liczby. Myślimy, że dalsze optymalizowanie postępowania wspólnie z internistami i lekarzami rodzinnymi może te wyniki poprawić – mówi prof. Zbigniew Kalarus, Prezes Polskiego Towarzystwa Kardiologicznego.

Co zrobić, by nie zaprzepaścić sukcesu kardiologii inwazyjnej i poprawić odległe wyniki leczenia pacjentów po zawale serca? Trzeba zmienić podejście do zawału serca i pamiętać, że proces miażdżycowy trwa.

Wczesna rewaskularyzacja jest w stanie zmniejszyć liczbę osób z niewydolnością serca

Dużą liczbę osób w populacji chorych z niewydolnością serca stanowią pacjenci po przebytym zawale serca. Doznaje go rocznie 75 tysięcy osób w różnym wieku, u których ich mięsień sercowy może już być uszkodzony w różnym stopniu. Populacja jest więc bardzo liczna i bardzo zróżnicowana.

Polscy kardiolodzy inwazyjni potrafią ratować życie ludziom po zawale bardzo skutecznie, stosując zabiegi rewaskularyzacyjne. Czasem jednak rewaskularyzacja nie przynosi oczekiwanych efektów – mimo udrożnienia tętnicy wieńcowej, mięsień sercowy nie wraca do pełnej sprawności. Wynika to głównie z tego, że pacjent z ostrym zespołem wieńcowym trafia do oddziału hemodynamicznego zbyt późno. Co zrobić, aby starania kardiologów inwazyjnych nie szły na marne, a efekty leczenia zawału serca były trwałe? Po pierwsze pacjenci muszą sobie zdawać sprawę z powagi tego zdarzenia. Po drugie konieczne jest właściwe postępowanie przedszpitalne i kompleksowa opieka nad pacjentem po opuszczeniu szpitala. Odpowiednio wcześnie przeprowadzona rewaskularyzacja jest w stanie zmniejszyć liczbę osób z niewydolnością serca – mówi prof. Robert J. Gil.

W postępowaniu przedszpitalnym ogromne znaczenie ma zapobieganie opóźnieniom czasowym. Opóźnienie ze strony pacjenta występuje pomiędzy pierwszymi objawami, a powiadomieniem służb ratunkowych. Minimalizować je można poprzez uświadamianie ludzi jakie kroki należy podjąć w przypadku podejrzenia wystąpienia ostrego zespołu wieńcowego. W edukacji pacjentów konkretne działania podejmuje od lat Polskie Towarzystwo Kardiologiczne, ale specjalną rolę powinny odegrać też środki masowego przekazu. Opóźnienie między dotarciem służb medycznych a rozpoznaniem (wykonaniem pierwszego EKG), a następnie leczeniem reperfuzyjnym jest w zasadzie wskaźnikiem jakości opieki i często wynikają z niedoskonałości systemu opieki zdrowotnej. Optymalny czas, w którym należy wykonać pierwsze EKG nie powinien przekraczać 10 minut, a leczenie reperfuzyjne powinno być wdrożone w kolejnych 90 minutach.

Karetka pogotowia to nie środek transportu

Zgodnie w wytycznymi Europejskiego Towarzystwa Kardiologicznego (ESC) jedną z głównych ról w postępowaniu przedszpitalnym w zawale serca odgrywa zespół karetki pogotowia ratunkowego, która powinna być traktowana jako miejsce wstępnego rozpoznania, oceny stanu zdrowia i leczenia, a nie jedynie jako środek transportu. Ważne jest, aby ratownicy wezwani do chorego z podejrzeniem zawału serca mieli dostęp do defibrylatora, byli przeszkoleni w zabiegach resuscytacyjnych, mogli od razu wykonać EKG i podać leki fibrynolityczne. W razie wątpliwości powinni też mieć możliwość przesłać zapis EKG do oceny przez doświadczony zespół w pracowni hemodynamicznej lub innym ośrodku kardiologicznym. Takie działanie ma ogromne znaczenie, jeżeli chodzi o skalę uszkodzenia mięśnia, znacznie przyspiesza postępowanie w warunkach szpitalnych, a przez to podnosi skuteczność podjętych działań i poprawia odległe wyniki leczenia.

Gdy już wypis w ręku…

Pacjent po rozległym zawale serca, który opuszcza szpital powinien być objęty kompleksową opieką, na którą składają się:

  • opieka ambulatoryjna
  • rehabilitacja poszpitalna
  • optymalizacja farmakoterapii
  • rewaskularyzacja „planowa”
  • elektroterapia
  • profilaktyka wtórna.


Niezmiernie ważna jest edukacja pacjenta. Po wyjściu ze szpitala pacjent powinien przede wszystkim zmodyfikować styl życia, czynniki ryzyka, które doprowadziły do zawału oraz regularnie przyjmować leki. Niestety często pacjenci są za mało zaangażowani w proces leczenia. Większa wiedza pacjentów, to lepsza współpraca z lekarzem, to bardziej skuteczne leczenie. Problemem jest też rehabilitacja kardiologiczna, którą obecnie obejmuje się zaledwie co 5 pacjenta po zawale serca. Zwiększenie dostępności rehabilitacji prowadzi do redukcji liczby hospitalizacji tych pacjentów, zmniejszenia śmiertelności po zawale serca i poprawy kontroli stanu zdrowia pacjentów z niewydolnością serca. Tym samym więcej pacjentów wraca do pracy i do normalnego życia.

Trzy zasadnicze cele w leczeniu niewydolności serca


Wg wytycznych Europejskiego, a więc także i Polskiego, Towarzystwa Kardiologicznego, są to:

 

  1. zmniejszenie śmiertelności i liczby hospitalizacji
  2. łagodzenie objawów i poprawa jakości życia chorych
  3. hamowanie postępu procesu chorobowego prowadzącego do uszkodzenia układu krążenia.

 

Leczenie przyczynowe niewydolności serca polega na zapobieganiu i optymalnym leczeniu wszystkich chorób, mogących doprowadzić do niewydolności serca, takich jak choroba wieńcowa, nadciśnienie tętnicze lub wady zastawkowe serca. W leczeniu objawowym lekarz powinien uwzględnić zawsze niefarmakologiczne i farmakologiczne sposoby postępowania. W przypadku leczenia niefarmakologicznego niezmiernie ważna jest wiedza i zaangażowanie pacjenta. W farmakologicznym leczeniu niewydolności serca niezbędne są nowoczesne leki, do których polski pacjent niestety ma ograniczony dostęp, a ewidentnie zmniejszyłyby skalę hospitalizacji tej grupy chorych, co w konsekwencji obniżyłoby wydatki i podniosło ich jakość życia. Jedną z opcji terapeutycznych jest terapia resynchronizująca (cardiac resynchronization therapy, CRT). Jest to metoda o udowodnionej skuteczności w odwracaniu niekorzystnego remodelingu lewej komory serca.

Ma to ogromny wpływ na zmniejszenie objawów choroby, wpływa na poprawę stanu klinicznego, wydolność fizyczną oraz jakość życia pacjentów, a przede wszystkim zmniejsza śmiertelność związaną z niewydolnością serca. Pacjenci, którzy przeszli zawał serca i zostali poddani zabiegowi inwazyjnemu, mają pewien substrat arytmii i zagraża im nagła śmierć sercowa. W ich przypadku wszczepienie kardiowertera-defibrylatora jest procedurą ratującą życie. Z drugiej strony są pacjenci, którzy nie przeszli zawału serca, ani nie mają choroby wieńcowej, a ich frakcja wyrzutowa, będąca wyrazem sprawności mięśnia sercowego, jest bardzo obniżona. Samymi lekami nie jesteśmy w stanie tego serca wzmocnić, wtedy potrzebny jest stymulator resynchronizujący, który poprawiając sekwencje pobudzenia elektrycznego, zmusza serce do bardziej efektywnej pracy – mówi prof. Robert J. Gil.

Dlaczego tak dużo hospitalizacji?

Rocznie w Polsce liczba hospitalizacji z powodu niewydolności serca wynosi około 200 tys. Niewydolność serca stanowi główną przyczynę hospitalizacji osób powyżej 65. roku życia. Leczenie choroby sercowo-naczyniowej u osób w wieku podeszłym wymaga nie tylko określenie stopnia zaawansowania choroby podstawowej, lecz także uwzględnienia chorób współistniejących, które mogą rzutować na skuteczność i bezpieczeństwo zastosowanej terapii. Skuteczne leczenie pacjenta z niewydolnością serca wymaga koordynacji leczenia szpitalnego ze specjalistyczną opieką kardiologiczną i opieką lekarza POZ. Właściwym krokiem w tym kierunku byłoby wprowadzenie „Optymalnego modelu kompleksowej rehabilitacji i wtórnej prewencji”, który został niedawno opracowany przez zespół ekspertów Polskiego Towarzystwa Kardiologicznego – mówi prof. Grzegorz Opolski, krajowy konsultant w dziedzinie kardiologii.

Leczenie niewydolności serca generuje ogromne koszty dla narodowego płatnika. Obecnie jest to już prawie 3 mld zł, z czego aż 70% to koszty hospitalizacji. Polska przoduje wśród 30 krajów OECD pod względem liczby hospitalizacji z powodu niewydolności serca. Specjalistyczna porada ambulatoryjna w niewydolności serca jest wyceniona bardzo nisko przez co część procesu diagnostycznego i leczniczego zachodzi w trybie szpitalnym, a nie ambulatoryjnym. Czas trwania i liczba hospitalizacji zwiększa się także ze względu na niedostępność rehabilitacji leczniczej. Średni roczny koszt pobytu takiego chorego w szpitalu przekracza 7 tys. zł, podczas gdy koszt opieki ambulatoryjnej i wizyt lekarskich jest niemal 15 razy niższy! Niewydolność serca pociąga za sobą również wysokie koszty ekonomiczne i społeczne związane z narastająca absencją chorobową. W 2012 r. przeciętna długość zwolnienia lekarskiego nie przekraczała 2 tygodni (dokładnie 12,5 dni), natomiast w przypadku niewydolności serca wzrosła do prawie trzech tygodni (19,9 dni). Zwiększa się także liczba uprawnionych do renty z powodu trwałej niezdolności do pracy na skutek niewydolności serca. W 2012 r. takich orzeczeń pierwszorazowych było o 7,7 proc. więcej niż roku poprzednim, a w przypadku ponownych orzeczeń aż o 28,2 proc. więcej.

Leczenie niewydolności serca stanowi również ważny punkt zainteresowania dla kardiologii inwazyjnej nie tylko w leczeniu ostrych stanów, ale również w leczeniu przewlekłej niewydolności serca. Pacjenci coraz częściej z niską frakcją wyrzutową poddawani są przezskórnym zabiegom naprawczym w chorobach zastawek aortalnej i mitralnej, gdzie wszczepienie odpowiednich protez czy też zabiegi naprawcze w kardiologii inwazyjnej poprawiają rokowanie pacjentów. Dodatkowo należy pamiętać, iż w leczeniu niewydolności serca istotna pozostaje transplantacja serca, w tym trwają również intensywne próby przezskórnej implantacji komórek macierzystych celem regeneracji serca. U pacjentów, u których kardiochirurdzy nie są w stanie wykonać transplantacji serca coraz częściej stosowane są urządzenia mechaniczne do wspomagania lewej komory, które przedłużają życie chorych – mówi prof. UJ, dr hab. med. Dariusz Dudek, Ustępujący Przewodniczący Asocjacji Interwencji Sercowo-Naczyniowych Polskiego Towarzystwa Kardiologicznego.

 

 

Źródło: www.faktymedyczne.pl