W Polsce chorych z ostrym zawałem serca ratuje się równie skutecznie, jak w najlepszych pod tym względach krajach na świecie, takich jak Niemcy czy USA - potwierdzają najnowsze dane, które w czwartek (17 kwietnia) w Warszawie zaprezentowali dziennikarzom kardiolodzy.
Dr hab. Tomasz Zdrojewski z Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego po raz pierwszy przedstawił dane zgromadzone w narodowej bazie danych dot. zawałów serca (udostępnione przez Narodowy Fundusz Zdrowia).
Wynika z nich, że na skutek ostrego zawału serca umiera w Polsce jedynie 8-9 proc. chorych. To jedne z najlepszych wyników na świecie. W Niemczech śmiertelność z tego powodu przekracza 10 proc., mniejsza jest jedynie w New Jersey w USA, gdzie wynosi 7,5 proc.
- Największą szansę na uratowanie życia mają zawałowcy, u których możliwie najszybciej przeprowadza się zabieg polegający na udrożnieniu tętnicy wieńcowej - powiedział specjalista.
W kraju ta metoda wykorzystywana jest u ponad 80 proc. osób w ostrym zawale serca. Śmiertelność w tej grupie nie przekracza 6 proc. Jest ona dwukrotnie mniejsza niż u chorych z ostrym zespołem wieńcowym, u których nie wykonano takiego zabiegu (wśród nich śmiertelność przekracza 12 proc.).
Prof. Zdrojewski podkreślił, że dane te najlepiej pokazują jak słuszną przed laty decyzją było większe dofinansowanie polskiej kardiologii i utworzenia w całym kraju sieci ośrodków kardiologii interwencyjnej, do których przywożeniu są chorzy w ostrym zawale.
Polacy nadal zbyt często jednak chorują na chorobę wiecową doprowadzającą do zawału serca. Z narodowej bazy danych zawału serca wynika, że w ciągu roku zdarza się on u 288 mężczyzn i 113 kobiet na 100 tys. mieszkańców. To prawie dwukrotnie więcej niż na przykład w Anglii, gdzie co roku ostry zawał serca występuje u 174 mężczyzn i 74 kobiet na 100 tys. osób.
Krajowy konsultant w dziedzinie kardiologii prof. Grzegorz Opolski powiedział, że trzeba to zmienić, potrzebna jest jednak lepsza profilaktyka choroby wieńcowej i zawału serca. Bez tego koszty ratowania i leczenia zawałowców będą ogromne. Wielu z nich cierpi później z powodu niewydolności serca. Ocenia się, że na to schorzenie choruje już około 1 mln Polaków.
U mężczyzny w wieku 65 lat, który pali papierosy, ma nadciśnienie tętnicze 160/95 Hg i cholesterol 230 mg/dl, występuje 35 proc. ryzyko doznania w ciągu 10 lat zawału serca. - Wystarczy jednak, że zerwie choćby z nałogiem palenia tytoniu, by jego ryzyko zawału zmniejszyło się o połowę" - podkreślił prof. Piotr Jankowski z I Kliniki Kardiologii i Nadciśnienia Tętniczego CM Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Spotkanie zorganizowano w ramach III Wiosennej Akademii Kardiologicznej dla Dziennikarzy "Zawał serca i co dalej". Jej organizatorami są Fundacja im. Macieja Hilgiera oraz Health Project Managment.
Źródło: www.rynekzdrowia.pl
Komentarze
[ z 4]
To prawda, leczenie zawału w Polsce stoi na bardzo wysokim poziomie, głównie dzięki temu, że posiadamy wiele ośrodków kardiologii inwazyjnej i jest ona dobrze dofinansowana. Zawałowiec jest bardzo szybko dowożony do takiego ośrodka i równie szybko leczony. Jednak gdyby porównać opiekę pozawałową, Polska nie wypadałaby już tak dobrze. Opieka ambulatoryjna i rehabilitacja w Polsce leżą, Niemcy wyprzedzaja nas na tym polu znacznie. Zawal w Polsce przeżywa zdecydowana większość pacjentów, jednak duża część z nich wraca dość szybko na stół kardiologa interwencyjnego. Trzeba zdecydowanie poprawić jakość opieki ambulatoryjnej nad pacjentem po zawale.
Jak Polacy chcą to mogą! jednak w tym kraju można leczyć jakąś chorobę dobrze i na światowym poziomie. jeszcze trzeba tylko popracować nad opieką mbulatoryjną i profilaktyką i będzie super. Zawał to obecnie nie wyrok.
U nas to tylko trzeba mieć szczęście, aby się do świadczenia dopchać.
Wcale nie wydaje mi się to jakąś zaskakującą informacją. Z informacji które posiadam Polska znajduje się w czołówce państw jeśli chodzi o prowadzenie leczenia pacjentów z chorobą niedokrwienną serca i z problemami tego rodzaju. Powinniśmy czuć się dumni z faktu, że chociaż jesteśmy krajem o wiele mniej bogatszym od innych Europejskich potęg jak właśnie między innymi Niemcy, ale tym bardziej od Stanów Zjednoczonych gdzie jakość opieki świadczonej nad pacjentami zwłaszcza tymi objętymi najwyższymi ubezpieczeniami jest bardzo skrupulatnie utrzymywana na stale wysokim poziomie to jednak i u nas udaje się zapewniać wysoką jakość leczenia, a dzięki temu również wysoką przeżywalność w chorobach o których mowa. Jest to bardzo ważne, ponieważ inaczej choroby serca które są w dalszym ciągu jedną z głównych przyczyn zgonów mogą utrzymywać się na wciąż wysokiej pozycji i powodować większą śmiertelność w społeczeństwie. Nie mniej jednak jak już jedna z poprzedniczek zauważyła, sama wysoka jakość leczenia inwazyjnego to nie wszystko. Warto byłoby poprawić w naszym kraju również jakość leczenia ambulatoryjnego, a przede wszystkim dostępność tego rodzaju świadczeń, aby również pomagać zapobiegać występowaniu stanów nagłych jak i ich powikłań.