Nowoczesne metody diagnostyczne pozwalają wykryć w naszym organizmie minimalne, nawet nanogramowe ilości chemikaliów, co pozwala lepiej monitorować narażenie na różne szkodliwe substancje – mówili eksperci podczas spotkania prasowego w Warszawie.
Emerytowany biochemik Uniwersytetu Quebec w Montrealu prof. Krzysztof Krzystyniak powiedział, że dotychczas monitorowanie zagrożenia środkami chemicznymi polegało głównie na oznaczeniu ich zawartości w żywności, ponieważ 90 proc. z nich znajduje się w produktach żywnościowych.
„Ta metoda nadal jest stosowana, ale nowym podejściem jest tzw. biomonitorowanie, czyli wykrywanie minimalnych ilości substancji chemicznych, co pozwala ocenić poziom zatrucia organizmu i jego skutki zdrowotne, a także określić przekroczenie dawek uznanych za niebezpieczne” - wyjaśnił specjalista.
Z danych podanych podczas spotkania wynika, że stale zwiększa się ilość substancji chemicznych, z którymi stykamy się na co dzień. W Unii Europejskiej produkuje się około 30 tys. chemikaliów rocznie w ilości powyżej jednej tony. „Od II wojny światowej roczna produkcja chemikaliów wzrosła aż 60-krotnie. W naszym organizmie znajduje się już około stu śladowych, lecz wykrywalnych ilości substancji chemicznych lub ich metabolitów” – podkreślił prof. Krzystyniak.
Jako przykład specjalista podał opakowania plastikowe, z których mogą przenikać do żywności i naszego organizmu takie substancje jak bisfenole A i ftalany. W Belgii przeciętny mieszkaniec wydala z moczem 132 mg tego bisfenolu rocznie, we Francji – 127 mg, w Danii - 112 mg, a w Szwecji – 71 mg. Według norm Unii Europejskiej, roczna ilość tej substancji w organizmie nie powinna przekraczać 100 mg.
Prof. Krzystyniak przekonywał, że tego rodzaju substancje przenikają do żywności. „Kiedy w Austrii przekonano pięcioosobową rodzinę, żeby zrezygnowała z ich używania, po 2-4 miesiącach większość metabolitów ftalanów była u nich niewykrywalna. To jednak tylko jedna z wielu zalegających w naszym organizmie substancji” – dodał.
Prof. Mieczysław Obiedziński z Wydziału Nauk o Żywności Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie przyznał, że wiele zależy od jakości opakowań plastikowych i ich producentów. Z niektórych opakowań przenika do żywności więcej substancji.
„Różnego typu substancje chemiczne mogą zalegać w naszym organizmie przez wiele lat. Na przykład dioksyny mogą się u nas utrzymywać nawet przez 10 lat, a dawno wycofany środek owadobójczy DDT do dziś zalega w tkance tłuszczowej niektórych osób” - powiedział prof. Obiedziński.
Specjalista zwrócił uwagę na substancje, które mogą działać na receptory hormonów lub w inny sposób zaburzać ich wydzielanie, co z kolei może powodować zaburzenia płodności, uszkodzenia wątroby i zakłócenia układu immunologicznego.
„Wiele zależy do tego, jaka jest dawka szkodliwych substancji, która przenika do naszego organizmu, zgodnie z powiedzeniem Paracelsusa, że wszystko jest trucizną i nic nie jest trucizną, bo tylko dawka jest trucizną” – podkreślił dyrektor medyczny laboratoriów Synevo dr Andrzej Marszałek.
Specjalista dodał, że ważna jest również sumaryczna liczba składników chemicznych, która dostaje się do organizmu. We Francji w ramach programu PERICLES z produktów żywnościowych wyodrębniono 79 pestycydów występujących na ogół w ilościach śladowych. Kiedy jednak zbadano siedem rodzajów ich mieszanin zawierających jedynie od dwóch do sześciu pestycydów, na które narażeni są konsumenci, dwie z nich okazały się wysoko cytotoksyczne (na poziomie komórkowym – PAP), a jedna wpływała na DNA.
Profesorowie Krzystyniak i Obiedziński oraz dr Marszałek piszą o tym w książce „Biomonitorowanie człowieka. W profilaktyce zatruć środowiskowych”. Przyznają oni, że nasze organizmy wytwarzają enzymy wątrobowe, które jak na razie na ogół radzą sobie z nanogramowymi lub mikrogramowymi ilościami chemikaliów, jakie do nich przenikają.
Specjaliści zwracają uwagę, że gorzej jest już w przypadku osób najbardziej podatnych na chemikalia nawet w małych ilościach, jak kobiety w ciąży, małe dzieci, osoby starsze oraz chore i z powikłaniami zdrowotnymi.
Przykładowo, stłuszczenie wątroby może pogarszać zdolności odtruwania organizmu nawet o 80 proc. Podejrzewa się, że niektóre chemikalia mogą zwiększać ryzyko takich chorób cywilizacyjnych jak alergie i cukrzyca typu 1, a nawet przyczyniają się do otyłości.
Komentarze
[ z 2]
Szkoda, że powstała technika pozwala mierzyć stężenie środków chemicznych szkodliwych dla organizmu, które już się w nim znalazły. Tym sposobem nie ma możliwości by wyeliminować je z ciała pacjenta. Można jedynie przypuszczać skąd się w nim wzięły i próbować wyeliminować źródła pochodzenia w taki sposób, aby w przyszłości stężenia szkodliwych substancji nie ulegały podwyższeni. Ale metoda prób i błędów nie zawsze w prosty sposób wskaże skąd właściwie, co i gdzie się znalazło. Potrzebna jest lepsza diagnostyka, aby wyłapywać szkodliwe produkty jeszcze zanim w ogóle dostaną się na rynek sprzedaży. Tak przynajmniej mi się wydaje. Dopiero wtedy można by wdrażać postępowanie, aby te środku spożywcze, które zawierają zbyt dużo metali ciężkich lub szkodliwych środków konserwujących wyeliminować ze sprzedaży lub wymóc na producentach zmianę składu poprzez chociażby zmianę środków zapobiegających psuciu i przedłużających trwałość produktu, czy modyfikację linii produkcyjnej w taki sposób, aby metale ciężkie nie miały do samej żywności dostępu.
Bardzo dobrze, że coraz częściej interesuje się tym co znajduje się w naszej żywności. Przeprowadzane kontrole pokazują, że jest sporo do naprawienia. Warto jest te zmiany zaczynać jak najszybciej z uwagi na to, że wśród społeczeństwa pojawia się coraz więcej chorób. Ludzie też bardzo często nie zwracają uwagi na to, co znajduje się produktach. Wybiera się coś co jest łatwe w przygotowaniu i po prostu smaczne. Nie patrzy się na to, w jakim stopniu dany posiłek wpłynie na nasze zdrowie… Według mnie to bardzo poważny problem, z którym trzeba jak najszybciej zacząć walczyć. Według mnie cukier jest jedną z najbardziej nadużywanych substancji w produktach. Pojawia się on w większości pokarmów. Najgorzej, że kryje się także w pokarmach, które w swej nazwie zawierają słowo “fit” sugerując, że produkt powinien być zdrowy i wpływać chociażby korzystnie na naszą wagę. W rzeczywistości jest jednak nieco inaczej ponieważ np. jogurty pitne czy różnego rodzaju batony, zawierają bardzo duże ilości węglowodanów pod postacią chociażby syropu glukozo-fruktozowego. Bardzo ciekawym pomysłem jest oznaczanie na czerwono zawartości węglowodanów w produktach. Według mnie jest to bardzo dobry pomysł, pozwoli to bowiem ludziom zwrócenie uwagi na tą substancją. Wydaje mi się, że bardzo ważne jest aby Polacy zaczęli czytać skład produktów, które kupują. Pamiętajmy o tym, że dbają wtedy nie tylko o siebie samych ale także swoich bliskich. Emulgatory, spulchniacze, konserwanty, barwniki mogą być chociażby powodem różnego rodzaju alergii, które stają się coraz częstszym problemem.