Społeczny lęk przed marihuaną sprawia, że nie wykorzystujemy potencjału leczniczego zawartego w konopiach – podkreślił znany neurofarmakolog prof. Jerzy Vetulani w wykładzie wygłoszonym w ramach krakowskiego Tygodnia Mózgu.
Zaznaczył, że stwierdzono terapeutyczne działanie marihuany w wypadku wielu schorzeń, m.in. stwardnienia rozsianego, AIDS czy jaskry.
Wykład prof. Vetulaniego – w 2012 roku laureata konkursu "Popularyzator Nauki" za całokształt działalności - w największej auli Auditorium Maximum Uniwersytetu Jagiellońskiego cieszył się niebywałym zainteresowaniem. W sali zabrakło krzeseł, więc wiele osób - przede wszystkim młodych słuchaczy - śledziło prelekcję siedząc na podłodze lub na stojąco.
Badacz z Instytutu Farmakologii PAN przypomniał, że możliwość leczniczego wykorzystania liści konopi odkryli już w starożytności mieszkańcy krajów Wschodu: Indii, Chin, Mezopotamii czy Egiptu. Według źródeł pisanych Chińczycy już w III tysiącleciu p.n.e. wykorzystywali ekstrakty z tych roślin jako leki przeciwbólowe i przeciwspastyczne (zmniejszające sztywność mięśni). W świętych księgach hinduizmu - Wedach wspomina się o konopiach jako o leku przeciw bólowi, bezsenności oraz środkowi przeciw znieczuleniu operacyjnemu.
Europejczycy – przypomniał profesor – wpadli na medyczne zastosowanie tej rośliny stosunkowo późno – w końcu XVIII wieku. Co więcej, w czasach nam bliższych – na początku XX wieku, zdelegalizowano w USA i Kanadzie marihuanę, podobnie stało się na naszym kontynencie. Potem, z biegiem czasu, na Zachodzie narastała kampania przeciw marihuanie, która spowodowała rodzaj społecznego tabu wokół jakiegokolwiek jej wykorzystania, także w celach terapii.
Dopiero od drugiej połowy ubiegłego wieku zaczęto na nowo – już na bazie naukowych ustaleń – doceniać terapeutyczne znaczenie marihuany. W 1964 roku odkryto aktywny składnik marihuany – THC – odpowiedzialny za jej działanie psychotropowe razem z innymi substancjami ogólnie określanymi jako kanabinoidy. Następnie znaleziono także odpowiedni receptor THC w ludzkim mózgu.
Dzięki badaniom wiadomo dziś, że marihuana, a także czysty THC, posiadają wiele własności farmakologicznych, m.in. działanie przeciwbólowe, rozluźniające mięśnie, rozszerzające oskrzela, zmniejszające ślinienie, pobudzające apetyt czy indukujące sen.
Dlatego – zaznaczył prof. Vetulani – marihuana może być skuteczna w zaburzeniach związanych z pobieraniem pokarmu, takich jak otyłość, anoreksja czy nudności. Pobudzanie apetytu przez tę substancję jest istotne także w wypadku AIDS, gdy problemem jest brak łaknienia, powodujący wyniszczenie organizmu. Z powodu własności przeciwbólowych marihuany stosuje się ją także w terminalnych stadiach nowotworu, gdy słabnie efekt morfiny. Co niezwykle ważne, prowadzone od lat 70. ubiegłego wieku badania pokazują, że różnego typu kanabinoidy hamują rozmnażanie komórek nowotworowych. Według prof. Vetulaniego, lista nowotworów, których rozwój hamuje THC, stale się wydłuża i można mieć nadzieję, że zaowocuje to powstaniem nowych, skuteczniejszych metod leczenia raka.
Terapia marihuaną jest uważana za szczególnie skuteczną przy bólach związanych ze spastycznością, zwłaszcza przy stwardnieniu rozsianym. Prelegent wymienił także inne schorzenia, jak astma czy jaskra, w wypadku których stwierdzono korzystne zdrowotne efekty palenia marihuany.
„Potencjał leczniczy marihuany, zawartych w niej kanabinoidów i syntetycznych leków o podobnej budowie jest olbrzymi. Równie olbrzymi, choć nieuzasadniony jest społeczny lęk i opór przed sięgnięciem do tego niedrogiego naturalnego źródła potencjalnie wspaniałych a niedrogich leków” – podsumował prof. Vetulani. Zauważył przy tym, że choć sam jest zdecydowanym zwolennikiem terapeutycznego wykorzystania marihuany, jego poglądów nie podzielają wszyscy specjaliści.
Skąd wynika ten opór? Przede wszystkim – zauważył prof. Vetulani – bierze się on z rozpowszechnionej szeroko opinii o silnie uzależniającym działaniu marihuany.
Wykładowca zauważył, że niemal każda substancja, jeśli się jej nadużywa, ma negatywne skutki – podobnie jest też z marihuaną. Stwierdzono, że krótko po użyciu osłabia ona funkcje motoryczne i poznawcze – np. powoduje zwolnienie refleksu – stąd w wielu krajach słusznie zakazane jest prowadzenie pojazdów po wypaleniu marihuany. Substancja ta upośledza także pamięć krótkotrwałą – dlatego palenie „jointa” np. przed egzaminem na studiach może mieć fatalne skutki dla studentów.
Jednak cytowane przez krakowskiego neurofarmakologa dane (z lat 90. ub. wieku) wskazują na to, że niecałe 10 proc. palaczy marihuany trwale się od niej uzależnia. W świetle tychże danych, znacznie mocniejsze działanie uzależniające mają nikotyna, heroina, kokaina, alkohol i amfetamina.
Więcej o leczniczym zastosowaniu marihuany można przeczytać na łamach czasopisma „Wszechświat”, nr 1-3 2014. Zamieszczone są tam także inne materiały z zakończonego właśnie Tygodnia Mózgu w Krakowie, m.in. o tym, czy można stworzyć mózg ze skóry, o neurobiologii optymizmu czy o neuronalnych mechanizmach motywacji.
„Tydzień Mózgu” w Krakowie (10-16 marca) zorganizowali: Polskie Towarzystwo Przyrodników im. Kopernika, Zakład Biologii i Obrazowania Komórki UJ, Instytut Farmakologii PAN w Krakowie.
Źródło: www.naukawpolsce.pap.pl
Komentarze
[ z 7]
Jak widać społeczny lęk udaje się pomału eliminować i rejestrować leczniczą marihuanę do leczenia kolejnych jednostek chorobowych. Szczerze przyznam, że bardzo mnie ten fakt cieszy. Nie uważam, aby istniał jakikolwiek powód, aby rezygnować z substancji mogącej pomóc w zwalczeniu lub przynajmniej złagodzeniu objawów choroby podczas gdy inne znane nam substancje lecznicze pozostawały nieskuteczne. Jaki jest sens odbierać pacjentom możliwość poprawy stanu zdrowia i zabierać lekarzom z rąk cenne narzędzie do niesienia pomocy tylko i wyłącznie z tego względu, że produkt leczniczy się źle kojarzy. Teraz może i medyczna marihuana kojarzy się z popularnym narkotykiem, ale to może się zmienić, kiedy społeczeństwo doceni korzyści płynące z jej stosowania w celach zdrowotnych i leczniczych, przynajmniej w konkretnych przypadkach jednostek chorobowych. Jeśli pozostałaby marihuana jako produkt leczniczy nielegalną, to i tak byłaby w naszym świecie obecna, z tym że jako dość popularny narkotyk. Dlaczego więc nie korzystać z czegoś, co może pomóc? Jako lekarze chyba nie powinniśmy kierować się lękiem. I chyba tego nie robimy, bo to w końcu lekarze przeprowadzali testy i badania z użyciem marihuany szukając dla niej zastosowania w łagodzeniu objawów chorobowych. Jak pokazują statystyki, znacząca większość społeczeństwa również postuluje za legalizacją medycznej marihuany. Na co więc czekać? Skoro coś działa, nie powinniśmy kierować się uprzedzeniami wynikającego z niemedycznego zastosowania produktu, a sugerować się wiedzą medyczną opartą na faktach i wynikach obiektywnych badań naukowych. A te jednoznacznie pokazują, że pacjenci z lekooporną padaczką i chorzy na stwardnienie rozsiane mogą odnieść jednoznaczne korzyści ze stosowania tego kontrowersyjnego lekarstwa.
Nie da się ukryć, że chyba część społeczeństwa protestująca przeciwko stosowaniu medycznej marihuany raczej nie należy do ludzi światłych lub przynajmniej zorientowanych w temacie. Nie spotkałam jeszcze się z przypadkiem, aby przeciwko używaniu tej substancji w przypadku niektórych schorzeń gdzie skuteczność jest potwierdzona postulował lekarz, albo osoba związana zawodowo z branżą medyczną i posiadająca wiedzę w tym zakresie. Jak się wydaje, te szesnaście procent społeczeństwa, które staje murem przeciwko legalizacji medycznej marihuany to raczej osoby często starej daty lub zupełnie niezorientowane w temacie. Mam wrażenie, że ich wyobrażenie o medycznej marihuanie wygląda w ten sposób, że na oddziale pediatrycznym leczenia padaczek siedzą sobie nieletni i wypalają skręty z uśmiechem na ustach. Albo że pacjent ze stwardnieniem rozsianym zaciąga się jointem ku uciesze i złagodzeniu objawów. A przecież marihuana medyczna ma niewiele wspólnego w użyciu z narkotykiem wypalanym dla zabawy. W medycznej marihuanie naukowcy skupiają się na wyizolowaniu odmian roślin o żywicy zawierającej jak największą ilość substancji działających rozluźniająco i przeciwbólowo, przy jak najmniejszej ilości substancji o działaniu psychotycznym. Dlatego medyczna marihuana powinna być uznawana za lek, a nie za narkotyk i pewnie za jakiś czas, kiedy już przejdziemy z jej używaniem do porządku dziennego, sytuacja się ustabilizuje, a ludzie się przekonają o skuteczności terapii właśnie tak się stanie. Tym czasem jednak warto skupić się na uświadamianiu społeczeństwa, że ich wyobrażenia o medycznej marihuanie nie wiele wspólnego mają z rzeczywistością i tak naprawdę nie ma podstaw do obaw przed jej stosowaniem, a już na pewno nie powinny być to problemy natury moralnej.
Podzielam Pani opinię na temat przeciwników marihuany. Wiele osób protestuje, ponieważ ich wiedza na temat jej właściwości jest mocno ograniczona. Uważają, że zgoda na stosowanie marihuany do celów leczniczych spowoduje wzrost ilości uzależnień wraz z ich negatywnymi skutkami. Nie każdy wie, że może pomóc wielu pacjentom, ze względu m.in. na działanie przeciwwymiotne i pobudzające apetyt. Ludzie najpierw mówią, a potem myślą, jeśli w ogóle zechcą sprawdzić dlaczego osoby chore tak żarliwie walczą o zmianę przepisów. Jak zwykle największy hałas robią Ci, którzy się na rzeczy nie znają. Osobiście wątpię, że pacjenta chorego na raka będzie obchodzić tzw. "haj". Owszem, marihuana może w pewien sposób zostać potraktowana także jako środek przeciwdepresyjny, ale nie spowoduje, że osoby używające jej do celów leczniczych popadną w uzależnienie, czy będą szkodzić innym w jakikolwiek sposób. Postawmy się na miejscu wielu pacjentów. Gdyby istniał jakikolwiek środek, który mógłby choć trochę złagodzić chorobę, myślę, że każdy cierpiący człowiek walczyłby i nie interesowałoby go, czy uznawany jest z narkotyk czy nie. Narkotyczne środki przeciwbólowe zalicza się właśnie do tej grupy. Poza zastosowaniem leczniczym, nielegalna jest ich dystrybucja i można je wykupić tylko z przepisu lekarza. Co prawda odchodzi się od określania morfiny i innych "narkotycznymi środkami przeciwbólowymi", ale zasada jest podobna. Tak samo może być z marihuaną - wydawana na receptę pomoże wielu pacjentom. Zawsze trzeba się liczyć z nielegalnym handlem, ale on istnieje już dziś. Zatem dlaczego mamy z uporem zabraniać chorym uczciwego kupowania w aptece, skoro każdy nastolatek może ją mieć za kilka złotych spod bloku? Czy powinniśmy zmuszać ich do pokątnego kupowania z nieznanych źródeł? Ja tu widzę więcej szkody niż pożytku. Cieszę się, że autorytety w dziedzinie medycyny również interesują się tym problemem i walczą o dobro pacjentów.
Jak się nie zgodzić z każdym zdaniem w tym artykule? Oczywiście, że wszystko przez to, że marihuana jest uważana za twardy narkotyk, który od razu uzależnia, a ludzie nie znają nadal mechanizmu jej działania. Wydaje mi się, że może gdyby po prostu wyodrębnić z marihuany jakieś substancje aktywne, zrobić z tego lek, promować i reklamować jako lek X, który działa korzystnie na to na to i wspomaga leczenie tak wielu chorób, to pacjenci przyjmowaliby ten lek i byliby zachwyceni. Ale skoro od razu mówi się, że to ma coś wspólnego z marihuaną, to zaraz oburzenie i negatywne nastawienie do całej sprawy.
Jeszcze do wczoraj byłam całym sercem za legalizacją medycznej marihuany. Sprzeciwiałam się nadmiernemu zwlekaniu Ministra Zdrowia w kwestii podpisania stosownych dokumentów i wyrażenia zgody na stosowanie medycznej marihuany w konkretnych jednostkach chorobowych. Przekonana o skuteczności leków wytwarzanych z żywicy konopnych oraz pewna słuszności takiego postępowania byłam gotowa brać udział w protestach czy rozpocząć publiczną walkę o legalizację. Przecież nawet statystyki jako niezbity dowód opinii publicznej pokazują, że ponad połowa społeczeństwa opowiada się zdecydowanie za legalizacją i nie widzi w tym nic zdrożnego. Tylko 16 % ludności było według sondaży przeciwnych. I śmiało byłam gotowa wykrzykiwać w stronę tych ludzi, że czynią z naszego państwa ciemnogród. Aż do wczoraj, kiedy natknęłam się na pewną reklamę... Owa reklama dotyczyła właśnie sprzedaży i dystrybucji "medycznej" marihuany. Na pierwszy rzut oka rzeczywiście wyglądała na stworzoną profesjonalnie i dotyczącą leku. Tylko, że gdzieś małym druczkiem można było znaleźć informację odnośnie możliwości zamówienia "leku". Nie wiem, czy rzeczywiście do dystrybucji dochodzi, czy to tylko jakieś oszustwo. Ale jeśli okaże się, że dzięki legalizacji żywicy konopnej jako leku producenci dopalaczy i innych nielegalnych substancji o działaniu psychoaktywnym na ośrodkowy układ nerwowy, to po pierwsze szczerze zwątpię w istnienie sumienia w istotach ludzkich, a po drugie zacznę mieć wątpliwości, czy jednak dobrze zrobiono legalizując lek, albo czy dostatecznie poddano analizie warunki sprzedaży, zalecania, dystrybucji. Oby się okazało, że strona na którą trafiłam przypadkiem była oszustwem, albo jakimś nieśmiesznym żartem. Przez takie nieodpowiedzialne i nieuczciwe działania ludzi zachłannych zysku, chorzy którzy naprawdę potrzebują terapii żywicami konopnymi, będą mogli stracić możliwość dostępu do niej! Chyba trzeba być całkowicie pozbawionym moralności, aby próbować się wzbogacić na dystrybucji nielegalnej substancji nawet za cenę czyjegoś zdrowia, a nawet życia. Oby się to okazało pomyłką... I oby się nie okazało, że decyzji o zalegalizowaniu medycznej marihuany jeszcze pożałujemy...
Jak pokazują obecne dane przekazywane na portalach związanych z medycyną, właściwie udostępnienie leków zawierających w swoim składzie THC jest już właściwie przesądzone. Cieszę się z tego faktu i przekonana jestem, że słusznie. Z głosów pracowników służby zdrowia oraz samych chorych zainteresowanych tematem chociażby ze względu na fakt, że cierpią na choroby, które stanowią wskazanie do zastosowania w leczeniu medycznej marihuany, która może znacznie złagodzić objawy towarzyszące ich schorzeniom lub poprawić stan zdrowia. Dziwię się więc, skąd wziął się cały ten szub wokół substancji leczniczej. Czyżby tylko z tego względu, że przez niektóre osoby sama marihuana pozyskiwana z niepewnych źródeł używana jest w charakterze narkotyku? Czy z tego powodu mielibyśmy na przykład nie znieczulać pacjentów w trakcie operacji, albo nie podawać im opioidowych leków przeciwbólowych z trzeciego stopnia drabiny analgetycznej kiedy znajdują się w ciężkim stanie zdrowia, tylko z tego względu, że przecież opioidy należą również do wykazu leków z grupy "N" czyli będących narkotykami? Kiedyś wprawdzie było ich więcej, ale dziś osoby stosujące opioidy w celach "rekreacyjnych" również się zdarzają. Podobnie jak osoby palące dla rozrywki marihuanę. Dlaczego więc jeden lek stosowany jest w codziennej praktyce lekarzy i nie spotyka się to z protestami, a inny przed rejestracją wywołuje burzę i fakt ten spotyka się z licznymi protestami? Trudno mi znaleźć wyjaśnienie dla takiego stanu rzeczy, dziwię się jednak, że do takich problemów dochodzi i że rejestracje leków o udowodnionej klinicznie skuteczności są zatrzymywane, czy utrudniane i to często przez osoby zupełnie nie zorientowane w temacie i wstrzymujące dostępność leków z tylko sobie wiadomych tak naprawdę powodów. Dobrze, że mimo wszystko udało się lek zarejestrować na czym z całą pewnością skorzystają pacjenci, choćby ci z padaczkami lekoopornymi, dla których medyczna marihuana stanowi olbrzymią szansę.
Na całym świecie produkty z konopi od dawna stosowane są w charakterze leków. Nie rozumiem więc dlaczego w naszym kraju substancje te miałyby zostać objęte prohibicją i nie dopuszczone do sprzedaży. Przecież to powinna być naturalna kolej rzeczy, że jeśli dla danej substancji wykryte zostało prozdrowotne działanie, które można w medycynie wykorzystać w dodatku z bardzo dużą korzyścią zdrowotną dla pacjentów, to nie rozumiem, dlaczego mielibyśmy tego nie robić? Przecież z wielu substancji psychoaktywnych w służbie zdrowie się korzysta. Przecież morfina wykorzystywana chociażby w leczeniu bólu, czy pochodne amfetaminy stosowane celem odchudzania pacjentów otyłych lub u chorych na narkolepsje znane były i wykorzystywane od dawna. Nie widzę powodu, dla którego marihuana miałaby być wyłączona z użycia tylko i wyłącznie z tej przyczyny, że wciąż wykorzystywana jest w celach rozrywkowych i to jako jeden z najpopularniejszych narkotyków na świcie. To chyba tylko powinno potwierdzać bezpieczeństwo marihuany, skoro od lat stosowana jest na szeroką skalę, a jednocześnie stwierdza się bardzo niewielką ilość przypadków uzależnienia od tej substancji wśród osób, które miały z nią styczność. Dlaczego więc lekarstwa, które z resztą pozbawione są działania psychotycznego miałyby być zakazane? Uważam, że właśnie powinniśmy po nie sięgać i cieszyć się z możliwości jakie przynosi nam natura zwiększając szansę na poprawę stanu chorych cierpiących na różne problemy zdrowotne.