Przedwczesne wygasanie czynności jajników dotyczy kobiet w każdym wieku, ale zgodnie z definicją można tę chorobę rozpoznać tylko przed 40. rokiem życia.
- Później, stan ten klasyfikowany jest na równi z naturalną menopauzą, choć nie wszyscy badacze zgadzają się z tym punktem widzenia - mówi prof. Męczekalski.
Wyjaśnia, że im wcześniej wygasa czynność jajników, tym większe problemy zdrowotne powoduje. W najgorszej sytuacji są kobiety młode, u których wygaśnięcie czynności jajnika może zaburzyć proces dojrzewania płciowego. Wówczas choroba rzutuje nie tylko na problemy fizykalne, ale także na całą sferę psychiczną: samookreślenia, identyfikacji płciowej, dojrzałości i wielu problemów społecznych.
- Niemal wszystkie kobiety po wygaśnięciu czynności jajników nie są w stanie posiadać własnego potomstwa, dlatego też problem jest szczególnie dotkliwy dla osób młodych - wskazuje kierownik Kliniki Endokrynologii Ginekologicznej.
Podaje, że liczba tych pacjentek w literaturze określana jest z dość stałą częstością, od ok. 0,1 proc. kobiet przed 30. rokiem życia do ok. 1 proc. przed 40. rokiem życia. Tłumaczy też, że jedną z istotnych przyczyn "przedwczesnej menopauzy" jest leczenie onkologiczne.
- Ze względu na jego rosnącą skuteczność, paradoksalnie mamy do czynienia z coraz większą liczbą takich chorych. Agresywna chemioterapia (stosowana np. w przypadku niektórych typów białaczki) czy radioterapia prowadzić mogą do trwałego uszkodzenia wrażliwych komórek rozrodczych. Kobiety z tej grupy, tzw. 'dorośli, którzy przeżyli raka' (adult cancer survivors) borykają się z poważnymi zaburzeniami endokrynologicznymi oraz niepłodnością - wyjaśnia prof. Męczekalski.
Zwraca uwagę, że jest to poważny problem, który ostatnio został ujęty w dyscyplinie zwanej 'oncofertility', co można tłumaczyć jako 'płodność onkologiczna'.
Zapytany o to, na czym polega leczenie przedwczesnego wygasania czynności jajników, prof. Błażej Męczekalski podaje, że leczenie to prawie zawsze obejmuje uzupełnienie hormonów, których nieczynne gonady nie produkują. Ta, tzw. hormonalna terapia zastępcza, nie różni się w ogólnych założeniach od tej prowadzonej w grupie kobiet po menopauzie i obecnie nie stanowi dużego wyzwania. Jak podaje, problem zachowania czy przywrócenia płodności u tych pacjentek jest natomiast olbrzymim wyzwaniem dla współczesnej medycyny rozrodu.
- Próby przywrócenia funkcji germinatywnej jajnika (w uproszczeniu: jajeczkowania) u człowieka są jak na razie nieskuteczne i jedyną alternatywą dla leczenia niepłodności jest znalezienie dawczyni komórki jajowej i wszczepienie jej po zapłodnieniu do macicy kobiety z POF. Trzeba mieć jednak świadomość, że w tym wypadku nie możemy mówić o biologicznym pokrewieństwie matki z dzieckiem, gdyż materiał genetyczny pochodzi od dawczyni i ojca. Ciąże takie obarczone są też wyższym odsetkiem niepowodzeń i powikłań - mówi ginekolog.
Prognozuje, że dzięki zaawansowaniu prac nad komórkami macierzystymi, można mieć nadzieję na poprawę w tym zakresie. Naukowcom z Kioto (Japonia) udało się pozyskać macierzyste komórki germinatywne (rozrodcze) z komórek somatycznych ('nie rozrodczych komórek ciała"). - Potencjalnie mogłyby one posłużyć od odbudowy i przywrócenia funkcji jajnika, ale wydaje mi się, że jest to kwestia co najmniej dziesięciolecia - podsumowuje prof. Męczekalski.
Tymczasem jak wskazuje ginekolog, w swojej praktyce niestety niejednokrotnie spotyka pacjentki z nierozpoznanym przedwczesnym wygasaniem czynności jajników. Podaje, że są to często kobiety, czasem nawet bardzo młode, u których 'przywrócono miesiączkę' antykoncepcją hormonalną.
- Trudno mi powiedzieć dokładnie, dlaczego tak się dzieje. Z jednej strony jest to pewnie niedostateczna wiedza i rutyna w postępowaniu we wtórnym braku miesiączki. Z drugiej, można przypuszczać, że niektórzy lekarze za wszelką cenę dążą do pozornego sukcesu terapeutycznego i "utrzymania pacjenta" w przychodni - mówi specjalista.
Zwraca uwagę, że brak odpowiedniej diagnostyki u pacjentek, u których 'zanikła miesiączka' dość łatwo jest pokryć, nawet na całe lata, stosowaniem antykoncepcji, która w tych przypadkach prawie zawsze daje regularne krwawienia z odstawienia.
- Pacjentka interpretuje je jako miesiączki i dowód wyzdrowienia. Może się jednak okazać, że tak naprawdę mieliśmy do czynienia z wygasaniem czynności jajnika - wskazuje kierownik Kliniki Enokrynologii Ginekologicznej UM w Poznaniu.
Podkreśla, że za każdym razem należy wyjaśnić przyczynę zaburzeń miesiączkowania, zanim przystąpi się do leczenia.
- Niestety, presja na szybki efekt i niskie nakłady powoduje, że rezygnuje się choćby z podstawowych badań, a to może być nieodwracalny błąd - podsumowuje prof. Męczekalski.
Źródło: www.rynekzdrowia.pl
Komentarze
[ z 0]