Stowarzyszenie Zawodowe Kardiologów Interwencyjnych wystosowało list otwarty do Prezesa Najwyższej Izby Kontroli, w którym wyraża protest przeciwko wnioskom przedstawionym w opublikowanym 31 maja raporcie NIK p.t.: „Realizacja świadczeń zdrowotnych z zakresu kardiologii przez publiczne i niepubliczne podmioty lecznicze”.
W liście lekarze podają merytoryczne kontrargumenty do sześciu tez, które ukazały się w raporcie NIK. Kardiolodzy apelują jednocześnie do Prezesa Izby o ponowne zweryfikowanie sytuacji panującej w polskiej kardiologii, uwzględniają głos środowiska.
- Nie możemy przejść obojętnie wobec tego raportu, mając świadomość braków merytorycznych, które doprowadziły do sformułowania nieprawdziwych i krzywdzących wniosków w nim przedstawionych. W naszej ocenie nie można również rozpatrywać raportu NIK w oderwaniu od nowych propozycji obniżki wycen z zakresu kardiologii interwencyjnej opublikowanych przez Agencje Oceny Technologii Medycznych i Taryfikacji oraz Narodowy Fundusz Zdrowia. Ich konsekwencją będzie ograniczenie dostępu do nowoczesnych technologii medycznych w zakresie kardiologii inwazyjnej, obniżenie ich jakości oraz odstąpienie od procedur u chorych ze złożonymi zmianami z uwagi na koszt procedury - napisali lekarze.
Kardiolodzy wyrazili również swoją gotowość do wsparcia NIK w przygotowaniu rzetelnej analizy, oddając do dyspozycji swoją wiedzę i doświadczenie.
Cały list dostępny jest na stronie Stowarzyszenia Zawodowego Kardiologów Interwencyjnych.
Komentarze
[ z 3]
Z tego co czytam w wiadomościach udostępnianych na leksykonie stanowiska lekarzy, a w szczególności kardiologów i kardiochirurgów w znacznym stopniu rozmijają się ze stanowiskiem narodowego funduszu zdrowia w sprawie wyceny i finansowanie zabiegów z zakresu kardiologii interwencyjnej. Z żalem i pełen obaw muszę stwierdzić, że znacznie bardziej wiarygodne jest w moim odczuciu zdanie lekarzy na co dzień zajmujących się pracą w oddziałach kardiologicznych. Jeśli z ich strony istnieją obawy o możliwości ograniczenia dostępu do świadczeń i operacji w stanach nagłych, jestem pełen strachu w jaki sposób odbije się to na kondycji i zdrowiu polskich pacjentów. Czasem kiedy czytam o decyzjach podejmowanych przez naszych polityków mam ochotę załamać ręce nad ich głupotom. Nawet jeśli poprzez ograniczenie finansowania zabiegów z zakresu kardiologii interwencyjnej uda się zaoszczędzić parę złotych to przecież i tak nie będą to pieniądze zarobione, czy realnie zaoszczędzone, tylko znaczną część środków trzeba będzie przesunąć na leczenie, rehabilitacje oraz renty dla tych osób, którym poprzez poczynione zmiany nie uda się zapewnić szybkiego dostępu do leczenia interwencyjnego i będą oni skazani na kalectwo do końca swojego życia. I to w sytuacjach, którym nauczyliśmy się już zapobiegać poprzez właśnie inwazyjne operacje naczyniowe udrażniające naczynia wieńcowe. Moim zdaniem to co się teraz dzieje i podejmowane przez polityków rozdysponowujących pieniędzmi z narodowego funduszu zdrowia są olbrzymim błędem, który zbierze swoje żniwa w przyszłości. Szkoda tylko, że nim błąd uda się naprawić, będą musieli ucierpieć na nim pacjenci. ..
Dokładnie, oby tylko na decyzjach podejmowanych przez NFZ nie ucierpieli pacjenci. Niestety, ale wydaje mi się, że jeśli zmniejszy się finansowanie zabiegów z zakresu kardiologii interwencyjnej, może i nie przestaną one być wykonywane, jednak lekarze będą zmuszeni do dokładniejszej selekcji pacjentów kwalifikowanych do zabiegów, co koniec końców może doprowadzić do tragedii w przypadku opóźnienia leczenia u osób potrzebujących pilnego zabiegu. Nie mam pojęcia co mają w głowach osoby decydujące o takim, a nie innym dystrybuowaniu pieniędzy z funduszu, ale nie wydaje mi się, aby były to działania przemyślane. Niestety. Oczywiście rozumiem, że nie dysponujemy funduszami zapewniającymi nieograniczone środki, które można by przekazać na leczenie pacjentów w każdej sytuacji, jednak jeśli chodzi o zabiegi udrażniania naczyń wieńcowych u chorych z ostrymi chorobami kardiologicznymi, zwłaszcza chorobą niedokrwienną serca, to już dawno zostało udowodnione, że wczesne interwencje zwiększały nie tylko przeżywalność, ale i skutecznie chroniły pacjentów po zawale serca przed trwałymi następstwami choroby z kalectwem włącznie. Co z tego, że w tej chwili zaoszczędzi się część pieniędzy z funduszy zdrowia, jeśli i tak ostatecznie wyda się ich znacznie większe ilości na opiekę, rehabilitację i w końcu wypłacanie rent dla osób, u których przez zaniechanie leczenia inwazyjnego dojdzie do destrukcji mięśnia sercowego co ostatecznie będzie przyczyniało się do dewastacji zdrowia i kondycji organizmu uniemożliwiających powrót nie tylko do pracy, ale i do normalnego, sprawnego funkcjonowania- a tym samym będzie prowadziło do kalectwa? Oby NIK wziął na poważnie postulaty lekarzy i zmienił swoje decyzje w tej kwestia. Albo oby okazało się w praktyce, że mieli rację i pacjenci na decyzji nie ucierpią...
W czasie epidemii SARS-CoV-2 w Europie liczba procedur kardiologii interwencyjnej podejmowanych w terapii zawału serca STEMI zmniejsza się średnio o około 20 procent, a w zawale serca NSTEMI nawet o 30 procent. Główny spadek liczby wykonywanych procedur kardiologii interwencyjnej związany jest z obawą pacjentów przed zgłoszeniem do placówek medycznych. Uzyskane w europejskich analizach dane wskazują również na znaczące opóźnienie w realizacji procedur kardiologii interwencyjnej w odniesieniu do wystąpienia pierwszych objawów zawału serca. W wielu przypadkach pacjenci próbują samemu podejmować leczenie. Dopiero nasilające objawy duszności i bólu w klatce piersiowej skłaniają ich do poszukiwania pomocy. Wiąże się to ze zwiększoną liczbą przypadków najcięższych postaci zawału serca, towarzyszących niewydolności serca, a co za tym idzie większego ryzyko powikłań i konieczność zastosowania złożonych i skomplikowanych procedur kardiologii interwencyjnej. W początkowym okresie pandemii pacjenci byli zaniepokojeni doniesieniami dotyczącymi wzrastającej liczby zakażeń. Dodatkowo przekazywano dane o przypadkach stwierdzania ognisk COVID-19 w placówkach opieki i ośrodkach ochrony zdrowia, głównie w domach pomocy społecznej i szpitalach. Pacjenci stawali przed bardzo trudnym wyborem: odczuwali dotkliwe objawy, które mogły świadczyć o zawale serca, ale jednocześnie obawiali się przyjazdu do szpitala, gdzie w ich przekonaniu istniało realne zagrożenie zakażenia koronawirusem. Pacjenci obawiali się zachorowania i trudnych do przewidzenia powikłań infekcji. W marcu i kwietniu lęk przed COVID-19 często zwyciężał z decyzją o zgłoszeniu się do ośrodka. Dane systemu Państwowego Ratownictwa Medycznego wskazują, że w marcu i kwietniu ubiegłego roku liczba wezwań pacjentów z bólem w klatce piersiowej spadła o kilkanaście procent.Coraz więcej aplikacji pomaga w kontrolowaniu naszego stanu zdrowia. Nie dotyczy to jedynie aktywności sportowych, ale przydaje się też do monitorowania przebiegu różnych chorób. Analiza głosu przy wykorzystaniu aplikacji na smartfona, pozwala na wykrycie przekrwienia płuc u pacjentów z niewydolnością serca. Pozwoli to na wcześniejszą interwencję lekarza, zanim stan zdrowia chorego ulegnie pogorszeniu. Przeprowadzono badania na 40 pacjentach z ostrą niewydolnością serca. Każdy z nich nagrał próbkę swojego głosu, który został przeanalizowany przez program. Przekrwienie płuc przyczyniało się do subtelnych zmian w mowie, które bardzo dokładnie wychwyciła aplikacja. Jeżeli pojawią się pierwsze objawy, aplikacja je “wychwyci” i natychmiast przekaże takie informacje lekarza, który przepisze właściwe leki. Można będzie w ten sposób zareagować zanim stan pacjenta się pogorszy. Środowisko pacjentów wskazują na poprawę swojej sytuacji w konkretnych działaniach. Mowa o powszechnym dostępie do Koordynowanej Opieki nad pacjentem z Niewydolnością Serca, a także w dostępie do optymalnej terapii, która zmniejsza śmiertelność, redukuje liczbę uciążliwych hospitalizacji będących konsekwencją zaostrzeń choroby, a także korzystnie wpływają na tak ważną dla chorych jakość życia. Liczba hospitalizacji z powodu niewydolności serca jest w Polsce 2,5-krotnie wyższa niż średnia dla wszystkich 36 krajów OECD. Co godzinę umiera w naszym kraju 16 osób z rozpoznaną niewydolnością serca. To główna przyczyna zgonów w Polsce. Co roku zabija ona 140 tysięcy osób. Eksperci wskazują, że od momentu rozpoznania choroby aż 40,6 procent pacjentów nie przeżywa 5 lat życia. Niewydolność serca gorzej rokuje niż jego zawał, rak prostaty czy jelita grubego. Konieczne jest więc wprowadzenie modyfikacji w opiece nad pacjentami w naszym kraju, ale nie można zapominać o tym, że to jak będzie wyglądało ich zdrowie i życie zależy w większości od nich samych. Kolejnym z takich działań, które ma to zmienić jest rozpoczęciu pilotażu Krajowej Sieci Kardiologicznej (KSK) w województwie mazowieckim, który ma się skupiać na diagnozowaniu i leczeniu kilku podstawowych chorób sercowo-naczyniowych takich jak zaburzenia rytmu serca, niewydolności serca, chorób zastawek, które są coraz częstszą przyczyną problemów zdrowotnych w naszym społeczeństwie, a także nadciśnienia tętniczego. Elektroterapia polegająca na zastosowaniu stałej stymulacji serca, nazywana stymulacją resynchronizującą, może pomóc pewnej grupie pacjentów z niewydolnością serca. Zaburzona sekwencja skurczu komór serca w wielu przypadkach jest związana z jego niewydolnością. Wielu chorym mogą jednak pomóc wszczepiane aparaty takie jak stymulatory i kardiowertery-defibrylatory z funkcją resynchronizacji. Ułatwiają one uporządkować skurcze serca i poprawiają samopoczucie pacjenta. Resynchronizacja polega na jednoczesnej stymulacji prawej i lewej komory serca. Ma to istotne znaczenie w przypadku osób z blokiem lewej odnogi pęczka Hisa, czyli przypadłością charakterystyczną dla chorych z zaawansowaną niewydolnością serca. Resynchronizacja stosowana jest u osób z tzw. dyssynchronią skurczu i zaawansowaną niewydolnością serca. Tylko w takiej sytuacji ta metoda terapii ma sens. Nie należy jednak wykonywać jej zbyt późno, bo prawdopodobieństwo związane z jej użyciem może przewyższyć oczekiwane korzyści.W naszym kraju na 100 Polaków w przedziale wiekowym 40-44 lata, zawał przechodzi średnio 121 mężczyzn i 25 kobiet. Nawet 90 procent osób, które przeszły zawał serca przed czterdziestym rokiem życia to osoby palące papierosy. Zawał u kobiet bywa bardzo często nieprawidłowo rozpoznany i niewłaściwie wyleczony ponieważ symptomy nie są tak oczywiste. W przypadku młodych kobiet prawdopodobieństwo wystąpienia zawału serca jest na dosyć niskim poziomie, ale drastycznie wzrasta po 50 roku życia. Wraz ze spadkiem poziomu estrogenu w organizmie kobiety, związanego z menopauzą zawał serca u kobiet jest zjawiskiem równie powszechnym, jak zawał serca mężczyzn. Kobiety rzadziej trafiają do szpitala z powodu rozpierającego bólu zamostkowego, który promieniuje do żuchwy, pleców czy przedramienia. Częściej występujące symptomy to duszności, uderzenia gorąca mdłości i uczucie niestrawności, zawroty głowy, nagłe osłabienie czy zmęczenie jak w przypadku przebiegu grypy, bóle pleców. Ryzyko wystąpienia zawału serca u kobiet jest też dużo większe niż w przypadku mężczyzn. Oprócz standardowych czynników, które zwiększają zachorowalność, takich jak palenie papierosów, długotrwały i silny stres, choroba wieńcowa, nadciśnienie, miażdżyca, cukrzyca, czynniki genetyczne czy wysoki poziom “złego” cholesterolu, zawał u kobiet może wystąpić w wyniku powikłań ciąży czy usunięcia macicy. Same kobiety często bagatelizują wcześniej wspomniane symptomy, kojarząc je z menopauzą, a nie zawałem. W takim wypadku nie warto zwlekać z wezwaniem karetki, ponieważ fachowa i co najważniejsze, skuteczna pomoc musi nastąpić jak najszybciej. Dopiero od jakiegoś czasu naukowcy zaczęli analizować różnice między zawałem serca u kobiet i mężczyzn, ponieważ nie tylko objawy, ale także metody leczenia w przypadku obydwu płci są równe. Do tej pory naukowcy bardziej skupiali się na mężczyznach w swoich badaniach, dlatego zarówno prowadzone badania, jak i dopuszczone do obrotu leki, nie brały pod uwagę przebiegu choroby u kobiet. Kobiety są również rzadziej kierowane na specjalistyczne badania i testy diagnostyczne, ponieważ ryzyko wystąpienia zawału serca jest niedoszacowane. Ponadto niektóre testy skonstruowane są w ten sposób, że dają fałszywe wyniki u kobiet, ponieważ były opracowywane z myślą o mężczyznach. To wszystko sprawia, że kobiety są później niż mężczyźni kierowani na badania, a leczenie wdrażane jest za późno. Postęp w medycynie umożliwił ratowanie życia osób po zawale, jednak zawał powoduje trwałe uszkodzenie serca i zwykle prowadzi do jego niewydolności. Osoby z tą chorobą wymagają właściwej, koordynowanej opieki oraz właściwej farmakoterapii, która pozwala uniknąć zaostrzeń choroby. Bez tego bardzo szybko ponownie dochodzi u nich do epizodu kardiologicznego, który kończy się hospitalizacją i pogorszeniem stanu zdrowia lub wręcz śmiercią.