Pierwszy przeszczep macicy jaki miał miejsce w Stanach Zjednoczonych zakończył się niepowodzeniem w wyniku pojawienia się ostrych powikłań.
Biorczyni przeszczepu – 26-letnia kobieta z Texasu, prasie znana jako Lindsey – przeszła 9-godzinną operację 24 lutego 2016 roku w ramach badania klinicznego nad leczeniem macicznego czynnika niepłodności (UFI).
UFI polega na niemożności zajścia w ciążę lub jej donoszenia wynikającej z nieprawidłowości związanych z macicą. Jednostki chorobowe powiązane z UFI to na przykład włókniaki macicy, wady wrodzone macicy, zespół Ashermana i endometrioza genitalna wewnętrzna (adenomyosis).
Szacuje się, że 3-5% kobiet na całym świecie nie może urodzić dziecka z powodu UFI; obecne metody leczenia macicznego czynnika niepłodności są ograniczone i niedoskonałe.
Transplantacja macicy była pierwszą z 10 zaplanowanych w ramach badania klinicznego. Wiadomość o niepowodzeniu operacji podano zaledwie kilka dni po konferencji w Cleveland Clinic, na której to lekarze ogłosili ją sukcesem.
U Lindsey, która urodziła się bez macicy, pojawiło się poważne powikłanie, przez które zdecydowano się na chirurgiczne usunięcie przeszczepionej macicy.
- W tej chwili okoliczności zaistnienia komplikacji są dokładnie badane, więcej informacji zostanie przedstawionych w późniejszym czasie – mówią przedstawiciele szpitala.
- Niestety, straciłam macicę przez powikłania – mówi Lindsey. - Jednak czuję się dobrze i dziękuję za wasze wsparcie i modlitwy.
Cleveland Clinic podkreśla, że istnieje dobrze znane ryzyko związane z transplantacją narządów i czasami występują okoliczności zmuszające do usunięcia przeczepionego organu.
Przeszczep macicy jest bardziej złożony niż inne tego typu zabiegi. Mimo że jest uważany za zabieg eksperymentalny, posiada silny potencjał w leczeniu UFI.
W 2014 roku 36-letnia Szwedka została pierwszą kobietą na świecie, która urodziła dziecko po przeszczepieniu macicy. Do września 2015 roku w Szwecji przeprowadzono 9 takich zabiegów, które doprowadziły do 5 ciąż i 4 urodzeń.
Sukces Szwedów zainspirował inne kraje do poprowadzenia badań klinicznych nad tą procedurą. We wrześniu 2015 roku lekarze z Wielkiej Brytanii zaaprobowali badanie, w którym 10 kobiet przejdzie operację, niedługo potem ruszyło również badanie w USA.
Podczas gdy wszystkie szwedzkie transplantacje używały macic od żywych dawców, w operacji Lindsey użyto organu pochodzącego od zmarłej kobiety (30-latki, która urodziła wcześniej dziecko).
Podczas konferencji prasowej, Ruth M. Farrell, ginekolog położnik w Cleveland Clinic wskazywał, że przeszczepy od żywych dawców również wiązały się z pewnymi powikłaniami i nie należy się zniechęcać pobierając narządy od zmarłych dawczyń.
Pomimo niepowodzenia pierwszej transplantacji, lekarze twierdzą, że badanie nadal trwa. Dr Andreas Tzakis jest przekonany, że przeszczepy macicy mogą odmienić życie wielu kobiet z macicznym czynnikiem niepłodności. - Praca Szwedów wskazuje, że transplantacje mogą prowadzić do urodzenia zdrowego dziecka.
Źródło: medicalnewstoday.com / develandclinic.org
Komentarze
[ z 6]
Nie miałam pojęcia, że za granica przeprowadzane są, choćby nawet w formie testów operacje przeszczepienia macicy. Szczerze przyznam, że jestem mocno zaskoczona. Rozumiem, że dla kobiety która urodziła się z anatomicznymi wadami tego narządu rodnego, a chciałaby zostać matką i samodzielnie donosić i urodzić dziecko, taka operacja może stanowić szansę na spełnienie tego marzenia i chyba w pewnym sensie zrealizowanie instynktu macierzyńskiego. Podobnie u kobiet z zespołem Ashermana. Tylko, czy ma to sens? Czy ma sens inwestować pieniądze w rozwój transplantacji narządów rodnych, kiedy przecież wiele par pomimo leczenia pozostaje bezdzietnymi i albo się z tym godzą, albo decydują adoptować cudze dziecko- osierocone czy z innego powodu znajdujące się w odpowiedniej placówce. Nie wydaje mi się, aby kobiety które urodziły się z wadami macicy powinny narażać się na tego typu operacje i powikłania związane z przeszczepieniem obcego narządu. Jednak miło się czyta, że medycyna jest do tego stopnia posunięta i że już czwórkę dzieci udało się dzięki przeszczepowi macicy urodzić. Co nie zmienia faktu, że jestem lekko skonsternowana. Tym bardziej, że ciężko mi jest sobie wyobrazić kobietę, która decyduje się poddać operacji jako żywy dobrowolny dawca organu. Przecież w trakcie takiej operacji lub z powodu powikłań z nią związanych kobieta może stracić życie. Czy naprawdę macica i samodzielne donoszenie ciąży jest aż tak ważne, aby decydować się na tak duże ryzyko i na trudną operację oraz możliwe konsekwencje i powikłania w późniejszym czasie?
Chyba mam podobne zdanie co moja poprzedniczka. Rozumiem, że możliwość urodzenia dziecka i zrealizowania w ten sposób potrzeb wynikających z instynktów macierzyńskiej może być bardzo ważne dla większości kobiet i takie operacje mogą być nadzieją dla tych, które z powodu chorób czy wad wrodzonych macicy nie mają możliwości zajścia w ciążę. Jednak czy aby na pewno warto jest rozwijać medycynę w te stronę, aby koniecznie umożliwiać tym kobietą macierzyństwo. Przecież nie są to operacje ratujące życie, a jedynie mogące w jakiś sposób zwiększyć jego jakoś u kobiet które są zdeterminowane do urodzenia dziecka. Tylko czy ryzyko oraz koszty związane z operacją są tego warte? Przecież tak jak zauważyła poprzedniczka, zaspokoić potrzebę macierzyństwa można przez adopcję. Ewentualnie, jeśli kogoś stać na taki wydatek można pomyśleć o zatrudnieniu surogatki. W ten sposób również można uzyskać dziecko które biologicznie będzie posiadało materiał genetyczny rodziców jednak bez zbędnego narażania życia i zdrowia oraz bez ryzyka powikłań związanych z operacją przeszczepienia macicy...
Sądzę, że pomimo ryzyka powikłań wiele kobiet zdecydowałoby się na podobną operację. Faktycznie nie ratuje ona życia i może być uznawana za zbędną, ale w interesie przykładowo prywatnych klinik jest powodzenie podobnych testów. Medycyna musi się rozwijać i każde odkrycie może zostać wykorzystane do słusznych celów. Dajmy szansę młodym kobietom na urodzenie dziecka. Medycyna estetyczna również się rozwija więc dlaczego nie pracować nad wyżej opisanym zabiegiem.
Osobiście nie potrafię zgodzić się z Pani zdaniem Pani Lilianno. Oczywiście rozumiem, że dla kobiety możliwość posiadania dziecka jest czymś bardzo ważnym, istotnym i wiele z kobiet z całą pewnością gotowych byłoby przeżyć wiele niedogodności, poświęcić się, wiele przecierpieć, byle tylko móc urodzić zdrowe dziecko. Jednak moim zdaniem, my lekarze niekoniecznie musimy gonić za tym, aby sprostać tym potrzebą. Niekoniecznie musimy się na to godzić. W końcu każdy z nas godząc się na wykonanie takiego zabiegu zgadza się podjąć ryzyko z nim związane. A co jeśli młoda kobieta, która przecież mogłaby z powodzeniem adoptować potomka, zginie w wyniku próby transplantacji macicy? Nie wydaje mi się, aby w bilansie zysków i strat takiego zabiegu przeszczep macicy wypadał bardziej na plus. Nie będę oceniał czy mam nadzieję, że badania będą trwały nadal czy nie, jednak osobiście nie zachęcał bym swoich pacjentem pragnących zasmakować macierzyństwa, a mających nieprawidłowości anatomii macicy do zastosowania takiej skrajnej metody rozwiązania i wyjścia z sytuacji. Jednak decyzja oczywiście będzie należała do każdej z pań indywidualne. Mam jednak nadzieję, że tego typu operacje, nawet jeśli dotrą do Polski, to jednak nie zostaną objęte refundacją z budżetu państwa. Myślę, że mimo wszystko, służba zdrowia mam o wiele więcej poważniejszych celów do zapychania dziur w budżecie niż operacje będące kaprysem młodych dziewcząt....Mam również nadzieję, iż nikogo swoją wypowiedzią nie uraziłem, a jeśli tak, to szczerze przepraszam i proszę o wybaczenie swoich radykalnych poglądów....
Chociaż oczywiście muszę oddać Pani słuszność, Pani Lilianno, iż jeśli miałyby to być zabiegi mające na celu bardziej rozwinięcie jakiejś dziedziny medycyny czy zdobycie wiedzy z pewnego zakresu to oczywiście popieram i ma pani rację, że przecież taka specjalność jak medycyna estetyczna, również znajduje swoje miejsce w branży medycznej. Tylko trudno byłoby mi sobie poradzić z ewentualną śmiercią pacjentki, która zważywszy na silną chęć posiadania potomstwa poddałaby się takiemu zabiegowi. Jak na razie z tego co wynika z artykuły takie zdarzenie nie miało miejsca, jednak niestety nie możemy wykluczyć takiej ewentualności. W końcu każda ingerencja, a tym bardziej zabieg operacyjny wiążą się z ryzykiem powikłań i zgonu włącznie. Jeśli zaś chodzi o medycynę estetyczną, może nie jestem znawcą tematu, jednak może poza implantami piersi czy niektórych innych części ciała (typowo pod estetykę) raczej nie wykonuje się tak poważnych zabiegów jak transplantacje?
Dużym problemem dla transplantologów są także przeszczepy kości. Aktualnie najczęściej stosowaną metodą naprawy są autologiczne przeszczepy kości - pobiera się je z jednego miejsca od pacjenta i wszczepia w inne, najczęściej wykorzystując kość strzałkową). Jednak transplantacje te mają wysoki wskaźnik infekcji i nie sprawdzają się, jeśli konieczne jest użycie znacznych wielkości przeszczepów. Naukowcy już od dłuższego czasu starają się stworzyć substytut kości, który nie będzie odrzucany przez organizm. W naszym kraju organem koordynującym wszystkie transplantacje jest Centrum Organizacyjno-Koordynacyjne ds. Transplantacji "Poltransplant". Według dostępnych danych, w 2020 roku przeprowadzono 1180 przeszczepów narządów od zmarłych dawców - 717 nerek, 263 wątroby, ale tylko 145 serc i 51 płuc. W przypadku żywych dawców, pobrano tylko 31 nerek i 28 części wątroby. Warto wspomnieć jeszcze o przeszczepach rogówki, których było 1269. Faktycznie, ogólna liczba transplantacji w roku ubiegłym była niższa niż w latach poprzednich - 1473 organy w 2019 r., 1390 narządów w 2018 r. Szczególnie niepokojące jest to, że liczba oczekujących na nowe organy, a więc i nowe życie, wcale drastycznie nie spada. Część oddziałów transplantacyjnych została przekształcona w covidowe, a oddziały intensywnej opieki medycznej były zaangażowane w leczenie pacjentów z infekcją koronawirusem. Z oczywistych względów nie mogły w tym czasie zajmować się innymi chorymi ani rekrutacją zmarłych dawców. Sytuacja ta utrzymywała się jeszcze przez pierwsze miesiące tego roku. Znacząca poprawa nastąpiła na przełomie maja i czerwca. Od tego czasu zgłaszanych jest nawet o 50 procent więcej dawców. Wszystkie ośrodki transplantacyjne zachowały swoje uprawnienia i większość z nich powróciła do uprzedniej aktywności pobierania i przeszczepiania narządów. Dotychczas w Polsce kilka osób po przechorowaniu COVID-19 wymagało przeszczepienia płuc ze względu na ich nieodwracalne uszkodzenia, które spowodował koronawirus. Jest to spore wyzwanie, ponieważ zabiegi te przeprowadza się u niezwykle osłabionych pacjentów, mających skrajną niewydolność płuc, którzy często przez kilka tygodni czy nawet miesięcy byli hospitalizowani. Jedyną szansą dla nich jest przeszczepienie tego narządu i jak do tej pory to się udawało. Przechorowanie COVID-19 u potencjalnego dawcy jest dla specjalistów sygnałem do zachowania szczególnej ostrożności. Chorzy i ozdrowieńcy nie są aktualnie akceptowani jako dawcy narządów z uwagi na ryzyko przeniesienia wirusa, o którym wciąż zbyt mało wiemy. Ponadto choroba COVID-19 może powodować uszkodzenia wielonarządowe. Nadal wszyscy dawcy są testowani w kierunku obecności SARS-CoV-2 i aktywna lub niedawna infekcja dyskwalifikuje potencjalnego dawcę. Transplantologia nie jest w stanie rozwiązać problemów pacjentów z zaawansowaną cukrzycą. Przeszczepienie całej trzustki jest zabiegiem bardzo trudnym pod względem chirurgicznym, ponieważ stwarza ryzyko powikłań okołooperacyjnych i niewielu pacjentów może zostać do niego zakwalifikowanych. Drugim problemem jest niewielka dostępność narządów. Problem ten może rozwiązać bioniczna trzustka, którą jest zbudowana z wysp trzustkowych otoczonych biotuszem. Ma on w swoim składzie elementy odwzorowujące naturalne miejsce bytowania wysp trzustkowych. Dodatkowo przez naukowców został opracowany układ naczyniowy, pozwalający na przepływ krwi, zaopatrzenie w tlen i substancje odżywczeAmbitnym planem wydaje się być zastosowanie technologii druku trójwymiarowego do tworzenia funkcjonalnych organów. Rozwiązanie to wciąż jest obarczone pewnymi ograniczeniami, ale naukowcy dążą do udoskonalenia tej metody. Metoda ta może być dostosowana do drukowania komórek z sieciami naczyń krwionośnych, co jest kluczowe dla ludzkich tkanek i organów. Obecnie, jeśli chodzi o przeszczepy wątroby, Polska jest w czołówce Europy. Osiągnięcia naszej transplantologii są naprawdę ogromne i warto aby świat o nich słyszał i mógł czerpać od nas wiedzę, jak przeprowadzać różne zabiegi.Równolegle z poszukiwaniami nowych źródeł narządów do przeszczepów, naukowcy stale usprawniają istniejące już protokoły. Od momentu pobrania organu od dawcy i umieszczenia go w lodzie, jego komórki zaczynają obumierać. Jest to poważny problem zwłaszcza w przypadku, ponieważ około 70 procent tego typu organów nie zdążą do potrzebującej osoby na czas. Mogą minąć maksymalnie cztery godziny od momentu, gdy serce zostanie przetransportowane z ciała dawcy do biorcy. Niedokrwienie narządu zaczyna się natychmiast po przerwaniu jego “połączenia” z naczyniami krwionośnymi. Jednym z głównych trudności związanych z przechowywaniem tkanek i organów do przeszczepów jest zapobieganie tworzeniu się kryształów lodu, które mogą powodować istotne uszkodzenia. Teraz naukowcy z Uniwersytetu Kalifornijskiego opracowali obiecującą technikę superchłodzenia, aby przywrócić funkcjonalność zmodyfikowanej tkance serca. To może być przełom, pozwalający na dłuższe przechowywanie organów do przeszczepów. Technologia, ta to tzw. zamrażanie izochoryczne. W przypadku konwencjonalnego zamrażania izobarycznego, materiał jest wystawiany na działanie powietrza o niskiej temperaturze pod stałym ciśnieniem. W przypadku zamrażania izochorycznego, materiał jest zanurzany w cieczy, a następnie umieszczany w pozbawionym powietrza pojemniku, w którym nie ma szans na powstawanie kryształów lodu, nawet gdy temperatura ma ujemne wartości. We wcześniejszych eksperymentach aż 40% materiału pozostało niezamrożonego, mimo że schłodzono go do temperatury -22 stopni Celsjusza.W stołecznym Szpitalu Klinicznym Dzieciątka Jezus UCK WUM wykonano pierwszy w Polsce i unikalny na świecie zabieg jednoczasowego przeszczepienia wątroby i trzustki u młodej kobiety chorej na mukowiscydozę. Mukowiscydoza rozwija się w większości przypadków przed okresem dojrzewania, jest chorobą wielonarządową, w której wadliwy transport chlorków nabłonka przez błony komórkowe powoduje odwodnienie i pojawienie się gęstej, lepkiej wydzieliny, która zaburza pracę wielu narządów. Choroba ma bardzo zmienny obraz i przebieg, ale dziś większość pacjentów z mukowiscydozą osiąga dorosłość ze względu na postępy w terapii medycznej i coraz lepsze wyniki leczenia powikłań pozapłucnych, takich jak choroby wątroby i trzustki. Niewydolność wątroby jest niezależnym czynnikiem ryzyka rozwoju cukrzycy związanej z mukowiscydozą. Podczas gdy wszyscy pacjenci po przeszczepieniu wątroby mają podwyższone ryzyko zachorowania na cukrzycę, to ostatecznie prawie wszyscy chorzy z chorobą wątroby związaną z mukowiscydozą rozwijają cukrzycę po przeszczepie tego narządu. Z tego względu przywrócenie funkcji trzustki może zapewnić znaczną poprawę zdrowia i jakości życia poprzez złagodzenie zapotrzebowania na terapię zastępczą insuliną i enzymami trzustkowymi. Prowadzi to również do poprawy odżywienia i zmniejsza długoterminowe powikłania mukowiscydozy, takie jak np. mikroangiopatia. Obecnie na zabieg przeszczepu rogówki czeka w Polsce ok. 3,5 tysiąca osób. W dobie pandemii, gdy liczba przeszczepów spadła o 20 procent. Najważniejszym wskazaniem do przeszczepu rogówki jest słaba ostrość widzenia. Zabiegi wykonywane są u pacjentów z bliznami rogówki po urazach i po zapaleniach, z chorobami wrodzonymi rogówki, z obrzękiem rogówki po operacjach zaćmy oraz po perforacji rogówki. Izraelski startup przeprowadził pierwszy na świecie przeszczep sztucznej rogówki, dzięki któremu przywrócono wzrok 78-letniemu pacjentowi. Udało się to dzięki zastosowaniu implantu wykonanego z syntetycznej nanotkanki. Sztuczny implant, o nazwie KPro, może zastąpić nieprawidłową z różnych względów rogówkę. Jest zbudowany z nierozkładalnej, syntetycznej nanotkanki, którą umieszcza się pod spojówką. Przeszczep rogówki to zabieg przywracający wzrok, który był już wykonywany w szpitalach i nie jest czymś nowym. Natomiast można go przeprowadzić tylko jeśli dostępna jest rogówka dawcy, na którą zapotrzebowanie jest duże. Sukces Izraelczyków może być też zatem rozwiązaniem problemu wielu osób oczekujących w kolejce na tego typu zabieg.