Roboty mogą poprawić wyniki leczenia, zmniejszyć jego koszty, zwiększyć komfort i wydajność pracy lekarzy, poprawić bezpieczeństwo pacjentów; jednak nie są rozwiązaniem wszystkich problemów i przynajmniej na razie nie należy ich kupować do każdego szpitala – uważają eksperci.
W czwartek w Katowicach odbyła się sesja poświęcona robotom medycznym podczas IX Kongresu Wyzwań Zdrowotnych.
Jak zaznaczył reprezentujący Narodowy Fundusz Zdrowia Dariusz Dziełak, roboty medyczne to nie tylko urządzenia operacyjne, rehabilitacyjne czy ortopedyczne, ale także coraz częściej wykorzystywane roboty informatyczne, programy zastępujące lekarzy i innych pracowników ochrony zdrowia. Jeśli chodzi o zastosowania chirurgiczne, NFZ refunduje zabiegi prostatektomii, operacje nowotworów macicy oraz dotyczące jelita grubego. Liczba reoperacji spadła dzięki temu nawet trzykrotnie, zmniejszył się też średni czas kosztownego pobytu pacjenta w szpitalu.
W przyszłości roboty wkroczą do innych specjalności, pozwolą też usprawnić wydawanie leków w aptece, sprzątanie szpitali czy rejestrację pacjentów.
„Polski nie stać na finansowanie opracowania własnych robotów” - słyszał przez lata od decydentów prowadzący sesję dr hab. Zbigniew Nawrat, adiunkt Śląskiego Uniwersytetu Medycznego i prezydent Międzynarodowego Stowarzyszenia na rzecz Robotyki Medycznej; a przecież prace nad robotem medycznym Robin Heart rozpoczęły się jeszcze w czasach prof. Zbigniewa Religi.
Jako pierwsza placówka w Polsce robota chirurgicznego da Vinci nabył Wojewódzki Szpital Specjalistyczny we Wrocławiu w roku 2010. Do niedawna na polskim rynku dominowały roboty da Vinci, które mogą być wykorzystywane np. do zabiegów urologicznych, ginekologicznych, kardiologicznych czy laryngologicznych.
W ostatnim czasie pojawia się coraz więcej robotów innych producentów, zwłaszcza Versius firmy CMR Surgical, z którego korzysta uczestniczący w dyskusji kierownik bloku operacyjnego dr Marcin Trzewik (Śląskie Centrum Urologii Urovita). Jako osoba odpowiedzialna za szkolenie innych operatorów robotycznych podkreślił, że choć dzięki robotom zwykle uzyskuje się lepsze wyniki niż przy operacjach otwartych czy laparoskopowych, klasyczne umiejętności chirurga nadal są potrzebne.
Zgromadzeni eksperci podkreślali, że dzięki zastosowaniu robotów rośnie bezpieczeństwo, maleją (2-3 -krotnie) koszty, a starzejąca się kadra chirurgów może operować w lepszych warunkach (chętnych do kształcenia się w specjalizacjach zabiegowych prawie nie ma). Jednak nie ma sensu kupowanie tak drogich maszyn do każdego szpitala – powinny trafiać do ośrodków, w których będą najintensywniej wykorzystywane, a ich operatorzy zgromadzą bezcenne doświadczenie, którym z kolei - dzięki nowym technologiom - będą mogli się dzielić.
Roboty mogą okazać się niezbędne wobec rosnącej liczby pacjentów geriatrycznych, którzy będą wymagali wielu operacji, prowadzonych w możliwie najbezpieczniejszy sposób.
Mówiąc o robotach ortopedycznych, prof. Tomasz Bielecki (Szpital św. Józefa w Mikołowie) wskazał, że w ortopedii roboty spełniają rolę precyzyjnych obrabiarek, które - dzięki odpowiednim znacznikom i danym uzyskanym za pomocą tomografii komputerowej - za pomocą wierteł czy frezów kształtują kości, by umożliwić na przykład dokładne zamocowanie protezy. Jednak samo mocowanie protez to już fizyczna praca, w której liczą się umiejętności ortopedy, często używającego prostych ręcznych narzędzi, takich jak młotek.
Danuta Smoląg, koordynator fizjoterapii dziecięcej, wskazała na możliwość prowadzenia rehabilitacji za pomocą robotów nawet w domu – można by je wypożyczać pacjentom i zdalnie kontrolować postęp terapii. Już teraz roboty stosowane są do rehabilitacji, zarówno w postaci stacjonarnych maszyn do rehabilitacji kończyn, jak i egzoszkieletów. Wielką zaletą robotów w rehabilitacji jest powtarzalność.
Jak wspomniał Jakub Kraszewski, dyrektor ds. medycznych Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego w Gdańsku, w przyszłości w Polsce pojawią się nowsze i tańsze maszyny, na przykład chińskie. Jednak wbrew wysuwanym przez cześć uczestników analogiom, roboty medyczne to nie telefony komórkowe – kolejne ich generacje nie pojawiają się co roku, ale co kilkanaście lat. Tak czy inaczej już teraz istnieją modele mniejsze i lżejsze niż dotychczasowe - nie wymagają wzmacniania stropów na oddziałach i mogą być przemieszczane. Wprowadzenie otwartych standardów, a co za tym idzie kompatybilności sprzętu i zwiększenie produkcji powinny przynieść spadek kosztów - ocenili eksperci.(PAP)
Źródło: naukawpolsce.pl | Paweł Wernicki
Komentarze
[ z 0]