Kardiolog, neurolog, diabetolog i hematolog - do tych lekarzy specjalistów trzeba najdłużej czekać w kolejce w tarnowskich poradniach i szpitalach. W Zespole Przychodni Specjalistycznych w Tarnowie nawet pół roku trzeba czekać na wizytę w poradni okulistycznej, poradni chorób zakaźnych, czy też w poradni endokrynologicznej. Prawie trzy lata na wizytę muszą czekać pacjenci do ortodonty.
Podobne problemy mają także inne tarnowskie przychodnie oraz szpitale, w których długi czas oczekiwania dotyczy pacjentów przychodni specjalistycznych i oddziałów szpitalnych.2 lata na ortopedii
W Szpitalu im. Edwarda Szczeklika najdłuższa kolejka oczekujących utworzyła się na oddziale ortopedii, gdzie na leczenie i zabiegi endoprotezoplastyki czeka 1060 osób (ponad 2 lata oczekiwania). Także na oddział rehabilitacji (250 osób - 145 dni oczekiwania) oraz chirurgii ogólnej (129 osób - 51 dni) niełatwo się dostać, bo kolejka jest bardzo długa.
W poradniach przyszpitalnych najwięcej pacjentów i najdłuższy okres oczekiwania dotyczy poradni naczyniowej 103 dni - 311 osób, poradni urazowo-ortopedycznej - 234 osoby (31 dni) a także poradni kardiologicznej - 173 osoby przy przewidywanym okresie oczekiwania 79 dni.
Tak długi okres oczekiwania na wizytę to głównie efekt niewystarczającego kontraktu, jaki zawarto z Małopolskim NFZ. Choć z roku na rok liczba świadczeń specjalistycznych zwiększa się, to jednak nie widać tego w kolejkach do przychodni.
- Szpital ma wystarczający potencjał kadrowo-sprzętowy, by przyjąć znacznie więcej pacjentów i istotnie skrócić okres oczekiwania. Niestety, zależy to tylko od wysokości kontraktu z NFZ, o co czynione są nieustanne starania - mówi Danuta Nosek, zastępca dyr. w "starym" szpitalu. Co roku szpital zalicza wielomilionowe nad-wykonania, czyli dodatkowe świadczenia, które placówka wykonuje na własny koszt, ponieważ NFZ zazwyczaj nie zwraca za nie pieniędzy, gdyż nie są objęte kontraktami.
W Szpitalu im. św Łukasza najtrudniejsza sytuacja jest w poradni endokrynologicznej i nefrologicznej. Tam na wizytę czeka się kilka miesięcy. Około 40 dni na zabieg muszą czekać pacjenci oddziału chirurgii onkologicznej.
Do onkologa od zaraz
Nie ma natomiast kolejek na oddziale radioterapii. Pacjenci mogą zacząć ją niemal z dnia na dzień. Szybko, w ciągu kilku dni, można dostać się do lekarza onkologa. Chorzy na stwardnienie rozsiane niestety muszą czekać prawie 199 dni na rozpoczęcie terapii. Sytuację pacjentów w szpitalu poprawiła nieco zmiana systemu rejestracji. Zamiast osobistego oczekiwania w lecznicy, teraz można to robić elektronicznie.
Nieco lepiej niż w ubiegłym roku jest z dostępem do lekarzy w Centrum Zdrowia Tuchów. Najdłużej czeka się w kolejce do diabetologa (87 dni), neurologa (83 dni ) i kardiologa (78 dni). Praktycznie żadnych kolejek nie ma za to w gabinetach laryngologicznych, dermatologicznych i w poradni leczenia bólu.
- Udało nam się zmniejszyć kolejki do specjalistów o jakieś 30 proc. w porównaniu do roku ubiegłego - mówi Marek Kołdras, dyr. biura PR w Centrum zdrowia Tuchów.
Zmniejszenie czasu oczekiwania na wizytę udało się m. in. dzięki stałym kontaktom z pacjentami i wcześniejszym potwierdzeniu ich gotowości do leczenia w tej placówce.
- Bardzo często jest tak, że pacjent zapisze się do kilku specjalistów w różnych placówkach i nie informuje o tym, że skorzysta z innej niż nasza. Oczywiście znacznie wydłuża to termin oczekiwania dla innych pacjentów - dodaje Marek Kołdras.
Trudna sytuacja jest w tarnowskim Zespole Przychodni Specjalistycznych. 60 dni trzeba czekać na wizytę do ortopedy, ponad 150 dni na wizytę u lekarza chorób zakaźnych, a ponad 75 by być przyjętym przez dermatologa. Na wizytę u kardiologa trzeba zapisać się ze 160-dniowym wyprzedzeniem.
Kolejki są na rękę lekarzom
Rozmawiamy z prezesem jednej z przychodni w regionie, który jednak wolał zachować anonimowość
Co trzeba zrobić, żebyśmy nie musieli czekać latami na wizytę u lekarza?
Trzeba zrobić bardzo dużo, ale teraz nikt nie zdecyduje się na taki krok. Obecnie jedne wybory, jesienią następne, a za rok wybory do polskiego parlamentu. To oznacza, że z kolejkami będziemy mieli jeszcze długo do czynienia.
Jaką decyzję należałoby podjąć?
Trzeba wreszcie wprowadzić współpłatność ze strony pacjenta. To znaczy, żeby do każdej wizyty dopłacał pacjent z własnej kieszeni. Podejrzewam, że przynajmniej 30 proc. pacjentów zastanowiłoby się poważnie, czy takiej wizyty potrzebuje. Bardzo często są to wizyty nieuzasadnione. Optymalnie byłoby, gdyby udało się wprowadzić model francuski, kiedy to pacjent płaci wszelkie koszty wizyty i leczenia, a potem ubezpieczyciel zwraca mu pieniądze.
Lekarzom zależy na takich zmianach?
Bardzo często niestety nie, bo obecna sytuacja jest im na rękę. Kolejki po prostu nabijają im kasę w prywatnych gabinetach.
Źródło: www.gazetakrakowska.pl
Komentarze
[ z 0]