Nielimitowanie świadczeń wysokospecjalistycznych, referencyjność ośrodków kardiologii i kardiochirurgii dziecięcej czy specjalizacja jednolita w dziedzinie kardiologii dziecięcej i zachęcanie do niej lekarzy – to niektóre z postulatów uczestników konferencji „Wyzwania i zagrożenia kardiologii i kardiochirurgii dziecięcej w perspektywie najbliższych lat”, która odbyła się 27 czerwca 2017 r. w Senacie. Spotkanie zorganizowała Komisja Zdrowia wspólnie z Polskim Towarzystwem Kardiologicznym i Fundacją Serce Dziecka.
Otwierając konferencję, marszałek Stanisław Karczewski podkreślił, że choć głównymi problemami służby zdrowia są brak środków i młodej kadry, to potrzebne jest także uporządkowanie całego systemu opieki zdrowotnej. Wyraził też zaniepokojenie niewielkim zainteresowaniem młodych lekarzy specjalizacją z kardiochirurgii dziecięcej.
„Kardiochirurgia w Polsce stoi na bardzo wysokim poziomie, a jej kadra jest oceniana jako jedna z najlepszych na świecie” – mówił przewodniczący Komisji Zdrowia senator Waldemar Kraska. Poinformował, że w Polsce rocznie przeprowadza się ok. 3 tys. operacji serca u dzieci, często u noworodków. Codziennie rodzi się 10 dzieci z wrodzoną wadą serca, 1/3 z nich wymaga operacji. Bez niej nie mają szans na przeżycie.
„Coraz mniejsza kadra, coraz bardziej skomplikowane wady serca i duże koszty ich leczenia, których nie pokrywa refundacja, oto obraz kardiologii dziecięcej” – mówiła dr Grażyna Brzezińska-Rajszys, kierownik Kliniki Kardiologii i Pracowni Interwencji Sercowo-Naczyniowej w Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie. Poinformowała, że wady wrodzone serca stanowią 30% wad rozwojowych. W Polsce rodzi się rocznie 2800 dzieci z wadami serca. Z tego powodu umiera 37% dzieci. W 9 ośrodkach kardiochirurgii dziecięcej w 2016 r. przeprowadzono 95 zabiegów prenatalnych i 1732 zabiegi u dzieci. Dr Grażyna Brzezińska-Rajszys zwróciła uwagę na znaczne różnice w liczbie wykonywanych zabiegów w poszczególnych ośrodkach. Najwięcej przeprowadza się ich w Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie. W swoim wystąpieniu wskazała też na rolę nowych technik obrazowania, które umożliwiają szczegółowe diagnozowanie wrodzonych wad serca, planowanie leczenia oraz monitorowanie zabiegów i wyników leczenia, a także diagnostyki prenatalnej, dzięki której możliwe są zabiegi prenatalne, a 95% rozpoznanych wad zostaje potwierdzonych po porodzie.
W opinii konsultanta krajowego ds. kardiologii dziecięcej prof. Jacka Białkowskiego kardiologia dziecięca to bardzo trudna dyscyplina, wymagająca przede wszystkim ogromnej wiedzy fachowej. Lekarzy tej specjalności jest 138, w większości mają ponad 50 lat. 64 lekarzy jest w trakcie specjalizacji, miejsc zaś jest 79. „Gdzie jest tych 15?” – pytał prof. Jacek Białkowski. Niedobór jest jeszcze większy w wypadku kardiochirurgów dziecięcych. W ośrodkach w Katowicach i Wrocławiu oraz w Łodzi i Poznaniu jest 1 kierownik dla 2 pracowni. Prof. Jacek Białkowski zaapelował o zmianę systemu szkolenia kardiologicznego z 5-letniego modułowego (3 lata pediatrii i 2 lata kardiologii) na jednolity z 3-letnim szkoleniem z zakresu kardiologii.
„Mamy wystarczającą infrastrukturę, nowoczesną technologię. Niedoszacowane są procedury medyczne w kardiochirurgii dziecięcej i z tego powodu szpitale są zadłużone” – przekonywał kierownik Kliniki Kardiochirurgii w Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie i prezes Stowarzyszenia „Klub Kardiochirurgów Polskich” prof. Bohdan Maruszewski. Postulował m.in. nielimitowanie świadczeń wysokospecjalistycznych, referencyjność ośrodków kardiologii i kardiochirurgii dziecięcej, ułatwienia rozliczania kosztów procedur kardiologii i kardiochirurgii dziecięcej oraz wydzielenie środków na leczenie dzieci.
Wiceminister zdrowia Józefa Szczurek-Żelazko zapewniła, że resort stara się rozwiązać problemy kadrowe służby zdrowia, m.in. poprzez zwiększenie o 20% limitów przyjęć na uniwersytety medyczne. Poinformowała też, że są przygotowywane zmiany w systemie kształcenia i specjalizacji lekarzy. Trwają prace nad projektem ustawy o Narodowej Służbie Zdrowia, analizowane są też wyceny świadczeń opieki zdrowotnej.
Druga część konferencji poświęcona była opiece nad dorosłymi z wrodzoną wadą serca. Prezes Fundacji Serce Dziecka Katarzyna Parafianowicz zaprezentowała film, w którym młodociani pacjenci mówili o swoich obawach związanych z opieką medyczną po ukończeniu 18. roku życia.
Spotkaniu towarzyszyła wystawa fotograficzna „Czarno-białe serce. O szczęściu oraz drugiej stronie medalu dzieci z wrodzoną wadą serca”, przygotowana przez Fundację Serce Dziecka.
Komentarze
[ z 5]
Cieszę się, że w dziedzinie kardiochirurgii dziecięcej możemy poszczycić się sukcesami. Niewiele jest obszarów, w których możemy się chwalić tak dobrym poziomem i nowoczesnymi rozwiązaniami. Oby tak dalej.
Tak, to jest zdecydowanie bardzo pozytywna wiadomość. Zwłaszcza, że przecież bardzo ważne jest, aby w przypadku najmłodszych leczenie wad serca rozpoczynać jak najwcześniej, kiedy tylko dziecko osiągnie wiek w którym wykonanie operacji polegających na korygowaniu wady anatomicznej stanie się możliwe. Podczas gdy u dorosłych osób zwłoka nawet kilu tygodniowa lub kilku miesięczna może nie skończyć się negatywnymi konsekwencjami, a przynajmniej nie takimi które mogłyby zaważyć na życiu lub zdrowiu pacjenta, tak u dzieci, zwłaszcza tych najmłodszych nawet kilku dniowa zwłoka może nieść trudne do leczenia w przyszłości następstwa. A przede wszystkim odsunięcie leczenia w czasie może na każdym etapie rozwoju skutkować opóźnieniem, a nawet zatrzymaniem rozwoju, co w dalszej perspektywie czasu może nieść trudne do przewidzenia skutki które mogą sięgać nawet dorosłego życia danej osoby.
Jeżeli chodzi o pandemię koronawirusa to miała ona ogromny wpływ na funkcjonowanie polskiej kardiochirurgii. Z danych wynika, że w 2020 r. liczba zabiegów kardiochirurgicznych w naszym kraju spadła aż o 30 procent w porównaniu do 2019 r. O ile przed pandemią w 2019 r. przeprowadzono ich ponad 25 080, to w 2020 r. zaledwie 19 261. W dużo mniejszym stopniu, zaledwie o 11 procent, spadła liczba zabiegów kardiochirurgii dziecięcej, szczególnie wśród noworodków i dzieci do pierwszego roku życia. Specjaliści twierdzą, że dzieci dużo rzadziej niż dorośli chorowały na COVID-19. Opieka medyczna nad tą grupą pacjentów nie była tak zdestabilizowana, jak w przypadku dorosłych. Wśród noworodków do pierwszego miesiąca życia odnotowano jedynie 9 procentowe zmniejszenie liczby zabiegów, a wśród niemowląt do pierwszego roku życia – o zaledwie 2,5 procent. Gorzej sytuacja wyglądała wśród dzieci starszych. Wśród tych do 18. roku życia spadek ten sięgnął już 18,7 procent, a pacjentów nieco powyżej 18 lat – 36 procent. Jak się okazuje potrzeba co najmniej dwóch lat, aby nadrobić powstałe zaległości w operacjach. Na skutek pandemii w wielu ośrodkach znacznie się wydłużyły kolejki pacjentów oczekujących na planowe operacje kardio- i torakochirurgiczne. Przed pandemią te kolejki były stosunkowo niewielkie, ponieważ oddziały zabiegowe prężnie pracowały, jednak pandemia COVID-19 przyczyniła się do ogromnych zmian. Z niektórymi planowymi zabiegami nie można czekać zbyt długo, np. po ciężkim zawale serca lub w przypadku zaawansowanej choroby wieńcowej, ponieważ pacjent może ich nie doczekać. Opóźnienie operacji znacznie zwiększa koszty leczenia pacjenta. Zbyt długie oczekiwanie powoduje, że trzeba powtarzać badania diagnostyczne. W czasie poszczególnych fal pandemii część oddziałów kardiochirurgicznych przekształcono w placówki covidowe, a znajdujące się w nich ECMO przeznaczono na potrzeby chorych z niewydolnością oddechową. Obecnie operuje się większą liczbę chorych, jednak poważnym problemem jest wciąż brak personelu medycznego. Problem nie dotyczy tylko lekarzy, brakuje także pielęgniarek, które przeszły do innych szpitali, głównie zajmujących się dotąd leczeniem covidu. Aby zwiększyć liczbę operacji kardiochirurgicznych, konieczne jest ściągnięcie na oddziały większej liczby pielęgniarek oraz anestezjologów. Warto wspomnieć o tym, że polski robot chirurgiczny mógłby być kilkakrotnie tańszy niż znany na całym świecie robot Da Vinci. Chociaż powstały już funkcjonujące prototypy robota Robin Heart, wciąż nie doczekał się on debiutu. Tymczasem coraz więcej procedur medycznych może być przeprowadzanych przez roboty. Przyszłością medycyny będą urządzenia w pełni autonomiczne. Opracowany został taki system, żeby przynajmniej niektóre operacje można było przeprowadzić przez jedną osobą, która jest obecna za konsolą i przełącza odpowiednio funkcje. Co więcej, narzędzia, które są montowane na tym robocie i każdym następnym opracowanych przez tych naukowców, były mechatroniczne, a więc można było je ściągnąć i włożyć w uchwyt w dłoni i sterować nimi jak mechatronicznymi narzędziami. Automatyzacja procesów związanych z przeprowadzaniem interwencji medycznych może stać się koniecznością, z jednej strony z uwagi na możliwość wyeliminowania czynników ryzyka, takich jak błąd ludzki, a z drugiej z uwagi na coraz większe problemy w kadrze medycznej. W ciągu ostatnich lat tylko kilka innowacyjnych urządzeń kardiochirurgicznych trafiło na sale zabiegowe. Większość z nich pojawia się na rynku po kilku, a nawet kilkunastu latach z uwagi na długi proces certyfikacji, obejmujący chociażby szereg badań klinicznych. Lekarze od dłuższego czasu dyskutują również o możliwości przeprowadzania operacji na odległość. Tego typu procedury są wykonywane jednak przez zaledwie kilkunastu specjalistów na świecie, a sam koszt przeprowadzenia operacji jest bardzo duży. Nie zostało wyeliminowane również ryzyko komplikacji. Kardiochirurdzy oczekują natomiast przede wszystkim takich innowacji, które sprawią, że pacjent łagodnie przejdzie przez proces leczenia. Najważniejsze jest wprowadzanie innowacji, które spowodują poprawę wyników leczenia, czyli poprawę bezpieczeństwa operacji, obniżając liczbę komplikacji. Kardiochirurgia powinna być w swoim zmniejszeniu inwazyjności krótsza w hospitalizacji. W naszym kraju każdego roku przeprowadza się około 20 tysięcy operacji kardiologicznych. W kilkunastu procentach zabiegów dochodzi do problemów z zaburzeniem ukrwienia mięśnia sercowego. Opracowane przez polskich naukowców urządzenie pozwala rejestrować sygnał EKG bezpośrednio z powierzchni bijącego serca. Najważniejszym elementem tego urządzenia ma być elektroda w formie niewielkiego „płatka”, która będzie się łączyć z powierzchnią serca. Urządzenie ma pracować bezpośrednio na mięśniu sercowym, dzięki czemu operacja wszczepienia bajpasów nie będzie oznaczała konieczności podawania płynów pozaustrojowych. Co więcej będzie informowało zespół operacyjny o nadchodzącym niebezpieczeństwie np. niedokrwienia mięśnia sercowego. Urządzenie, nad którym pracują wspomniani naukowcy, jest odpowiedzią na częsty problem podczas operacji serca utratę sygnału EKG. Kardiowertery-defibrylatory z funkcją stymulacji resynchronizującej to stosowana od wielu lat metoda terapii niewydolności serca. Do niedawna, aby zrealizować transmisję danych z wszczepionego pacjentowi urządzenia, wymagane było posiadanie osobnego modemu zewnętrznego urządzenia, które o konkretnej godzinie w nocy łączyło się z urządzeniem zaimplantowanym pacjentowi i transmitowało dane do centrum telemonitoringu w ośrodku prowadzącym. Aktualnie dzięki komunikacji opartej na technologii bluetooth transmisja danych z urządzenia jest możliwa poprzez oprogramowanie zainstalowanie na smartfonie, który jest dostępny i używany coraz częściej, także przez starsze osoby. Jeśli pacjent dostrzeże u siebie niepokojące symptomy może poprzez łatwą w użyciu aplikację praktycznie z każdego miejsca na świecie sprawdzić, czy nie dzieje się nic niebezpiecznego. W czasach pandemii wywołanej koronawirusem i dużego obciążenia ośrodków, pacjenci posiadający urządzenia wszczepialne są kontrolowani w trybie stacjonarnym standardowo raz na 6-12 miesięcy. W przypadku nowego urządzenia, nawet jeśli nie pojawią się niepokojące objawy zdalna kontrola urządzenia oparta na transmisji danych będzie odbywała się co trzy miesiące. W przypadku zdarzenia spełniającego kryteria istotnego klinicznie, transmisja będzie niemal natychmiastowa. Cały świat podąża w kierunku mechanicznego wspomagania krążenia. W niektórych krajach, np. w Niemczech, sztuczne pompy są częściej wszczepiane niż serca od dawców. Polscy specjaliści prowadzą prace nad biodegradowalnym stentem zewnętrznym wykorzystywanym w tak zwanym pomostowaniu tętnic wieńcowych (tzw. bypassach). Ma on poprawić skuteczność tych najczęściej wykonywanej zabiegów kardiochirurgicznych. Nowej generacji stent ma zapewnić dłuższe utrzymanie drożności wykonanych pomostów tętnic, co jest wciąż poważnym problem w kardiochirurgii. Do pomostowania tętnic wieńcowych, czyli zakładania bypassów, najczęściej wykorzystuje się własną żyłę pacjenta. Zazwyczaj jest to żyła odpiszczelowa, wszczepiana między aortę a zwężoną tętnicę wieńcową. W wyniku naprężenia, na skutek obecnego wysokiego ciśnienia tętniczego, naczynie to ulega naturalnemu procesowi przebudowy, a więc przyrasta na grubość, co niestety dzieje się do wnętrza światła naczynia. Prowadzi to do zmniejszenia światła naczynia i jego zamykania. Biodegradowalny stent zewnętrzny ograniczy naprężenie ścian pomostu żylnego poprzez jednakowe wzmocnienie na całej jego długości. Dzięki temu pomost dłużej zachowa swoją drożność i będzie posiadał właściwości tętnicy, czyli m.in. będzie odporny na wysokie ciśnienie. Polskie rozwiązanie jest pionierskie i ma dać szansę na dłuższe i lepsze życie chorym z miażdżycą tętnic wieńcowych, będącą jedną z głównych przyczyn śmierci. Możliwości jakie daje praca z technologią trójwymiarową jest coraz większa. Możliwość obejrzenia detali anatomicznych wady serca i ich relacji przestrzennych na wydrukowanym przed operacją modelu 3D serca naturalnej wielkości jest dla kardiochirurga bardzo pomocna.
W naszym kraju na 100 Polaków w przedziale wiekowym 40-44 lata, zawał przechodzi średnio 121 mężczyzn i 25 kobiet. Nawet 90 procent osób, które przeszły zawał serca przed czterdziestym rokiem życia to osoby palące papierosy. Zawał u kobiet bywa bardzo często nieprawidłowo rozpoznany i niewłaściwie wyleczony ponieważ symptomy nie są tak oczywiste. W przypadku młodych kobiet prawdopodobieństwo wystąpienia zawału serca jest na dosyć niskim poziomie, ale drastycznie wzrasta po 50 roku życia. Wraz ze spadkiem poziomu estrogenu w organizmie kobiety, związanego z menopauzą zawał serca u kobiet jest zjawiskiem równie powszechnym, jak zawał serca mężczyzn. Kobiety rzadziej trafiają do szpitala z powodu rozpierającego bólu zamostkowego, który promieniuje do żuchwy, pleców czy przedramienia. Częściej występujące symptomy to duszności, uderzenia gorąca mdłości i uczucie niestrawności, zawroty głowy, nagłe osłabienie czy zmęczenie jak w przypadku przebiegu grypy, bóle pleców. Ryzyko wystąpienia zawału serca u kobiet jest też dużo większe niż w przypadku mężczyzn. Oprócz standardowych czynników, które zwiększają zachorowalność, takich jak palenie papierosów, długotrwały i silny stres, choroba wieńcowa, nadciśnienie, miażdżyca, cukrzyca, czynniki genetyczne czy wysoki poziom “złego” cholesterolu, zawał u kobiet może wystąpić w wyniku powikłań ciąży czy usunięcia macicy. Same kobiety często bagatelizują wcześniej wspomniane symptomy, kojarząc je z menopauzą, a nie zawałem. W takim wypadku nie warto zwlekać z wezwaniem karetki, ponieważ fachowa i co najważniejsze, skuteczna pomoc musi nastąpić jak najszybciej. Dopiero od jakiegoś czasu naukowcy zaczęli analizować różnice między zawałem serca u kobiet i mężczyzn, ponieważ nie tylko objawy, ale także metody leczenia w przypadku obydwu płci są równe. Do tej pory naukowcy bardziej skupiali się na mężczyznach w swoich badaniach, dlatego zarówno prowadzone badania, jak i dopuszczone do obrotu leki, nie brały pod uwagę przebiegu choroby u kobiet. Kobiety są również rzadziej kierowane na specjalistyczne badania i testy diagnostyczne, ponieważ ryzyko wystąpienia zawału serca jest niedoszacowane. Ponadto niektóre testy skonstruowane są w ten sposób, że dają fałszywe wyniki u kobiet, ponieważ były opracowywane z myślą o mężczyznach. To wszystko sprawia, że kobiety są później niż mężczyźni kierowani na badania, a leczenie wdrażane jest za późno. Postęp w medycynie umożliwił ratowanie życia osób po zawale, jednak zawał powoduje trwałe uszkodzenie serca i zwykle prowadzi do jego niewydolności. Osoby z tą chorobą wymagają właściwej, koordynowanej opieki oraz właściwej farmakoterapii, która pozwala uniknąć zaostrzeń choroby. Bez tego bardzo szybko ponownie dochodzi u nich do epizodu kardiologicznego, który kończy się hospitalizacją i pogorszeniem stanu zdrowia lub wręcz śmiercią.W początkowym okresie pandemii pacjenci byli zaniepokojeni doniesieniami dotyczącymi wzrastającej liczby zakażeń. Dodatkowo przekazywano dane o przypadkach stwierdzania ognisk COVID-19 w placówkach opieki i ośrodkach ochrony zdrowia, głównie w domach pomocy społecznej i szpitalach. Pacjenci stawali przed bardzo trudnym wyborem: odczuwali dotkliwe objawy, które mogły świadczyć o zawale serca, ale jednocześnie obawiali się przyjazdu do szpitala, gdzie w ich przekonaniu istniało realne zagrożenie zakażenia koronawirusem. Pacjenci obawiali się zachorowania i trudnych do przewidzenia powikłań infekcji. W marcu i kwietniu lęk przed COVID-19 często zwyciężał z decyzją o zgłoszeniu się do ośrodka. Dane systemu Państwowego Ratownictwa Medycznego wskazują, że w marcu i kwietniu ubiegłego roku liczba wezwań pacjentów z bólem w klatce piersiowej spadła o kilkanaście procent. W czasie epidemii SARS-CoV-2 w Europie liczba procedur kardiologii interwencyjnej podejmowanych w terapii zawału serca STEMI zmniejsza się średnio o około 20 procent, a w zawale serca NSTEMI nawet o 30 procent. Główny spadek liczby wykonywanych procedur kardiologii interwencyjnej związany jest z obawą pacjentów przed zgłoszeniem do placówek medycznych. Uzyskane w europejskich analizach dane wskazują również na znaczące opóźnienie w realizacji procedur kardiologii interwencyjnej w odniesieniu do wystąpienia pierwszych objawów zawału serca. W wielu przypadkach pacjenci próbują samemu podejmować leczenie. Dopiero nasilające objawy duszności i bólu w klatce piersiowej skłaniają ich do poszukiwania pomocy. Wiąże się to ze zwiększoną liczbą przypadków najcięższych postaci zawału serca, towarzyszących niewydolności serca, a co za tym idzie większego ryzyko powikłań i konieczność zastosowania złożonych i skomplikowanych procedur kardiologii interwencyjnej. Coraz więcej aplikacji pomaga w kontrolowaniu naszego stanu zdrowia. Nie dotyczy to jedynie aktywności sportowych, ale przydaje się też do monitorowania przebiegu różnych chorób. Analiza głosu przy wykorzystaniu aplikacji na smartfona, pozwala na wykrycie przekrwienia płuc u pacjentów z niewydolnością serca. Pozwoli to na wcześniejszą interwencję lekarza, zanim stan zdrowia chorego ulegnie pogorszeniu. Przeprowadzono badania na 40 pacjentach z ostrą niewydolnością serca. Każdy z nich nagrał próbkę swojego głosu, który został przeanalizowany przez program. Przekrwienie płuc przyczyniało się do subtelnych zmian w mowie, które bardzo dokładnie wychwyciła aplikacja. Jeżeli pojawią się pierwsze objawy, aplikacja je “wychwyci” i natychmiast przekaże takie informacje lekarza, który przepisze właściwe leki. Można będzie w ten sposób zareagować zanim stan pacjenta się pogorszy. Środowisko pacjentów wskazują na poprawę swojej sytuacji w konkretnych działaniach. Mowa o powszechnym dostępie do Koordynowanej Opieki nad pacjentem z Niewydolnością Serca, a także w dostępie do optymalnej terapii, która zmniejsza śmiertelność, redukuje liczbę uciążliwych hospitalizacji będących konsekwencją zaostrzeń choroby, a także korzystnie wpływają na tak ważną dla chorych jakość życia. Liczba hospitalizacji z powodu niewydolności serca jest w Polsce 2,5-krotnie wyższa niż średnia dla wszystkich 36 krajów OECD. Co godzinę umiera w naszym kraju 16 osób z rozpoznaną niewydolnością serca. To główna przyczyna zgonów w Polsce. Co roku zabija ona 140 tysięcy osób. Eksperci wskazują, że od momentu rozpoznania choroby aż 40,6 procent pacjentów nie przeżywa 5 lat życia. Niewydolność serca gorzej rokuje niż jego zawał, rak prostaty czy jelita grubego. Konieczne jest więc wprowadzenie modyfikacji w opiece nad pacjentami w naszym kraju, ale nie można zapominać o tym, że to jak będzie wyglądało ich zdrowie i życie zależy w większości od nich samych. Kolejnym z takich działań, które ma to zmienić jest rozpoczęciu pilotażu Krajowej Sieci Kardiologicznej (KSK) w województwie mazowieckim, który ma się skupiać na diagnozowaniu i leczeniu kilku podstawowych chorób sercowo-naczyniowych takich jak zaburzenia rytmu serca, niewydolności serca, chorób zastawek, które są coraz częstszą przyczyną problemów zdrowotnych w naszym społeczeństwie, a także nadciśnienia tętniczego. Elektroterapia polegająca na zastosowaniu stałej stymulacji serca, nazywana stymulacją resynchronizującą, może pomóc pewnej grupie pacjentów z niewydolnością serca. Zaburzona sekwencja skurczu komór serca w wielu przypadkach jest związana z jego niewydolnością. Wielu chorym mogą jednak pomóc wszczepiane aparaty takie jak stymulatory i kardiowertery-defibrylatory z funkcją resynchronizacji. Ułatwiają one uporządkować skurcze serca i poprawiają samopoczucie pacjenta. Resynchronizacja polega na jednoczesnej stymulacji prawej i lewej komory serca. Ma to istotne znaczenie w przypadku osób z blokiem lewej odnogi pęczka Hisa, czyli przypadłością charakterystyczną dla chorych z zaawansowaną niewydolnością serca. Resynchronizacja stosowana jest u osób z tzw. dyssynchronią skurczu i zaawansowaną niewydolnością serca. Tylko w takiej sytuacji ta metoda terapii ma sens. Nie należy jednak wykonywać jej zbyt późno, bo prawdopodobieństwo związane z jej użyciem może przewyższyć oczekiwane korzyści.
Zmieniająca się temperatura może wpływać na zwiększone ryzyko zawału serca. Wykazano, że spadek temperatury o 10 stopni wiąże się ze wzrostem ryzyka wystąpienia zawału serca o 7 procent. Dodatkowo to ryzyko jest potęgowane tym, że spadek temperatury łączy się z rozpoczęciem sezonu grzewczego i niestety zwiększeniem zapylenia, a co za tym idzie - zwiększeniem zanieczyszczenia powietrza, zwłaszcza poprzez pyły PM2,5, co dodatkowo nasila w naszym klimacie ryzyko wystąpienia zawału serca.Zawał serca jest bezpośrednim stanem, które stanowi zagrożenie życia i nigdy nie należy ignorować alarmujących objawów. Udrożnienie zamkniętej tętnicy wieńcowej w czasie krótszym niż 60 minut nie tylko ratuje życie chorego, ale może pozwolić na całkowity powrót serca do sprawności, bez najmniejszego uszczerbku. Na zawał mięśnia sercowego mogą zachorować zarówno osoby, które mają stwierdzoną chorobę wieńcową, czyli odczuwają bóle w klatce piersiowej, jak i u osoby dotychczas niemającej żadnych objawów choroby serca.Co roku ponad 80 tysięcy Polaków cierpi na zawał serca. Mimo całego postępu medycyny i kardiologii inwazyjnej, wciąż wielu pacjentów umiera zarówno w ostrej fazie, jak i po okresie hospitalizacji. Śmiertelność od momentu wystąpienia zawału serca do upłynięcia pięciu lat sięga 50 procent. Co drugi pacjent, który doznaje zawału serca, po 5 latach niestety nie żyje, i to mimo wszystkich dowodów na skuteczność nowych metod. Wśród przyczyn takiej sytuacji wymienia m.in. opóźnienie w rozpoczynaniu leczenia, zbyt późny kontakt pacjentów ze specjalistami, nie zawsze wystarczającą farmakoterapię w okresie poszpitalnym, a czasem także brak dostępu do skutecznych metod terapii. Koordynacja po zawale serca, realizowana w ramach KOS-zawał, jest związana z lepszą opieką medyczną, z poprawą dostępu, co bardzo ważne, do kardiologa, i lepszym dostępem do leczenia zabiegowego tych pacjentów, którzy mają wskazanie do inwazyjnych procedur kardiologicznych. W efekcie pacjenci, którzy są objęci opieką w ramach KOS-zawał, mają o jedną trzecią mniejsze ryzyko zgonu, o 12 procent obniżone prawdopodobieństwo zgonu z przyczyn sercowo – naczyniowych, zawału serca bądź udaru mózgu. Ponadto 96 procent pacjentów wyraża opinię dobrą bądź bardzo dobrą o jakości opieki medycznej prowadzonej w ramach KOS-zawał. Istotą stanu przedzawałowego jest na tyle silne niedokrwienie komórek tworzących serce, że powoduje ono dotkliwy ból w klatce piersiowej. Niedokrwienie to jednak jest tymczasowe i odwracalne, nie skutkuje trwałą martwicą fragmentu ściany mięśnia sercowego. W związku z tym nie dochodzi do podniesienia troponin. Enzymy te wskazują na martwicę komórek tworzących serce. Bada się je rutynowo w przypadku bólu w klatce piersiowej. Zróżnicowanie niestabilnej dławicy piersiowej od zawału serca może być czasem problematyczne, a anwet niemożliwe, dlatego każdy silny ból w klatce piersiowej (zwłaszcza o typowej charakterystyce), utrzymujący się dłużej niż 20 minut, nieustępujący w spoczynku czy po przyjęciu nitrogliceryny pod język, traktujemy jak zawał serca. Najbardziej typowym symptomem stanu przedzawałowego jest ból wieńcowy.. Lokalizuje się on przeważnie na środku klatki piersiowej, za mostkiem Od czasu pandemii wywołanej koronawirusem w przypadku kardiologii pogłębia się dług zdrowotny. Bez wprowadzenia pewnych zmian o charakterze systemowym nie uda nam się skutecznie przeciwdziałać jego skutkom zdrowotnym. Aktualnie system nie ma możliwości nadrobienia strat spowodowanych brakiem realizacji diagnostyki i zabiegów w czasie pandemii, nie mówiąc już o skutecznym zaopiekowaniu się pacjentami pierwszorazowymi. Jednym z priorytetów pozostaje nie tylko zwiększenie lub zapewnienie finansowania pewnych technologiom lekowym lub procedurom, ale stworzenie i konsekwentne wprowadzanie kompleksowej, długoterminowej strategii. W ubiegłym roku w kardiologii wprowadzono refundację kolejnych leków, m.in. flozyn, a kolejne są oceniane. Zbyt wolno jednak trwa ocena i decydowanie o wprowadzaniu finansowania nowoczesnych technik zabiegowych opartych o stosowanie urządzeń wszczepialnych czy zastawek.Polskie Towarzystwo Kardiologicznie, co roku, aktywnie angażuje się i wspiera akcje edukacyjne, których założeniem jest propagowanie wiedzy o schorzeniach serca i naczyń oraz o możliwościach diagnostyki, leczenia i o profilaktyce zdrowotnej. Kardiolodzy zwracali uwagę na istotną barierę dla rozwoju nowoczesnych technik zabiegowych, jaką stanowi brak odpowiedniego finansowania. W części zabiegów stale poprawia się ich dostępność, to obowiązują pewne limity wynikające z ryczałtów. Do powikłań sercowych teoretycznie może dojść po każdej infekcji - wirusowej, bakteryjnej czy grzybiczej. Specjaliści obserwują jednak, że zdecydowanie najczęściej występują one po infekcjach wirusowych: grypie, zakażeniach górnych dróg oddechowych, a w ostatnim czasie również po COVID-19. Badania pokazują, że nieco ponad 60 procent pacjentów hospitalizowanych z powodu infekcji koronawirusem doznaje uszkodzenia serca. SARS-CoV-2 wnika do prawidłowych komórek poprzez białko kolczaste znajdujące się na jego powierzchni. Białko to przyczepia się do receptorów znanych jako enzym konwertujący angiotensynę 2 (ACE2) zdrowych komórek i w ten sposób przedostaje się do ich wnętrza. Naukowcy postawili hipotezę, że SARS-CoV-2 może uszkadzać serce poprzez odpowiedź immunologiczną niezależną od ACE2. Istnieją teorie, z których wynika, że po COVID-19 utrzymuje się chroniczny stan zapalny lub że układ immunologiczny jest nadaktywny, co prowadzi do zaburzeń sercowo-naczyniowych. W 2020 roku zaobserwowano o 25 procent mniej hospitalizacji z przyczyn sercowo-naczyniowych w porównaniu do rokuu uprzedniego. Podobnie niższy poziom utrzymał się również w 2021 roku. Wykonano 15-20 procent mniej procedur z zakresu kardiologii inwazyjnej. Chorzy, których zabiegi nie odbyły się, o ile przeżyli, zwiększyli pulę pacjentów, którzy powinni mieć wykonaną procedurę w kolejnych latach. Choć w naszym kraju mamy dostęp do nowoczesnych technik leczenia i to zarówno na poziomie farmakoterapii, jak i przeprowadzania zabiegów, a wiedza dotycząca ryzyka chorób i objawów chorobowych stale rośnie, to i tak schorzenia sercowo-naczyniowe pozostają największym zabójcą naszych obywateli.Wciąż wiele osób zbyt późno dostaje się do specjalisty, a przede wszystkim znaczna część pacjentów nie jest w stanie poprawić swoich nawyków żywieniowych i zwiększyć częstotliwość aktywności fizycznej. W naszym kraju dostępność do leczenia jest na najwyższym, europejskim poziomie, natomiast rzeczywiście rokowania części chorób są gorsze. Przyczyna jest złożona, w pewnym stopniu pozwiązana z czynnikami genetycznymi.Według danych Światowej Organizacji Zdrowia choroby układu krążenia są główną przyczyną zgonów w skali globalnej, przyczyniając się do śmierci prawie 18 milionów osób. W Europie każdego roku ponad 4 mln osób umiera z powodu chorób serciowo-naczyniowych - to oznacza, że z tej przyczyny co 8 sekund umiera człowiek. Cztery na pięć zgonów z powodu chorób kardiologicznych są spowodowane udarem mózgu lub zawałem serca, a jedna trzecia tych zgonów występuje u osób poniżej 70 roku życia. Sytuacja w naszym kraju jest porównywalna. W ostatnich latach obserwuje się ogromny wzrost przypadków choroby wieńcowej, w tym zawałów u młodych osób około 40. roku życia. Coraz częściej są to również młode kobiety. Oznaki zawału serca u kobiet mogą różnić się od tych, których doświadczają mężczyźni. Mimo iż zarówno mężczyźni, jak i kobiety mogą odczuwać ból w klatce piersiowej i duszności, to u kobiet z większą częstotliwością doświadczają nudności, zawrotów głowy i uczucia niepokoju. Powodem dla którego kobiety zwlekają z szukaniem pomocy lekarskiej lub też są błędnie diagnozowane, są objawy inne, niż te, które najczęściej występują. Co więcej, okazuje się, że nawet, gdy kobiety zgłaszają się do specjalisty w odpowiednim czasie, częściej niż mężczyźni są odsyłane z błędnym rozpoznaniem. Jak wykazano w badaniach, kobiety rzadziej trafiały do szpitala z podejrzeniem zawału serca, rzadziej wykonywano im badania, takie jak elektrokardiogram, które mogą wykryć problemy kardiologiczne, stawiane im diagnozy były mniej dokładne, niż te, które dostawali mężczyźni.