Rzecznik Praw Dziecka Marek Michalak zwraca uwagę, że w ustawodawstwie brakuje precyzyjnych zapisów dotyczących reklamy wyrobów medycznych i suplementów diety dedykowanych populacji pediatrycznej. Rzecznik pyta Ministra Zdrowia Łukasza Szumowskiego o stanowisko resortu w tej kwestii oraz działania – podjęte lub planowane – w tym obszarze.
Wymagania dotyczące reklamy produktów leczniczych zostały szczegółowo uregulowane w rozdziale 4 ustawy z dnia 6 września 2001 r. Prawo farmaceutyczne. Ograniczenia w reklamie produktu leczniczego i w reklamie publicznej określa odpowiednio art. 53 i art. 55 tej ustawy. Zakazy reklamowe i nadzór nad reklamą regulują odpowiednio art. 56 i art. 62 ustawy – Prawo farmaceutyczne. Zasady sprzedaży, reklamy i promocji środków spożywczych określają przepisy ustawy z dnia 25 sierpnia 2006 r. o bezpieczeństwie żywności i żywienia. W tej ustawie i aktach wykonawczych w pewnym stopniu również uregulowano kwestię prezentacji i reklamy ww. środków.
- Tylko w ustawie – Prawo farmaceutyczne poruszone zostało szczegółowo zagadnienie reklamowania produktów leczniczych dla dzieci – podkreśla Rzecznik Praw Dziecka. Zasady prowadzenia reklamy produktów leczniczych reguluje Dyrektywa 2001/83/WE Parlamentu Europejskiego i Rady z dnia 6 listopada 2001 r. w sprawie wspólnotowego kodeksu odnoszącego się do produktów leczniczych stosowanych u ludzi, która zgodnie z orzecznictwem Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej dokonała tzw. pełnej harmonizacji przepisów w zakresie reklamy, co oznacza, że – poza wyjątkami przewidzianymi w treści Dyrektywy – państwa członkowskie nie mogą, ani zaostrzać, ani łagodzić zasad prowadzenia reklamy produktów leczniczych.
Zagadnienie reklamowania suplementów diety i innych środków spożywczych oraz wyrobów medycznych było szczególnie podnoszone w 2016 r. 1 września 2016 r. został opublikowany Raport Zespołu ds. uregulowania reklamy leków, suplementów diety i innych środków spożywczych oraz wyrobów medycznych. Zadaniem tego Zespołu było opracowanie projektu założeń do zmian aktów prawnych dotyczących reklamy ww. produktów, a także innych produktów, które są prezentowane jako posiadające ich właściwości.
W styczniu 2017 r. zaprezentowany został Kodeks dobrych praktyk reklamy suplementów diety, który został zainicjowany i opracowany przez cztery organizacje, które zrzeszają w tamtym czasie ponad 80 % reklamodawców suplementów diety (tj. Krajowa Rady Suplementów i Odżywek, Polfarmed, Polski Związek Producentów Leków bez Recepty oraz Suplementy Polska). Kodeks reguluje zasady prowadzenia reklam suplementów diety przez podmioty działające na rynku suplementów diety zaś jego celem jest stworzenie mechanizmu dobrowolnej samokontroli prowadzenia reklamy tych produktów. Art. 10 tego Kodeksu zakazuje kierowania reklam suplementów diety do dzieci i definiuje pojęcie „reklamy skierowanej do dzieci”. - Nawet takich uregulowań niebędących obowiązującymi przepisami prawa brakuje względem wyrobów medycznych – wskazuje RPD.
- W Szwecji obowiązuje zakaz kierowania reklamy do dzieci poniżej 12 roku życia; we Francji emisja reklam została ograniczona w godzinach 14:00-17:00; w Wielkiej Brytanii oprócz zakazu wykorzystania wizerunku „żywych" lalek i maskotek, od dzieci biorących udział w reklamach wymaga się odpowiedniego zachowania, ponieważ stają się one wzorem do naśladowania dla ich rówieśników – podkreśla Przewodnicząca Ogólnopolskiej Sekcji Prawa Farmaceutycznego Polskiego Towarzystwa Farmaceutycznego w piśmie skierowanym do RPD.
Komentarze
[ z 6]
Stosowanie preparatów leczniczych przez dzieci niesie ze sobą wiele niebezpieczeństw. Dziecko widzi reklamę, w której często występuje charakterystyczna piosenka lub hasło, a potem sobie podśpiewuje. Gdy razem z rodzicem widzi ten preparat na półce w aptece, namawia dorosłego do kupna. Takie bezpośrednie praktyki są zabronione, ale firmy farmaceutyczne często potrafią w misterny sposób obejść ten zakaz. Czasami też nie liczą się z karą, ponieważ stać ich na jej zapłatę, a zyski przewyższają koszty.
Suplementy diety dla dzieci zalewają rynek, którego wartość obecnie jest szacowana na 4 miliardy złotych. W aptekach mamy bez liku preparatów w formie syropków, tabletek, żelek, gros z nich dedykowanych jest najmłodszym. Rodziców-klientów-pacjentów przekonać mają optymistyczne slogany, piękne obietnice i wizje szybkiego rozwiązania problemu „wyimaginowanego” czy rzeczywistego, dzieci natomiast hipnotyzować mają kolorowe opakowanie i uzależniać słodki smak. Niestety wiele produktów, które obecnie można kupić za kilkanaście czy kilkadziesiąt złotych, nie jest wartych złamanej złotówki. Najprostsze i najbezpieczniejsze wspomaganie dziecka w zdrowym odżywianiu? Metoda stara jak świat – codzienna dawka ruchu, zwłaszcza na świeżym powietrzu, regularne posiłki, bez podjadania, maksymalne ograniczenie ilości cukru w diecie. A gdy to nie pomaga? Znany nam wszystkim doskonale - syrop Apetizer... Jeśli dziecko rośnie, ma odpowiednią wagę i rodzica nic nie pokoi oprócz „zbyt niskiego apetytu”, oznacza to jedno – należy sobie odpuścić. Zdrowe dziecko je tyle, ile potrzebuje. Jeśli natomiast stan malucha nie jest najlepszy – dziecko nie rośnie, jest bardzo szczupłe (co można ocenić też na siatce centylowej), jest apatyczne, ospałe, drażliwe, to należy skonsultować się z lekarzem, bo przyczyna może być poważna i należy ją jak najszybciej znaleźć. Powodem może być nietolerancja żywieniowa lub inne rzadsze choroby, na które Apetizer nie pomoże. Oczywiście Apetizer zawiera ważne witaminy, zioła, ale przede wszystkim ma w składzie cukier pod różną postacią. Czy właśnie w ten sposób Apetizer ma poprawiać apetyt? Ładując w nasze dzieci cukier, którego i tak w diecie jest zbyt dużo? Jeśli nawet to działa i Apetizer jakiemuś maluszkowi zwiększy apetyt, to warto pamiętać, że są lepsze, skuteczniejsze sposoby, które można stosować bez efektów ubocznych i nie wydając na to ani złotówki. Kolejny absurd? "Wzrostan", aby wspomóc dziecko w rośnięciu. Gdy byłam dzieckiem, a potem nastolatką, moi rówieśnicy po prostu rośli. Jedni szybko, inni wolniej, zdarzali się też tacy, którzy byli długo wyraźnie niżsi od kolegów z klasy, a potem nie wiadomo, kiedy wybili do góry, zaskakując wszystkich tempem wzrostu. Bywało też odwrotnie – bardzo często niscy pozostawali jednymi z niższych i nie mogli liczyć na spektakularne zmiany – ot, takie geny. Dzisiaj producenci wysyłają rodzicowi jasny komunikat: możesz oszukać naturę. Bazują na obawach i podsycają nadzieję, że da się zmienić geny, że można wpłynąć na to, co zapisane w naszych ciałach– mianowicie można zmusić ciało dziecka, by szybciej rosło. Na rynku jest wszak „genialny” specyfik Wzrostan, który rozwiązuje wszystkie problemy… Mleczaki wypadły? Zatem sięgamy po Junical Zęby, preparat, który „korzystnie wpływa na mineralizację i utrzymanie zdrowych zębów”. Preparat dedykowany jest dzieciom powyżej 6 roku życia – łykamy jedną tabletkę rano i wieczorem. Co mamy w składzie? Wapń, fosfor, magnez, witaminę D i fluorek. Po co zadbać o prawidłowy jadłospis dziecka? Skoro są takie „supertabletki”. Producenci wiedzą, że łatwiej podać…niż pomyśleć. Bycie wygodnym staje się normą…. adania pokazały, że aż 40% rodziców każdego dnia włącza dziecku telewizor i pozostawia malucha przed ekranem na wiele godzin. Wyrzuty sumienia, że w ten sposób maluch popsuje sobie wzrok? Oj, po co nimi zaprzątać sobie głowy. Nie ma mowy, jest przecież Luteina Gold – „proszek do rozpuszczenia w wodzie, pozwalający na stworzenie smacznego napoju”. Ten suplement dla dzieci ma wszystkie najważniejsze witaminy i luteinę, która zaspokaja zapotrzebowanie dzieci w wieku od 7 lat. Był problem i wyrzuty sumienia, że dziecko ogląda za dużo telewizji? Producent go rozwiązał. Także nie ma problemu! Prawda? Mądrzy lekarze nie mają złudzeń – suplementacja jest wskazana, ale ostrożna i najlepiej po wykonaniu badań, które wykażą niedobory. Wtedy wystarczy sięgnąć po proste jednoskładnikowe produkty (witaminę D, witaminę C w okresie wzmożonych zachorowań, itd.), a nie tak jak chcą producenci – kolorowe syropki. Podawanie suplementów diety na wszelki wypadek, profilaktycznie to błąd – trzeba po pierwsze zwrócić uwagę, że nie są one wolne od całkiem zbędnych substancji dodatkowych. Zawierają mnóstwo cukru. Poza tym organizm dziecka, a zwłaszcza układ immunologiczny dopiero się rozwija, dostarczanie mu zbyt wiele syntetycznych składników odżywczych zaburza jego rozwój. W pierwszej kolejności należy zadbać o dobrą, różnorodną dietę. Jednak to nie jest tak proste jak podanie syropku…i producenci suplementów wiedzą to i mają rodziców w garści....
Suplementy diety są bardzo ochoczo stosowane przez ludzi. Szczególnie nasza nacja w tym przoduje. Jednak niewielu zdaje sobie sprawę, że tak naprawdę niewiele z tego wynoszą. Suplementy diety niestety nie są w większej części przyswajalne przez organizm ludzki. Otóż chemiczna mieszanka przyswajana z naturalnego pożywienia jest bardziej złożona i zagadkowa niż wszystkie znane dotąd składniki odżywcze razem wzięte. Obecnie częstym zjawiskiem jest przykładanie zbyt dużej wagi do różnorodnych preparatów odżywczych zamiast do pełnowartościowej diety, co jest niepotrzebne a nawet niebezpieczne. Jeśli myślisz, że zażywając suplementy diety i witaminy, rzekomo”wzbogacając” swoją ubogą dietę , nie zdajesz sobie sprawy , że naruszasz prawa natury! Każdy naturalny pokarm jest wielką chemiczną manufakturą, która wytwarza około 10 tysięcy lub więcej różnych składników. W pierwszej połowie XX wieku naukowcy pomijali kompleksowe działanie żywności. Skupiali się wyłącznie na badaniu poszczególnych jej składników. Obecnie i na szczęście obserwuje się odwrotny trend. To nie oderwane od całości składniki, lecz cała żywność staje się obiektem badań. Zainteresowanie wyłącznie poszczególnymi składnikami może być niebezpieczne. Pokarm jest nie tylko źródłem substancji odżywczych. Istnieją jeszcze inne, istotne czynniki pokarmowe np. nośniki, enzymy, antykancerogeny. Te substancje pokarmowe różnią się od podstawowych składników odżywczych, większość z nich nie ma nawet żadnej wartości odżywczej. Zazwyczaj występują w niewielkich ilościach. Te drugorzędne składniki, choć aktywne fizjologicznie nie są niezbędne do życia. Bez nich nagle nie zginiesz. Jednak mogą one w sposób subtelny lecz istotny oddziaływać na procesy fizjologiczne, mające znaczenie dla zdrowia i dłuższego życia. Niektóre z nich faktycznie mają możliwość leczenia niektórych chorób ale głównie zapobiegają one uszkodzeniom komórek, powodującym przewlekłe choroby np. nowotwory, schorzenia układu sercowo-krążeniowego, systemu trawiennego, cukrzycę czy zaburzenia neurologiczne. W przeciwieństwie do działających wybiórczo współczesnych leków, substancje lecznicze zawarte w żywności z całą pewnością skuteczniej działają jako antidotum na uszkodzenia komórek czyli inaczej mówiąc na choroby. Farmakologicznie aktywne składniki pożywienia mogą ochraniać komórki i odcinać intruzom biologiczne drogi dostępu. Bez względu czy organizm walczy z przeziębieniem, rakiem czy choćby przemęczeniem, ta walka tocząca się w niewidocznych obszarach polega na obronie przed atakami na poszczególne komórki. Coraz częściej naukowcy zwracają uwagę właśnie na ten fakt, że żywność i jej cudowne składniki są w stanie walczyć z chorobami już na poziomie komórkowym...
Uwierzyliśmy, że naukowcy znają już wszystkie „zdrowe” składniki, niezbędne naszemu organizmowi, i że syntetyczne ich wersje są równie dobre jak naturalne. Co roku słono płacimy za tę naiwność. Nie jesteśmy zadowoleni ze swego zdrowia. Co drugi mieszkaniec Polski regularnie sięga po preparaty zawierające witaminy i mikroelementy, dla 27 proc. normalną praktyką jest kupowanie sztucznie witaminizowanej żywności. I choć daleko nam jeszcze do Amerykanów, którzy rocznie wydają na „zdrowe pigułki” blisko 2 mld dolarów, to przyjmujemy za pewnik, że witaminy są zdrowe. Przypominają nam o tym babcie, mamy i kampanie reklamowe, zwłaszcza wiosną i jesienią, kiedy częściej się przeziębiamy i brakuje nam nowalijek. Rzadko pamiętamy chociażby o tym, że żadne wiarygodne badania nie wykazały dotąd, jakoby okrzyczana witamina C chroniła przed przeziębieniem. Takich mitów, pokutujących od dziesięcioleci nawet wśród lekarzy, jest znacznie więcej. Już w szkole wpaja się nam, że nadmiar witamin może być szkodliwy, ale z reguły zakładamy, że dotyczy to wyłącznie tych rozpuszczalnych w tłuszczach, czyli kwartetu A, D, E i K. Pozostałe rozpuszczają się w wodzie, a więc pozornie nie sposób ich przedawkować – ewentualny nadmiar możemy z łatwością wydalić z moczem. Nie jest to jednak wcale takie proste. Możliwe, że osoby zażywające duże dawki witamin nie tylko nie są zdrowsze, ale wręcz częściej umierają. Jest to wyjątkowo niepokojące, zważywszy na spożycie preparatów witaminowych w niektórych grupach społecznych. Witaminy od samego początku funkcjonowały w powszechnej świadomości jako składniki niezbędne do zachowania zdrowia. Świadczy o tym sama ich nazwa, wywodząca się od łacińskiego vita (życie). Odkrywcy pierwszych witamin obserwowali, że pozbawione ich zwierzęta czy ludzie zapadali na różne choroby, takie jak szkorbut (w przypadku witaminy C) czy beri-beri (witamina B1). Wielu badaczy wysnuło jednak z tego wniosek, że im więcej witamin, tym lepiej. Linus Pauling, dwukrotny laureat Nagrody Nobla, od 1970 r. głosił, że duże dawki witaminy C zapobiegają nie tylko przeziębieniom, ale mogą też służyć do leczenia raka, schizofrenii i chorób układu krążenia. Z kolei kanadyjscy lekarze Wilfrid i Evan Shute utrzymywali, że dla serca zbawienne są duże ilości witaminy E. Jednak rygorystyczne badania naukowe przeprowadzone w ostatnich latach wykazały, że substancje te wcale nie działają tak, jak się uczonym zdawało. Mogą chronić przed chorobami serca, ale tylko niektóre osoby, np. część chorych na cukrzycę. Pozostałym nie pomagają wcale, a mogą wręcz zaszkodzić. Jak to jednak możliwe, że witaminy mogą nam szkodzić? A już szczególnie C i E, które są silnymi przeciwutleniaczami? W teorii substancje takie mają chronić nas przed wolnymi rodnikami – agresywnymi związkami chemicznymi, które mogą uszkadzać białka czy DNA, a przez to sprzyjają chorobom i starzeniu się. Przeciwutleniacze unieszkodliwiają je, oddając im własną „nadwyżkę” elektronów. Dlatego właśnie uznano je za eliksir młodości i uniwersalne lekarstwo na wszystko. Od wolnych rodników nie sposób uciec: są skutkiem ubocznym metabolizmu w naszych komórkach, docierają do nas z pokarmem i powstają wskutek działania promieniowania jonizującego czy UV. Organizmy żywe borykają się z nimi od samego początku swego istnienia i nic dziwnego, że mają kilka systemów obronnych. Przeciwutleniacze w rodzaju witaminy C to tylko jeden z nich, wcale nie najpotężniejszy. Duże dawki takich substancji powodują osłabienie czujności organizmu – wyłączenie innych mechanizmów zwalczających wolne rodniki. W efekcie szkody wywołane ich działaniem mogą być większe, niż gdybyśmy nie zażywali żadnych witamin..
Suplementy diety wprowadzane do obrotu nie mogą stanowić zagrożenia dla zdrowia i życia konsumentów. Suplementacja diety witaminami i składnikami mineralnymi w wielu przypadkach może przyczynić się do lepszej realizacji zaleceń żywieniowych. Jednak należy pamiętać o istniejącym ryzyku spożycia nadmiernych ilości witamin i składników mineralnych, które może wywoływać skutki uboczne. Zapewnienie bezpieczeństwa stosowania suplementów diety należy do obowiązku producentów, ważne jest zatem zamieszczanie przez producentów na etykietach suplementów diety rzetelnych informacji na temat ewentualnych przeciwwskazań do stosowania, możliwych interakcji z lekami lub innymi składnikami żywności, ewentualnej konieczności konsultacji z lekarzem lub dietetykiem przed zastosowaniem produktu. Zgodnie z obecnym stanem wiedzy należy zalecać racjonalny sposób żywienia, zapewniający pokrycie zapotrzebowania na wszystkie potrzebne składniki pokarmowe. Niewłaściwe stosowanie suplementów diety (np. nieuzasadniona suplementacja, przyjmowanie większych dawek niż zalecił producent), brak rzetelnej informacji na etykiecie dotyczącej przeciwwskazań do stosowania oraz stosowanie większej ilości suplementów diety może wiązać się z ryzykiem wystąpienia niekorzystnych działań na organizm człowieka. Stwierdzono np., że u osób palących papierosy suplementacja β-karotenem w dawkach 20 - 50 mg dziennie zwiększa ryzyko występowania raka płuc. Inne badania wskazują, że jednoczesne stosowanie witaminy E i leków przeciwzakrzepowych (np. warfaryna, acenokumarol) może nasilać działanie przeciwzakrzepowe i zwiększać ryzyko krwawień. Miłorząb japoński (Ginko biloba) wykazujący właściwości hamujące agregację płytek krwi, także może wchodzić w interakcję m.in. z lekami przeciwzakrzepowymi, np. z kwasem acetylosalicylowym (z aspiryną). Zmniejszenie agregacji płytek krwi wiąże się z możliwością wystąpienia krwotoków wewnątrzczaszkowych. Ryzyko krwawień jest zwiększone przy łącznym stosowaniu witaminy E. Jednoczesne stosowanie przez długi czas miłorzębu japońskiego i niesteroidowych leków przeciwzapalnych (np. ibuprofenu, diklofenaku, ketaprofenu) nasila działanie drażniące błonę śluzową żołądka i może spowodować krwawienie z przewodu pokarmowego. Przyjmowanie natomiast żeń-szenia (Panax ginseng) może m.in. wzmagać działanie leków przeciwcukrzycowych (np. insuliny), nasilając hipoglikemię (obniżenie poziomu cukru we krwi), niwelować działanie leków przeciwnadciśnieniowych (np. amlodipiny, ditiazemu) i wpływać na ciśnienie krwi, wzmagać działanie leków przeciwzakrzepowych, co zwiększa ryzyko krwawień. Prawoślaz lekarski (Althaea officinalis) może stać się szkodliwy w połączeniu z innymi substancjami, które zmieniają działanie śluzów (np. alkohol, garbniki, żelazo). Nie powinno się stosować także wyciągu z prawoślazu z innymi lekami, gdyż może on zmniejszać ich przyswajanie. Wiązówka błotna (Filipendula almaria) zawiera w swoim składzie salicylany i nie może być stosowana przez osoby uczulone na te związki. Salicylany zawiera także wierzba biała (Selix alba), a stosowana w zbyt dużych dawkach może ponadto powodować zaburzenia, np. nudności lub biegunkę, nie powinny jej stosować osoby cierpiące na wrzody żołądka lub dwunastnicy. Produkty, które w swoim składzie zawierają pyłki traw powinny mieć na opakowaniu zamieszczoną informację, że produkt może wywoływać reakcje alergiczne. Niektóre suplementy opatrzone są informacją „należy przyjmować pod kontrolą lekarza”, co budzi bardzo duże wątpliwości co do bezpieczeństwa stosowania danego suplementu diety. Na rynku pojawiają się także takie suplementy diety, które mają ten sam skład ilościowy i jakościowy, jednak na rynku funkcjonują pod różnymi nazwami. Taka sytuacja może wprowadzić konsumenta w błąd i zagrozić jego bezpieczeństwu. Szczególnym przypadkiem są suplementy diety kierowane do dzieci. Często zdarza się, że adresatami danego produktu mają być dzieci poniżej 2 roku życia, a często także niemowlęta. Niektóre suplementy diety mają w nazwie określenie „dla dzieci”, gdy tymczasem sposób użycia przewiduje stosowanie go także przez osoby dorosłe. ( z publikacji państwa: Grażyny Krasnowskiej i Tadeusza Sikory).
Decyzja o przyjmowaniu suplementów diety powinna być podejmowana świadomie i rozważnie, najlepiej po konsultacji z lekarzem. Pacjenci tkwią często w mylnym przekonaniu, wyrobionym na podstawie nie do końca właściwego przekazu reklamowego, na przykład że prezentowane w telewizji suplementy mają takie samo działanie jak leki. Kolejnym czynnikiem wpływającym na wzrost popularności leków dostępnych bez recepty i suplementów jest pogorszenie stanu zdrowia przy jednoczesnym niezadowoleniu z poziomu opieki lekarskiej. Nie bez znaczenia pozostaje także chęć obniżenia kosztów związanych z potencjalnym leczeniem i łatwiejszy dostęp do wspomnianych preparatów. Do najpowszechniejszych zagrożeń związanych z nadmiernym i długotrwałym zażywaniem suplementów należy przekroczenie dopuszczalnych norm. Szkodliwy dla zdrowia może się okazać zbyt wysoki poziom witaminy A lub żelaza, które w nadmiarze zwiększają ryzyko m.in. udaru. Innym groźnym skutkiem stosowania bez kontroli preparatów z tej grupy są potencjalne interakcje, w jakie mogą one wchodzić z przyjmowanymi jednocześnie lekami. Przykładowo niebezpieczne jest połączenie leków przeciwzakrzepowych i substancji roślinnej, jaką jest miłorząb japoński. Nadmierna ilość witaminy C lub wapnia może powodować biegunkę i ból brzucha. Przyjmowanie zbyt dużej ilości witaminy D przez długi czas może spowodować odkładanie się wapnia w organizmie, a to może osłabiać kości i uszkadzać serce i nerki. W ostatnich latach pojawił się duży wachlarz produktów, które mają poprawiać zdrowie jelit. Chodzi o probiotyki i prebiotyki, suplementy te zawierają mikroorganizmy lub związki mające na celu promowanie bakterii jelitowych. Nauka o mikrobiomie jest wciąż stosunkowo młoda, ale niezwykle złożona. Naukowcy wykazali, że probiotyki mogą pomóc w kilku problemach zdrowotnych, w tym w wspomaganiu biegunki i łagodzeniu niektórych objawów zespołu jelita drażliwego (IBS). Jednak poza kilkoma szczególnymi warunkami istnieje niewiele dowodów na to, że mogą korzystnie wpływać na zdrowie. Oczywiście może się to zmienić, gdy pojawi się większa ilość badań.Suplementy diety powinno się wybierać przede wszystkim starannie, biorąc pod uwagę aktualne potrzeby organizmu, które są w przypadku każdego człowieka odmienne. Zawsze należy wziąć pod uwagę ryzyko związane z możliwością przedawkowania składników odżywczych, przyjęcia z suplementem substancji szkodliwej dla organizmu lub wystąpienia interakcji pomiędzy tym produktem żywnościowym a preparatem farmaceutycznym. W przypadku stosowania kilku suplementów diety i leków o zbliżonym składzie może dojść do przedawkowania danej substancji. Zasadniczą różnicą pomiędzy suplementami diety a lekami, poza brakiem udowodnionego efektu terapeutycznego, jest znacznie prostsza w przypadku suplementu procedura dopuszczenia do sprzedaży. Obecnie na rynku jest dostępnych około 81 tysięcy tego rodzaju preparatów, co uniemożliwia skuteczną kontrolę nad ich składem i potencjalnymi skutkami ubocznymi ich zażywania, zwłaszcza w przypadku osób zażywających wiele suplementów jednocześnie i w połączeniu z lekami, co jest dość powszechne wśród seniorów. Suplementy diety stały się w ostatnich latach bardzo popularnym produktem. Mogą zawierać nie tylko witaminy i składniki mineralne, ale również aminokwasy, lecytynę, błonnik, kwasy tłuszczowe, probiotyki, związki pochodzenia roślinnego lub zwierzęcego. Przyjmowanie takich preparatów wiąże się z osiągnięciem określonych korzyści. Nie tylko odżywiają organizm i uzupełniają codzienną dietę w cenne składniki odżywcze, ale także korzystnie wpływają na koncentrację i pamięć, chronią organizm przed wpływem negatywnych czynników zewnętrznych, usprawniają pracę układu nerwowego, sercowo-naczyniowego czy kostno-stawowego. Wspomagają również dietę osób, które nie dbają o właściwie zbilansowane posiłki. Niedobory pewnych składników odżywczych sprzyjają zachorowaniu również na COVID-19, o czym naukowcy donosili już wcześniej. Teraz jednak udało się ocenić działanie tych najbardziej popularnych, z którymi wiązane są największe nadzieje. Dawkowanie i bezpieczeństwo składników odżywczych w ochronie przed powikłaniami wywołanych infekcją koronawirusem to kwestie, które będą podlegać kolejnym analizom, by można było polecać konkretne związki pacjentom. Naukowcy z Wielkiej Brytanii i Hiszpanii odkryli potencjał witaminy B12 przeciwko SARS-CoV-2 w ramach poszukiwań cząsteczek blokujących replikację koronawirusa. Według stworzonych przez nich modeli matematycznych w jego zwalczaniu pomogą molekuły o podobnym działaniu do remdesiviru, ale bez typowych dla niego efektów ubocznych. Wielonienasycone kwasy tłuszczowe omega-3 to związki tak niezbędne w organizmie, jak witaminy, a najcenniejszych form należą występujące w tłustych rybach kwasy DHA i EPA. W ustroju powstają one z roślinnego kwasu ALA, jednak wydajność tej przemiany jest niewielka. Suplementacja diety kwasami omega-3 wiązała się z zapadalnością na COVID-19 mniejszą o około 12 procent. Źródłem witaminy D są tłuszcze zwierzęce, takie jak masło i olej rybi, a także pełne mleko, sery i ryby morskie. Większą część wytwarzamy jednak pod wpływem promieni UV w skórze. Uzupełnianie diety w witaminę D szło w parze rzadszą zapadalnością na COVID-19 o6-19 procent.Codzienne wybory żywieniowe wpływają na prawidłowe funkcjonowanie organizmu i jego odporność, a także na nasz nastrój. Racjonalne żywienie to nie lekarstwo, które zastąpi choremu terapię z psychiatrą lub psychologiem, jednak może ono złagodzić objawy choroby i zminimalizować jej skutki. Dodatkowo, dieta bogata w określone składniki odżywcze jest w stanie uchronić nas przed nagłymi spadkami nastroju, chronicznym zmęczeniem, nerwowością i zaburzeniami koncentracji, czyli wszystkim tym, co stanowi zapowiedź problemów natury depresyjnej. Dieta w terapii depresji opiera się na wprowadzeniu konkretnych produktów, które regulują podaż tryptofanu, odpowiedzialnego za produkcję serotoniny. Ten ważny neuroprzekaźnik zwykle kojarzony jest z układem nerwowym, jednak prawda jest taka, że wydzielany jest właśnie w jelitach. Tryptofan należy do aminokwasów egzogennych, czyli takich, które musimy dostarczyć z pożywieniem, gdyż człowiek samodzielnie go nie syntetyzuje. Znajdziemy go zatem w jajkach, rybach (tutaj warto wyróżnić zwłaszcza łososia i tuńczyka), chudym mięsie (pierś z kurczaka) oraz roślinach strączkowych (szczególnie soja). Owocem, który zapewnia dużą podaż tryptofanu, jest ananas, choć owoce i warzywa są mniejszym nośnikiem tego aminokwasu. Według nowych badań przeprowadzonych na zwierzętach zbyt dużo tłuszczu negatywnie wpływa na funkcjonowanie komórek w jelicie, co prowadzi do rozwoju niekorzystnych bakterii. One z kolei wydzielają związek, który uszkadza naczynia krwionośne. Jak pokazały badania przeprowadzone na zwierzętach wykazały, że zbyt duża ilość tłuszczu w diecie zaburza w komórkach jelitowego nabłonka działanie produkujących energię mitochondriów. Komórki w takich warunkach wydzielają większe ilości tlenu i azotanów. Pobudzają one do wzrostu szkodliwe bakterie, np. E. coli, a one produkują związek o nazwie trimetyloamina (TMA). Wątroba zamienia ją z kolei w tlenek trimetyloaminy (TMAO), który m.in. zwiększa ryzyko miażdżycy. Dieta ketogeniczna sprawia, że pozbawiony węglowodanów organizm uzyskuje energię z kwasów tłuszczowych i ketonów. Oprócz niebezpieczeństwa dla kobiet w ciąży i osób z chorobami nerek, stosowana przez dłuższy czas prowadzi do chorób serca, cukrzycy. Dodatkowo ograniczanie dostarczenia węglowodanów eliminuje z diety warzywa i rośliny strączkowe. Przez to przyczynia się do rozwoju nowotworów i choroby Alzheimera. Ponieważ osoby stosujące taką dietę z powodów zdrowotnych często traciły na wadze, dietę zaczęto sugerować jako sposób na odchudzanie. Dieta ketogeniczna może spowodować spadek masy ciała, ale działa na krótką metę.