Jeśli do kupienia jakiegoś preparatu namawia znany lekarski autorytet, pacjentowi powinna włączyć się „czerwona lampka”. Prawdopodobnie lekarz ten padł ofiarą kradzieży wizerunku, a pacjent ma do czynienia z oszustwem. Tego rodzaju spraw jest coraz więcej - informuje Prawo.pl.
Lekarze nie mogą reklamować leków, wyrobów medycznych i suplementów diety. Prawo jest tu rygorystyczne i zakazuje używania w reklamie nawet wizerunku lekarza.
Dziennikarze serwisu Prawo.pl przypominają, że w sierpniu tego roku prof. Michał Zembala, kardiochirurg, alarmował, że jego tożsamość wykorzystano do reklamy tabletek, które rzekomo cofają zmiany miażdżycowe i wzmacniają serce. Reprezentująca lekarza Kancelaria Sowisło Topolewski Kancelaria Adwokatów i Radców Prawnych zaznaczała, że wszelkie materiały sugerujące lub wskazujące, że profesor rekomenduje jakiekolwiek produkty lecznicze, wyroby medyczne lub suplementy diety są nieprawdziwe.
Ta sama kancelaria przekazała, że ofiarą oszustów padł kolejny lekarz, dr Michał Sutkowski. Przy wykorzystaniu twarzy lekarza, powstały fikcyjne wywiady w oparciu o tzw. deep fake (fałszywy wizerunek wytworzony przez sztuczną inteligencję). Kancelaria poinformowała o złożeniu zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa.
Aneta Sieradzka z Kancelarii Prawnej Sieradzka&Partners zauważa, że tego rodzaju spraw jest coraz więcej.
„Znam co najmniej kilku lekarzy, których tożsamość ukradziono i wykorzystano ją w reklamie” - podkreśla na łamach serwisu Prawo.pl. Aneta Sieradzka.
Kilka lat temu prowadziła sprawę profesora Ryszarda Grendy (kierownika Kliniki Nefrologii, Transplantacji Nerek i Nadciśnienia Tętniczego w CZD w Warszawie), którego tożsamość ukradziono do utworzenia profilu na Facebooku.
Zdaniem Anety Sieradzkiej, podatne na autorytet lekarski mogą być starsze osoby. Mogą bowiem pamiętać autentycznych lekarzy występujących w reklamach.
Komentarze
[ z 0]