Hormony, od których zależy płodność, mogą sprzyjać nowotworom, ale ich niedobór także zagraża zdrowiu. Poznanie związanych z tym zjawisk ma wielkie znaczenie dla polityki zdrowotnej – wskazują na to badania międzynarodowego zespołu kierowanego przez prof. Grażynę Jasieńską z UJ.
Od procesu dojrzewania poprzez zapłodnienie i rozwój embrionu - płodność kobiety zależy od dwóch hormonów: estrogenu i progesteronu. Niestety, mogą one nie tylko zapewniać przetrwanie życia, ale też szkodzić – odgrywają ważną rolę w rozwoju nowotworów: piersi, jajników i macicy.
Z punktu widzenia genetyki i teorii ewolucji dobór naturalny preferuje nie tyle długie i zdrowe życie pojedynczego człowieka, co trwanie gatunku i przekazywanie genów kolejnym pokoleniom. Związkom ludzkiej reprodukcji i zdrowia z perspektywy ewolucyjnej przyjrzał się międzynarodowy zespół koordynowany przez prof. Grażynę Jasieńską, kierującą Zakładem Zdrowia i Środowiska na Wydziale Nauk o Zdrowiu Uniwersytetu Jagiellońskiego. Wyniki opublikowano na łamach czasopisma „Lancet” (doi.org/10.1016/S0140-6736(17)30573-1). Zdaniem autorów takie badania pozwalają lepiej rozumieć same choroby i wspomagają planowanie polityki prozdrowotnej.
Stężenia progesteronu i estrogenu zależą nie tylko od cech wrodzonych – genetycznych, ale też w większym stopniu, od dostosowania się organizmu do warunków panujących w otoczeniu. To tak zwana plastyczność fenotypowa.
Im organizm ma więcej energii, tym wyższy jest poziom hormonów płciowych. Rośnie szansa posiadania potomstwa, ale jednocześnie zwiększa się ryzyko zachorowania na nowotwór. Bardzo dobrze odżywione kobiety zamieszkujące USA mają prawie dwa razy więcej progesteronu, niż kobiety żyjące w ubogiej Demokratycznej Republice Konga.
Szanse na urodzenie i wychowanie potomka zależą od zmagazynowanych w ciele kobiety zasobów. U człowieka potrzeba ich szczególnie wiele: ze względu na duży mózg, powolny wzrost i dojrzewanie. Nic dziwnego, że niedobory zasobów obniżają płodność, a także poziom hormonów płciowych. Przy ograniczonych zasobach energii narodziny dziecka są bowiem, z punktu widzenia ewolucji, ryzykownym przedsięwzięciem.
Nie chodzi tylko o bieżącą sytuację - na płodność wpływają też okoliczności, w jakich wzrastała i dojrzewała matka. "Warunki w trakcie rozwoju człowieka kształtują poziom wyjściowy funkcji rozrodczych poprzez dostosowanie szybkości wzrostu i dojrzewania w odniesieniu do czynników ekologicznych, takich jak zaopatrzenie w energię i obciążenie chorobami" – piszą autorzy. Jak zaznaczają, energetyczny stres może być spowodowany nie tylko przez życie w nędzy, ale także znaczne wydatki energetyczne związane z pracą zawodową czy wyczynowo uprawianym sportem.
Cytowana na stronie UJ prof. Jasieńska podaje przykład ilustrujący sens zastosowania badań i teorii biologii ewolucyjnej w działaniach interwencyjnych. W latach 90. w niektórych wioskach plemienia Arsi w Etiopii wybudowano studnie - jedną pośrodku wsi. Dzięki temu kobiety poświęcały codziennie na noszenie wody nie 3 godziny, a tylko 15 minut. "To oczywiście bardzo pozytywne – wyjaśnia prof. Jasieńska. - Ale analiza danych demograficznych pokazała, że budowa studni była powiązana z większą liczbą dzieci w rodzinie i gorszym stanem zdrowia starszych dzieci. Autorki tego badania demograficznego powołały się na nasze badania z Beskidu Wyspowego. W pracy doktorskiej pokazałam, że intensywna praca fizyczna obniża stężenia hormonów płciowych. Kobiety w Etiopii prawdopodobnie miały niskie stężenia hormonów, kiedy musiały bardzo ciężko pracować nosząc wodę. Budowa studni zniosła tę konieczność i stężenia hormonów prawdopodobnie się zwiększyły, co skutkowało większą szansą na zajście w ciążę i rodzeniem większej liczby dzieci". Starsze dzieci były w gorszej kondycji, bo studnie zwiększyły ilość wody, ale nie wzrosła ilość pożywienia. Pojawiły się problemy z wykarmieniem rosnącej liczby dzieci. Dzięki biologii ewolucyjnej można by zawczasu przewidzieć ten niekorzystny efekt. Działania pomocowe z jednej strony poprawiają jakość życia ludzi, ale z drugiej strony mogą ją długoterminowo pogorszyć, co wymaga dodatkowych działań.
Jak potwierdzają liczne badania, hormony płciowe, a zwłaszcza estrogen, przyczyniają się do rozwoju nowotworów, np. raka piersi. Wchodzą w specyficzne relacje z innymi czynnikami, związanymi z przetwarzaniem energii - chociażby insuliną, leptyną, czynnikami stanu zapalnego. Bardzo prawdopodobne wydaję się to, że za wzrost zachorowalności na raka piersi w społeczeństwach zamożnych można w pewnym stopniu winić wysokie poziomy estrogenu i progesteronu.
Autorzy zwracają uwagę na pierwotne wzorce dojrzewania i rodzenia dzieci, jakie wciąż spotykamy w zbiorowościach tradycyjnych. "Charakteryzują się późniejszym wiekiem wystąpienia pierwszej miesiączki, młodym wiekiem pierwszego zajścia w ciążę i urodzenia dziecka, wysokim wskaźnikiem rodzenia dzieci (high parity) i długimi okresami karmienia piersią. Taka kombinacja czynników chroni przed wystąpieniem raka piersi" - piszą. Koncentracja hormonów płciowych w czasie trwania całego życia jest znacznie niższa.
Niestety, próby zmiany zależności między płodnością i nowotworami nie muszą gwarantować poprawy – ogólnie widzianego – stanu zdrowia. W procesie rozmnażania zasoby, które dotąd zapewniały kobiecie ochronę, są "przekierowywane", by można było urodzić żywe i zdrowe dziecko. Dlatego zwiększa się podatność na cukrzycę, otyłość i choroby sercowo-naczyniowe. Jak wynika z przytaczanych przez autorów danych, większa liczba ciąż idzie w parze z rozwojem chorób układu krążenia. Z analizy przeprowadzonej na grupie niemal 4 tys. kobiet w wieku od 45 do 74 lat wynika, że sześć lub więcej ciąż podwyższa ryzyko udaru o 70 proc.
Skomplikowane zależności pomiędzy rozmnażaniem a zdrowiem jeszcze bardziej komplikują czynniki społeczno-ekonomiczne. W społeczeństwach dobrobytu poziom hormonów rozrodczych jest wyższy, ale rozmiary rodzin nie rosną. Z jednej strony działają czynniki kulturowe i ekonomiczne – jak praca zawodowa i trwałość związków, z drugiej - fizjologia i hormony. A hormony decydują o ryzyku zachorowań na nowotwory.
We współczesnych, zamożnych społeczeństwach narażenie na długotrwałe działanie hormonów płciowych jest większe, niż bywało w dawnych czasach. Kobiety miesiączkują we wcześniejszym wieku, a menopauzę przechodzą później – mają zatem więcej cykli menstruacyjnych, rzadziej zachodzą w ciążę i krótko karmią piersią. Wszystko to sprawia, że mają w sumie więcej cykli menstruacyjnych.
Ponieważ kobiety współczesne w każdej fazie życia mają znacznie większe zasoby energetyczne (bo nie brakuje im pożywienia), w każdym cyklu miesiączkowym wyższy niż kiedyś jest poziom hormonów płciowych. Nawet po przekwitaniu stężenie progesteronu i estrogenu jest wyższy – z powodu nadwagi i terapii hormonalnych.
Każde prozdrowotne w zamyśle działanie może mieć także szkodliwe dla zdrowia skutki. "Na przykład promowanie aktywności fizycznej, aby zmniejszyć produkcję hormonów płciowych i zredukować ryzyko nowotworu musi być zharmonizowane z pozytywnymi aspektami zwiększonego poziomu hormonów w rozmnażaniu, zapobieganiu chorobom układu krążenia oraz kości i utrzymaniu zdrowia psychicznego" – konkludują badacze.
W przypadku większości chorób ryzyko zachorowania czy zgonu z ich powodu spada wraz z zamożnością danej osoby. Są jednak takie choroby, na które częściej chorują bogatsi – na przykład stwardnienie rozsiane, czerniak złośliwy oraz nowotwory pojawiające się wskutek nadwyżki hormonów rozrodczych. Nowe analizy pozwalają lepiej poznać szczegółowe zależności, a w przyszłości - wdrożyć działania profilaktyczne.
Informacje na temat badań zamieszczono na stronie UJ http://www.nauka.uj.edu.pl/
Komentarze
[ z 5]
Kolejny dowód na to, że w organizmie żadna skrajność nie działa na korzyść. Najważniejsze jest, aby zachować umiar w każdą ze stron. I starać się, aby organizm funkcjonował sprawnie pomimo narzucanych na niego ewentualnych utrudnień. Wobec tego powinno się starać stosować dietę i tryb życia który wspierałby organizm w utrzymywaniu pożądanego stężenia hormonów płciowych i w ten sposób dbać o prawidłowy rozwój oraz o odpowiedni stan zdrowia. To jest na prawdę ważne i mam nadzieję, że w przyszłości pójdą na przód nauki zajmujące się zgłębianiem roli różnych hormonów w prawidłowym funkcjonowaniu organizmu ludzkiego i endokrynologia w ogóle. Wydaje mi się, że wiele z tych elementów w dalszym ciągu jest dla nas jedną wielką nie wiadomą, a traci na tym nie nikt inny jak niestety pacjenci właśnie. Czas to zmienić i wykorzystać możliwości jakie niesie współczesna medycyna, aby wprowadzić pewne zmiany.
Hormonalna terapia zastępcza może przyczyniać się do rozwoju niektórych chorób. W związku z przyjmowaniem hormonów zwiększa się ryzyko rozwoju nowotworów hormonozależnych, czyli takich, których pojawienie się indukują hormony płciowe. Przede wszystkim jest to rak piersi oraz rak błony śluzowej macicy, czyli endometrium. Oba te narządy – pierś i endometrium ulegają przemianom pod wpływem estrogenów i progesteronu. Stosowanie antykoncepcji hormonalnej może powodować wzrost ryzyka zachorowania na raka piersi nawet o 38% – wynika z najnowszych badań. Dotyczy to wszystkich form antykoncepcji hormonalnej: tabletek, zastrzyków, wkładek wewnątrzmacicznych czy plastrów. Ryzyko rozwoju raka piersi wzrasta wraz z długością stosowania HTZ, a stosowanie preparatów złożonych – estrogenowo-progesteronowych jeszcze bardziej je nasila. Ma to związek z obecnością receptorów dla estrogenów i progesteronu w obrębie gruczołów piersiowych. Bardzo dobrą wiadomością jest to, że po odstawieniu hormonów, po 5 latach od przerwania kuracji, ryzyko się zmniejsza i jest równe ryzyku populacyjnemu. Odstąpienie od stosowania HTZ należy rozważyć u tych kobiet, u których najbliższych krewnych występował rak piersi, a także rak jajnika, jelita grubego oraz inne nowotwory złośliwe, w przypadku których udowodniono, że mogą być dziedziczone. Aby zmniejszyć ryzyko powstawania nowotworów podczas stosowania HTZ, konieczne jest regularne przeprowadzanie badań kontrolnych, nie rzadziej niż co roku. Nie powinny być one ograniczone tylko do badań ginekologicznych, ale warto też sprawdzać poziomu cholesterolu, glukozy, układ krzepnięcia, ponieważ te parametry mogą być zaburzone podczas stosowania HTZ. Zauważalny jest też wzrost przypadków zachorowań na raka piersi wraz z wiekiem, nie należy tego wiązać ze stosowaniem antykoncepcji, ponieważ rak piersi pozostaje stosunkowo rzadką chorobą u młodszych kobiet. Warto też wspomnieć o korzystnym działaniu hormonów jeżeli chodzi o zmniejszenie ryzyka wystąpienia raka jajnika. Im dłużej są one stosowane tym ochrona jest większa. Wyniki opublikowanego w 2010 roku międzynarodowego badania prowadzonego na terenie Wielkiej Brytanii, Holandii i Francji (International BRCA1/2 Carrier Cohort Study) wskazują, że w przypadku kobiet mających genetyczne predyspozycje do zachorowania na ten typ nowotworu, po roku stosowania tabletki antykoncepcyjnej zagrożenie chorobą spada o 10-12 procent, a po 5 latach o 50 procent. Udowodniono również, że stosowanie HTZ zmniejsza ryzyko wystąpienia raka jelita grubego. Co ważne, działanie ochronne nie kończyło się wraz z przyjęciem ostatniej pigułki, ale trwało przez kilka następnych dekad życia. Ponad 35 lat od odstawienia hormonów użytkowniczki doustnej antykoncepcji miały o połowę niższą liczbę zachorowań na raka jajnika i o około jedną trzecią mniej przypadków raka jelita grubego w stosunku do kobiet, które nigdy nie stosowały tej metody. Ponadto warto wspomnieć, że środki antykoncepcyjne zwiększają prawdopodobieństwo wystąpienia u kobiety udaru niedokrwiennego. Pojawia się on, gdy tętnica w mózgu jest zablokowana i stanowi około 85 procent przypadków stanu zagrożenia życia. Tabletki antykoncepcyjne, plastry i zastrzyki mogą prowadzić do zablokowania tętnic, zwiększając prawdopodobieństwo zakrzepicy krwi. Badacze podkreślają jednak, że zagrożenie jest niskie u kobiet bez czynników ryzyka krzepnięcia. Idealnym lekiem byłby taki, który ma najniższe dawki estrogenu i progestagenu, skutecznie zapobiegające zajściu w ciążę przy minimalizacji niepożądanych efektów. Przed przystąpieniem do hormonalnej terapii zastępczej warto pamiętać o tym, że nie wszystkie kobiety mogą z niej korzystać. To znacznie zmniejszy ryzyko różnego rodzaju powikłań, na które mogą być narażone pacjentki. Hormony płciowe nie są obojętne dla organizmu kobiety, a ich podawanie czasem może stanowić niebezpieczeństwo dla zdrowia oraz życia. Gdy pacjentka jest przewlekle chora lub jej stan zdrowia nie pozwala na stosowanie antykoncepcji hormonalnej, to nie należy brać tej metody pod uwagę. Kobieta, która postanawia stosować antykoncepcję hormonalną, powinna szczerze porozmawiać ze swoim lekarzem prowadzącym o stanie swojego zdrowia, przebytych chorobach i ryzyku zachorowania spowodowanym występowaniem pewnych schorzeń w rodzinie. Pamiętajmy, że dokładny wywiad jest podstawą rozpoczęcia właściwej terapii. Do przeciwwskazań zalicza się m.in. zawał mięśnia sercowego, udar mózgu, zapalenie żyły, zator płucny, stany po zapaleniach żył, żylaki podudzi. Przeciwwskazaniem jest także występowanie choroby zakrzepowo-zatorowej wśród członków bliskiej rodziny. Warto też zwrócić uwagę na niekontrolowane nadciśnienie tętnicze, dławica piersiowa, choroba zastawek serca, zaburzenia krzepnięcia krwi, poważne choroby wątroby, w tym nowotwory wątroby (łagodne i złośliwe), marskość wątroby, wirusowe zapalenie wątroby, migrenę z aurą, zapalenie trzustki czy choroby oczu pochodzenia naczyniowego.
Jednym ze schorzeń, które dotyka serce jest jego niewydolność. W Polsce od 700 tysięcy do 1 miliona pacjentów ma rozpoznaną niewydolność serca. Zaledwie pięć lat od rozpoznania przeżywa niestety co drugi pacjent. Bardzo ważne w całym procesie leczenia jest stosowanie się do zaleceń lekarzy oraz wykonywanie systematycznych badań. Dzięki temu możliwie jest znacznie zredukowanie liczby hospitalizacji. Z punktu widzenia pacjenta jest to jak najbardziej korzystne ponieważ dłużej będzie mógł on cieszyć zdrowiem jak najdłużej, ale również co ważne pozwala na znaczne oszczędności, które w naszym kraju są bardzo potrzebne, również w przypadku ochrony zdrowia. 93 procent pieniędzy związanych z leczeniem niewydolności serca przeznaczanych jest właśnie na hospitalizację. Oczywiście w znacznej części przypadków są one spowodowane stanami, które nie są zależne od pacjenta, takimi jak niedokrwienie mięśnia sercowego,nieprawidłowe funkcjonowanie urządzeń elektrycznych wspomagających pracę serca, zaburzenia rytmu serca, niedokrwistość, a także naturalna progresja choroby. Bardzo często jednak przyczyną ponownych hospitalizacji jest to, że pacjenci nie stosują się do zaleceń lekarzy. Objawia się to chociażby tym, że przestają się leczyć, sięgają po używki lub stosują dietę, która jest szkodliwa dla serca. Coraz częściej wiąże się występowanie różnych chorób ze złą higieną jamy ustnej. W zalecaniach co do częstości mycia zębów podkreśla się, że należy to robić dwa razy w ciągu dnia. Jak wynika z badań, które przeprowadzono jakiś czas temu mycie ich trzy razy w ciągu dnia powoduje, że ryzyko rozwoju niewydolności serca zmniejsza się o 12 procent. Ma to związek z tym, że niewłaściwe czy zbyt rzadkie mycie zębów może przyczyniać się do występowania przejściowej bakteriemii, które z kolei powoduje rozwój układowego stanu zapalnego, co może niekorzystnie wpływać na serce. Wciąż należy pamiętać, że bardzo ważne jest wczesne wykrycie choroby aby przeprowadzana terapia była skuteczniejsza i pacjent jak najdłużej mógł czuć się dobrze. Jeżeli chodzi o niewydolność serca to istotne jest przestrzeganie zdrowej diety. Konieczne jest unikanie nadmiernej ilości soli, co związane jest z zatrzymaniem wody w organizmie i tworzenie się obrzęków. Warto jest też unikać diety zawierającej wiele produktów wysokoprzetworzonych lub konserwowych. Konieczne jest dostarczanie do organizmu zwiększonej ilości potasu, który pozytywnie wpływa na funkcjonowanie mięśnia sercowego, a co więcej pierwiastek ten często jest wydalany z organizmu z uwagi na stosowanie niektórych leków. Są pewne produkty, których jedzenie zmniejsza ryzyko wystąpienia niewydolności serca nawet o 40 procent. W dużej mierze jest to dieta oparta na warzywach i owocach. Jeżeli jednak dieta jest bogata w smażone potrawy, małą ilość owoców i warzyw, a także wypijane są duże ilości słodzonych napojów to ryzyko rozwoju tej choroby wzrasta aż o ponad 70 procent. Niezmiernie ważna jest także możliwość jak najszybszej pomocy pacjentom. Jakiś czas temu słyszałam o tym, że lekarze ze Śląska mają pewien pomysł jeżeli chodzi o leczenie ostrej niewydolności serca. Nowy program ma obejmować wszystkie ośrodki kardiologii inwazyjnej w województwie. Chodzi o to aby włączyć wszystkie pracownie hemodynamiki w całodobowe dyżury. Te miejsca zaopatrzone są we wszystko co jest potrzebne aby nieść pomoc pacjentom z ostrą niewydolnością serca. Warto zaznaczyć, że pracuje tam odpowiednio wykwalifikowany personel składający się z kardiologów oraz pielęgniarek, a także znajduje się specjalistyczna aparatura pozwalająca na szybkie przeprowadzenie balonikowania albo wszczepienie stymulatora pracy serca. Bardzo istotną rolę będzie miała współpraca z pielęgniarką. Będzie ona mogła przeprowadzać badania fizykalne, wypisywać skierowania na prześwietlenie płuc, EKG, USG, a także przepisać leki np. moczopędne. Mam nadzieję, że podobne działania będą podejmowane także w innych częściach naszego kraju, tak aby dostęp do nowoczesnych metod leczenia był jednakowy niezależnie od miejsca zamieszkania chorego. Mówi się o tym, że w naszym kraju brakuje koordynatorów opieki nad pacjentami. Absolwenci zdrowia publicznego posiadają właściwą wiedzę do pełnienia takiej roli. Mogliby ponadto w dużej mierze pomagać lekarzom, a także pielęgniarkom jeżeli chodzi o kwestie administracyjne, na co aktualnie przeznaczana jest znaczna część czasu przez personel medyczny. Osoba kończąca studia na wspominanym kierunku mogłaby stworzyć odpowiednią “drogę” jaką powinien przejść pacjent, aby w jak najlepszym stopniu zadbać o swoje zdrowie np. po pobycie w szpitalu. Ma on odpowiednią wiedzę nie tylko jeżeli chodzi o zależności w ochronie zdrowia, ale także powiązania z systemem opieki społecznej. Coraz więcej mówi się o wykorzystaniu telemedycyny w kompleksowej opiece nad pacjentami z niewydolnością serca. Moim zdaniem pomysł takiej opieki jest bardzo dobry z uwagi na to, że możliwości jakie daje nam telemedycyna w dzisiejszych czasach są coraz liczniejsze. Hybrydowa telerehabilitacja kardiologiczna ma się składać z dwóch etapów. Pierwszego- wstępnego, który ma być realizowany w szpitalu lub ambulatorium oraz drugiego-podstawowego, który ma mieć miejsce w domu. W pierwszym etapie ma się odbyć ocena kliniczna pacjenta, przeprowadzenie niezbędnych badań, edukacja, a także przekazanie pacjentom sprzętu, który jest niezbędny do monitorowania jego stanu zdrowia w domu (waga, ciśnieniomierz czy urządzenie do wykonania EKG) oraz instruowanie jego obsługi. Opracowany ma być również plan treningowy, indywidualnie dla każdego pacjenta oraz przedstawienie w jaki sposób należy wykonywać konkretne ćwiczenia. W kolejnym etapie pacjent przy udziale telemedycyny ma współpracować interaktywnie z Centrum Telekardiologii. Moim zdaniem opracowanie takiego projektu to bardzo dobry pomysł i jak widzimy jest on dopracowany pod różnymi względami. To bardzo ważne ponieważ wielu pacjentów nie ma odpowiedniego doświadczenia chociażby jak wykonywać różne formy aktywności fizycznej w bezpieczny, dostosowany do ich stanu zdrowia i kondycji sposób. Czasem wykonując w niewłaściwy sposób różne ćwiczenia można przyczynić się do większej ilości szkód niż korzyści. Przekazanie pacjentom odpowiedniego sprzętu z pewnością jest pewną formą motywacji do dbania o zdrowie, co w przypadku każdej terapii jest niezbędne, a czego pacjenci bardzo często nie uwzględniają. Warto jest zwrócić uwagę na symptomy, które mogą świadczyć o tym, że stan danej osoby wymaga jak najszybszej konsultacji ze specjalistą. Niestety często są one lekceważone i powiązywane z mniej groźnymi chorobami. Najczęściej obserwowanym objawem jest duszność, wynikająca z tego, że płyn zalegają w płucach, który nie może być przepompowany przez serce. W bardziej zaawansowanym stadium taka duszność może wystąpić nawet w momencie niewielkiego wysiłku wykonywanego podczas podstawowych czynności. Bardzo często problemy z oddychaniem mają miejsce także w nocy, co może być powodem obaw wielu pacjentów. Może dochodzić także do powiększenia obwodu brzucha. Wtedy bardzo szybko może pojawić się zwiększenie masy ciała o kilka kilogramów na przełomie kilku dni. Spowodowane jest to tym, że przy niewydolności serca zwiększa się tendencja do tworzenia się obrzęków. Dochodzi do zwiększenia się objętości płynów w żyłach co wiąże się także ze zwiększonymi wartościami ciśnienia. W wyniku tego płyn z żył przenika do tkanek. W pierwszej kolejności obrzęki pojawiają się w okolicy kostek, kolejno w podudziach, a w bardziej zaawansowanych stadiach mogą występować także powyżej kolan. Zwykle obserwuje się je na obu kończynach jednocześnie. Często w przypadku występowania obrzęków stwierdza się także gorszą pracę nerek. Mogą wystąpić także zaburzenia rytmu serca oraz jego przyspieszona praca ponieważ aby nadrobić swoją niewydolność musi szybciej się kurczyć.
To ciekawe, jak te same substancje, których zarówno nadmiar, jak i niedobór mogą powododować daną patologię a co jeszcze lepsze, te same substancje mogą patologie leczyć. Leczenie hormonalne nowotworów polega na usunięciu źródeł hormonów lub uniemożliwieniu ich działania na komórki guza, co pozwala na zahamowanie rozwoju procesu nowotworowego u pacjentów z rozpoznaniem nowotworów hormonozależnych. Do grupy tej zalicza się przede wszystkim nowotwory piersi i trzonu macicy u kobiet oraz nowotwory gruczołu krokowego u mężczyzn. Rozwój wymienionych nowotworów odbywa się pod wpływem działania określonych hormonów (estrogenów w raku gruczołu piersiowego i błony śluzowej trzonu macicy, androgenów w raku gruczołu krokowego). Leczenie hormonalne może mieć charakter uzupełniający po zabiegu operacyjnym. W sytuacji choroby uogólnionej leczenie hormonalne jest stosowane z założeniem spowolnienia tempa rozwoju choroby i poprawy skuteczności leczenia objawowego. W celu sprawdzenia prawdopodobieństwa uzyskania odpowiedzi na hormonoterapię, wskazane jest, aby przed leczeniem wykonać oznaczenie receptorów hormonalnych w komórkach nowotworu. Zaletą leczenia hormonalnego w zaawansowanej chorobie nowotworowej jest niewielka toksyczność, natomiast wadą stosunkowo długi czas do osiągnięcia odpowiedzi na leczenie. Hormonoterapia jest zazwyczaj lepiej tolerowana i powoduje mniej działań niepożądanych, w porównaniu do wielolekowej chemioterapii. Zarówno u chorych z miejscowo zaawansowanym rakiem piersi, jak i w przypadku rozsiewu choroby, znaczącą rolę odgrywa leczenie hormonalne i chemiczne. Celem terapii systemowej jest łagodzenie objawów rozwoju nowotworu, ponadto leczenie może doprowadzić do remisji ognisk przerzutowych, wydłużenia czasu i poprawy jakości życia. Stosując chemioterapię u pacjentek w stadium rozsiewu choroby można uzyskać, w zależności od zastosowanego leku, odsetek odpowiedzi obiektywnych od 20% do 70%, przy czym czas do progresji choroby wynosi średnio 8–12 miesięcy, a mediana czasu przeżycia wynosi 18–24 miesięcy. W pierwszej kolejności należy rozważyć hormonoterapię, która z uwagi na mniej nasilone objawy niepożądane, jest zwykle lepiej tolerowana przez chore. Zastosowanie leczenia hormonalnego uwarunkowane jest obecnością receptorów steroidowych (estrogenowych i/lub progesteronowych) na powierzchni komórek nowotworu Rozwój raka gruczołu piersiowego pobudzają estrogeny, stąd leczenie hormonalne polegające na usunięciu źródeł ich wytwarzania lub na zmniejszeniu oddziaływania estrogenów na tkankę guza. Leczenie hormonalne znalazło zastosowanie, zarówno w terapii zaawansowanego raka piersi, jak i w leczeniu uzupełniającym zabieg operacyjny. Wskazaniem do hormonoterapii chorych z uogólnionym rakiem piersi jest powolny przebieg nowotworu, obecność receptorów steroidowych w komórkach guza i brak objawów związanych z zajęciem narządów trzewnych (płuc, wątroby, mózgu). W tym ostatnim przypadku, gdy nowotwór rozwija się dynamicznie i nie stwierdza się receptorów steroidowych w komórkach guza, należy rozważyć możliwość zastosowania chemioterapii skojarzonej z leczeniem celowanym w przypadku nowotworów HER2 dodatnich. Decyzja o rodzaju leczenia powinna być podjęta indywidualnie, w zależności od wspomnianych czynników oraz od woli chorej. Rodzaj paliatywnej hormonoterapii zależy przede wszystkim od stanu menopauzalnego pacjentki. Wybór kolejnych linii paliatywnego leczenia hormonalnego zależy od wcześniej stosowanych leków w leczeniu uzupełniającym. Stosowanie II i III linii leczenia jest uzasadnione jedynie wówczas, kiedy uzyskano satysfakcjonującą odpowiedź lub długotrwałą stabilizację po leczeniu hormonalnym I linii. U chorych, u których stwierdza się pierwotną oporność na hormonoterapię — progresja przed upływem 6 miesięcy od rozpoczęcia leczenia — należy rozważyć inną metodę leczenia systemowego. Metodą hormonalnego leczenia choroby rozsianej u kobiet w wieku przed menopauzalnym powinna być w pierwszej kolejności kastracja farmakologiczna lub chirurgiczna, skojarzona z leczeniem antyestrogenami — tamoksyfenem, a w przypadku przeciwwskazań do jego stosowania, z inhibitorami aromatazy — anastrozolem i letrozolem. U chorych w wieku po menopauzalnym, zgodnie z aktualnymi rekomendacjami, zaleca się w leczeniu I linii niesterydowe inhibitory aromatazy (IA): anastrozol i letrozol. Odsetek obiektywnych odpowiedzi wynosi ogółem 30% (u chorych z dodatnim receptorem estrogenowym 40–70%, z ujemnym receptorem poniżej 10%). W badaniach porównujących skuteczność tamoksyfenu i IA, przy medianie czasu obserwacji 18,5 miesiąca, uzyskano odsetek obiektywnych odpowiedzi dla IA 29%, a medianę czasu do progresji 10,7 miesiąca. Leczenie hormonalne kolejnych linii jest stosowane głównie u pacjentek po menopauzie. W leczeniu drugiego rzutu stosuje się niesterydowe inhibitory aromatazy: fulwestrant i eksemestan, jak również tamoksyfen, jeśli nie był wcześniej stosowany, rzadziej pochodne progesteronu (octan megestrolu i medroksyprogesteronu). Skuteczność wymienionych leków jest podobna (uzyskiwane odsetki odpowiedzi wynoszą 17–22%, a mediana czasu odpowiedzi ok. 5,5 miesiąca), dlatego nie ustalono do tej pory optymalnej sekwencji paliatywnej hormonoterapii, a wybór zależy w dużej mierze od stanu klinicznego pacjentki, chorób towarzyszących i przewidywanych powikłań stosowanego leczenia. Rak błony śluzowej trzonu macicy należy do nowotworów hormonozależnych — estrogenozależnych. Najczęściej dotyczy kobiet, u których występuje stała ekspozycja na estrogeny, bez następowego działania gestagennego, zazwyczaj nowotwór występuje w wieku po menopauzalnym. Czynnikami ryzyka zachorowania są otyłość, nadciśnienie i cukrzyca. U chorych otyłych występuje znaczne nasilenie aromatyzacji androgenów do estrogenów. Estrogeny stymulują insulinopodobne czynniki wzrostu oraz transportujące je białka. Hormonoterapia jest stosowana w zaawansowanym raku trzonu macicy — najczęściej podaje się progestageny (octan medroksyprogesteronu lub octan megestrolu, kapronian hydroksyprogesteronu), octan cyproteronu bądź tamoksyfen. Najczęściej stosowane są progestageny. Ich działanie antyproliferacyjne dokonuje się poprzez hamowanie syntezy receptora estrogenowego, hamowanie ekspresji DNA oraz blokowanie gonadotropin. Odpowiedź na leczenie gestagenami jest lepsza u chorych z nowotworem wysoko zróżnicowanym. W pierwszym etapie leczenia stosuje się wysokie dawki progestagenów, które wynoszą 500–1000 mg dziennie. Po 12 tygodniach leczenia podaje się dawkę podtrzymującą, zazwyczaj 500–1000 mg na tydzień, co najmniej przez rok. Leczenie progestagenami powoduje szereg objawów niepożądanych między innymi przyrost masy ciała, obrzęki, powikłania zakrzepowo -zatorowe, bóle głowy, niekiedy duszność. U chorych leczonych octanem megestrolu zaleca się okresową kontrolę glikemii (możliwość wzrostu poziomu glukozy). Z powyższych powodów rola progestagenów jest dość ograniczona. Leczenie hormonalne stosuje się w IV stopniu zaawansowania wg klasyfikacji TNM (nacieku pęcherza lub jelita bądź przerzutów odległych do węzłów chłonnych pachwinowych). Niekiedy podaje się równocześnie progestageny z tamoksyfenem i z cytostatykami. W leczeniu raka błony śluzowej trzonu macicy stosowana jest również chemioterapia. Leczenie cytostatykami pozwala na uzyskanie zwykle krótkotrwałych remisji, przy czym obarczone jest znacznie większą toksycznością, niż hormonoterapia. Do najczęściej stosowanych leków w monoterapii zaliczane są paklitaksel, doksorubicyna i karboplatyna. Uznane schematy leczenia stanowią połączenia pochodnych platyny z paklitakselem lub doksorubicyną. Do starszych schematów niekiedy nadal stosowanych zaliczane są PAC (cisplatyna, doksorubicyna i cyklofosfamid) oraz cisplatyna, etopozyd i 5-fluorouracyl, które pozwalają na uzyskanie 27–54% odpowiedzi (w tym 14% remisji całkowitych). U pacjentek z zaawansowanym nowotworem skuteczne (stabilizacja lub remisja u większości leczonych chorych) może być połączenie octanu megestrolu z tamoksyfenem i karboplatyną. Niekiedy w przypadku progresji po okresie remisji, uzyskanej podczas leczenia progestagenami, stosowane są antyestrogeny (tamoksyfen). Lek powoduje indukcję syntezy receptorów progesteronowych, których liczba ulega zmniejszeniu podczas długotrwałego podawania progestagenów. Do innych, rzadziej stosowanych leków hormonalnych należą inhibitory aromatazy (aminoglutetymid) oraz analogi gonadoliberyn. Hormonoterapia odgrywa istotną rolę w leczeniu chorych na raka gruczołu krokowego. Jej celem jest obniżenie stężenia we krwi testosteronu i aktywnego metabolitu — dihydrotestosteronu (DHT), bądź zablokowanie receptorów androgenowych w komórkach nowotworu. Aby osiągnąć pierwszy cel, najczęściej podawane są leki z grupy analogów LH-RH lub rzadziej, wykonywany jest zabieg obustronnej orchidektomii. Blokadę receptorów androgenowych zapewnia podanie antyandrogenów niesterydowych: bikalutamidu, flutamidu i nilutamidu lub steroidowych — octanu cyproteronu. Rzadko stosuje się obie metody leczenia równocześnie, ze względu na brak jednoznacznych dowodów na wydłużenie czasu przeżycia, możliwe bardziej nasilone działania niepożądane i pogorszenie jakości życia leczonych chorych. Leczenie hormonalne raka gruczołu krokowego pozwala na uzyskanie poprawy jakości życia i jego wydłużenie, a u niektórych chorych na przeżycie kilku, a nawet kilkunastu lat bez objawów choroby. Hormonoterapia jest stosowana, jako leczenie uzupełniające zabieg operacyjny lub radioterapię, a także w leczeniu choroby rozsianej. Celem leczenia hormonalnego jest obniżenie poziomu androgenów we krwi lub zablokowanie ich działania na poziomie komórki nowotworowej. Najprostszym sposobem obniżenia poziomu androgenów jest zabieg operacyjny wycięcia obu jąder, co powoduje obniżenie testosteronu we krwi o około 95%. Zaleca się wykonanie orchidektomii pod torebkowej, ponieważ zachowane zostają torebki i najądrza w mosznie. Wadą kastracji chirurgicznej jest fakt, iż stanowi dla chorego znaczny uraz psychiczny. Leczenie to zwykle przeprowadza się u starszych chorych, obciążonych schorzeniami układu krążenia, u których leczenie estrogenami nie będzie możliwe. Innym sposobem hormonalnego leczenia raka stercza jest kastracja farmakologiczna, wywołana analogami LH-RH. Jej celem jest zahamowanie produkcji testosteronu, bez konieczności usuwania jąder. Efekt ten można uzyskać stosując analogi LH-RH lub rzadziej estrogeny. Produkowany w podwzgórzu LH-RH powoduje uwalnianie z przedniego płata przysadki mózgowej hormonu luteinizującego (LH), który z kolei pobudza produkcję testosteronu przez komórki Leydiga w jądrach, gdzie powstaje 95% testosteronu. Pozostałe 5% androgenów jest produkowane w nadnerczach. Aktywny testosteron (zdolny do przenikania przez błonę komórkową do cytoplazmy komórek stercza) jest niezwiązany z białkami i stanowi ok. 2% całej puli testosteronu. W komórkach stercza testosteron i androgeny nadnerczowe pod wpływem 5-alfa-reduktazy ulegają przemianie do DHT, który wiąże się z cytoplazmatycznym receptorem androgenowym. Następnie kompleks ten przenika do jądra komórkowego, zwiększa syntezę białek i powoduje wzrost komórki. Podawanie analogów LH-RH powoduje zablokowanie receptorów dla LH-RH w przysadce mózgowej, co wywołuje zahamowanie produkcji LH, a w konsekwencji zmniejszenie produkcji testosteronu w jądrach. Bezpieczne, choć kosztowne, leczenie analogami LH-RH stosowane jest u chorych, którzy nie wyrazili zgody na orchidektomię i u których przeciwwskazane jest podawanie estrogenów. Najczęściej stosowane są preparaty o przedłużonym działaniu podawane co 28 dni bądź co 3 miesiące lub co 6 miesięcy. Po zakończeniu leczenia czynność hormonalna przysadki powraca do normy. Wyniki hormonoterapii przy zastosowaniu analogów LH-RH są porównywalne do uzyskanych podczas innych rodzajów leczenia hormonalnego. Korzystne efekty leczenia hormonalnego obserwuje się u 60–80% chorych. Średni czas poprawy po leczeniu hormonalnym utrzymuje się przez okres 18–30 miesięcy, po którym zwykle następuje progresja choroby spowodowana repopulacją komórek zależnych od androgenów. Czynnikiem, który w dużym stopniu decyduje o odpowiedzi na leczenie hormonalne, jest obecność lub brak receptorów hormonalnych w komórkach guza. Obecność receptora hormonalnego powoduje, że odpowiedź terapeutyczna występuje u 80% chorych, przy jego braku regresję guza obserwuje się u 20% pacjentów. Pierwszymi lekami hormonalnymi stosowanymi w leczeniu raka stercza były estrogeny. Powodują one obniżenie poziomu testosteronu przez zahamowanie uwalniania LH-RH z podwzgórza, co z kolei hamuje uwalnianie LH z przysadki. Ponadto estrogeny konkurują z testosteronem w dostępie do 5-alfa-reduktazy i receptorów androgenowych, co zmniejsza produkcję DHT i jego wykorzystanie przez komórkę raka stercza. Estrogeny wpływają na komórki Leydiga i zwiększają poziom nieaktywnego testosteronu, związanego z białkami osocza. Do częstych powikłań terapii estrogenami, które spowodowały, iż obecnie leki z tej grupy są rzadko stosowane, należy zaliczyć zaburzenia układu sercowo-naczyniowego (zatory, zakrzepy, nadciśnienie, zawał mięśnia sercowego), ginekomastię, upośledzenie czynności wątroby. Przeciwwskazania do stosowania estrogenów obejmują niewydolność krążenia, miażdżycę, nadciśnienie i chorobę niedokrwienną serca. Najczęściej stosowanym lekiem jest niesteroidowy estrogen — dietylstylbestrol, podawany w dawce 3 mg dziennie drogą doustną. Do leków hormonalnych często stosowanych w raku stercza należą antyandrogeny. Przedstawicielem tej grupy jest flutamid, niesteroidowy antyandrogen, podawany w dawce 3 razy dziennie po 250 mg. Lek ten współzawodniczy z DHT o miejsce receptorowe w komórce raka gruczołu krokowego, blokuje powstanie kompleksu DHT-receptor. Podobne efekty wywiera nowszy lek z tej grupy — bikalutamid, który działa 4-krotnie silniej od flutamidu, posiada korzystny profil objawów niepożądanych, a dzięki długiemu okresowi półtrwania (ok. 6 dni) podawany jest raz dziennie. Podobny mechanizm działania do antyandrogenów wykazuje octan cyproteronu. Oprócz blokowania powstawania kompleksu receptor-DHT, lek zmniejsza wydzielanie gonadotropiny przysadkowej. Dochodzi wówczas do zmniejszenia poziomu testosteronu, obserwowanego po kastracji chirurgicznej oraz do zahamowania działania androgennego testosteronu. Octan cyproteronu podawany jest najczęściej drogą doustną, w dawce 2 razy dziennie po 100 mg. Nie zaleca się łączenia analogów LH-RH z antyandrogenami (np. flutamidem), ponieważ w dotychczas przeprowadzonych badaniach nie wykazano poprawy skuteczności wspomnianego postępowania. Jedynie równoczesne podawanie analogów LH-RH i bikalutamidu spowodowało poprawę wyników leczenia, jednak obserwacje te mają charakter wstępny i wymagają potwierdzenia w dalszych kontrolowanych badaniach klinicznych. W przypadku niepowodzeń, zmiana leczenia hormonalnego pozwala na uzyskanie poprawy u niewielkiej liczby chorych. W takiej sytuacji niekiedy podejmuje się próbę podawania estramustyny. Środek ten stanowi połączenie estradiolu z nitrogranulogenem. Połączenie to pozwala na uzyskanie wysokiej skuteczności (blisko 90% odpowiedzi) u chorych nieleczonych uprzednio hormonalnie, natomiast po wyczerpaniu możliwości leczenia hormonalnego, krótkotrwałe remisje można uzyskać u 7% chorych. Odrębną metodę postępowania stanowi podawanie innych leków hamujących nadnerczową syntezę androgenów na przykład glikokortykoidów czy ketokonazolu, co zazwyczaj przynosi krótkotrwałą poprawę. Hormonoterapia raka gruczołu krokowego jest uważana za leczenie dość bezpieczne, choć znane są dość liczne powikłania leczenia hormonalnego, głównie otyłość, cukrzyca, nadciśnienie tętnicze, choroba niedokrwienna serca, objawy wypadowe, andropauza, spadek libido, impotencja. Zazwyczaj po 2–3 latach leczenia hormonalnego następuje progresja choroby, wówczas rozpoznawany jest rak prostaty oporny na kastrację i u niektórych pacjentów stosowana jest chemioterapia. Lekami aktywnymi są docetaksel i mitoksantron, a w II linii leczenia kabazytaksel. Ponieważ nowotwór gruczołu krokowego dotyczy zwykle pacjentów w podeszłym wieku, kwalifikacja do chemioterapii powinna być szczególnie ostrożna. Pacjenci z progresją po leczeniu docetakselem mogą być kwalifikowani do leczenia nowymi lekami hormonalnymi: abirateronem (inhibitor CYP17 hamuje syntezę androgenów w jądrach, nadnerczach i komórkach nowotworu) oraz enzalutamidem (antagonistą receptora androgenowego, hamującym przemieszczanie receptora do jądra komórkowego i jego wiązanie z DNA) Leczenie systemowe może poprawić jakość i niekiedy wydłużyć czas przeżycia pacjentów z zaawansowaną chorobą nowotworową, pod warunkiem wyboru odpowiedniej metody leczenia. Istotna rola przypada hormonoterapii, szczególnie u pacjentek z rakiem piersi i obecnością receptorów sterydowych i u chorych na raka gruczołu krokowego, w mniejszym stopniu u kobiet z rozpoznaniem raka błony śluzowej trzonu macicy. Należy pamiętać, że u pacjentów z zaawansowaną, rozsianą chorobą nowotworową może występować wiele dolegliwości związanych z progresją guza pierwotnego lub przerzutami odległymi. U pacjentów z nowotworami hormonowrażliwymi często występują przerzuty do kości, dlatego istotne jest równoczesne farmakologiczne leczenie dolegliwości bólowych, najczęściej prowadzone przez zespoły opieki paliatywnej, jak i stosowanie radioterapii miejscowej (w przypaku zmian w jednej lokalizacji), leczenia systemowego radioizotopami (strontem i samarem) przy zmianach rozsianych, podawanie dwufosfonianów (kwasu pamidronowego i kwasu zoledronowego) i nowszych leków: denosumabu, alfaradinu i tanezumabu. Istotne są również objawy niepożądane hormonoterapii, stąd należy zwracać szczególną uwagę na pacjentów równolegle leczonych z powodu schorzeń współistniejących, w szczególności cukrzycy, nadciśnienia, chorób sercowo-naczyniowych, z wywiadem żylnej choroby zatorowo-zakrzepowej w taki sposób, aby działania niepożądane hormonoterapii nie przewyższały oczekiwanych zysków dla chorych, głównie poprawy jakości życia, jak również wydłużenia czasu przeżycia. ( badania: Wojciech Leppert , Alina Strąg-Lemanowicz)
Ryzyko wystąpienia zawału serca u kobiet jest też dużo większe niż w przypadku mężczyzn. Oprócz standardowych czynników, które zwiększają zachorowalność, takich jak palenie papierosów, długotrwały i silny stres, choroba wieńcowa, nadciśnienie, miażdżyca, cukrzyca, czynniki genetyczne czy wysoki poziom “złego” cholesterolu, zawał u kobiet może wystąpić w wyniku powikłań ciąży czy usunięcia macicy. Same kobiety często bagatelizują wcześniej wspomniane symptomy, kojarząc je z menopauzą, a nie zawałem. W takim wypadku nie warto zwlekać z wezwaniem karetki, ponieważ fachowa i co najważniejsze, skuteczna pomoc musi nastąpić jak najszybciej. Dopiero od jakiegoś czasu naukowcy zaczęli analizować różnice między zawałem serca u kobiet i mężczyzn, ponieważ nie tylko objawy, ale także metody leczenia w przypadku obydwu płci są równe. Do tej pory naukowcy bardziej skupiali się na mężczyznach w swoich badaniach, dlatego zarówno prowadzone badania, jak i dopuszczone do obrotu leki, nie brały pod uwagę przebiegu choroby u kobiet. Kobiety są również rzadziej kierowane na specjalistyczne badania i testy diagnostyczne, ponieważ ryzyko wystąpienia zawału serca jest niedoszacowane. Ponadto niektóre testy skonstruowane są w ten sposób, że dają fałszywe wyniki u kobiet, ponieważ były opracowywane z myślą o mężczyznach. To wszystko sprawia, że kobiety są później niż mężczyźni kierowani na badania, a leczenie wdrażane jest za późno. Postęp w medycynie umożliwił ratowanie życia osób po zawale, jednak zawał powoduje trwałe uszkodzenie serca i zwykle prowadzi do jego niewydolności. Osoby z tą chorobą wymagają właściwej, koordynowanej opieki oraz właściwej farmakoterapii, która pozwala uniknąć zaostrzeń choroby. Bez tego bardzo szybko ponownie dochodzi u nich do epizodu kardiologicznego, który kończy się hospitalizacją i pogorszeniem stanu zdrowia lub wręcz śmiercią. Środowisko pacjentów wskazują na poprawę swojej sytuacji w konkretnych działaniach. Mowa o powszechnym dostępie do Koordynowanej Opieki nad pacjentem z Niewydolnością Serca, a także w dostępie do optymalnej terapii, która zmniejsza śmiertelność, redukuje liczbę uciążliwych hospitalizacji będących konsekwencją zaostrzeń choroby, a także korzystnie wpływają na tak ważną dla chorych jakość życia. Liczba hospitalizacji z powodu niewydolności serca jest w Polsce 2,5-krotnie wyższa niż średnia dla wszystkich 36 krajów OECD. Co godzinę umiera w naszym kraju 16 osób z rozpoznaną niewydolnością serca. To główna przyczyna zgonów w Polsce. Co roku zabija ona 140 tysięcy osób. Eksperci wskazują, że od momentu rozpoznania choroby aż 40,6 procent pacjentów nie przeżywa 5 lat życia. Niewydolność serca gorzej rokuje niż jego zawał, rak prostaty czy jelita grubego. Konieczne jest więc wprowadzenie modyfikacji w opiece nad pacjentami w naszym kraju, ale nie można zapominać o tym, że to jak będzie wyglądało ich zdrowie i życie zależy w większości od nich samych. Kolejnym z takich działań, które ma to zmienić jest rozpoczęciu pilotażu Krajowej Sieci Kardiologicznej (KSK) w województwie mazowieckim, który ma się skupiać na diagnozowaniu i leczeniu kilku podstawowych chorób sercowo-naczyniowych takich jak zaburzenia rytmu serca, niewydolności serca, chorób zastawek, które są coraz częstszą przyczyną problemów zdrowotnych w naszym społeczeństwie, a także nadciśnienia tętniczego. Elektroterapia polegająca na zastosowaniu stałej stymulacji serca, nazywana stymulacją resynchronizującą, może pomóc pewnej grupie pacjentów z niewydolnością serca. Zaburzona sekwencja skurczu komór serca w wielu przypadkach jest związana z jego niewydolnością. Wielu chorym mogą jednak pomóc wszczepiane aparaty takie jak stymulatory i kardiowertery-defibrylatory z funkcją resynchronizacji. Ułatwiają one uporządkować skurcze serca i poprawiają samopoczucie pacjenta. Resynchronizacja polega na jednoczesnej stymulacji prawej i lewej komory serca. Ma to istotne znaczenie w przypadku osób z blokiem lewej odnogi pęczka Hisa, czyli przypadłością charakterystyczną dla chorych z zaawansowaną niewydolnością serca. Resynchronizacja stosowana jest u osób z tzw. dyssynchronią skurczu i zaawansowaną niewydolnością serca. Tylko w takiej sytuacji ta metoda terapii ma sens. Nie należy jednak wykonywać jej zbyt późno, bo prawdopodobieństwo związane z jej użyciem może przewyższyć oczekiwane korzyści. Coraz więcej aplikacji pomaga w kontrolowaniu naszego stanu zdrowia. Nie dotyczy to jedynie aktywności sportowych, ale przydaje się też do monitorowania przebiegu różnych chorób. Analiza głosu przy wykorzystaniu aplikacji na smartfona, pozwala na wykrycie przekrwienia płuc u pacjentów z niewydolnością serca. Pozwoli to na wcześniejszą interwencję lekarza, zanim stan zdrowia chorego ulegnie pogorszeniu. Przeprowadzono badania na 40 pacjentach z ostrą niewydolnością serca. Każdy z nich nagrał próbkę swojego głosu, który został przeanalizowany przez program. Przekrwienie płuc przyczyniało się do subtelnych zmian w mowie, które bardzo dokładnie wychwyciła aplikacja. Jeżeli pojawią się pierwsze objawy, aplikacja je “wychwyci” i natychmiast przekaże takie informacje lekarza, który przepisze właściwe leki. Można będzie w ten sposób zareagować zanim stan pacjenta się pogorszy. W naszym kraju na 100 Polaków w przedziale wiekowym 40-44 lata, zawał przechodzi średnio 121 mężczyzn i 25 kobiet. Nawet 90 procent osób, które przeszły zawał serca przed czterdziestym rokiem życia to osoby palące papierosy. W czasie epidemii SARS-CoV-2 w Europie liczba procedur kardiologii interwencyjnej podejmowanych w terapii zawału serca STEMI zmniejsza się średnio o około 20 procent, a w zawale serca NSTEMI nawet o 30 procent. Główny spadek liczby wykonywanych procedur kardiologii interwencyjnej związany jest z obawą pacjentów przed zgłoszeniem do placówek medycznych. Uzyskane w europejskich analizach dane wskazują również na znaczące opóźnienie w realizacji procedur kardiologii interwencyjnej w odniesieniu do wystąpienia pierwszych objawów zawału serca. W wielu przypadkach pacjenci próbują samemu podejmować leczenie. Dopiero nasilające objawy duszności i bólu w klatce piersiowej skłaniają ich do poszukiwania pomocy. Wiąże się to ze zwiększoną liczbą przypadków najcięższych postaci zawału serca, towarzyszących niewydolności serca, a co za tym idzie większego ryzyko powikłań i konieczność zastosowania złożonych i skomplikowanych procedur kardiologii interwencyjnej. W początkowym okresie pandemii pacjenci byli zaniepokojeni doniesieniami dotyczącymi wzrastającej liczby zakażeń. Dodatkowo przekazywano dane o przypadkach stwierdzania ognisk COVID-19 w placówkach opieki i ośrodkach ochrony zdrowia, głównie w domach pomocy społecznej i szpitalach. Pacjenci stawali przed bardzo trudnym wyborem: odczuwali dotkliwe objawy, które mogły świadczyć o zawale serca, ale jednocześnie obawiali się przyjazdu do szpitala, gdzie w ich przekonaniu istniało realne zagrożenie zakażenia koronawirusem. Pacjenci obawiali się zachorowania i trudnych do przewidzenia powikłań infekcji. W marcu i kwietniu lęk przed COVID-19 często zwyciężał z decyzją o zgłoszeniu się do ośrodka. Dane systemu Państwowego Ratownictwa Medycznego wskazują, że w marcu i kwietniu ubiegłego roku liczba wezwań pacjentów z bólem w klatce piersiowej spadła o kilkanaście procent. Zawał u kobiet bywa bardzo często nieprawidłowo rozpoznany i niewłaściwie wyleczony ponieważ symptomy nie są tak oczywiste. W przypadku młodych kobiet prawdopodobieństwo wystąpienia zawału serca jest na dosyć niskim poziomie, ale drastycznie wzrasta po 50 roku życia. Wraz ze spadkiem poziomu estrogenu w organizmie kobiety, związanego z menopauzą zawał serca u kobiet jest zjawiskiem równie powszechnym, jak zawał serca mężczyzn. Kobiety rzadziej trafiają do szpitala z powodu rozpierającego bólu zamostkowego, który promieniuje do żuchwy, pleców czy przedramienia. Częściej występujące symptomy to duszności, uderzenia gorąca mdłości i uczucie niestrawności, zawroty głowy, nagłe osłabienie czy zmęczenie jak w przypadku przebiegu grypy, bóle pleców.