Nietrzymanie moczu jest nie tylko chorobą, lecz także poważnym problemem społecznym. Wielu chorych z powodu wstydu, obniżonego poczucia własnej wartości i braku leczenia izoluje się od społeczeństwa oraz wycofuje z życia zawodowego.
– Kłopoty z pęcherzem nadreaktywnym i w ogóle nietrzymaniem moczu są ogromnym problemem. W Polsce szacuje się, że prawie 10 proc. społeczeństwa ma takie przypadłości. Są to zarówno mężczyźni, jak i kobiety, osoby starsze i osoby bardzo młode, po porodach, a także dzieci – mówi agencji informacyjnej Newseria Lifestyle Anna Sarbak, prezes Stowarzyszenia Osób z Nietrzymaniem Moczu UroConti.
Polska opieka medyczna zapewnia diagnostykę nietrzymania moczu. Leczenie NTM i zespołu pęcherza nadreaktywnego obejmuje terapie farmakologiczne oraz zabiegi mało inwazyjne i chirurgiczne. Pomagają także regularne ćwiczenia mięśni Kegla, które utrzymują pęcherz we właściwym miejscu. Nie wszystkie procedury diagnostyczne i terapeutyczne są jednak w Polsce refundowane przez NFZ.
– Przykładem jest leczenie nietrzymania moczu w dysfunkcji neurogennej pęcherza. Potrafimy opanować ten objaw, wstrzykując toksynę botulinową. Niestety, nie jest ona refundowana. Również nie jest refundowana neuromodulacja, bardzo nowoczesna metoda poprawy czynności mikcyjnych zarówno u kobiet, jak i u mężczyzn. Jest to procedura stosowana na Zachodzie od ponad 20 lat – mówi prof. Zbigniew Wolski, prezes Polskiego Towarzystwa Urologicznego.
Środowiska pacjenckie negatywnie oceniają konieczność wykonywania badania urodynamicznego w celu otrzymania refundacji leków na zespół pęcherza nadreaktywnego. Badanie to polega na wprowadzeniu do pęcherza cewnika, za pomocą którego pęcherz wypełniany jest solą fizjologiczną – w ten sposób mierzy się ilość oddawanego moczu oraz szybkość jego oddawania. Większość lekarzy jest zdania, że badanie urodynamiczne nie jest potrzebne do zdiagnozowania zespołu pęcherza nadreaktywnego. Polska jest jedynym krajem na świecie, który decyzje refundacyjną leków na OAB warunkuje wykonaniem tego badania.
– Jest to pomysł typowo administracyjny, który jak rozumiem, miał ograniczyć liczbę pacjentów korzystających z refundacji tych leków. Co dla mnie jest dziwne, dlatego że tam jest i tak współpłacenie pacjenta, więc ci, którzy naprawdę potrzebują, którym naprawdę to pomaga, będą to kupować. Reszta tego nie potrzebuje – mówi Tomasz Michałek, pełnomocnik zarządu UroConti ds. współpracy międzynarodowej i członek rady wykonawczej World Federation of Incontinent Patients (WFIP).
Na liczne zapytania organizacji pacjenckich, interpelacje poselskie i apele środowisk medycznych Ministerstwo Zdrowia zawsze miało tę samą odpowiedź – nie można zmienić przepisów dotyczących refundacji leków na OAB, chyba że ich producent wystąpi z takim wnioskiem. Producenci tłumaczyli, że oni nie wnioskowali o zapisanie warunku, więc czemu mieliby wnioskować o jego usunięcie. Pod naporem pacjentów i lekarzy zdecydowali się jednak taki wniosek złożyć.
– Pytanie, czy faktycznie zostanie usunięta jedyna podawana przez resort zdrowia przeszkoda blokująca pacjentom dostęp do leczenia OAB, czy wymyśli on nowe ograniczenie – mówi Tomasz Michałek.
Źródło: Newseria
Komentarze
[ z 4]
Ministerstwo Zdrowia powinno przede wszystkim pomyśleć o profilaktyce nietrzymania moczu, zarówno wysiłkowego, jak i naglącego. Zwłaszcza w pierwszym przypadku, odpowiednie procedury i zdrowy styl życia mogłyby istotnie zmniejszyć liczbę pacjentów z takimi problemami.
Zgadza się, w Polsce szwankuje profilaktyka nietrzymania moczu, zwłaszcza opieka poporodowa i edukacja młodych matek. Nietrzymanie moczu to bardzo wstydliwy temat, a kobiety często zgłaszają się bardzo późno. Lepsza opieka okołoporodowa matek mogłaby rozwiązać te problemy.
To śmieszne, aby blokować w ten sposób dostęp pacjentom do leczenia. Badanie urodynamiczne niewiele wnosi do rozpoznania. Czy to jedyna przeszkoda, zapewne niedługo się okaże.
To są chyba jakieś kpiny, aby proponować pacjentowi niepotrzebne i właściwie nic nie wnoszące badanie diagnostyczne w tym przypadku urografie mikcyjną tylko w tym celu, aby część z nich kierowana wstydem, niechęcią do badania czy brakiem możliwości jego wykonania rezygnowała z wykorzystania refundacji leczenia. Poza tym wydaje mi się, że wciąż w Polsce mało informuje się kobiety o możliwościach terapeutycznych leczenia nietrzymania moczu. Oczywiście, utrzymywanie odpowiedniej wagi ciała, przeciwdziałanie otyłości i dbanie o sprawność fizyczną dla zachowania wydolnej i silnej przepony moczowo-płciowej stabilizującej cewkę moczową u kobiet jest bardzo ważne, jednak po wyczerpaniu możliwości profilaktycznego leczenie nietrzymania moczu, głównie wysiłkowego lub związanego z ruchomością cewki moczowej warto jest zastanowić się nad zaproponowaniem pacjentce zabiegu operacyjnego. Operacje tego typu polegające na ustabilizowaniu cewki moczowej lub ostrzyknięciu jej okolicy medycznym silikonem lub innymi substancjami zmniejszającymi jego światło są bardzo skuteczne, a przy tym nie wiążą się z dużą ilością powikłań. Po przeprowadzeniu większości rodzajów operacji skuteczność ich w obserwacji wieloletniej często nie spada nawet poniżej 85% a często pozostaje na poziomie 95 % skuteczności. Dlaczego więc męczyć kobietę lekami, kazać jej ćwiczyć mięśnie Kegla co z tego co mi wiadomo w praktyce rzadko przynosi wystarczające i zadowalające w opinii kobiety efekty. Może lepiej zaproponować zabieg i dobrać jego rodzaj tak, aby był jak najlepiej dostosowany do potrzeb pacjentki. Tym bardziej, że do przeprowadzenia niektórych z nich nie jest nawet wymagane znieczulenie ogólne i istnieje możliwość przeprowadzenia zabiegu w gabinecie pod znieczuleniem miejscowym. Oczywiście nie mówię, że leki nie są pomocne, ale wydaje mi się, że w naszym kraju operacje tego typu zwalczające problem właściwie na stałe wciąż są zbyt rzadko proponowane.