Prawie dwie trzecie (65%) dorosłych Polaków negatywnie ocenia publiczną służbę zdrowia, a prawie połowa (46%) źle ocenia działania rządu w sprawie jej naprawienia. W ciągu ostatniego roku 40% badanych płaciło „z własnej kieszeni” za usługi medyczne - tak wynika z badania przeprowadzonego dla serwisu ciekaweliczby.pl na panelu Ariadna.
Negatywne opinie na temat publicznej służby zdrowia przeważają niemal we wszystkich elektoratach, w tym wśród sympatyków Prawa i Sprawiedliwości (60%), ale najbardziej sceptyczni są zwolennicy Nowoczesnej (84%) oraz Platformy Obywatelskiej (72%).
Niemal połowa badanych (46%) negatywnie ocenia dotychczasowe działania rządu Zjednoczonej Prawicy w dziedzinie publicznej opieki zdrowotnej w Polsce. Najwięcej krytyków jest wśród zwolenników Nowoczesnej (89%) i PO (73%), lecz nie brakuje ich także w elektoracie Kukiz’15 (43%), a nawet PiS (22%).
Najbardziej oczekiwane działania ze strony rządu to zmniejszenie biurokracji w systemie ochrony zdrowia (42%), zwiększenie liczby lekarzy specjalistów (39%), podniesienie nakładów na służbę zdrowa pod warunkiem, że nie będzie się to wiązało z podniesieniem podatków lub składek zdrowotnych (37%), a także podwyższenie wynagrodzeń lekarzy, by nie musieli szukać pracy za granicą (31%). Jedynie 8% badanych zgodziłoby się na podniesienie podatków lub składek, jeśli wiązałoby się to z podniesieniem nakładów na ochronę zdrowia i jednoczesnym jej usprawnieniem.
„Wyniki te niekoniecznie są przejawem roszczeniowości Polaków i przywiązania do wizji socjalnego Państwa. Mogą także świadczyć o oczekiwaniu by zoptymalizować i usprawnić działanie publicznej służby zdrowia w ramach obecnych nakładów. Tak jakby Polacy w większości przestawali wierzyć, że zwiększanie nakładów bez poważnych zmian organizacyjnych może cokolwiek naprawdę tutaj zmienić”- komentuje dr Tomasz Baran z Wydziału Psychologii Uniwersytetu Warszawskiego.
Polacy są dość niechętni wprowadzeniu dodatkowych opłat za korzystanie z publicznej opieki zdrowotnej w celu jej usprawnienia. Tylko 22% jest w stanie zaakceptować dodatkową opłatę za przyspieszenie wizyty u lekarza specjalisty lub za badania, 15% zgodziłoby się na zasadę, że w miesiącu są np. 2 bezpłatne wizyty u lekarza rodzinnego, a za każdą kolejną trzeba zapłacić 20-30 zł. 13% zaakceptowałoby wprowadzenie dopłat za wyżywienie podczas pobytu w szpitalu.
32% badanych nie zgodziło się na żadne z proponowanych rozwiązań, a 27% nie miało zdania w tej sprawie.
Jednocześnie 40% deklaruje, że w ciągu ostatniego roku płaciło „z własnej kieszeni” za usługi medyczne lub korzystało z prywatnej opieki medycznej w abonamencie wykupionym przez swojego pracodawcę. Najmniej takich osób było wśród sympatyków Kukiz’15 (21%), następnie PiS (39%), a najwięcej wśród sympatyków Nowoczesnej (61%) i PO (62%).
33% badanych wydało w ciągu roku „z własnej kieszeni” na płatne usługi medyczne między 201 a 500 zł, 29% wydało poniżej 200 zł, 23% - między 501 a1000 zł, a 15% powyżej 1001 zł.
Polacy najczęściej sami płacili za wizyty u lekarza specjalisty (54%), wizyty u stomatologa (52%) oraz badania laboratoryjne (31%).
Nakłady na ochronę zdrowia w Polsce w 2016 r. wyniosły 4,4% PKB. Wynik ten stawia nasz kraj na 31. miejscu wśród 35 krajów OECD . W Polsce na 1000 mieszkańców przypada zaledwie 2,3 lekarza. To najniższy wskaźnik w całej Unii Europejskiej, dla której średnia za 2014 r. wyniosła 3,5 lekarza .
„W dyskusjach dotyczących poprawienia systemu ochrony zdrowia wciąż brakuje konkretnych propozycji. Samo zwiększenie nakładów do 6,8% PKB nie rozwiąże problemów, jeśli wkrótce nie będzie miał nas kto leczyć. Większość Polaków źle ocenia publiczną służbę zdrowia, dlatego nie dziwi fakt, że aż 40% musi dodatkowo płacić za usługi medyczne” - mówi Alicja Defratyka, autorka projektu ciekaweliczby.pl
Komentarze
[ z 3]
Zwykłe podniesienie składki zdrowotnej nie rozwiąże problemu. Jeżeli system działa niepoprawnie nawet po zainwestowaniu w niego większej ilości pieniędzy sytuacja nie ulegnie oczekiwanej poprawie. Należy starannie przemyśleć formę jaką ma opieka zdrowotna w Polsce obecnie i dokonać koniecznych zmian. Minister zdrowia jest lekarzem więc powinien rozumieć nasze środowisko jednak inni politycy często ze służbą zdrowia mają bardzo niewiele lub nie mają nic wspólnego. Zmiany powinny być wprowadzone po konsultacji z lekarzami, którzy nie tylko walczą o zwiększenie zarobków, ale tak samo mocno o poprawienie funkcjonowania służby zdrowia w Polsce.
Nikt nie jest zadowolony z sytuacji, w której musi płacić dwa razy za tą samą usługę. Nie dość, że składka zdrowotna jest obowiązkowa to jeszcze wielu z nas musi dopłacać żeby zapewnić sobie odpowiednią opiekę medyczną. W dzisiejszych czasach nie ma znaczenia jak zamożnym czy biednym się jest. Zdrowie jest najważniejsze i nawet przy praktycznym braku środków trzeba znaleźć pieniądze na leki, zabiegi i inne. Pomoc slołeczna może pomagać pacjentom w trudnej sytuacji, ale często wielu woli poradzić sobie samemu. Przerażają ich formalności i możliwa bezskuteczność starań. Pracujemy na to aby móc pójść do lekarza i otrzymać niezbędną pomoc, a często okazuje się, że nie mamy takiej możliwości lub jest ona znacznie oddalona w czasie. Ten problem trwa od lat i nie widać rozwiązania.
Jak podaje również pulsmedycyny.pl, ze względu na starzenie się społeczeństwa polskiego utrzymanie obecnego poziomu świadczeń zdrowotnych w naszym kraju oznacza coroczny wzrost ich finansowania o 500 mln zł — wynika z raportu BFF Banking Group. Warto jednak zauważyć, że obecny poziom to 32. miejsce w Europejskim Konsumenckim Indeksie Zdrowia obejmującym 35 państw. Raport BFF Banking Group pt. „Finansowanie ochrony zdrowia a jakość systemu dla pacjentów. Polska na tle wybranych krajów europejskich” przedstawia wyzwania, z jakimi mierzy się nasza służba zdrowia w porównaniu do Włoch, Chorwacji, Czech, Grecji, Portugalii, Słowacji i Hiszpanii. Spośród tych wszystkich krajów mamy najniższe wydatki na ochronę zdrowia na osobę (wg parytetu siły nabywczej), wynoszące 7419 zł. W Czechach jest to 10 008 zł, w Hiszpanii 12 792 zł, a średnia dla krajów OECD wynosi 15 191 zł. To przekłada się na ocenę efektywności leczenia w Polsce. Polscy pacjenci wiecznie niezadowoleni. Pomimo ciągłego reformowania polskiej służby zdrowia, nadal jest ona negatywnie postrzegana przez pacjentów. Wyraźnie pokazują to wyniki Europejskiego Konsumenckiego Indeksu Zdrowia (EHCI). W 2018 r. Polska zajęła czwarte miejsce od końca. Za nami były tylko Węgry, Rumunia i Albania. Najlepsi pod tym względem są od lat Szwajcarzy, Holendrzy i Norwegowie. Portugalczycy i Czesi zajęli 13. i 14. miejsce, zaraz za Niemcami. Słowacja była 17., Hiszpania 19., Włochy 20., Chorwacja 24., Grecja 29., a my 32. Słaba pozycja polskiej służby zdrowia w EHCI znajduje odzwierciedlenie w odczuciach pacjentów. W najnowszym badaniu CBOS niezadowolonych z niej jest 66 proc. Polaków. Potwierdzają to też raporty Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju wskazujące, że wśród osób, które w ostatnim roku korzystały ze świadczeń publicznej opieki zdrowotnej, odsetek zadowolonych wynosi w Polsce 40 proc., na Słowacji 79 proc., w Hiszpanii 86 proc., a we Włoszech i Portugalii około 90 proc. Gdyby nawet przyjąć, że nasza narodowa skłonność do narzekania rzutuje na niski poziom zadowolenia z opieki zdrowotnej, porównanie dostępności świadczeń pokazuje, że jest on jednak uzasadniony. Jedynie dostęp do lekarza rodzinnego oceniono w Polsce jako dobry. Dostęp do lekarza specjalisty bez skierowania, czas oczekiwania na badanie tomografii komputerowej i leczenie psychiatryczne dzieci są średnie, a najgorzej sytuacja wygląda w przypadku oczekiwania na planowe zabiegi chirurgiczne oraz terapię przeciwnowotworową. Wśród analizowanych krajów zdecydowanie najlepszy dostęp do służby zdrowia jest w Czechach i na Słowacji. Pod względem wyników leczenia jesteśmy na ostatnim miejscu. Prym wiodą kraje Europy Południowej — Włochy, Portugalia i Hiszpania. Ich wyniki byłyby jeszcze lepsze, gdyby nie m.in. szpitalne zakażenia gronkowcem złocistym, ale i tak kraje te są powyżej przeciętnej dla UE. Czechy jako jedyny kraj Europy Środkowo-Wschodniej osiągnęły wynik zbliżony do średniej europejskiej. Jako największe bolączki naszego systemu raport wskazuje: niedobór personelu medycznego i starzenie się tej populacji zawodowej, niskie nakłady (przy czym zbyt duże na leczenie szpitalne) oraz brak spójnej wizji rozwoju systemu opieki zdrowotnej. Zadłużenie opieki zdrowotnej pozostaje kluczową kwestią dla wszystkich krajów porównywanych w raporcie. Największe mają Włochy (25 mld euro), Hiszpania (5,7 mld euro) i Polska (2,7 mld euro). Licząc dług per capita rekordzistami pozostają Włosi, za nimi plasują się Chorwacja i Portugalia, podczas gdy Polska i Grecja mają stosunkowo najmniejszy poziom zadłużenia finansowego na głowę. W Polsce całkowite zadłużenie SP ZOZ-ów wyniosło na koniec 2017 roku 11,75 mld zł. Najważniejsze przyczyny wymienione w raporcie to: niski poziom finansowania szpitali przez NFZ, brak skutecznego nadzoru właścicielskiego nad publicznymi podmiotami, brak kompetencji menedżerskich wśród kadry zarządzającej. Na początku lipca 2018 r. Sejm przyjął nowelizację ustawy o świadczeniach opieki zdrowotnej, przewidującą wzrost nakładów na ochronę zdrowia z 4,78 proc. w 2018 r. do 6 proc. od 2024 r. Autorzy raportu wskazują, że nawet gdyby ten trend został utrzymany, może się okazać, że w Polsce większość dodatkowych nakładów zostanie przeznaczonych na zaspokojenie żądań płacowych, potrzeby inwestycyjne czy inflację medyczną. Wciąż za duże koszty generują szpitale. Wśród analizowanych krajów Polska posiada zdecydowanie najwięcej szpitali na 1 mln mieszkańców i wciąż największe koszty generuje u nas infrastruktura szpitalna (pochłania 34 proc. wydatków na opiekę zdrowotną). Czechy, które mają podobnie rozwiniętą sieć szpitalną, wydają tylko 24 proc., a średnia krajów OECD to mniej niż 26 proc. Średnie obłożenie łóżek szpitalnych w Polsce to zaledwie 66,8 proc., podczas gdy w Czechach 70 proc., a średnia krajów OECD to prawie 73 proc. Puste łóżka szpitalne, jeśli nawet nie generują kosztów bezpośrednich, to jednak przyczyniają się do obniżenia wydajności. W Polsce wciąż hospitalizacja trwa zbyt długo. Przyjmuje się np., że mniej niż 3 proc. zabiegów chirurgicznych usunięcia zaćmy wymaga hospitalizacji, a w Polsce jest to prawie 65 proc. Dzięki temu np. we Włoszech wykonuje się prawie trzy razy więcej takich zabiegów, a czas oczekiwania jest 17 razy krótszy. Te proporcje wyglądają niewiele lepiej także w przypadku np. operacji kolana i biodra. Średni czas hospitalizacji uznawany jest też za miarę efektywności leczenia. Przedłużający się pobyt może świadczyć o nieefektywnych procedurach szpitalnych, bałaganie organizacyjnym czy nieskutecznym leczeniu. Zagrożenia opieki zdrowotnej w Europie Zdaniem twórców raportu, opieka zdrowotna będzie wymagać zwiększenia środków finansowych, ponieważ liczba osób w wieku 65+ wciąż rośnie. Do 2060 r. w Polsce odsetek osób tym wieku podwoi się do 34 proc. i będzie to najwyższy wzrost wśród analizowanych krajów. Zagrożeniem jest też brak personelu medycznego. Do 2033 r. liczba pielęgniarek w Portugalii może spaść o 32 proc., podczas gdy we Włoszech i Czechach wzrośnie. Jednocześnie w wyniku osiągnięcia wieku emerytalnego 22,6 proc. wykwalifikowanych lekarzy może opuścić polski rynek pracy w dowolnym momencie, a kolejne 21 proc. osiągnie wiek emerytalny najpóźniej w ciągu 10 lat. Równie zła sytuacja demograficzna występuje we Włoszech, gdzie ponad połowa lekarzy jest w wieku ponad 55 lat (w Polsce odsetek ten wynosi 44 proc.). Pod względem liczby absolwentów uczelni medycznych Polska znajduje się w ogonie analizowanych krajów, poniżej średniej OECD. Mniejszą liczbę ma jedynie Grecja, a największą Portugalia.