20 stycznia przypada Blue Monday, czyli najbardziej depresyjny dzień w roku, datowany zwykle na trzeci poniedziałek stycznia. Psychologowie walczą z tym powszechnym mitem. Wskazują, że w ten sposób sami wywołujemy negatywne myśli, a dodatkowo bagatelizujemy problemy ze zdrowiem psychicznym, sugerując, że depresja jest niewinnym, krótkotrwałym zaburzeniem nastroju. Sam twórca tego terminu zaangażował się w kampanię #stopbluemonday. Z drugiej strony psychologowie podkreślają, że w okresie zimowym, kiedy niesprzyjająca aura powoduje spadki nastroju i energii, warto jednak zadbać o swój komfort psychiczny i odpowiednią dawkę odpoczynku.
– Blue Monday, który przypada w trzeci poniedziałek stycznia, zyskuje ostatnio ogromną popularność, głównie dlatego, że jest to trend, o którym wiele się mówi. Jednak nie ma to nic wspólnego z nauką – podkreśla w rozmowie z agencją Newseria Biznes dr Karolina Oleksa-Marewska, psycholog o specjalności klinicznej i wykładowca Wyższej Szkoły Bankowej w Poznaniu.
Ten pseudonaukowy termin, który budzi wiele kontrowersji, stworzył w 2004 roku Cliff Arnall z Cardiff University. Brytyjski psycholog wyznaczył tę datę na podstawie wzoru matematycznego, który uwzględnia m.in. czynniki pogodowe, psychologiczne i ekonomiczne.
– Nachodzą się trzy czynniki: meteorologia, czyli brak światła i zimno, psychologia, czyli zaczynamy rozumieć, że nie spełnimy swoich postanowień noworocznych, nie uda nam się pewnych rzeczy dokończyć, a po trzecie, czynnik ekonomiczny, bo po świętach czasem brakuje nam zasobów. Uwzględniając te kwestie, Cliff Arnall stwierdził, że właśnie w trzeci poniedziałek stycznia wypada najbardziej depresyjny dzień w roku, i zaczął tę nazwę popularyzować – wskazuje dr Karolina Oleksa-Marewska.
>>>ZOBACZ TEŻ: MZ o nowym modelu ochrony zdrowia psychicznego dzieci i młodzieży
Większość naukowców i psychologów uważa termin Blue Monday i wzór, zgodnie z którym powstał, za niedorzeczny i opierający się na zmiennych, nienaukowych podstawach. Co istotne, sam jego twórca po latach przyznał, że wyznaczył tę datę na zlecenie biura podróży Sky Travel, które poprosiło Arnalla o wskazanie najlepszego terminu na rezerwację letniej wycieczki. Z kolei w 2018 roku – znowu we współpracy z biurem podróży Virgin Holidays – Arnall zaczął kampanię #stopbluemonday, aby obalić własny mit.
– Blue Monday nie ma naukowej podstawy. Psychologowie twierdzą, że nie istnieje, ale z drugiej strony – zjawisko jest o tyle ciekawe, że wiele osób naprawdę twierdzi, że tego dnia odczuwa depresję. To działa jak samospełniająca się przepowiednia. Jeżeli słyszymy, że ten dzień jest depresyjny, zaczynamy w to wierzyć i faktycznie czujemy się gorzej, nakręcamy się negatywnie, a spadek energii tłumaczymy sobie właśnie Blue Monday – mówi dr Karolina Oleksa-Marewska.
Jak podkreśla, spadki energii i obniżenie nastroju są w okresie zimowym naturalne, bo odpowiada za to niesprzyjająca aura: zimno, krótkie dni, brak światła słonecznego i niedobory witaminy D. Jednak równie duże znaczenie mają: odpowiednie podejście, aktywność, zadbanie o własny komfort psychiczny i odpowiednią dawkę odpoczynku.
– Jeżeli sami sobie wmawiamy, że jest nam smutno i źle, to trudno jest z tego stanu wyjść. Trzeba myśleć pozytywnie, przełamać się, wyjść na spacer, basen czy do kina. Aktywność automatycznie powoduje, że zaczynamy inaczej się czuć i myśleć – mówi dr Karolina Oleksa-Marewska. – Bardzo lubię duńską filozofię hygge, w której chodzi o relaks, błogość, nicnierobienie. Duńczycy są uważani za bardzo szczęśliwy naród, ale oni robią proste rzeczy. Zapalają sobie świeczkę zapachową, odpoczywają pod ciepłym kocem, dają sobie przestrzeń na to, żeby się nie przesilać, nie zmuszać do aktywności, kiedy są zmęczeni – mówi dr Karolina Oleksa-Marewska.
>>>ZOBACZ TEŻ: Sondaż: co czwarty Polak nie wie, czy powinien wykonać badania profilaktyczne
Długotrwałe zmęczenie może bowiem prowadzić do poważniejszych problemów ze zdrowiem czy chociażby depresji.
– Depresja jest terminem, którego dziś albo nadużywamy, albo go bagatelizujemy. Występuje, kiedy mamy spadek energii, obniżony nastrój, ale również spowolnienie psychoruchowe, mniejsze zainteresowanie przyjemnościami, które do tej pory nas cieszyły, problem ze snem, spadek masy ciała. Według klasyfikacji chorób ICD-10 ten stan musi się utrzymywać przynajmniej dwa tygodnie. Jeżeli czujemy, że coś takiego się z nami dzieje, nie powinniśmy tego bagatelizować. Wiele osób przeczekuje ten okres, myśląc, że to chwilowe. Tymczasem przeczekanie powoduje rozwój tego zaburzenia i wtedy potrzebujemy już poważniejszej pomocy. Dlatego warto zgłosić się do specjalisty – podkreśla dr Karolina Oleksa-Marewska.
Depresja jest przez WHO określana mianem epidemii XXI wieku. Na całym świecie z jej powodu cierpi ok. 350 mln ludzi, z czego w Polsce – około 1,5 mln. Wiele osób może być niezdiagnozowanych, bo nie wszyscy widzą potrzebę wizyty u specjalisty. Zgodnie z prognozami WHO do 2030 roku depresja stanie się pierwszą, najczęściej występującą chorobą psychiczną.
– Skąd tak duże natężenie depresji? Czynników jest wiele – część osób ma problemy z neuroprzekaźnictwem, choruje na tarczycę albo ma inne problemy biologiczne, które powodują objawy depresji. Oczywiście jest cała grupa bodźców egzogennych, czyli bolesnych wydarzeń, które nas dotykają: kryzysy rozwojowe, utrata partnera, śmierć kogoś bliskiego. Wśród młodych osób zauważa się dosyć dużą presję ze strony środowiska, rodziców. Mówimy o kryzysach klimatycznych, problemach rynku pracy – nie ma się co dziwić, że żyjąc w takim środowisku i pod taką presją, częściej odczuwamy lęk, przeciążenie, a to może doprowadzić do depresji – mówi dr Karolina Oleksa-Marewska.
Ekspertka poznańskiej WSB podkreśla, że pozytywem jest coraz większa społeczna świadomość dotycząca depresji, co powoduje, że w efekcie coraz więcej osób potrafi rozpoznać jej pierwsze symptomy i zgłasza się po pomoc do specjalistów.
– Powstają kampanie społeczne i fora, które wspierają osoby z depresją. Zwłaszcza młodsze pokolenia są bardziej otwarte na pomoc psychologiczną – mówi dr Karolina Oleksa-Marewska.
Komentarze
[ z 7]
Depresja to coraz bardziej powszechny problem osób w niemal każdym wieku. To prawda, że wynika ona ze złożonej interakcji czynników społecznych, psychologicznych i biologicznych. Osoby, które przeżyły traumatyczne zdarzenia życiowe (bezrobocie, żałoba, uraz psychiczny), częściej zapadają na depresję. Taki stan może z kolei prowadzić do większego stresu i dysfunkcji oraz pogarszać sytuację życiową chorego i pogłębiać samą chorobę. Uważam, że mit Blue Monday bardzo niekorzystnie wpływa na zdrowie osób niestabilnych emocjonalnie. Wiele osób, słysząc termin Blue Monday, machnie ręką i stwierdzi, że to bzdura, ale są również tacy, którzy w ten mit uwierzą, a ich stan jeszcze się pogorszy. Każdy nawet najmniejszy czynnik może spowodować pogorszenie choroby. Wszystko tkwi w umyśle chorego.
Tak jak Pan wspomniał depresja często wynika z tego, że w życiu danej osoby miała miejsce jakaś przykra sytuacja. W wielu jednak przypadkach przyczyna depresji nie jest do końca poznana, co może przyczyniać się do tego, że trudniej jest ją leczyć. W takich sytuacjach bardzo polecane jest skorzystanie ze spotkań z psychoterapeutą, który dzięki swojemu doświadczeniu jest w stanie pomóc pacjentowi. Wydaje mi się, że ciekawym rozwiązaniem na tego typu dni, dla osób, którym wydaje się, że taki dzień może w znacznym stopniu pogorszyć ich nastrój jest chociażby wzięcie sobie urlopu czy zaplanowanie sobie dużo wcześniej tego dnia. Warto jest w takiej sytuacji robić rzeczy, które sprawiają nam po prostu przyjemność, tak aby ten dzień minął jak najszybciej i żeby w jak najmniejszym stopniu myśleć o tym, że jest to najbardziej depresyjny dzień w ciągu roku.
Kiedy mogłoby się wydawać, że każdy dorosły ma w swoim życiu wystarczająco dużo kiepskich dni, znalazł się ktoś, kto stwierdził inaczej i ogłosił, że trzeci poniedziałek stycznia to najbardziej depresyjny dzień w roku i z założenia ma być nam wtedy bardzo źle. Rzecz w tym, że to jedna wielka bzdura. Podczas gdy tego dnia media tak chętnie wmawiają nam, że jesteśmy bardzo przygnębieni, a sklepy oferują rabaty “na pocieszenie”, nigdy nie powstały żadne badania potwierdzające słuszność teorii Blue Monday, którą rozpowszechnił nie kto inny, lecz PR-owcy. To oni uruchomili tę komercyjną machinę, która jest napędzana pogonią za banknotem, zastraszaniem ludzi (nie umiem znaleźć lepszych słów na określenie komunikatów w stylu “Dzisiaj będziesz mieć depresję”) i umniejszaniem powagi prawdziwych zaburzeń depresyjnych. W 2005 r. brytyjska stacja telewizyjna Sky Travel wysłała swoim dziennikarzom wiadomość, że zatrudniony przez nich psycholog właśnie kalkuluje datę najbardziej przygnębiającego dnia w roku. Wszystko zaczęło się bardzo niewinnie – pierwotnym celem całego przedsięwzięcia było obliczenie, kiedy ludzie najchętniej kupują bilety na wakacje. Zatrudniony do zadania psycholog szybko wpadł na to, że na pewno wtedy, kiedy mają gorszy dzień i chcą się pocieszyć – tym sposobem wymyślił Blue Monday. A potem wszystko wymknęło się spod kontroli. Do kalkulacji użyto skomplikowanej formuły spod ręki brytyjskiego psychologa, dr Cliffa Arnalla, która uwzględnia między innymi takie czynniki jak pogoda, wysokość pensji, stopień zadłużenia, ilość dni od Bożego Narodzenia, czy czas, po jakim człowiek porzucił noworoczne postanowienia. Brzmi skomplikowanie, ale są to nienaukowe i bardzo subiektywne dane, na których podstawie po prostu nie ma szans na miarodajny wynik. Autor tej dziwacznej formuły do dziś mówi w wywiadach, że nie żałuje swoich działań, bo dzięki temu temat zaburzeń psychicznych zaczął częściej pojawiać się w mediach. Wiele jego kolegów po fachu ma jednak odmienne zdanie na ten temat. Mówiąc, że ten jeden dzień jest najbardziej przygnębiającym w roku i nie popierając tego żadnymi dowodami, trywializujemy to, jak poważna może być depresja. Zdrowie psychiczne jest największym wyzwaniem naszego pokolenia i trywializowanie go jest całkowicie nie do przyjęcia. Moim zdaniem, przypisywanie klinicznej depresji zewnętrznym przyczynom, takim jak liczba dni od Bożego Narodzenia, może niekorzystnie wpłynąć na osoby na nią cierpiące, bo sugeruje, że można poprawić ich stan za pomocą czegoś tak błahego, jak rezerwacja wakacji na słonecznej plaży. Otóż nie. To, co jest realne, to depresja sezonowa, znana również jako sezonowe zaburzenia afektywne. Jest to forma choroby, której ludzie doświadczają zazwyczaj podczas jesiennych i zimowych miesięcy, kiedy jest ich organizmy chłoną mniej światła słonecznego. Najtrudniejszymi miesiącami dla osób z sezonową depresją są zazwyczaj styczeń i luty, ale wraz z nadejściem wiosny stan chorych ulega poprawie. Stan ten związany jest z brakiem równowagi biochemicznej w mózgu spowodowanym krótszymi dniami i mniejszą ilością światła słonecznego. Wraz ze zmianą pór roku ludzie doświadczają zmian w swoim wewnętrznym zegarze biologicznym lub rytmie dobowym, co może powodować, że nie są one zsynchronizowane z ich regularnym harmonogramem.
Depresja jest w czołówce najczęściej występujących chorób na świecie według Światowej Organizacji Zdrowia (WHO). Prognozy są zatrważające - do 2020 roku depresja będzie na drugim miejscu wśród najczęstszych chorób, a do 2030 roku - na pierwszym. Depresja to stan długotrwałego, czyli wynoszącego ponad dwa tygodnie, obniżenia nastroju. Może skutkować nawet samobójstwem. Objawów tej określanej mianem cywilizacyjnej choroby nie należy bagatelizować, ponieważ nieleczona może nawet prowadzić do samobójstwa. W niedzielę, 23 lutego, obchodzimy Ogólnopolski Dzień Walki z Depresją. Może warto dokładniej przyjrzeć się sobie oraz swoim bliskim. Depresja występuje we wszystkich krajach wysoko rozwiniętych, a więc również w Polsce. Częstość występowania tej choroby wciąż wzrasta i w tej chwili sięga około 10 procent osób w skali roku. Depresja jest stanem długotrwałego, czyli wynoszącego więcej niż dwa tygodnie, obniżenia nastroju. Nic nas wtedy nie cieszy, nic nie interesuje i trudno nam znaleźć motywację do działania. Bardzo często występują zaburzenia snu, jak również lęk, drażliwość i niepokój. Okazuje się jednak, że choroba może przybrać nieco inne oblicze w przypadku mężczyzn. Zamiast smutku, niejednokrotnie głównym objawem jest złość i wybuchy niekontrolowanej agresji. Depresja to nie tylko choroba duszy. Ten stan obejmuje cały organizm. Często towarzyszą jej między innymi choroby układu sercowo-naczyniowego oraz cukrzyca. W związku z tym, nawet pod względem ogólnego stanu zdrowia, depresja jest niezwykle obciążającą okolicznością i trzeba ją leczyć, bo może prowadzić do najgorszego - samobójstwa. Statystyki są przerażające ! Na depresję choruje na świecie około 350 milionów ludzi. W Polsce stanowi 3-4 procent wszystkich występujących zaburzeń psychicznych, a cierpi na nią prawdopodobnie około 1,5 miliona osób. Depresja jest najczęściej diagnozowana w wieku 20-40 lat, ale dotyczy również osób w starszym wieku. W 2016 roku w Polsce dokonano około 5,5 tysiąca samobójstw. Znacznie częściej samobójstwa popełniają mężczyźni - 4638 niż kobiety - 767. Depresja, jak każda inna choroba musi być leczona. Terapię powinien prowadzić psychiatra i należy się przygotować, że jest to proces długotrwały. Jak czytamy na stronie Kampanii Społecznej Forum Przeciw Depresji przyjmowanie leków powinno trwać nie mniej niż pół roku w przypadku pojedynczego epizodu depresji. Jeśli następuje nawrót choroby, leczenie należy kontynuować co najmniej rok, a najczęściej 2 lata. Bardzo istotna jest wiedza, że pierwsze efekty działania leków przeciwdepresyjnych odczuwalne są po około dwóch tygodniach od rozpoczęcia leczenia. Oprócz leczenia farmakologicznego istotną częścią procesu terapeutycznego jest uczestniczenie w psychoterapii. Ma ona duże znaczenie, aby złagodzić trudności w radzeniu sobie z problemami. Ekonomiczne koszty leczenia depresji w Polsce wahają się między 1-2,6 miliarda złotych (badania Instytut Zarządzania w Ochronie Zdrowia, 2014). W ciągu dwóch lat liczba sprzedanych opakowań leków antydepresyjnych wzrosła o 2 miliony. W 2017 roku Polacy przeznaczyli na leki antydepresyjne aż 346,2 miliona złotych.
Nie zawsze od razu możemy dostrzec objawy depresji u osób z którymi mieszkamy lub żyjemy. Warto więc wiedzieć na co szczególnie zwrócić uwagę, aby w odpowiednim momencie wesprzeć bliską nam osobę. Głównym objawem depresji jest ogólne pogorszenie nastroju. Taki stan może zdarzyć się oczywiście każdemu. Jeśli jednak trwa dłużej niż dwa tygodnie i towarzyszą mu inne objawy, można przypuszczać, że chodzi o depresję. Często chora osoba wysyła komunikaty świadczące o jej stanie, mówiąc np. „ciągle jestem w dołku”, „nic mi się nie chce”, „to wszystko nie ma sensu”. Niepokojące jest, gdy ktoś dotąd aktywny przestaje oddawać się swoim dotychczasowym pasjom. Zauważalna jest też niemożność cieszenia się z pozytywnych wydarzeń. Bez żadnej przyczyny pojawiają się stany lękowe, nasilające się w obliczu trudniejszych wyzwań i zadań. Nierzadko oznaką depresji jest też utrata apetytu i szybkie chudnięcie (choć może być na odwrót – obżarstwo i nadwaga). Dołączają do tego kłopoty ze snem. Chory budzi się wcześnie i nie może zasnąć, albo odczuwa stale senność w ciągu dnia. Osoba z depresją może też narzekać na ciągłe bóle głowy, trudności w koncentracji. Ludziom dotychczas sprawnym umysłowo bardziej skomplikowane problemy zaczynają sprawiać kłopoty, wcześniej wykonywana praca wydaje się nie do ogarnięcia. U osób dotkniętych depresją można też zaobserwować ogólne spowolnienie, szybkie męczenie się, utratę sił fizycznych i psychicznych. Chorzy czują się rano o wiele gorzej niż wieczorem. Mogą narzekać także na bóle pleców, kręgosłupa, w klatce piersiowej lub bóle mięśni, choć badania kliniczne nie wykazują istotnych odchyleń od normy. Szczególną uwagę otoczenia powinno zwrócić nieracjonalne poczucie wyrzutów sumienia lub nadmiernej a nie uzasadnionej winy „to wszystko przeze mnie””jestem beznadziejny” „jestem ciężarem” oraz nawracające myśli o śmierci lub samobójstwie ”beze mnie byłoby wam lepiej” lub jakiekolwiek zachowania samobójcze np. gromadzenie leków. Dobrze jest skojarzyć występowanie tego typu objawów z przeżytym niedawno przez bliską osobę długotrwałym stresem, niepowodzeniem (zawodowym. miłosnym), stratą kogoś bliskiego, rozwodem etc. Są to często okoliczności wywołujące chorobę, szczególnie u osób, które mają wrodzoną skłonność do popadania w stany depresyjne. Depresji może towarzyszyć też skłonność do nadużywania alkoholu („zapijanie problemu”) lub częstsze sięganie po inne używki polepszające chwilowo nastrój lub pozwalające zapomnieć o kłopotach. Gdy zauważymy, że u kogoś z naszych bliskich występuje kilka wymienionych powyżej objawów, powinniśmy koniecznie z nim porozmawiać i zalecić wizytę u lekarza (najlepiej psychiatry), który rozpocznie leczenie depresji !
Z pewnością w wielu kwestiach jesteśmy w dużej mierze podatni na wszelkie sugestie. W dzisiejszych czasach dodatkowo nieco zmieniła się pogoda w naszym kraju. Jeszcze kilka lat temu w tym momencie leżał śnieg oraz dużo częściej świeciło Słońce. Aktualnie przez większą część zimy niebo jest zachmurzone, często pada deszcz. To z pewnością nie sprzyja dobremu samopoczuciu. Wiele osób jest wrażliwych na wszelkie wahania pogodowe, które teraz mają miejsce coraz częściej. Dodatkowo dni nie są jeszcze wystarczająco długie i do powierzchni Ziemi nie dociera jeszcze zbyt duża ilość promieni słonecznych. Wydaje mi się, że więcej osób woli gdy świeci Słońce przez większą część dnia. Być może właśnie w takim okresie przypada dzień, o którym jest mowa w artykule. Wydaje mi się, że najlepszym rozwiązaniem jest zawsze opieranie się na badaniach naukowych, które w tym wypadku nie potwierdzają tego, że ten konkretny dzień może przyczyniać się do tego, że możemy odczuwać gorszy, depresyjny nastrój. Wydaje mi się, że im mniej się o tym wspomina, tym mniejsza liczba osób zwraca na to uwagę.
Wiele mówi się o tym, że dzieci oraz młodzież coraz częściej mogą doświadczać różnych problemów ze zdrowiem psychicznym. Według danych, aż o 52 procent w latach 2005- 2017 wzrosła ilość młodych osób z tego rodzaju problemami. Eksperci przypuszczają, że może to być związane z coraz częstszym korzystaniu z mediów społecznościowych, przez co znacznie spada samoocena tych osób. Mniej niż jedna piąta dzieci nie doświadcza pomocy specjalisty, co wiąże się z tym, że spora część młodych ludzi wchodzi w dorosłe życie bez odpowiedniej diagnozy oraz terapii. Sytuacja jeżeli chodzi o psychiatrię w naszym kraju wymaga pewnych zmian i odpowiednich działań. Pewne kroki podjęto chociażby w Łodzi gdzie planuje się otwarcie Środowiskowego Centrum Zdrowia Psychicznego dla Dzieci i Młodzieży. W wyremontowanym obiekcie będą się miały miejsca świadczenia z zakresu psychologii, a także psychiatrii. Będą prowadzone zajęcia grupowe, rodzinne, a także szkolenia dla kadry. W miejscu tym osoby potrzebujące pomocy będą mogły ją otrzymać. W ostatnich latach dziecięce oddziały psychiatryczne były w znacznym stopniu przepełnione, a pomoc w nich udzielana nie zawsze była adekwatna do potrzeb pacjentów. W przypadku wielu z nich konieczna była tak zwana pomoc środowiskowa. Chodzi o to aby dziecko w czasie trwania terapii mogło normalnie chodzić do szkoły i mieć kontakt z rówieśnikami, ponieważ w przypadku wielu zaburzeń jest to istotny element schematów terapeutycznych. Zamykanie dziecka w ośrodku czasami wiązało się z tym, że jego stan ulegał pogorszeniu z tego właśnie względu. Założeniem centrum jest pomoc dzieciom oraz młodzieży, które mają problemy emocjonalne związane z codziennością. Mogą występować u nich zaburzenia lękowe, stany depresyjne, myśli samobójcze, które często wynikają z niewłaściwych kontaktów z rówieśnikami czy członkami rodziny. Gdy objawy są nasilone to lepiej aby dziecko mogło liczyć na opiekę ambulatoryjną, taką jak w tym wypadku. W miejscu tym będą pracować psychologowie, psychoterapeuci, terapeuci rodzinni oraz środowiskowi. Istotnym problemem jest jednak to, że rozmieszczenie kadry lekarskiej poradni dla młodych osób, a także szpitalnych oddziałów psychiatrycznych jest nierównomierne. To, że problemy psychiczne coraz częściej dotyczą młodych osób świadczy z danych, które zostały opublikowane w naszym kraju. Wynika z nich, że samobójstwa są drugą co do częstości przyczyną zgonu wśród młodych ludzi. Dobrą informacją jest to, że coraz częściej mówi się o zaburzeniach psychicznych. Młodzi ludzie coraz częściej są świadomi tego, że może dziać się z nimi coś niepokojącego i od razu zgłaszają to rodzicom. Niestety nie zawsze to się dzieje, dlatego bardzo ważne jest aby rodzice obserwowali zachowanie swoich dzieci. Bardzo ważne jest aby nie reagować zbyt impulsywnie na to co mówią dzieci. Co gorsza nie można im nie dowierzać, ponieważ w takim wypadku dzieci bardzo często nie chcą dalej otwierać. Mówi się o tym aby w razie wątpliwości czy ze zdrowiem psychicznym dziecka wszystko jest w porządku dobrze jest zgłosić się do pediatry. Pandemia wywołana koronawirusem wpłynęła na zdrowie psychiczne naszych obywateli. Według danych około pół miliona osób skorzystało z opieki psychiatrycznej na skutek pandemii. System opieki psychiatrycznej może nie być w stanie “przyjąć” dodatkowej, tak dużej liczby pacjentów, aby zapewnić im możliwie najlepszą jakość świadczeń. Oczywiście cały czas trwają prace aby to zmienić, jednak potrzeba czasu aby do tego doszło. Przeprowadzane są różne programy i da się dostrzec, że dąży się do tego aby dostęp do lekarzy psychiatrów, a także psychologów był możliwie jak największy. Obecnie dosyć dużym zagrożeniem dla młodych ludzi, którzy cały czas się edukują jest to, że znaczną część dnia spędzają oni przed ekranami komputera, ponieważ właśnie w ten sposób przeprowadzane są lekcje. Oczywiście jest to nieuniknione i dobrze, że aktualnia taka forma nauczania przebiega dosyć sprawniej, a nauczyciele oraz uczniowie w pewnym stopniu się do tego przyzwyczaili nie pojawiają się różne problemy techniczne czy nieporozumienia, jak miało to miejsce podczas początku pandemii. Związane jest to z tym, że pogorszeniu ulegają stosunki międzyludzkie, hamuje się naturalny proces rozwiązywania sytuacji trudnych, które najłatwiej dokonuje się w jakieś grupie. Eksperci podkreślają, że w coraz mniejszym stopniu nauczyciele starają się rozwiązywać problemy psychologiczne młodych osób. Niestety w licznych przypadkach najważniejsze jest realizowanie podstawy programowej. Oczywiście nie dotyczy to wszystkich nauczycieli, jednak jest to zauważalny problem, który dobrze by było rozwiązać. Jednym z pomysłów jest zwiększenie liczby godzin wychowawczych. Dzięki temu więcej czasu będzie można poświęcić na rozmowę z dziećmi o różnych problemach, które ich dotyczą. Psychiatrzy oraz terapeuci zwracają uwagę na to, że w wielu przypadkach rozmowa z pacjentem w maseczce jest dla nich sporym utrudnieniem ponieważ nie są w stanie odczytać mimiki pacjenta. Oczywiście coraz większym zainteresowaniem cieszą się teleporady, jednak i w tym wypadku nie jest możliwe przekazanie wszystkich emocji, które są często bardzo potrzebne przy rozwiązaniu licznych problemów i postawieniu właściwej diagnozy, która przecież w całym leczeniu odgrywa bardzo dużą rolę. Jak się okazuje zaburzenia psychiczne mogą przyczynić się do przedwczesnej śmierci. Jak dotąd liczba badań na ten temat nie była zbyt duża, ale ostatnie doniesienia świadczą o tym, że tak właśnie może być. Osoby u których rozpoznano uzależnienie od alkoholu, zaburzenia dystemiczne miały związek z czasem przeżycia. Warto jest zwrócić uwagę na objawy, które mogą sugerować, że u dziecka doszło do rozwoju zaburzeń psychicznych, co pozwoli na wcześniejszą diagnostykę i rozpoczęcie pracy ze specjalistą. Może dochodzić do nagłej utraty masy ciała, zmniejszenie apetytu, częste wymioty lub biegunki. Dodatkowo mogą pojawić się problemy z koncentracją, która może wiązać się ze słabszymi ocenami w szkole, które często dodatkowo sprawiają, że nastrój młodych ludzi ulega pogorszeniu. Dziecko może skarżyć się też na bóle głowy. Ponadto mogą wystąpić problemy z komunikowaniu się oraz w relacjach z rówieśnikami czy członkami rodziny. Bardzo ważnym krokiem, który w znacznym stopniu może ułatwić dalsze działanie jest rozmowa z dzieckiem o problemach, które go dotyczą. Wiele mówi się o tym, że osoby, które przechorowały COVID-19, zgłaszają objawy zespołu stresu pourazowego. Ma to miejsce często w przypadku różnych, ostrych chorób infekcyjnych. Często zgłaszali to także pacjenci, którzy na przykład przechorowali grypę. Objawiać się to może chociażby objawami depresyjnymi czy lękowymi, koszmarami sennymi. Jakiś czas temu psychiatria dzieci i młodzieży została wpisana na listę specjalizacji deficytowych. Pod koniec marca 2019 roku w naszym kraju pracowało 419 lekarzy, a 169 było w trakcie specjalizacji. Według ekspertów takich lekarzy brakuje około 300. Należy też wspomnieć o tym, że znaczna część specjalistów w tej dziedzinie miało powyżej 55 roku życia. Podobne działania jak w Łodzi od dwóch lat są podejmowane w Centrum Zdrowia Psychicznego w Szpitalu Śląskim w Cieszynie. Specjaliści tam pracujący koncentrują się na tym, aby chory możliwie jak najdłużej mógł przebywać w warunkach domowych, a pomoc była mu udzielana w warunkach środowiskowych. Centrum te realizuje pilotaż Narodowego Programu Ochrony Zdrowia Psychicznego. Jego założeniem jest dotarcie do osób, które nie są w stanie skorzystać z leczenia ambulatoryjnego, a jedyną dostępną dla tych pacjentów formą terapii była hospitalizacja. W tej formie udzialania pomocy duży nacisk kładzie się na regularną opieką nad pacjentem, włącznie z wizytami w domu. Taka forma udzielania pomocy wiąże się jednak ze znacznymi nakładami finansowymi. W skali kraju wynosi ona około 900 milionów dolarów. Również w województwie podlaskim, a dokładniej Sokółce powstał Ośrodek Środowiskowej Opieki Psychologicznej i Psychoterapeutycznej. Ma on podlegać pod szpital psychiatryczny, który znajduje się w Suwałkach. Świadczenia są zakontraktowane przez Narodowy Fundusz Zdrowia, a aby móc skorzystać z pomocy, nie ma konieczności skierowania. W tym rejonie kraju ma powstać pięć takich ośrodków.