Rzecznik Praw Dziecka Marek Michalak w wystąpieniu do p.o. Prezesa Narodowego Funduszu Zdrowia Andrzeja Jacyny wskazał problem niewystarczającego zabezpieczenia potrzeb zdrowotnych dzieci, po wprowadzeniu od 1 października 2017 r. nowych rozwiązań w zakresie organizacji nocnej i świątecznej opieki medycznej. Rzecznik wskazał, że dzieci powinny mieć dostęp do lekarza pediatry także w porze nocnej i święta, czego nie gwarantują nowe rozwiązania organizacyjne.
- Nocna i świąteczna opieka medyczna stanowi część podstawowej opieki zdrowotnej, chociaż posiada cechy pomocy doraźnej. Oznacza to, że udzielanie pomocy medycznej w porze nocnej lub w dni świąteczne powinno być zapewnione przez lekarza, który na co dzień zajmuje się leczeniem dzieci – podkreśla Marek Michalak, który konsekwentnie, od lat podtrzymuje pogląd, że dziecko w przypadku zachorowania powinno mieć zagwarantowany dostęp do lekarza pediatry.
Rzecznik zwraca uwagę, że wiele schorzeń u dzieci posiada odmienną dynamikę od przebiegu schorzenia u osób dorosłych, dlatego tym bardziej w doraźnej pomocy dziecku wymagane jest doświadczenie pediatryczne.
Niepokój Rzecznika budzi, że przy podpisywaniu umów o świadczenie nocnej i świątecznej opieki nie będzie promowane zatrudnienie lekarzy pediatrów poprzez przyznanie w postępowaniu konkursowym dodatkowych punktów – tak jak to było wcześniej. RPD zauważa, że takie rozwiązanie wprawdzie ułatwi kierownikom placówek medycznych uzyskanie kadry lekarskiej do pracy w nocnej i świątecznej opieki zdrowotnej, jednak nie zapewni bezpieczeństwa zdrowotnego dzieci.
Komentarze
[ z 5]
Niestety, ale trzeba liczyć się z podobnymi brakami kadrowymi przy wprowadzaniu nowych zmian. Jakby nie było, to jednak lekarz pracujący w nocnej i świątecznej pomocy lekarskiej wcale nie musi być osobą przygotowaną do udzielania świadczeń zdrowotnych dzieciom. I trzeba o tym pamiętać. Nie chodzi o to, żeby poczynić w służbie zdrowia oszczędności za wszelką cenę, ale też chyba powinny to być oszczędności robione z jakimś pomyślunkiem i pewną dozą rozsądku. Niestety jak widać politykom zdarza się o podobnych kwestiach zapominać. A po raz kolejny ucierpią na tym w pierwszej kolejności nie kto inni, a sami pacjenci. I trzeba koniecznie o tym pamiętać, ponieważ w innym wypadku ludzie będą winić lekarzy za to, że ci nie są pediatrami. A przecież dziury podczas dyżurów zapycha się często tymi najmłodszymi medykami. I trudno od nich wymagać, aby zdawali sobie sprawę ze wszystkich różnic w leczeniu dorosłych i dzieci. Szkoda tylko, że to właśnie oni będą odpowiadać finansowo i odpowiedzialnością prawną w razie wystąpienia pomyłki, do czego mam nadzieję jeśli nie w ogóle, to będzie dochodziło możliwie rzadko.
Brakuje pieniędzy, brakuje lekarzy, a specjalistów zwłaszcza. Jeśli nic w tych kwestiach się nie zmieni to marne widzę szansę na poprawę stanu rzeczy. Niestety, ale taka jest prawda. Ludzie często nie zdają sobie sprawy z tego, że kiedy coś nie działa w pełni perfekcyjnie w służbie zdrowia to winni są nie sami pracownicy, czyli między innymi my- lekarze, ale w dużej mierze winę ponoszą polityce i błędnie funkcjonujący patologiczny system. Mam nadzieję, że to się będzie zmieniać. Na pierwszym miejscu trzeba by postarać się zmienić podejście ludzi, aby przestali obwiniać nas lekarzy za błędy systemu z którymi niekoniecznie jesteśmy w stanie sobie poradzić. Na drugim miejscu trzeba by zająć się próbami przynajmniej uzdrowienia samego systemu w taki sposób, aby wyeliminować patologię i poradzić sobie z problemami które w tej chwili zdają się pożerać system. Czekają na to nie tylko pacjenci, ale może i przede wszystkim my- lekarze. Zwłaszcza, kiedy obwinia się nas za błędy samego systemu na które pomimo najlepszych chęci nie mamy zanadto wpływu.
Dwa dni temu w poradni po godzinie 19 widziałam kolejkę pacjentów czekających na udzielenie pomocy doraźnej. Większość stanowili rodzice z dziećmi. To jasno wskazuje na konieczność dyżurowania lekarzy pediatrów wieczorami, a także w weekendy. Wielu dorosłych, gdy są chorzy, leży w łóżku i odpoczywa, a do lekarza umawia się w tygodniu albo w ogóle nie idzie nawet po zwolnienie (co jest moim zdaniem dużym błędem). To dzieci nie mogą czekać. Czasami rano wszystko jest w porządku, a wieczorem dziecko dostaje gorączki i rodzice szukają pomocy właśnie w przychodniach gdzie udziela się pomocy doraźnej. Pediatra jest oczywiście bardziej wykwalifikowany niż lekarz podstawowej opieki zdrowotnej. Zna dokładnie potrzeby dziecka i zagrożenia jakie wynikają z nieumiejętnego podejścia do młodego pacjenta. Dzieci to nie mali dorośli. Trzeba być bardzo ostrożnym przy leczeniu małych pacjentów.
Co piąta placówka medyczna w Polsce zgłasza problem z pozyskaniem pediatry, anestezjologa lub lekarza chorób wewnętrznych. Pediatrów brakuje aż w 23 proc. polskich szpitali. Agencja rekrutacyjna Manpower zbadała w tym roku dokładnie niedobory kadrowe w polskich placówkach medycznych. Okazuje się, że aż 72 proc. z nich szuka pielęgniarek do pracy, 68 proc. szuka lekarzy, a 13 proc. chce zatrudnić położne. Najbardziej brakuje pediatrów, na drugim miejscu wśród poszukiwanych pracowników są lekarze chorób wewnętrznych, na kolejnym: anestezjolodzy. W pierwszej dziesiątce znajdziemy również specjalistów chorób płuc, neurologów oraz ginekologów. Według analiz, braki kadrowe wśród lekarzy tych specjalności powodują znaczne wydłużenie oczekiwania na świadczenia medyczne. Kontrole NIK wykazują również problem z powiększającą się luką pokoleniową wśród lekarzy. Ponad połowa lekarzy, którzy dziś leczą Polaków, to osoby po 45 roku życia. Problemy kadrowe w szpitalach to przede wszystkim problem mniejszych miast. Oznacza to tzw. lukę pokoleniową. Jest grupa lekarzy bardzo młodych i duża grupa lekarzy w wieku przedemerytalnym. Luka pokoleniowa najboleśniej jest odczuwalna w pediatrii. Zbadano również, ilu lekarzy przypada na 1000 mieszkańców w Polsce. Współczynnik ten wynosi 2,4. To najniższy współczynnik w Europie. Średnia w państwach europejskich wynosi 3,6. Choć źródła problemu upatruje się w systemie, to, jednak niebagatelne znaczenie mają dwa problemy. Jeden to emigracja lekarzy, pielęgniarek oraz innych zawodów medycznych za granicę. A drugi to fakt, że polskich uczelniach medycznych kształci się wielu obcokrajowców, którzy po zdobyciu wykształcenia wracają w rodzinne strony. Możliwe, że pewną szansą dla polskiego systemu będzie przyjęcie lekarzy i innych specjalistów z Ukrainy.
Jeżeli chodzi o najmłodszych obywateli naszego kraju to moim zdaniem warto jest wspomnieć o szczepieniach. Skala zaszczepienia przeciw błonicy, tężcowi, krztuścowi, polio, odrze i różyczce przez wiele lat utrzymywała się na wysokim poziomie pomiędzy 95 a 100 procent populacji poddanej obowiązkowi zaszczepienia. Tendencja wzrostu liczby rodziców uchylających się od wypełnienia obowiązku zaszczepienia dziecka niestety postępuje. Warto chociażby wspomnieć o tym, że spadek ilości szczepień przeciwko odrze już obniżył odporność stadną na tę chorobę, która od wielu ostatnich lat uchodziła za już opanowaną. Koniecznie trzeba wspomnieć o szczepionce przeciwko koronawirusowi w przypadku dzieci. Dzieci mogą przenosić SARS-CoV-2 i przenosić wirusa na rówieśników. Ci z kolei przekazują go dorosłym i w ten sposób stanowią zagrożenie dla rodziców, a w szczególności dla seniorów. Już ten argument wystarcza, aby uświadomić, jak istotna jest aplikacja preparatów przeciwko COVID-19 również najmłodszym członkom społeczeństwa. Tym bardziej, że przeprowadzone badania udowodniły już, że szczepionki nie tylko chronią przed zakażeniem oraz ewentualnymi następstwami zachorowania, ale też znacznie redukują transmisyjność wirusa. Szczepionki firmy Pfizer pomyślnie przeszły testy wśród dzieci i zostały właśnie zatwierdzone przez Europejską Agencję Leków do stosowania już od 12 roku życia. Pandemia w znacznym stopniu wpłynęła na zdrowie psychiczne dzieci i młodzieży. Efektem tego są przepełnione oddziały dziecięcej psychiatrii. Wśród najmłodszych rośnie liczba zaburzeń adaptacyjnych, lękowych, lękowo-depresyjnych i przejawów cyberprzemocy, w tym także ze strony rówieśników czy zaburzenia odżywiania przyczyniające się do anoreksji, która wciąż zbiera największą śmiertelność spośród wszystkich zaburzeń psychicznych. Jeżeli chodzi o uzależnieniach cyfrowych to należy wspomnieć o wprowadzeniu pilotażowego programu leczenia dzieci i młodzieży nałogowo używających nowych technologii oraz ich rodzin. Program ma stanowić odpowiedź na potrzebę związaną z zagrożeniem wynikającym z częstego korzystania przez dzieci i młodzież z mediów cyfrowych za pośrednictwem urządzeń takich jak komputery, smartfony, tablety czy innych sprzętów elektronicznych. Podczas pierwszej fali pandemii, liczba pacjentów na oddziałach psychiatrii dziecięcej spadła, a w późniejszych jej fazach obłożenie stopniowo narastało. Wraz z pandemią dzieci w znacznie mniejszym stopniu uprawiali sport, co przekłada się na większą ilość młodych osób z otyłością. Informacja ta wzbudza niepokój w środowisku medycznym, które apelują do rodziców i stara się uświadomić, jak poważne konsekwencje niesie ze sobą nadwaga rozpoznana w pierwszych latach życia. Badania pokazują, że w Polsce na nadwagę choruje aż co piąty chłopiec i co siódma dziewczynka w wieku szkolnym. Gromadzenie się nadmiernej tkanki tłuszczowej to stosunkowo długotrwały proces. Najłatwiej odkłada się ona wokół brzucha. Otyłość typu brzusznego może prowadzić do insulinooporności, która dotyka ponad połowy dzieci, zmagających się z nadwagą. Konsekwencjami, jakie niesie ze sobą insulinooporność to na przykład cukrzyca typu 2, choroby serca i naczyń krwionośnych, zespół metaboliczny, nadciśnienie tętnicze oraz stłuszczenie wątroby. Jak się okazuje nadmierna otyłość u dzieci prowadzi do zmian w ich mózgach. Zmiany te idą w kierunku nasilenia się zachowań obsesyjnych. Naukowcy tłumaczą, że po przekroczeniu określonego poziomu otyłości u dzieci dochodzi do zbyt dużej aktywności kory przedczołowej, co przyczynia się do pojawienia lęku. Aby zwalczyć go mózg wysyła komunikat o potrzebie jedzenia. Każdego roku w naszym kraju rozpoznaje się blisko tysiąc sto przypadków nowych zachorowań na nowotwory u dzieci. U dzieci najczęściej to guzy mózgu, chłoniaki i białaczka. Pierwsze symptomy choroby można pomylić ze zwykłym przeziębieniem. Wśród nich wymienia się powtarzający stan gorączkowy, nieprzybieranie na wadze, ból kości czy zmiana nastroju. Do tego po pewnym czasie dochodzi osłabienie i anemia. Kluczowe jest, aby możliwie jak najszybciej zdiagnozować chorobę i rozpocząć leczenie. Jednak w pandemii coraz trudniej jest wygrać walkę z nowotworem. Wiele nowotworów u dzieci da się wyleczyć, ale sukces w dużej mierze jest uzależniony od tego, w jakim stadium choroby mały pacjent otrzymuje leczenie. Sześć robotów humanoidalnych rozpoczęło pracę w Centrum Pediatrii w Sosnowcu. Są wykorzystywane m.in. w procesie rehabilitacji. Nastawienie dziecka do terapii odgrywa bardzo duże znaczenie, a wspomniane roboty są efektowne, przyjazne i mają wiele interesujących funkcji, dlatego z pewnością będą cieszyć i bawić małych pacjentów i oswajać ich ze szpitalem. Pozyskanie robotów to kolejny etap wprowadzania w szpitalu w Sosnowcu nowoczesnych rozwiązań informatycznych. Podążamy za zmianami technologicznymi i dostosowujemy je do potrzeb naszego szpitala i jego pacjentów. W Europie liderem wykorzystującym roboty humanoidalne w branży medycznej, głównie w domach pomocy społecznej, jest Belgia. Urządzenia takie działają także w Niemczech i w Holandii. Wśród problemów zdrowotnych wśród najmłodszych eksperci zwracają uwagę, że liczba przypadków kleszczowego zapalenia mózgu jest wciąż niedoszacowana zarówno wśród dorosłych, jak i dzieci. Na skalę problemu może wpływać także ocieplenie klimatu, związana z nim rosnąca aktywność kleszczy i ryzyko zakażenia chorobami odkleszczowymi. Mogą one być przyczyną licznych powikłań zdrowotnych, także u dzieci ponieważ może trwale wpłynąć na sferę poznawczą, w tym rozwój intelektualny dziecka i jego zachowanie w przyszłym życiu. Dla większości zgłoszonych przypadków wirusowych infekcji dotyczących układu nerwowego nie określa się, jaki wirus przyczynił się do rozwoju choroby. Na to, że KZM jest wciąż rosnącym wyzwaniem zdrowotnym, wskazują też statystyki naszych sąsiadów. Liczba odnotowanych przypadków tej choroby wirusowej jest wyższa niż w poprzednich latach. Wynika to ze statystyk pochodzących z Niemiec, Czech i Słowacji czy Szwajcarii, gdzie w 2020 r. potwierdzono 73 procent więcej przypadków zakażeń KZM niż w 2019 roku. Pierwsza faza infekcji jest bardzo podobna do grypy. Najczęściej pojawia się gorączka, bóle głowy, mięśni, bóle stawów, które często mogą być kojarzone przez rodziców z sezonową infekcją. Ponadto po kilku, a nawet kilkudziesięciu dniach dobrego samopoczucia i braku objawów, choroba może przejść w fazę neurologiczną, w której dochodzi do zajęcia ośrodkowego układu nerwowego najczęściej opon mózgowo-rdzeniowych, a w cięższych przypadkach mózgu oraz rdzenia kręgowego. Wielu pacjentów przez miesiące, a nawet lata po ustaniu objawów chorobowych może zmagać się z powikłaniami wywołanymi chorobą. Na niektóre z nich narażone są szczególnie dzieci. U nich rzadziej występują powikłania neurologiczne, jednak częściej choroba długofalowo i negatywnie wpływa na ich sferę poznawczą. Przed zakażeniem można się uchronić poprzez szczepienia. Szczepić można już małe dzieci od ukończenia pierwszego. roku życia. W trakcie trwającego sezonu aktywności kleszczy spodziewana ochrona jest wystarczająca już po dwóch pierwszych dawkach. W celu utrzymania odporności należy co 3, a następnie co 5 lat podawać dawki przypominające szczepionki. Jeśli wymagane jest szybkie uodpornienie, można zastosować schemat przyspieszony, w którym dwie pierwsze dawki można przyjąć w odstępie 14 dni. W przypadku dzieci to warto jest wspomnieć o koronawirusie ponieważ cały czas pojawiają się liczne wątpliwości. Oprócz PIMS w pandemii pojawiły się także inne niepokojące objawy u dzieci, m.in. zatory, których wcześniej prawie się nie obserwowało. Na szczęście w większości przypadków zmiany ustępują dosyć szybko, choć zależy to oczywiście od tego, jak duży był zator. Przy rozległym zatorze i niedokrwieniu mózgu dojdzie do uszkodzenia fragmentu mózgu. Trzy-cztery tygodnie po kontakcie ze wspomnianym wirusem dochodzi do gwałtownej stymulacji układu odpornościowego. Reaguje on, jakby wystąpiło ciężkie zakażenie uogólnione, które stanowi zagrożenia życia. Ta gwałtowna reakcja układu immunologicznego jest w tym przypadku zupełnie niepotrzebna i działa szkodliwie. Na początku pandemii na świecie, pojawiło się więcej dzieci z objawami choroby Kawasaki choroby naczyń, objawiającej się przekrwieniem spojówek oczu, a także języka, warg.