Wielu rodziców nie posiada wiedzy dotyczącej tego, jak dużo snu potrzebują ich dzieci - donoszą badacze z Nowej Zelandii.
Jeden na czterech rodziców myśli, że dzieci potrzebują mniej snu niż jest to zalecane, natomiast jeden na pięcioro rodziców myśli przeciwnie, tzn., że dzieci potrzebują więcej snu niż jest to zalecane.
Wielu rodziców zgłasza również, że oglądanie telewizji, granie, i późne kolacje niekorzystnie wpływają na sen ich dzieci.
„Dzieci, które nie śpią wystarczająco długo są bardziej narażone na problemy z koncentracją, nauką, zachowaniem w domu i w szkole, a także cierpią na zaburzenia zdrowotne i nastroju”, mówią naukowcy z Uniwersytetu Otago w Nowej Zelandii.
„Rodzice muszą wiedzieć, jak ważne jest, by dzieci miały wystarczającą ilość snu oraz jak zapewnić swoim pociechom odpowiednią rutynę snu.
Gdy dzieci mają problemy ze snem, edukowanie rodziców jest często pierwszym krokiem w strategii leczenia, twierdzą naukowcy. Obserwacje wskazują, że matki często mają mniejszą wiedzę odnośnie snu dziecka niż w innych obszarach rozwoju dziecka.
McDowall i jej zespół przeprowadzili badanie oparte na ankietach u 115 opiekunów - głównie matek - dzieci w wieku od 2 do 12 lat, którzy byli pacjentami w Wellington Children’s Hospital.
Ankieta zawierała pytania ogólne dotyczące snu dziecka, a także, ile godzin snu potrzebują dzieci w poszczególnych grupach wiekowych i jak często czynniki zmniejszające jakość snu bywały obecne w ich domu, włączając późne kolacje i oglądanie telewizji.
Przeciętnie rodzice odpowiadali prawidłowo tylko na połowę pytań sprawdzających wiedzę o śnie. Rodzice z niższym poziomem wykształcenia i o niższych dochodach mieli gorszą wiedzę na temat snu dziecka. Rodzice młodszych dzieci częściej udzielali poprawnych odpowiedzi na temat, ile snu potrzebują ich dzieci i rzadziej zgłaszali występowanie czynników zakłócających sen. Co ciekawe, rodzice, którzy przeszacowali lub niedoszacowali czasowe potrzeby snu ich dzieci, byli również skłonni do zgłaszania problemów z położeniem ich dzieci do łóżka na czas.
Podobne wnioski opracowali badacze z Ameryki Północnej.
Naukowcy z Bostonu zauważyli, że dzieci mogą cierpieć na problemy zdrowotne, jeśli rodzice bagatelizują problemy ze snem.
„Przykładowo, jeśli rodzic nie postrzega chrapania jako potencjalny objaw bezdechu sennego, nie czuje potrzeby, aby poszukiwać właściwej opieki medycznej”, tłumaczą badacze.
Naukowcy podkreślają także wagę eliminacji barier snu. „Wykorzystanie mediów elektronicznych (w szczególności ekranów) przed pójściem spać jest jednym z największych winowajców”. Korzystanie z ekranów przed snem stymuluje mózg dziecka i może zmniejszyć poziom melatoniny, hormonu ważnego dla regulacji procesu snu.
Inne bariery wpływające na jakość snu to m.in.: odwiedziny rodziny lub przyjaciół, choroba dziecka, późne kolacje, późne czytanie lub zabawa.
Rodzice powinni uczynić regularny sen ich dzieci priorytetem.
Według badaczy, problemy ze snem powinny być traktowane jak każdy inny problem zdrowotny. „Rodzice powinni wprowadzić zdrowe nawyki snu, tak jak to czynią z żywieniem i aktywnością fizyczną”.
Rodzice, którzy troszczą się o sen swojego dziecka powinni skonsultować się ze swoim pediatrą. „Małe zmiany w środowisku domowym lub rutynie snu mogą prowadzić do dużej poprawy nastroju i zdrowia”.
Źródło: medscape.com
Komentarze
[ z 7]
Wydaje mi się, że nauka higieny snu od lat wczesnego dzieciństwa jest bardzo ważna do zachowania zdrowia, dobrej kondycji oraz pozytywnego nastroju. Mnie samą od dziecka rodzice uczyli zasypiania o stałej porze, zawsze przed snem czytano mi książkę, najpierw z bajkami, a kiedy dorosłam sama czytałam już poważniejsze książki co dla organizmu stanowiło sygnał o zbliżającej się porze na sen. Wydaje mi się, że dzięki temu do dziś nie miewam problemów z zasypianiem. Wystarczy pół godzinki z książką w łóżku i zapadam w objęcia morfeusza. Jako lekarze powinniśmy zadbać by rodzice naszych pacjentów nie bagatelizowali problemu jakim jest bezsenność, od wczesnych lat powinni pilnować by łóżko było dla dziecka tylko miejscem snu- a nie na przykład zabawy, by przed zaśnięciem miały czas się wyciszyć i, aby pora pójścia do łóżka była przynajmniej wtedy kiedy jest to możliwe- stałą godziną.
A czy nie jest tak, że nie powinno się ingerować w ilość snu jaką potrzebuje dziecko, a ono samo powinno regulować sobie czas który spędza w łóżku? Rozumiem, że co innego u dzieci w wieku szkolnym, ale nie wyobrażam sobie budzić malucha "bo już świta"!
Zachowanie odpowiedniego rytmu dobowego jest bardzo ważne, zwłaszcza dla dzieci. Nie tylko zakłócona synteza melatoniny stanowi problem. W poszczególnych porach dnia organizm wykazuje spadek lub wzrost aktywności określonych narządów, wydziela lub hamuje wydzielanie hormonów, nawet ciśnienie krwi podlega zmianom w ciągu doby. Człowiek uniezależnił się od rytmu dnia i nocy. Dzieci często zasypiają przy zapalonym świetle co powoduje zahamowanie wydzielania melatoniny. Pierwsze miesiące życia są kluczowe, ponieważ wtedy zaznacza się rytm snu i czuwania. Początkowo dzieci śpią nawet 4-5 razy dziennie. Ostatecznie długość snu ustala się około 6 miesiąca życia.
Chciałbym również zwrócić uwagę, że niedobór snu nie zawsze musi mieć negatywne skutki dla zdrowia. Istnieją doniesienia naukowe mówiące o tym, iż epizody zarwanych nocy mogą korzystnie wpłynąć na podwyższenie poziomu serotoniny, a przez to na poprawę nastroju. Oczywiście pod warunkiem, iż osoba na co dzień ma wystarczająco dużo czasu by zapewnić organizmowi odpowiednią długość snu, a celowe jego skracanie zdarza się epizodycznie maksymalnie do paru razy w miesiącu. Czytałem kiedyś badania, iż metoda ta jest czasem zalecana w niektórych zaburzeniach psychicznych nawet przez psychiatrów np. u osób z osobowością typu bordenline, ale nie tylko.
Ciekawe spostrzeżenie. Przyznam, że nie wiedziałam, że przy odpowiedniej ilości snu na co dzień, epizody "zarwanej nocy" mogą być korzystne. Z pewnością nie stanowią większego obciążenia dla organizmu, ale czy są korzystne? Zawsze to jakaś odmiana :)
Chciałabym tylko odnieść się w wypowiedzi do zdania poprzedniczek. Oczywiście, że poza odpowiednią długością snu bardzo ważne jest zachowanie rytmu dobowego. Choćby ze względu na rytm dobowy wydzielania kortyzolu, którego ilość podwyższa się w godzinach porannych, wyprzedzających na krótko porę wstawania. Jeśli dziecko nie nauczy kłaść się do łóżka i wstawać o podobnych godzinach bardzo łatwo może dojść do zaburzeń w tych cyklicznych rytmach wydzielania kortyzolu i spowodować, że wstawanie będzie wyjątkowo trudne i nieprzyjemne, natomiast wieczorem dziecko będzie miało raczej chęć do harców i zabawy niż do przyłożenia głowy do poduszki i uśnięcia. Dorosły człowiek to co innego, my mamy obowiązki, pracę i całe mnóstwo problemów nieraz ważniejszych od tego, aby położyć się o stałej godzinie do łóżka. Jednak u dzieci o wiele łatwiej jest pilnować regularnego rytmu dobowego i stałych pór pewnych czynności czy stałych pór zaspokajania pewnych potrzeb organizmu. Jeśli do dziecka nauczymy malucha, że nadchodzi wieczór to nadchodzi pora udać się na spoczynek i najlepiej jeszcze dobudujemy do tego pewien rytuał- na przykład kąpieli przed snem z ulubioną zabawką, a później dla wyciszenia wspólnego czytania książki przez rodziców lub rodzica albo opowiadania bajek, to nauczy się ono kojarzyć sen z pewnymi czynnościami co prawdopodobnie zostanie mu na całe życie i kiedy już będzie dorosły to nawet w sytuacjach stresowych czy z głową zawaloną problemami, łatwiej mu będzie zapomnieć o nich, kiedy weźmie gorącą kąpiel, poczyta sobie (tym razem samodzielnie) ulubioną literaturę do poduchy, po czym nakryje się kołdrą tak jak robił to w dzieciństwie i po prostu uśnie. Myślę, że warto aby rodzice pilnowali u dzieci przestrzegania higieny snu. Może uda się w ten sposób zmniejszyć ilość zaburzeń i plagę bezsenności występujących w dorosłym życiu.
A co robić, żeby Dzieci lepiej spały ? Może kogoś z Rodziców to zainteresuje ! W badaniu, które swymi mackami objęło dzieci w wieku od 1 do 24 miesięcy wykazano, że im większa była dostępność emocjonalna matki w okresie przygotowywania do snu, tym łatwiej było dziecku zasnąć, a jakość późniejszego snu była znacznie lepsza. Innymi słowy im bardziej wrażliwie, ciepło i adekwatnie matula reagowała na emocje, potrzeby i inne werbalne lub niewerbalne sygnały wysyłane przez małego człowieka, tym lepiej ów człowiek spał. Poza wrażliwością i dużym wyczuleniem na latorośl, matki uznawane za wysoce dostępne emocjonalnie charakteryzowały się tym, że nie wykazywały w trakcie przygotowywania malucha do snu jawnej ani ukrytej złości, stosowały pozytywne, wyciszające rytuały, które delikatnie wprowadzały malucha w czas snu, a także nie wybijały go z atmosfery „idziemy spać” poprzez wdawanie się w ożywione dysputy albo inicjowanie nowych interakcji. Co istotne żaden z innych z praktykowanych przez rodziców zwyczajów związanych z kładzeniem dzieciny spać, nie wydawał się wpływać tak mocno na jakość snu malucha jak dostępność emocjonalna rodzica. Pozwoliło to autorom skonkludować, że ogrom poczucia bezpieczeństwa dawanego przez takich wrażliwych i ciepłych opiekunów sprawia, że maluchy łatwiej i spokojniej odpływają w objęcia Morfeusza. Ważne jest przy tym, by nie mylić bliskości fizycznej z dostępnością emocjonalną. W badaniu brały bowiem udział także takie matki, które były z dzieckiem blisko fizycznie aż do momentu zaśnięcia, ale jednocześnie były daleko emocjonalnie – np. ignorowały niemowlęta w trakcie karmienia, nie zwracały uwagi na to, że dziecko nie jest zainteresowane książką i uparcie czytały dalej, rozkazującym tonem mówiły maluchowi, że ma zamknąć oczka i leżeć spokojnie, wysyłały sprzeczne sygnały mówiąc wiercącemu się w łóżku dziecku, że jeśli się nie uspokoi to mama będzie zła/da karę, prosząc jednocześnie dziecko by się mocniej przytuliło i dało mamie całuska. Inne mamy z kolei, mimo że na sam moment zaśnięcia zostawiały dziecko same – opatulając kołderką i wychodząc (dzieci zasypiały spokojnie i bez płaczu), były wysoce dostępnie emocjonalnie w trakcie przygotowań do tego momentu – reagowały na wokalizacje niemowląt szeptając „szyyy” albo „jest ok”, patrzyły na ich buzie i głaskały, mamy roczniaków i dwulatków ciepło odpowiadały na ich pytania i reagowały na wysyłane przez maluchy oznaki znudzenia np. lekturą, śpiewały, głaskały, nie okazywały zniecierpliwienia – były czułe i ciepłe. Co jasne w badaniu obserwowano też dzieci, które zasypiały tylko z mamą obok – moje maluchy zresztą też tylko tak zasypiają, niemniej jak pokazują powyższe przykłady bliskość fizyczna nie zawsze idzie w parze z bliskością emocjonalną. Amerykańscy naukowcy przeprowadzili randomizowane badania do których zwerbowano kilkaset dzieciaków w wieku 7-36 miesięcy. Przez pierwszy tydzień badacze obserwowali nawyki senne maluchów, a następnie losowo podzielili dzieciaki na dwie grupy – kontrolną, w której nie wprowadzono żadnych interwencji związanych z chwilami poprzedzającymi układanie do snu i badawczą, w której rodzice mieli wdrożyć ściśle określony trzystopniowy rytuał, składający się z kolejno: kąpieli masażu w przypadku dzieci w wieku 7-18 miesięcy lub aplikacji balsamu w przypadku starszaków (ze względu na to, że starszaki nie przepadają za biernym leżeniem za to uwielbiają czynne bieganie, skakanie, wspinanie się…) tulenia i śpiewania kołysanek. Po zakończeniu powyższych czynności, rodzice mieli położyć dziecko spać tak jak zwykli to czynić dotychczas – czyli albo pozwolić mu zasnąć samodzielnie albo leżeć z nim w łóżku aż nie zaśnie, albo nosić i lulać albo cokolwiek innego mieli w zwyczaju – to miało nie ulegać zmianie, ważne było jedynie wprowadzenie i stosowanie tych trzech wymienionych wyżej kroków. Rodziców poinstruowano ponadto by gasili światła w pokoju w ciągu maksymalnie 30 minut od zakończenia kąpieli. Po dwóch tygodniach od wprowadzenia rytuału u dzieci z grupy badawczej poprawiła się szybkość zasypiania, zmniejszyła ilość i czas trwania nocnych pobudek, za to wydłużył się czas trwania najdłuższego okresu snu. U dzieci z grupy kontrolnej tego typu poprawy nie obserwowano. Zmiany zaobserwowano natomiast u rodziców dzieci z grupy badawczej, którym poprawił się… nastrój. Cóż, nie ma w tym nic odkrywczego, bowiem już jakiś czas temu wykazano, że dzieci powinny zasypiać nie później niż 20.30, bo przeciwnym razie pogarsza się… zdrowie… psychiczne… matek Ciekawe były natomiast próby dociekania, dlaczego te rytuały miały tak korzystny wpływ na sen, bo pomijając dość oczywistą hipotezę głoszącą, że powtarzalność i przewidywalność pewnych zdarzeń daje dzieciakom poczucie bezpieczeństwa i osadza w ściśle określonym momencie dnia, badacze spekulują, że spory wpływ może mieć także sama… kąpiel, bowiem w badaniach na dorosłych wykazano, że pomaga ona w zapadaniu w sen ze względu na to, że zmienia nieco temperaturę ciała. To jest dla mnie o tyle ciekawe, że ja zwykle nie kąpię dziatwy każdego dnia – raczej co drugi, ale z tego wychodzi, że w te dni, które były wyjątkowe ekscytujące i można przewidzieć, że zasypianie będzie orką na ugorze, taka kąpiel może fajnie wspomóc wyciszenie młodego człowieka. Co jeszcze ciekawsze i na co sama jakoś nigdy nie wpadłam – okazało się, że istnieją przesłanki sugerujące, że ciepła kąpiel samych stópek również wpłynąć korzystnie na sen. I choć w tym wypadku dane nie są tak konkluzywne jak w przypadku kąpieli całego ciała, to jeśli tylko macie ochotę nie zaszkodzi spróbować, bo nawet jeśli nie wpłynie to spektakularnie na sen malucha, to przynajmniej będzie miał frajdę z nieco zapomnianego już zwyczaju moczenia stópek w misce. Wracając jednak do samych rytuałów to z potężnych badań przeprowadzonych w 14 krajach na grupie ponad 10000 rodzin z dziećmi do lat pięciu, wynika, że nie muszą one być powtarzane codziennie – już 3 razy w tygodniu, mogą czynić różnicę, acz dane wskazywały także, że im częściej rytuał wdrażany jest w życie tym lepiej działa na sen małego człowieka, przyczyniając się do wcześniejszego i szybszego zasypiania, mniejszej ilości nocnych pobudek i dłuższego czasu snu w nocy (w porównaniu do dzieci, które nigdy nie miały rytuałów, dzieci, które miały je każdego dnia spały średnio o godzinę dłużej!). Co zaskakujące, z uzyskanych w tym badaniu danych wynika również, że codzienne rytuały przedsenne są stosowane w mniej niż połowie domów, także warto chyba zastanowić się, jak to jest u was i rozważyć ich wdrożenie bądź częstsze/regularniejsze stosowanie. Warto też pamiętać o rytuałach nie tylko typowo higienicznych czy bliskościowych (typu tulenie, głaskanie), ale też językowych – wykazano bowiem, że przedsenne rytuały werbalne takie jak czytanie, opowiadane historyjek lub śpiewanie kołysanek, łączą się nie tylko z lepszym snem małych berbeci, ale też z lepszymi umiejętnościami językowymi, gdy berbecie podrosną i będą miały 5 lat. Śpiewanie kołysanek to zresztą nieco zapomniany rytuał, a szkoda, bo kołysanki naprawdę działają na dzieci kojąco – co sprawdziłam nie tylko w naukowych bazach danych, ale też na własnych dzieciach – „Mrugaj gwiazdko” i „Na Wojtusia” są nieodłącznym elementem naszego codziennego zasypiania, poprzedzonego obowiązkowym czytaniem co najmniej dwóch, wybieranych co wieczór osobiście przez dzieciaki, książek. Zapach też może stanowić element rytuału przedsennego i kojarzyć się maluchowi z nadchodzącą porą spania. Nasze rytuały pachną teraz subtelną kwiatowo-owocową kompozycją stworzoną specjalnie dla linii kosmetyków kąpielowo-pielęgnacyjnych Baby Dove Rich Moisture przez znaną na całym świecie kreatorkę zapachu Ann Gottlieb. Jeśli jednak macie w domu noworodka lub niemowlę to uważam, że lepiej w takim wypadku sięgnąć po kosmetyki bezzapachowe bowiem maluchy dopiero poznające świat powinny w mojej ocenie czuć przede wszystkim zapach bezpieczeństwa, czyli mamy lub taty. Kiedy moje dzieci były w wieku niemowlęcym stawałam na uszach by znaleźć im coś bez zapachu, wtedy graniczyło to z cudem, dziś dzięki linii pozbawionej kompozycji zapachowej Baby Dove Sensitive Moisture jest to możliwe. wiatło jest, obok jedzenia i wody, jednym z najbardziej istotnych czynników środowiskowych kontrolujących funkcjonowanie naszego organizmu – rzekł niegdyś R.J. Wurtzman, tymczasem rodzice, zwłaszcza ci świeżo upieczeni, nie zawsze zdają sobie sprawę z tego, jak światło może wpływać na sen dziecka – przez co np. zaciemniają w ciągu dnia pokój, w którym drzemie dziecko, zostawiają na noc zapaloną lampkę nocną albo pozwalają starszakowi na oglądanie bajki „na dobranoc”. A sen to taki kapryśny jegomość, który regulowany jest przez melatoninę – hormon, którego produkcja i wydzielanie modulowane są światłem właśnie – gdy światła jest mniej mózg dostaje sygnał, że ma dorzucić nieco melatoninki, bo człowiek winien spać. Gdy światła jest więcej mózg melatoninki skąpi i nie ma znaczenia, czy masz zamknięte powieki czy nie – mózg nie jest w ciemię bity i wyczuje, że chcesz go draniu oszukać. Takie rozwiązanie oczywiście sprawdzało się w czasach, gdy sztuczne oświetlenie nie panoszyło się w naszym życiu tak obficie. Jednak dziś w czasach żarówek rozjaśniających najmroczniejsze z mroków, ekranów świecących blaskiem internetu czy telewizora i świateł ulicznych latarni – biedne, bombardowane światłem móżdżysko nie bardzo sobie z tym wszystkim radzi. Dlatego przy wieczornych rytuałach – w tym także podczas kąpieli – dobrze jest korzystać z przygaszonego oświetlenia, a po ich zakończeniu zgasić wszystkie źródła światła w pokoju i w miarę możliwości zasłonić zasłony, by oddzielić się od świateł ulicy. Dodatkowo, ze względu na pojawiające się jak grzyby po deszczu badania wskazujące na to, że ekspozycja na światło ekranów bardzo niekorzystnie wpływa na dziecięcy sen, Amerykańska Akademia Pediatryczna w swoich nowych pochodzących z 2016 roku wytycznych zaleca, by nie pozwalać dziecku na korzystanie tabletów/komórek ani oglądanie telewizji na co najmniej godzinę przed snem.Ok, ale dlaczego lepiej nie zaciemniać niemowlętom okien w trakcie drzemki, pytacie? Powód jest prosty – owszem dziecię najprawdopodobniej będzie dłużej drzemało, ale wyśpi się tak, że w nocy będzie spało krócej albo częściej się budziło, a u całkiem małych berbeci może to dodatkowo wydłużyć ustalanie się rytmu dnia i nocy, bo dzidziolowi będzie trudniej nauczyć się, kiedy jest dzień i można być aktywnym, a kiedy noc i trzeba spać. Badania pokazują zresztą, że te maluchy w wieku 6-12 tygodni, które były bardziej eksponowane na światło dnia począwszy od godzin wczesnopopołudniowych, lepiej śpią w nocy. Dlatego zamiast zasłaniania okien, lepiej chyba korzystać z tego, co o tym kiedy się śpi, a kiedy nie, może powiedzieć naszym berbeciom słońce Kwestia snu spędza sen z powiek nie tylko rodzicom, ale też wszystkim dookoła – świeżo upieczeni rodzice są wręcz bombardowani pytaniem, czy maluch ładnie śpi, które to pytanie wraca niczym bumerang wraz z upływem czasu no, bo jak to „on jeszcze nie przesypia nocy?! A syn wnuka brata żony sąsiada stryja babci to przesypiał noce już 3 godziny po narodzinach!”. Takie informacje wzbudzają w rodzicach konsternację i sprawiają, że Ci zastanawiają się, co zrobili źle, że ich dziecko nie śpi. Tymczasem sen – taki skonsolidowany i od nocy do rana – jest czymś czego maluch będzie „uczył się” przez jakiś, czasem całkiem długi czas. Co więcej kwestia snu jest mocno skomplikowana, bo z badań wynika, że to jak dany berbeć śpi jest wypadkową wpływu genów i środowiska, a osobiste geny waszego berbecia odpowiadać mogą za 25%-50% wariacji w jego wzorcach snu. Zostaje nam zatem 75%-50% wpływu czynników zewnętrznych, co z jednej strony daje nadzieję, że możemy, dzięki wprowadzeniu jakichś tam zmian, poprawić sen naszej latorośli (choć prawdę mówiąc, zwykle chodzi nam o poprawę jakości własnego snu), a z drugiej trzeba być świadomym, że nie na wszystko będziemy mieli wpływ. O tym jak różne mogą być dzieci przekonałam się zresztą na własnej skórze – moja córka zaczęła bowiem przesypiać noce, gdy miała… osiem tygodni, mój syn zaś gdy skończył dwa i pół… roku. Dlatego najlepiej nie przejmować się tym, co mówią inni – zwłaszcza, że z badań (a jakże) wynika też, że aż 1/3 rodzicieli kłamie na temat tego, jak śpi ich dziecko, by wypaść w oczach rozmówcy „lepiej”. Dobrze mieć świadomość tego, bo czasem zazdrościmy innym, że u nich idzie jak z płatka, ale przecież nigdy nie mamy pewności, czy aby nie koloryzują. ( źródło: mataja.pl )