Ponad połowa kobiet powyżej 60. roku życia przyjmuje preparaty wapnia - wiele z nich bez nadzoru lekarza - bo wierzą, że zmniejszy to ryzyko wystąpienia osteoporozy. Z raportu z badań, opublikowanych w Journal of American Heart Association, wynika, że podaż wapnia w postaci suplementów diety może zwiększać ryzyko tworzenia się blaszek miażdżycowych w tętnicach i uszkodzenia serca, choć dieta bogata w pokarmy z dużą zawartością wapnia wydaje się mieć właściwości ochronne. Takie wnioski z zgromadzili naukowcy z Johns Hopkins Medicine, którzy przeanalizowali w ciągu 10 lat wyniki badań ponad 2 700 osób.
Wyniki badań świadczą o dodatkowych obawach odnośnie potencjalnych szkód suplementów diety, dlatego pacjenci będą jeszcze bardziej nakłaniani do konsultacji z lekarzem przed rozpoczęciem stosowania preparatów wapnia. Szacuje się, że 43% amerykańskich dorosłych mężczyzn i kobiet przyjmuje suplementy zawierające wapń.
"Gdy chodzi o stosowanie witamin i minerałów, zwłaszcza suplementów wapnia stosowanych dla zdrowia kości, wielu ludzi uważa, że więcej znaczy zawsze lepiej. Ale nasze badanie jest materiałem dowodowym, że nadmiar wapnia w postaci suplementów może uszkodzić serce i układ krążenia", podkreślają naukowcy.
Autorzy badania byli zmotywowani, by przyjrzeć się skutkom nadmiaru wapnia w układzie krwionośnym. Badania wykazały, że "spożywanie suplementów wapnia - szczególnie przez osoby starsze - nie sprawia, że więcej odkłada się go w kościach bądź zostanie całkowicie wydalony wraz z moczem, a w takim razie musi on kumulować się w tkankach miękkich organizmu." Naukowcy wiedzieli także, że wraz z wiekiem tworzą się w aorcie, a także w innych tętnicach, blaszki miażdżycowe z dużą zawartością wapnia utrudniając przepływ krwi i zwiększając ryzyko zawału serca.
Badacze przeanalizowali szczegółowo informacje na temat ponad 6 000 pacjentów z sześciu uniwersytetów badawczych. Ich badania koncentrowały się szczegółowo na 2 742 osobach, które wypełniały kwestionariusze żywieniowe i mieli wykonane dwa zdjęcia tomograficzne na przestrzeni 10 lat.
Uczestnicy badania byli w wieku od 45 do 84 lat, 51% stanowiły kobiety. 41% stanowiły osoby rasy białej, 26% to byli Afroamerykanie, 22% Latynosi, a 12% Chińczycy. Na początku badania w 2000 roku wszyscy uczestnicy odpowiedzieli na 120 pytań kwestionariusza na temat swoich nawyków żywieniowych, aby określić, ile wapnia przyjmowali w produktach mlecznych, zielonych warzywach liściastych, pokarmach wzbogaconych wapniem, takich jak zboża i innych pokarmach bogatych w wapń. Oprócz tego naukowcy odnotowali, jakie leki i suplementy diety przyjmował na co dzień każdy z ochotników. Badacze wykorzystali TK serca, by określić poziom wapnia w tętnicach wieńcowych, co jest miarą zwapnienia tętnic serca oraz markerem ryzyka choroby serca, gdy wynik jest powyżej zera. Początkowo 1 175 uczestników miało blaszki miażdżycowe w tętnicach wieńcowych. Określenie zwapnienia tętnic wieńcowych powtórzono za 10 lat w celu oceny noworozwijającej się choroby wieńcowej lub jej nasilenia.
Naukowcy podzielili uczestników badania na pięć grup w oparciu o ich całkowite spożycie wapnia, w tym wyszczególniono suplementy wapnia jak i wapń zawarty w diecie. Po skorygowaniu danych pod względem wieku, płci, rasy, poziomu aktywności fizycznej, palenia papierosów, dochodów, wykształcenia, masy ciała, picia alkoholu, ciśnienia krwi, poziomu cukru we krwi i rodzinnej historii choroby, naukowcy oddzielili 20% uczestników z najwyższym całkowitym spożyciem wapnia, która było większe niż 1400 mg wapnia na dobę. Okazało się, że grupa to miała średnio o 27% mniejsze prawdopodobieństwo rozwoju chorób serca niż grupa 20% uczestników z najmniejszym spożyciem wapnia (mniej niż 400 mg na dobę), jak wskazywał ich test zawartości wapnia w tętnicach wieńcowych.
Następnie badacze skoncentrowali się na różnicach w formie przyjmowania wapnia, czy wapń był dostarczany tylko w diecie czy także w suplementach. 46% badanej populacji stosowała suplementy wapnia. Ponownie przeanalizowano te samych czynniki demograficzne i czynniki stylu życia, które mogły mieć wpływ na ryzyko chorób serca jak w poprzedniej analizie i okazało się, że osoby suplementujące wapń wykazały o 22% zwiększenie prawdopodobieństwa większego od zera wieńcowego wskaźnika zawartości wapnia w tętnicach wieńcowych w ciągu dekady, co wskazuje na rozwój choroby serca.
"Organizm wyraźnie inaczej wykorzystuje i reaguje na suplementy diety w porównaniu do spożycia wapnia w pożywieniu, co stwarza większe ryzyko chorób. Być może dlatego, że suplementy zawierają sole wapnia, albo przez przyjęcie zbyt dużej dawki od razu tak, że ciało nie jest w stanie go przerobić."
Wśród uczestników z najwyższym spożyciem wapnia - ponad 1 022 miligramów dziennie - nie było zwiększonego względnego ryzyka wystąpienia chorób serca w okresie 10 lat badania. "W oparciu o te dowody możemy powiedzieć naszym pacjentom, że nie wydaje się być nic złego w prozdrowotnej diecie obejmującej pokarmy bogate w wapń, a może ona nawet być korzystna dla serca. W każdym razie musimy podkreślić, że pacjenci powinni omawiać wszelkie plany przyjmowania suplementów wapnia z lekarzem, aby ustalić właściwą dawkę, bądź określić, czy tego w ogóle potrzebują."
Więcej: sciencedaily.com
Komentarze
[ z 4]
Nie miałem pojęcia, że problem może być tak znaczący. Jest to o tyle ważne, że kobiety mogą nie zdawać sobie sprawy z konsekwencji wynikających ze spożycia większych ilości wapnia niż to potrzebne. Znaczne przekroczenie norm może sprzyjać rozwijaniu się dalszych patologi w tym chociażby wtórnie pierwotnej nadczynności przytarczyc (bo tak to się chyba nazywało, albo nadczynnością trzeciorzędową). Warto jest informować pacjentki i skłaniać do kontroli u lekarza, który pomoże dobrać rodzaj suplementu diety oraz jego dawkę w sposób odpowiedzialny. Do tego warto jest informować pacjentów o konsekwencjach wynikających z przyjmowania produktów specjalnego przeznaczenia żywieniowego. Chociaż suplementy diety dostępne są w aptekach oraz nawet w sklepach typu drogerie czy markety bez recepty warto jest się dwa razy zastanowić przed ich przyjmowaniem, ponieważ mogą one również prowadzić do patologii i problemów zdrowotnych poprzez ingerowanie w gospodarkę mikro- i makroelementami organizmu. Z resztą żadne lekarstwa czy suplementy diety nie powinny być przyjmowane bez zastanowienia.
Zwrócił Pan uwagę na ważny problem. Często zapomina się o tym, że zarówno niedobory jak i nadmiar pewnych substancji w diecie może być szkodliwy. Czasem mam wrażenie, że wśród pacjentów ciężko jest spotkać tych, którzy mają zrównoważoną dietę lub ustabilizowany tryb życia w ogóle. Są tacy, którzy w ogóle nie podejmują żadnej aktywności fizycznej, albo tacy, którzy nałogowo uprawiają sport. Jedni uważają na to co ląduje na ich talerzu do przesady i wprowadzają liczne ograniczenia w diecie, inni obżerają się bez opamiętania i w ogóle nie zastanawiają się nad tym co jest dla nich potrzebne lub co może szkodzić organizmowi. Podobnie może być z preparatami wapnia. Są kobiety, które nawet po menopauzie nie zastanawiają się czy grozi im utrata masy kostnej i czy ich dieta zawiera odpowiednią ilość substancji odżywczych niezbędnych do zapewnienia prawidłowej pracy organizmu, a w tym również obrotu kostnego. Inne chcą się chronić przyjmując preparaty wapnia w nadmiarze, a to może dodatkowo przełożyć się na powikłania zdrowotne wynikające ze zmian w wytwarzaniu kalcytoniny i wtórnych patologi. Dobrze, aby pacjentki zdawały sobie z tego sprawę.
Jednym z pierwszych i podstawowych problemów, wobec których staje klinicysta, badając chorego z podejrzeniem zapalenia mięśnia sercowego, podobnie zresztą jak autorzy cytowanego artykułu (prof. dr hab. n. med. Maria Krzemińska-Pakuła, dr n. med. Piotr Lipiec), jest brak optymalnego narzędzia diagnostycznego i jasnych kryteriów rozpoznania tej choroby. W większości przypadków konieczna jest sumaryczna ocena obrazu klinicznego, wyników nieinwazyjnych badań obrazowych, badań biochemicznych oraz ewentualnej biopsji endomiokardialnej. Wydawałoby się, że ocena patomorfologiczna może być – jak w wielu innych chorobach – ,,złotym standardem”. W diagnostyce zapalenia mięśnia sercowego wiąże się ona jednak z różnymi ograniczeniami, obejmującymi m.in.: inwazyjny charakter biopsji endomiokardialnej i wynikające z tego możliwe powikłania występujące u 6% chorych, różnice w interpretacji obrazu patomorfologicznego między badaczami oraz toczącą się wciąż debatę na temat kryteriów oceny pobranych preparatów. W wytycznych amerykańskich i europejskich towarzystw kardiologicznych z 2007 r. zalecenia klasy I do wykonania biopsji endomiokardialnej występują jedynie w dwóch sytuacjach klinicznych: w razie podejrzenia piorunującego zapalenia mięśnia sercowego, czyli u chorych z niewyjaśnioną, świeżą niewydolnością serca trwającą krócej niż 2 tygodnie, bez poszerzenia lub z poszerzeniem lewej komory i z zaburzeniami hemodynamicznymi oraz w razie podejrzenia olbrzymiokomórkowego zapalenia mięśnia sercowego, czyli u chorych z niewyjaśnioną, świeżą niewydolnością serca trwającą od 2 tygodni do 3 miesięcy, z poszerzeniem lewej komory i nowymi komorowymi zaburzeniami rytmu lub zaawansowanymi blokami przewodzenia oraz u osób nieodpowiadających na standardowe leczenie w ciągu 1–2 tygodni. W badanej przez Wożakowską-Kapłon i wsp. grupie chorych bardzo częste były nieprawidłowości w zapisie EKG. Należy jednak zwrócić uwagę, że oprócz ich ograniczonej swoistości, we wcześniejszych doniesieniach wskazywano na ich niską czułość. Warto przy tym podkreślić, że stwierdzenie obecności załamków Q lub bloku lewej odnogi pęczka Hisa wiąże się z bardziej obciążającym rokowaniem – w tej grupie chorych częściej dochodzi do zgonu i transplantacji serca. Mimo iż echokardiografia – jedyna nieinwazyjna metoda obrazowa zastosowana przez autorów omawianego artykułu – pozwala na wiarygodną ocenę objętości oraz globalnej i regionalnej funkcji skurczowej, to nieprawidłowości stwierdzane tą techniką w zapaleniu mięśnia sercowego są mało swoiste, dlatego w procesie diagnostycznym jest ona przydatna przede wszystkim do wykluczenia innych przyczyn ostrej niewydolności serca. Ma ona jednak duże znaczenie dla monitorowania efektów leczenia i oceny rokowania – w badaniu Caforio i wsp. dysfunkcja obu komór stwierdzana w momencie rozpoznania była najsilniejszym czynnikiem prognostycznym zgonu i transplantacji serca. Interesująca byłaby ocena znaczenia rokowniczego funkcji prawej komory w badanej przez Wożakowską-Kapłon i wsp. grupie chorych. Kolejnym szeroko dostępnym narzędziem diagnostycznym stosowanym u chorych z podejrzeniem zapalenia mięśnia sercowego są badania laboratoryjne krwi z oceną markerów uszkodzenia mięśnia sercowego. Podkreśla się jednak, że choć w ostrym zapaleniu mięśnia sercowego występowanie podwyższonych stężeń troponiny I jest częstsze niż podwyższonych stężeń izoenzymu MB kinazy kreatynowej, to czułość troponiny I dla wykrywania tej jednostki chorobowej jest niska (w badaniu Smitha i wsp. wynosiła ona jedynie 34%). W omawianej pracy natomiast odsetek chorych z podwyższonymi stężeniami markerów uszkodzenia mięśnia sercowego był znacznie wyższy. Może to jednak wynikać z faktu, że wzrost tych markerów był jednym z zastosowanych przez autorów kryteriów rozpoznania zapalenia mięśnia sercowego, a więc włączenia chorych do badanej grupy. Z powyższych rozważań wyłania się bardzo pesymistyczny obraz możliwości diagnostycznych u chorych z podejrzeniem zapalenia mięśnia sercowego. Wydaje się jednak, że w tym tunelu pojawia się coraz jaśniejsze światło. Jest nim rezonans magnetyczny serca – nieinwazyjna technika obrazowania, na której znaczną wartość diagnostyczną w zapaleniu mięśnia sercowego wskazuje wiele doniesień w ostatnich latach. Ten kierunek rozwoju wydał się gronu ekspertów na tyle zachęcający, że w 2006 r. zdecydowano się powołać międzynarodową grupę mającą opracować konsensus dotyczący rozpoznawania zapalenia mięśnia sercowego za pomocą rezonansu magnetycznego. Owocem pracy tej grupy jest dokument opublikowany w kwietniu 2009 r. zawierający szczegółowe omówienie wskazań do tego badania, możliwych do zastosowania protokołów badania, obserwowanych nieprawidłowości i sposobów ich opisywania oraz kryteriów rozpoznania zapalenia mięśnia sercowego („kryteria Lake Louise”). Warto tu przytoczyć sformułowane w tym dokumencie wskazania do wykonania rezonansu magnetycznego u chorych z podejrzeniem zapalenia mięśnia sercowego. Obejmują one jednoczesną obecność: świeżych lub utrzymujących się objawów sugerujących zapalenie mięśnia sercowego (duszność lub orthopnoe, lub kołatania serca, lub ograniczenie tolerancji wysiłku, lub bóle w klatce piersiowej) i dowodów potwierdzających obecne lub niedawne uszkodzenie mięśnia sercowego (dysfunkcja komór lub nowe lub utrzymujące się nieprawidłowości w EKG, lub podwyższone stężenie troponin), i podejrzenia etiologii wirusowej (niedawno przebyta infekcja wirusowa lub przebyte zapalanie mięśnia sercowego, lub brak czynników ryzyka choroby wieńcowej, lub wiek poniżej 35 lat, lub objawy nieznajdujące wyjaśnienia w koronarografii, lub niedawne ujemne dla niedokrwienia badanie obciążeniowe). Nadzieje wiązane z rezonansem magnetycznym są duże, jednak dopiero czas pokaże, czy jego szersze zastosowanie w praktyce klinicznej przyczyni się do poprawy diagnostyki i wyników leczenia zapalenia mięśnia sercowego. Podobnie jak diagnostyka zapalenia mięśnia sercowego, problematyczna jest również terapia tej jednostki chorobowej. Liczba znaków zapytania i niejasności jest bardzo duża. Przykładem jest stosowanie dożylnych wlewów immunoglobulin (IVIG), na których korzystny wpływ w zapaleniu mięśnia sercowego wskazywały niektóre prace eksperymentalne, co jednak nie znalazło potwierdzenia w warunkach klinicznych. Ograniczone są dane o skuteczności leczenia przeciwwirusowego. Nie przeprowadzano też dotychczas badań dotyczących leczenia niewydolności serca w przebiegu zapalenia mięśnia sercowego – dane na ten temat pochodzą z modeli zwierzęcych. Interesujący jest kierunek poszukiwań optymalnej terapii, który wskazują autorzy omawianej pracy – zastosowanie heparyny drobnocząsteczkowej u chorych z podostrą postacią zapalania mięśnia sercowego i objawami niewydolności serca. Podsumowując, należy stwierdzić, że zapalenie mięśnia sercowego pozostaje istotnym wyzwaniem dla współczesnej kardiologii i konieczne są dalsze intensywne badania dotyczące tej jednostki chorobowej, by dostarczyć klinicystom narzędzi diagnostycznych i terapeutycznych o potwierdzonej skuteczności.
Co godzinę umiera w naszym kraju 16 osób z rozpoznaną niewydolnością serca. To główna przyczyna zgonów w Polsce. Co roku zabija ona 140 tysięcy osób. Eksperci wskazują, że od momentu rozpoznania choroby aż 40,6 procent pacjentów nie przeżywa 5 lat życia. Niewydolność serca gorzej rokuje niż jego zawał, rak prostaty czy jelita grubego. Konieczne jest więc wprowadzenie modyfikacji w opiece nad pacjentami w naszym kraju, ale nie można zapominać o tym, że to jak będzie wyglądało ich zdrowie i życie zależy w większości od nich samych. Kolejnym z takich działań, które ma to zmienić jest rozpoczęciu pilotażu Krajowej Sieci Kardiologicznej (KSK) w województwie mazowieckim, który ma się skupiać na diagnozowaniu i leczeniu kilku podstawowych chorób sercowo-naczyniowych takich jak zaburzenia rytmu serca, niewydolności serca, chorób zastawek, które są coraz częstszą przyczyną problemów zdrowotnych w naszym społeczeństwie, a także nadciśnienia tętniczego. Elektroterapia polegająca na zastosowaniu stałej stymulacji serca, nazywana stymulacją resynchronizującą, może pomóc pewnej grupie pacjentów z niewydolnością serca. Zaburzona sekwencja skurczu komór serca w wielu przypadkach jest związana z jego niewydolnością. Wielu chorym mogą jednak pomóc wszczepiane aparaty takie jak stymulatory i kardiowertery-defibrylatory z funkcją resynchronizacji. Ułatwiają one uporządkować skurcze serca i poprawiają samopoczucie pacjenta. Resynchronizacja polega na jednoczesnej stymulacji prawej i lewej komory serca. Ma to istotne znaczenie w przypadku osób z blokiem lewej odnogi pęczka Hisa, czyli przypadłością charakterystyczną dla chorych z zaawansowaną niewydolnością serca. Resynchronizacja stosowana jest u osób z tzw. dyssynchronią skurczu i zaawansowaną niewydolnością serca. Tylko w takiej sytuacji ta metoda terapii ma sens. Nie należy jednak wykonywać jej zbyt późno, bo prawdopodobieństwo związane z jej użyciem może przewyższyć oczekiwane korzyści. Coraz więcej aplikacji pomaga w kontrolowaniu naszego stanu zdrowia. Nie dotyczy to jedynie aktywności sportowych, ale przydaje się też do monitorowania przebiegu różnych chorób. Analiza głosu przy wykorzystaniu aplikacji na smartfona, pozwala na wykrycie przekrwienia płuc u pacjentów z niewydolnością serca. Pozwoli to na wcześniejszą interwencję lekarza, zanim stan zdrowia chorego ulegnie pogorszeniu. Przeprowadzono badania na 40 pacjentach z ostrą niewydolnością serca. Każdy z nich nagrał próbkę swojego głosu, który został przeanalizowany przez program. Przekrwienie płuc przyczyniało się do subtelnych zmian w mowie, które bardzo dokładnie wychwyciła aplikacja. Jeżeli pojawią się pierwsze objawy, aplikacja je “wychwyci” i natychmiast przekaże takie informacje lekarza, który przepisze właściwe leki. Można będzie w ten sposób zareagować zanim stan pacjenta się pogorszy. W naszym kraju na 100 Polaków w przedziale wiekowym 40-44 lata, zawał przechodzi średnio 121 mężczyzn i 25 kobiet. Nawet 90 procent osób, które przeszły zawał serca przed czterdziestym rokiem życia to osoby palące papierosy. W czasie epidemii SARS-CoV-2 w Europie liczba procedur kardiologii interwencyjnej podejmowanych w terapii zawału serca STEMI zmniejsza się średnio o około 20 procent, a w zawale serca NSTEMI nawet o 30 procent. Główny spadek liczby wykonywanych procedur kardiologii interwencyjnej związany jest z obawą pacjentów przed zgłoszeniem do placówek medycznych. Uzyskane w europejskich analizach dane wskazują również na znaczące opóźnienie w realizacji procedur kardiologii interwencyjnej w odniesieniu do wystąpienia pierwszych objawów zawału serca. W wielu przypadkach pacjenci próbują samemu podejmować leczenie. Dopiero nasilające objawy duszności i bólu w klatce piersiowej skłaniają ich do poszukiwania pomocy. Wiąże się to ze zwiększoną liczbą przypadków najcięższych postaci zawału serca, towarzyszących niewydolności serca, a co za tym idzie większego ryzyko powikłań i konieczność zastosowania złożonych i skomplikowanych procedur kardiologii interwencyjnej. W początkowym okresie pandemii pacjenci byli zaniepokojeni doniesieniami dotyczącymi wzrastającej liczby zakażeń. Dodatkowo przekazywano dane o przypadkach stwierdzania ognisk COVID-19 w placówkach opieki i ośrodkach ochrony zdrowia, głównie w domach pomocy społecznej i szpitalach. Pacjenci stawali przed bardzo trudnym wyborem: odczuwali dotkliwe objawy, które mogły świadczyć o zawale serca, ale jednocześnie obawiali się przyjazdu do szpitala, gdzie w ich przekonaniu istniało realne zagrożenie zakażenia koronawirusem. Pacjenci obawiali się zachorowania i trudnych do przewidzenia powikłań infekcji. W marcu i kwietniu lęk przed COVID-19 często zwyciężał z decyzją o zgłoszeniu się do ośrodka. Dane systemu Państwowego Ratownictwa Medycznego wskazują, że w marcu i kwietniu ubiegłego roku liczba wezwań pacjentów z bólem w klatce piersiowej spadła o kilkanaście procent. Zawał u kobiet bywa bardzo często nieprawidłowo rozpoznany i niewłaściwie wyleczony ponieważ symptomy nie są tak oczywiste. W przypadku młodych kobiet prawdopodobieństwo wystąpienia zawału serca jest na dosyć niskim poziomie, ale drastycznie wzrasta po 50 roku życia. Wraz ze spadkiem poziomu estrogenu w organizmie kobiety, związanego z menopauzą zawał serca u kobiet jest zjawiskiem równie powszechnym, jak zawał serca mężczyzn. Kobiety rzadziej trafiają do szpitala z powodu rozpierającego bólu zamostkowego, który promieniuje do żuchwy, pleców czy przedramienia. Częściej występujące symptomy to duszności, uderzenia gorąca mdłości i uczucie niestrawności, zawroty głowy, nagłe osłabienie czy zmęczenie jak w przypadku przebiegu grypy, bóle pleców. Ryzyko wystąpienia zawału serca u kobiet jest też dużo większe niż w przypadku mężczyzn. Oprócz standardowych czynników, które zwiększają zachorowalność, takich jak palenie papierosów, długotrwały i silny stres, choroba wieńcowa, nadciśnienie, miażdżyca, cukrzyca, czynniki genetyczne czy wysoki poziom “złego” cholesterolu, zawał u kobiet może wystąpić w wyniku powikłań ciąży czy usunięcia macicy. Same kobiety często bagatelizują wcześniej wspomniane symptomy, kojarząc je z menopauzą, a nie zawałem. W takim wypadku nie warto zwlekać z wezwaniem karetki, ponieważ fachowa i co najważniejsze, skuteczna pomoc musi nastąpić jak najszybciej. Dopiero od jakiegoś czasu naukowcy zaczęli analizować różnice między zawałem serca u kobiet i mężczyzn, ponieważ nie tylko objawy, ale także metody leczenia w przypadku obydwu płci są równe. Do tej pory naukowcy bardziej skupiali się na mężczyznach w swoich badaniach, dlatego zarówno prowadzone badania, jak i dopuszczone do obrotu leki, nie brały pod uwagę przebiegu choroby u kobiet. Kobiety są również rzadziej kierowane na specjalistyczne badania i testy diagnostyczne, ponieważ ryzyko wystąpienia zawału serca jest niedoszacowane. Ponadto niektóre testy skonstruowane są w ten sposób, że dają fałszywe wyniki u kobiet, ponieważ były opracowywane z myślą o mężczyznach. To wszystko sprawia, że kobiety są później niż mężczyźni kierowani na badania, a leczenie wdrażane jest za późno. Postęp w medycynie umożliwił ratowanie życia osób po zawale, jednak zawał powoduje trwałe uszkodzenie serca i zwykle prowadzi do jego niewydolności. Osoby z tą chorobą wymagają właściwej, koordynowanej opieki oraz właściwej farmakoterapii, która pozwala uniknąć zaostrzeń choroby. Bez tego bardzo szybko ponownie dochodzi u nich do epizodu kardiologicznego, który kończy się hospitalizacją i pogorszeniem stanu zdrowia lub wręcz śmiercią. Środowisko pacjentów wskazują na poprawę swojej sytuacji w konkretnych działaniach. Mowa o powszechnym dostępie do Koordynowanej Opieki nad pacjentem z Niewydolnością Serca, a także w dostępie do optymalnej terapii, która zmniejsza śmiertelność, redukuje liczbę uciążliwych hospitalizacji będących konsekwencją zaostrzeń choroby, a także korzystnie wpływają na tak ważną dla chorych jakość życia. Liczba hospitalizacji z powodu niewydolności serca jest w Polsce 2,5-krotnie wyższa niż średnia dla wszystkich 36 krajów OECD.