Polka opracowała metodę, która pozwala dotrzeć z terapią do litych nieukrwionych guzów nowotworowych. Prof. Magdalena Król z sukcesami łączy naukę podstawową z innowacyjną firmą Cellis, utworzoną wspólnie z uczelnią. W ramach spółki badacze rozwijają terapię w oparciu o mechanizmy, nad którymi pracują w Szkole Głównej Gospodarstwa Wiejskiego.
O dokonaniach fizjolog z warszawskiej SGGW prof. Magdaleny Król przypomina w ramach akcji #jestemStartowcem Fundacja na rzecz Nauki Polskiej. Akcja służy zebraniu funduszy na program wspierający młodych naukowców na najwcześniejszym etapie ich kariery.
Metoda prof. Król oparta jest na zdolnościach makrofagów – komórek układu odpornościowego człowieka – do wędrowania w głąb niedostępnych rejonów guza nowotworowego. Takie miejsca to guzy lite, pozbawione naczyń krwionośnych, przez które można by było dostarczyć leki przeciwnowotworowe.
Makrofagi w naturalnych warunkach posiadają tzw. klatki białkowe, których badacze używają do przenoszenia leków. Można w nich zamknąć lek, a następnie klatkę „zapakować” do makrofaga – on z kolei mógłby przekazać lek na teren guza i zlikwidować nowotwór. Prof. Król i współpracujący z nią naukowcy odkryli, że makrofagi przekazują klatki białkowe bezpośrednio komórkom nowotworowym. Nikt wcześniej tego nie zaobserwował i nie opisał. Odkryte zjawisko nazwano TRAIN.
„Teraz badamy między innymi, jaka jest naturalna funkcja tego transportu i co dzieje się z tymi +klatkami+ potem w komórkach nowotworowych. Czy przyłączając się do komórek nowotworowych mają za zadanie im pomóc, czy je zabić? Staramy się nasze odkrycie wykorzystać w terapii, żeby stworzyć takiego +konia trojańskiego+” – tłumaczy prof. Król.
Badacze zadbali o zgłoszenia patentowe - obejmują one szczegółowe części procesu, całą konstrukcję „konia trojańskiego” i jego zastosowanie. Właścicielem patentu jest spółka Cellis – start-up biotechnologiczny. W ramach firmy prof. Król zajmuje się komercjalizacją nowatorskiej metody.
Badaczka zaznacza, że choć start-up biotechnologiczny to firma wysokiego ryzyka, to samo jej założenie będzie zawsze zaliczać do udanych przedsięwzięć. Jak wspomina, na początku brakowało jej wiedzy na temat ochrony własności intelektualnej. Do tego, aby ją zdobyć i zastosować, po raz pierwszy namówili ją współpracownicy z Uniwersytetu La Sapienza we Włoszech, gdzie prezentowała swoje badania. W Polsce prof. Król była wśród pierwszych i nielicznych naukowców, którzy założyli start-upy. Cellis powstał w 2016 r. Na SGGW prowadzone były i są badania podstawowe odkrytego mechanizmu, a w ramach start-upu rozpoczęto badania nakierowane na rozwijanie terapii.
„Zaczęła się niesamowita przygoda. Musiałam nauczyć się czytać umowy inwestycyjne, opracowywać zgłoszenia patentowe, tak aby nie dało się ich obejść, nauczyć się, jakie są drogi komercjalizacji takich projektów i wejść w świat biznesu” – wspomina prof. Król. Jej zdaniem już na studiach obowiązkowym przedmiotem powinna być ochrona własności intelektualnej i komercjalizacja wyników badań naukowych. Dlatego sama przekazuje zdobytą wiedzę studentom. „Chciałabym, aby polski start-up odniósł sukces, by dać przykład następnym badaczom, że jednak można i warto próbować” - dodaje.
Po studiach Magdalena Król pracowała jako lekarz weterynarii. W ramach pracy doktorskiej badała nowotwory gruczołu sutkowego u psów. Jest to palący problem w weterynarii, nowotwór sutka zdarza się u suczek trzy razy częściej niż u samic innego gatunku. Jej projekt miał na celu poszukiwanie we krwi markerów, które pomogłyby w ocenie, czy u zwierzęcia wystąpi wznowa choroby i czy organizm właściwie odpowiada na leczenie.
Była stypendystką kilku programów FNP. Jednym z najważniejszych wyróżnień Polki jest grant Europejskiej Rady ds. Badań Naukowych – ERC. Prof. Król planuje doprowadzić terapię - rozwijaną w ramach spółki - do etapu badań klinicznych i zastosowania w leczeniu guzów litych, tak aby rzeczywiście pomogła ludziom.
Źródło: www.naukawpolsce.pap.pl | Karolina Duszczyk
Komentarze
[ z 9]
Takie wiadomości bardzo mnie cieszą. Walka z nowotworami jest bardzo trudna i nie każdemu udaje się ją wygrać. Niestety nowotwory dotykają także rodziny chorych, ponieważ często kojarzą im się z nieuchronną śmiercią. Dobrze, że medycyna cały czas idzie do przodu i udaje się znaleźć sposoby na walkę z tymi chorobami. Oby jak najszybciej takie innowacyjne metody leczenia weszły w życie i pacjenci mogli z nich korzystać.
Mnie również cieszy taki postęp medycyny. Jedyne co mnie martwi to ceny leków i zabiegów jakie muszą odbywać pacjenci onkologiczni. Są to bardzo często kwoty przekraczające możliwości przeciętnego Polaka. Często w mediach słyszy się o zbiórkach na chore dzieci i myślę, że gdyby nie one to bardzo dużo osób nie wygrało by walki z nowotworem. Niestety mam obawy, że ta nowo odkryta metoda będzie równie kosztowna jak inne i mimo jej skuteczności niewiele osób będzie z niej korzystać.
Znakomita informacja. Każde doniesienie o nowych odkryciach w dziedzinie leczenia nowotworów to bardzo dobry prognostyk na przyszłość. Chodzi o to, żeby naukowcy cały czas podejmowali próby odnalezienia formy walki z nowotworami i nawet, jeśli od takich pojedynczych odkryć i od pierwszych sukcesów w badaniach laboratoryjnych ma minąć kilka lat do prób klinicznych, a kolejne kilka do wprowadzenia leków na rynek, to przecież jakiś początek musi nastąpić i od jakiegoś odkrycia wszystko musi się zacząć. To ogromny powód do dumy, że polska profesor dokonała odkrycia, o którym mowa w powyższym artykule. Zjawisko, które pani profesor Magdalena Król wraz z zespołem nazwała TRAIN, wydaje się być niesamowicie istotne i możliwe, że to odkrycie będzie przełomem w onkologii. Od zawsze guzy nieukrwione, do których farmakologia nie miała żadnego dostępu, stanowiły ogromny problem i zarazem wyzwanie – jak dostarczyć cząsteczkę leku do miejsca, do którego nie dociera krew? Leki w organizmie transportowane są w ogromnej większości właśnie drogą krwi. Onkologia jest specyficzną dziedziną pod kątem leczenia – wymaga inteligentnych rozwiązań. Masa nowotworowa powstaje z własnych komórek naszego organizmu, leczenie nowotworu jest więc zwalczaniem części naszego ciała, która zaczęła się nieprawidłowo rozrastać. Trzeba zastosować leczenie, które zwalczy wybrane komórki – komórki nowotworowe, natomiast nie uszkodzi komórek prawidłowych, pamiętając, że jedne i drugie - komórki nowotworowe oraz komórki prawidłowe są komórkami naszego ciała. Istotą leczenia w onkologii jest więc określenie czynników, które różnicują komórkę nowotworową od zdrowej i zadziałać tak, by zniszczyć tylko tę nieprawidłową, nowotworowo zmienioną. Odkrycie pani profesor Magdaleny Król pokazuje nam, że do komórek nowotworowych docierają nasze komórki odpornościowe – makrofagi i niosą do nich klatki białkowe. Ogromnie istotne zagadnienie. Tak jaka sama pani profesor podkreśla, teraz czas , by odpowiedzieć sobie na pytania, jakie jest biologiczne znaczenie tego zjawiska – czy makrofagi próbują zwalczać nowotwór i niosą do jego komórek substancje, które mają go zniszczyć? Wtedy medycyna może spróbować im w tym pomóc i zintensyfikować to działanie przez pobieranie tych makrofagów, pakowanie leków do ich klatek białkowych i ponowne podawanie makrofagów pacjentowi. Czy może jednak nowotwór wydziela do krwi substancje, które każą makrofagom dostarczać komórkom nowotworowym jakiś czynnik wzrostu? Wtedy medycyna może spróbować to zjawisko zahamować i dodatkowo posłużyć się makrofagiem jako nośnikiem leku. Trudno wyobrazić sobie lepszy nośnik leku na nowotwór niż komórkę własnego organizmu pacjenta, która sama doskonale znajdzie drogę do komórek nowotworowych, gdziekolwiek by one nie były umiejscowione, i wprowadzi do niej lek. Wspaniałe odkrycie, które nawet jeżeli nie zostanie sfinalizowane opracowaniem konkretnego leku, to na pewno otworzy drogę do badań innym naukowcom, którym być może się to uda.
Immunoonkologia to nowoczesna metoda leczenia nowotworów. Jej celem jest aktywowanie układu odpornościowego organizmu tak, aby ten sam mógł walczyć z komórkami nowotworowymi. Dzięki tej innowacyjnej terapii pacjent chory na raka, dla którego wcześniej dostępnych było niewiele opcji leczenia, ma szanse na dłuższe życie i dobrą jego jakość. Immunoonkologia, należąca do grupy immunoterapii, to nowoczesna metoda leczenia nowotworów, która wykorzystuje układ odpornościowy do walki z rakiem. Immunoterapia onkologiczna stanowi przełom w leczeniu pacjentów z nowotworami i lekarze oczekują, że w nadchodzących latach stanie się istotnym elementem terapii onkologicznej - wraz z zabiegami chirurgicznymi, radioterapią, chemioterapią i terapią celowaną z wykorzystaniem przeciwciał monoklonalnych). Warto wiedzieć, że immunoonkologia pozwala także na opracowywanie skutecznych szczepionek przeciwko różnym rodzajom raka. Terapia immunoonkologiczna może być stosowana w przypadku wielu rodzajów raka. Terapie immunoonkologiczne są już dostępne dla pacjentów z zaawansowanym czerniakiem i rakiem gruczołu krokowego w USA, jak też są oceniane w wielu innych nowotworach. Co ważne, na razie immononkologia znajduje zastosowanie w leczeniu pacjentów, u których rak jest już w postaci zaawansowanej, często z przerzutami do innych narządów. Pytanie, czy terapię immunoonkologiczną można stosować tuż po rozpoznaniu nowotworu, na razie pozostaje bez odpowiedzi. W terapii immunoonkologicznej stosuje się lek, które mobilizują układ odpornościowy organizmu do walki z rakiem. Zadaniem układu odpornościowego jest ochrona organizmu przed ciałami obcymi, które mu zagrażają (np. przed bakteriami). W terminologii medycznej tego typu ciała obce są nazywane antygenami. Po ich dostaniu się do organizmu, układ odpornościowy zaczyna produkować przeciwciała - komórki, które posiadają zdolność swoistego wiązania antygenów, a tym samym - ich dezaktywacji. Proces ten nazywany jest reakcją immunologiczną. Ciałami obcymi są również komórki nowotworowe, jednak układ odpornościowy nie zawsze potrafi rozpoznać je jako szkodliwe dla organizmu, ponieważ potrafią one upodabniać się do komórek zdrowych. Ponadto, podobnie jak wirusy, mogą one zmieniać się na przestrzeni lat (mutować), unikając tym samym działania układu odpornościowego. Celem terapii immunoonkologicznej jest uaktywnienie układu odpornościowego tak, aby ten mógł rozpoznać komórki nowotworowe (także te "udające" zdrowe) i je zniszczyć. Terapia immunoonkologiczna, w porównaniu do innych metod leczenia raka, jest bezpieczna dla organizmu. W trakcie jej trwania zostają atakowane tylko komórki nowotworowe. Zdrowe komórki zostają oszczędzone lub nieznacznie uszkodzone (immunoonkologia charakteryzuje się niską toksycznością w stosunku do narządów nieobjętych chorobą). Dotychczasowe terapie: chemio- i radioterapia, oprócz tego, że niszczą komórki nowotworowe, powodują także bardzo duże spustoszenie w zdrowych komórkach i narządach organizmu. Nie wspominając o skutkach ubocznych terapii z wykorzystaniem cytostatyków, sterydów i naświetlań. Skutki uboczne terapii immunoonkologicznej są stosunkowo łatwe do opanowania. Dzięki immunoterapii układ odpornościowy może zapamiętywać sposób rozpoznawania komórek nowotworowych. Organizm wie, jak poradzić sobie z komórkami nowotworowymi danego typu i samodzielnie już może powstrzymywać ewentualne nawroty raka po zakończonym leczeniu (ma trwałe działanie przeciwnowotworowe). Dzięki temu terapia immunoonkologiczna stwarza szansę na długoterminowe przeżycie i dobrą jakość życia dla wielu pacjentów z różnymi zaawansowanymi chorobami nowotworowymi, dla których wcześniej prognozy były bardzo niekorzystne. Pacjenci ci mogliby wrócić do pracy, jak i zdrowo i aktywnie żyć przez wiele lat. Tradycyjna terapia, mimo że wykazano jej obiecujące działanie przeciwnowotworowe, nie daje długotrwałych efektów i w związku z tym nie przekłada się to na wzrost długotrwałego przeżycia. Co więcej, immunoonkologia może być skuteczna w leczeniu wielu rodzajów nowotworów, ponieważ działanie tej metody polega na aktywowaniu układu odpornościowego do walki z rakiem, w odróżnieniu od działania bezpośrednio na guz.
ostaci raka bardzo się od siebie różnią i nie ma na nie jednego cudownego lekarstwa, ale postęp w medycynie jest ogromny. Z rakiem można coraz dłużej żyć i coraz częściej staje się on po prostu chorobą przewlekłą. Choć wciąż zbyt wiele osób umiera z powodu chorób nowotworowych, mamy coraz więcej przykładów, że z rakiem można wygrać. Nowotwór pokonali Irena Santor, Anna Seniuk, Zofia Kucówna, Agata Buzek, Krystyna Kofta, Robert Gawliński czy Jan Kobuszewski. Krzysztof Kolberger, wybitny aktor i niezwykły człowiek, przeżył z chorobą nowotworową 20 lat. Jego lekarz i przyjaciel, onkolog Cezary Szczylik powiedział, że to nie rak go pokonał. Aktor zmarł w wyniku niespodziewanych powikłań, które mogły się przydarzyć każdemu. Problemy, z jakimi spotykamy się na co dzień, lecząc nawet banalne choroby, nie zawsze pozwalają obiektywnie spojrzeć na zmiany i postęp, jaki dokonał się w onkologii w ciągu ostatnich 20 lat. A zmieniło się bardzo wiele, chociaż lekarze wciąż posługują się trzema podstawowymi metodami walki z nowotworami. Najstarszą metodą leczenia chorób nowotworowych jest chirurgia. Drugą jest radioterapia, a trzecią farmakoterapia. Dwie pierwsze metody ograniczają swoje oddziaływanie do konkretnego obszaru naszego ciała. Leki stosowane w onkologii mają natomiast szansę dotrzeć do każdej komórki organizmu. To stwarza niezwykłe możliwości leczenia chorób nowotworowych, które – jak to bywa w hematologii – nigdy nie występują tylko w jednym miejscu organizmu. Leki, które przenikną do krwi, razem z nią mogą dotrzeć do wszystkich narządów i komórek ciała. Dzięki temu niszczą komórki nowotworowe. W ostatnim 20-leciu nauczyliśmy się skutecznie leczyć niektóre typy chorób nowotworowych. Przykładem może być przewlekła białaczka szpikowa, nowotwory przewodu pokarmowego czy rozsiany rak jajnika. Jeszcze niedawno rozpoznanie jednego z tych raków było wyrokiem śmierci. Obecnie, stosując klasyczną lub nowoczesną chemioterapię, można wyleczyć lub leczyć przez wiele lat znaczącą liczbę chorych. Jeszcze kilkanaście lat temu choremu z przerzutami niewiele można było zaproponować. Leczenie koncentrowało się na łagodzeniu dolegliwości, a chorzy umierali w ciągu kilku miesięcy. Dziś są inne możliwości. Tu dobrym przykładem może być rozsiany rak nerki. Chorym nie pomagała klasyczna chemioterapia. Ostatnie 3 lata przyniosły leki, które nawet przy zaawansowanym raku pozwalają wydłużyć życie o kilka lat. Następny przykład to szpiczak mnogi. Kilkanaście lat temu chory zmagał się z licznymi złamaniami, często musiał używać wózka inwalidzkiego, aby ograniczyć proces niszczenia kości. Dziś już w chwili rozpoznania choroby można zastosować leczenie, które cofa całkowicie lub w bardzo znaczny sposób ogranicza niszczenie kości. Kolejnym etapem leczenia szpiczaka były przeszczepy szpiku. Ale teraz u niektórych chorych zamiast przeszczepu można zastosować farmaceutyki – nowoczesne lub też te od dawna stosowane – kolejne badania pozwalają odkryć ich nieznane dotąd działanie. Nawet jeśli nie można jeszcze znacząco wydłużyć życia chorego, to w istotny sposób można wpływać na jakość jego życia. Lekarze znają sposoby, aby przy wczesnym rozpoczęciu terapii skutecznie leczyć chorych na raka prostaty, piersi. Coraz więcej osób żyje dłużej niż 5 lat po zakończeniu leczenia chłoniaków, białaczek, nowotworów tarczycy, jąder, skóry. Ale lista nowotworów, które wciąż wygrywają ze współczesną medycyną, jest długa. Należą do nich rak trzustki, wątroby, żołądka, płuc. Tu postępy leczenia wyglądają skromniej, co nie znaczy, że ich nie ma. Leczenie onkologiczne jest obciążone wieloma powikłaniami. Wypadanie włosów, nudności, wymioty, zmiany skórne, niedokrwistość – to tylko nieliczne z nich. Współczesna medycyna z większością z nich dobrze sobie radzi. Podając w czasie chemioterapii odpowiednie leki, można powstrzymać lub znacznie ograniczyć wymioty. Doceniono także rolę psychoterapii w leczeniu onkologicznym. Nikogo już nie dziwi, że pacjent przekonany do kuracji, rozumiejący jej trudy, ale i efekty, ma mniej przykrych objawów. Za postęp trzeba uznać, że coraz więcej leków onkologicznych ma postać tabletek, które można przyjmować w domu, bez konieczności częstych wizyt w szpitalu i bez ryzyka uszkodzenia żył z powodu kroplówek. Wydawać by się mogło, że najmniejszy postęp dokonał się w chirurgii onkologicznej. Guzy nadal usuwa się podczas operacji, ale dziś możliwe jest ich wycięcie bez rozległego zabiegu. Do praktyki onkologicznej na stałe weszły metody mikrochirurgiczne, laparoskopia, specjalne sondy, którymi można operować guzy mózgu i wiele innych. Efekt terapeutyczny jest taki sam jak w przypadku rozległej operacji, ale korzyścią dla chorego jest szybszy powrót do zdrowia i mniejsze straty psychiczne. Przykładem mogą tu być oszczędzające operacje piersi. Wprawdzie nie wpływają one na długość życia po operacji, ale znacznie poprawiają jego komfort.
Super informacje ! Niestety, nowotwory są diagnozowane już coraz częściej, u coraz młodszych ludzi. Dlatego też takie nowoczesne terapie sa bardzo potrzebne. Trzeba znaleźć wszystkie mutacje w genach, które doprowadziły do rozwoju nowotworu, i uderzyć w te, które są najbardziej aktywne. Tak zindywidualizowane leczenie może wreszcie pozwoli pokonać raka. Jeszcze w latach 90. XX wieku uważano, że wszyscy chorzy, u których nowotwór rozwinie się w danym narządzie, chorują tak samo. Rak płuca był więc traktowany jak jedna choroba i standardową formą leczenia wszystkich rozsianych nowotworów płuca stała się chemioterapia. Ale to się powoli zmienia. Kiedy bowiem wnikliwie zaczęto obserwować tkankę nowotworową, zauważono, że u różnych chorych komórki raka wyglądają inaczej. Kilka lat później, gdy jeszcze dokładniej przyjrzano się budowie komórek nowotworów, odkryto, że na ich powierzchni znajdują się różne nieprawidłowe białka, a to oznacza, że za każde z takich białek odpowiada inne zaburzenie pracy genu. Wtedy też zaczęto tworzyć leki, które blokowały te wadliwe białka. Pierwszy lek, który celował dokładnie w przyczynę rozwoju raka, wprowadzono na rynek w maju 2001 roku. Skutecznie zwalczał przewlekłą białaczkę szpikową. Nazwano go magiczną pigułką, a jego twórcy otrzymali cenioną w świecie medycyny nagrodę im. Alberta Laskera za „przekształcenie śmiertelnego raka w stan przewlekły”. Szybko potem zaczęły powstawać kolejne leki. Nazwano je ukierunkowanymi molekularnie lub celowanymi. Wyraźnie poprawiły one wyniki leczenia nowotworów. Pojawiły się nawet głosy, że rak zostanie wkrótce pokonany. Otrzeźwienie przyszło dokładnie dziesięć lat temu. W 2008 roku w „Nature”, jednym z najbardziej cenionych czasopism naukowych, ukazał się artykuł, w którym wykazano, że w jednym nowotworze może być kilka zmutowanych genów. To oznaczało, że jeden lek celowany nie pokona raka, lecz że trzeba uderzyć w nowotwór z kilku stron. To badanie wyjaśniło także, dlaczego terapia celowana niekiedy nie przynosi takich efektów, jak zakładano, i rak dalej się rozwija. Każdy pacjent choruje zatem nieco inaczej. Każdego należy więc też nieco inaczej leczyć. Stąd pomysł, by najpierw identyfikować wszystkie mutacje w genomie pacjenta, o których wiadomo, że mogą być związane z rozwojem choroby. A potem na podstawie wyników testów DNA oraz informacji o dotychczasowych efektach leczenia innych pacjentów dobrać najbardziej skuteczną terapię. Dziś już niektórzy chorzy są tak właśnie leczeni. Takie terapie przynoszą jednak korzyść nie tylko pacjentom, lecz także całemu systemowi ochrony zdrowia. Amerykanie obliczyli, że gdyby wszystkie kobiety z rakiem piersi przed rozpoczęciem terapii zostały poddane testom genetycznym, zużycie chemioterapii zmniejszyłoby się o 34 proc. W ten sposób na każdym pacjencie można by zaoszczędzić ponad 2 tys. dolarów. Gdyby zaś z badań genetycznych skorzystali wszyscy pacjenci dotknięci rakiem jelita grubego, to koszty leczenia tego nowotworu uległyby zmniejszeniu o ponad 600 mln dolarów rocznie. Drogie, nowoczesne leki dostaliby bowiem tylko ci pacjenci, u których wiadomo, że będą one działać.
Dostarczenie leku bezpośrednio do guza może przyczynić się do tego, że nie będzie on oddziaływał na inne komórki naszego organizmu co z pewnością przyczyni się do redukcji działań niepożądanych. Naukowcy na całym świecie starają się dowiedzieć co przyczynia się do rozwoju nowotworów jak im zapobiegać, jak je leczyć oraz co bardzo ważne, wykryć możliwie na wczesnych etapach. W ostatnim czasie bardzo wiele mówi się o tym, że sztuczna inteligencja jest coraz chętniej stosowana w medycynie. Jak się okazuje w przypadku badań obrazowych wykorzystywanych często w przesiewowych badaniach okazuje się niezwykle skuteczna. Ostatnio przeprowadzono pewne badanie, który wykazało, że sztuczna inteligencja okazała się skuteczniejsza w wykrywaniu nieprawidłowości podczas mammografii niż specjaliści. Każdy lekarz zwykle inaczej analizuje konkretne zdjęcie co może przyczynić się do tego, że pewne rzeczy mogą zostać pominięte. Pamiętajmy, że człowiek jest tylko człowiekiem i może się pomylić. Bardzo dobrze więc aby w takiej sytuacji, w razie jakiś niepewności można by było liczyć na różnego rodzaju urządzenia czy oprogramowania, które powstają przecież po to aby poprawiać standardy leczenia oraz diagnostyki, zwiększając szanse pacjentów na przeżycie. Jedno jest pewne sztuczna inteligencja nie jest w stanie w stu procentach zastąpić lekarzy, którzy przecież mają również kontakt z pacjentkami, który jest bardzo ważny. Bardzo wiele mówi się o naturalnych związkach, które są w stanie zredukować prawdopodobieństwo wystąpienia nowotworów. Jakiś czas temu przeanalizowano kilka tysięcy badań nad kurkuminą, która występuje w kurkumie. Jak się okazuje jest ona w stanie zredukować ryzyko rozwoju ośmiu rodzajów nowotworów. Kurkumina jest przeciwutleniaczem polifenolowym. Przeprowadzone badania wykazały, że może być ona skuteczna w terapii raka piersi, płuc, żołądka, krwi, szpiku, trzustki czy prostaty. Naukowcy uważają, że jej działanie oparte jest na blokowaniu transportowania składników odżywczych do komórek nowotworowych. Co więcej nie uszkadza ona zdrowych komórek ponieważ toksyczne związki, które są uwalniane z martwych komórek są przez nią blokowane. Oczywiście związek ten nie może być wykorzystywany jako jedyna forma terapii nowotworów jednak lekarze będa dalej koncentrować się na jej składnikach, co może przybliży ich do opracowania skuteczniejszych leków. Trzeba również zaznaczyć, że istnieją pewne ograniczenia co do jej wykorzystania z uwagi na to, że jest ona bardzo słabo wchłanialna, co wiąże się z tym, że aby mogła działać odpowiednio skutecznie musiałaby być przyswojona w bardzo dużej ilości. Niestety nie jest to możliwe ponieważ spowodowałoby to wystąpienie działań niepożądanych takich jak: biegunki, wymioty, czy bóle głowy. Eksperci zwracają uwagę na to, że 75 procent nowotworów zależy od naszego stylu życia. Moim zdaniem to bardzo duży odsetek świadczący o tym, że to my sami w dużej mierze jesteśmy odpowiedzialni za ich występowanie. To powinien być jasny sygnał dla wszystkich obywateli aby zmienić swój styl życia i zacząć żyć według zaleceń lekarzy opierających się na najnowocześniejszych doniesieniach naukowych. Jeżeli chodzi o zapobieganie rozwoju nowotworów to cały czas wspomina się o tym jak ogromną rolę odgrywa aktywność fizyczna. Doskonale wiemy o tym, że redukuje ona nie tylko ryzyko rozwoju groźnych nowotworów, ale także innych chorób, które stają się coraz częściej diagnozowane, prawdopodobnie z uwagi na niezdrowy styl życia, który prowadzi znaczna część społeczeństwa. Cały czas zmieniają się zalecenia co do ilości aktywności, która powinna być wykonywana w każdym tygodniu. Aktualnie jest to od 2,5 do 5 godzin umiarkowanej lub 1,25 do 2,5 intensywnej aktywności fizycznej. Jeżeli nie jest to możliwe to jak podkreślają specjaliści każdy rodzaj oraz czas wykonywanej aktywności pozytywnie oddziaływuje na nasze zdrowie i zmniejsza ryzyko rozwoju groźnych chorób. W dzisiejszych czasach bardzo trudno jest wielu osobom wygospodarować odpowiednią ilość czasu jednak jest to jak najbardziej możliwe, potrzeba tylko właściwej organizacji. Pierwsze dni, tygodnie, a nawet miesiące mogą być trudne jednak wydaje mi się, że warto jest się zmotywować ponieważ jak widzimy dzięki niej możemy uniknąć niektórych chorób. Dzięki regularnemu wysiłkowi zmniejsza się ryzyko rozwoju raka okrężnicy w przypadku mężczyzn. Jeżeli chodzi zaś o kobiety to redukcji ulega ryzyko rozwoju raka piersi, endometrium, nerki czy wątroby. Nie da się nie zauważyć, że aby możliwe zwiększyć szanse pacjentów na wyleczenie konieczne są większe nakłady finansowe. Takich też potrzebuje polska ochrona zdrowia, również jeżeli chodzi o onkologię. Dzięki temu możliwy będzie zakup nowoczesnej aparatury, a także leków, które często są bardzo drogie i niestety nie objęte refundacją. Jak się okazuje Narodowa Strategia Onkologiczna przewiduje zwiększenie nakładów na onkologię w latach 2020-2030. Kwota ta ma wynosić 250 milionów złotych każdego roku. Natomiast w latach 2024-2030 ma to być 500 milionów złotych. Moim zdaniem to bardzo dobry pomysł, który poprawi standard leczenia nowotworów w naszym kraju. Na pewnej konferencji przedstawiono dane które wskazują, że pięcioletnie wyleczenie wynosi w naszym kraju około 48 procent. 56 procent jeżeli chodzi o kobiety, a 41 w przypadku mężczyzn. Jak się okazuje średnia ta jest o około 10-15 procent mniejsza niż w przypadku bogatszych krajów. Jeżeli chodzi o Europę Zachodnią to wskaźnik ten wynosi 60-70 procent, a w Stanach Zjednoczonych aż 70-80 procent. Według ekspertów takie zależności wynikają właśnie z nakładów na onkologię. W przypadku Polski jest to około dwa tysiące dolarów na jednego pacjenta, natomiast w krajach takich jak Francja, Niemcy czy Belgia jest ich dwa razy więcej. Dobrą wiadomością jest to, że systematycznie sytuacja w polskiej onkologii ulega poprawie, co zwiększa szanse pacjentów na dłuższe życie. Takie ogromne projekty nie mogą się również obejść bez skupieniu się na profilaktyce. Naukowcy od dawna powtarzają, że zarówno ona jak i regularne badania zwiększają nasze szanse w walce z chorobą nowotworową. Nie ma wątpliwości, że tak właśnie jest. Trzeba jednak zaznaczyć jak ważna jest świadomość naszego społeczeństwa. Wiele osób wciąż nie chce się decydować na regularne badania co niestety zwiększa ryzyko rozwoju u nich nowotworów i osiągnięciu stadiów, które niestety bardzo często nie są już wyleczalne lub sprawiają, że dana osoba ma mniejsze szanse na przeżycie. Rozwój wielu nowotworów trwa często kilka lat. Gdyby regularnie badano się raz w roku wykonywał różnego rodzaju badania diagnostyczne to prawdopodobieństwo osiągnięcia zaawansowanych stadiów byłoby znacznie mniejsze. Według Światowej Organizacji Zdrowia zainwestowanie w prewencję około 11,4 biliona dolarów pozwala na zaoszczędzenie 100 bilionów związanych z leczeniem. Oczywiście sumy te są ogromne jednak z pewnością stosunki te są podobne jeżeli weźmiemy pod uwagę mniejsze sumy, które są przeznaczane na profilaktykę chorób nowotworowych w różnych częściach świata, także w Polsce. Istnieje Europejski Kodeks Walki z Rakiem, które zawiera dziesięć najważniejszych czynników rozwoju nowotworów. Podkreśla się istotną rolę aktywności fizycznej, a także redukowanie stresu lub jego unikanie. Oczywiście unikanie sytuacji stresowych w dzisiejszych czasach jest praktycznie niemożliwe. Niemal na każdym kroku możemy się z nim spotkać. Ważne jest aby zrównoważać te stresory poprzez chociażby wykonywanie czynności, które są dla nas przyjemne i pozwalają zapomnieć o codziennych problemach. Zaleca się także zaszczepienie przeciwko wirusowi zapalenia wątroby, który może zwiększać ryzyko rozwoju jej raka, a w przypadku kobiet także przeciwko wirusowi brodawczaka ludzkiego, który odpowiada za większą część przypadków raka szyjki macicy. Zaleca się także unikanie przypadkowych stosunków seksualnych, a jeżeli w rodzinie występowały nowotwory to warto wykonać badania genetyczne. Konieczne jest także unikanie spożywania alkoholu. Ostatnio przeprowadzone badania sugerują, że jego każda ilość może zwiększać ryzyko rozwoju nowotworu na skutek tego, że w wyniku jego metabolizmu powstaje aldehyd octowy, który ma działanie karcynogenne. Należy również wspomnieć o nałogu palenia papierosów. Co prawda osób palących jest coraz mniej, jednak wciąż jest to bardzo duża grupa osób. W dzisiejszych czasach i tak jesteśmy narażeni na ogromną ilość zanieczyszczeń znajdujących się w powietrzu, którą i tak wdychamy narażając się także na rozwój nowotworów.
Terapia genowa to olbrzymi sukces współczesnej medycyny. Oczywiście, obarczona jest pewnymi ograniczeniami, ale to światło w tunelu jeśli chodzi o te najbardziej złośliwe nowotwory. Dużo ciekawych informacji można przeczytać w artykule naukowym p. Marcina Szwarca z WUMu. Podstawowym problemem terapii genowej jest znalezienie optymalnego nośnika - wektora. Jego zadaniem jest wydajny trans-fer genu do komórek (szczególnie w przy-padku terapii in vivo) w sposób selektywny i kontrolowany. Obecnie wykorzystuje się wektory wirusowe, bakteryjne, plazmidowe oraz całą gamę nośników syntetycznych. Wektory wirusowe są, jak dotąd, najbardziej skutecznymi nośnikami używanymi do transferu genów. Nośniki takie pozyskuje się zastępując część genów wirusowych genem terapeutycznym. Dodatkowo – często wprowadza się promotory tkankowo i nowotworowo swoiste (ich ekspresja jest największa w konkretnych tkankach). Nawet gdy konieczna jest ścisła regulacja eks-presji genu terapeutycznego, wykorzystuje się promotory regulowane (naturalne, np. promotor erytropoetyny, którego aktywacja zależy od stężenia parcjalnego tlenu, lub systemy, których ekspresja jest regulowana przez substancję egzogenną, np.: system tetracyklinowy aktywowany w obecności tetracykliny lub doksycykliny). Jako wektory wirusowe wykorzystuje się rekombinowane adenowirusy, retrowirusy, lentiwirusy, AAV (Adenoassociated virus), wirusy opryszczki oraz tworzy się hybrydowe wektory wirusowe (jednym z przykładów może być kombi-nacja adenowirusów z wektorami AAV). Każdy z powyższych wektorów posiada za-równo zalety, jak i ograniczenia. Dlatego tak ważny jest odpowiedni dobór wirusa do konkretnej terapii. Retrowirusy są dobrym wyborem przy terapii ex vivo, np. przy wy-korzystaniu komórek macierzystych, ze względu na możliwość uzyskania długo-trwałej ekspresji transgenu spowodowanej wbudowywaniem genów wirusowych do genomu gospodarza, bez ryzyka wystąpienia mutacji insercyjnych w komórkach innych niż docelowe. Nośniki niewirusowe zdobywają coraz większą popularność pomimo faktu, że praktycznie wszystkie próby kliniczne terapii genowej są prowadzone przy użyciu wektorów wirusowych. Można nimi dość łatwo i bezpiecznie manipulować (wprowadzenie wirusowych wektorów obecnej generacji do organizmu może wiązać się z ryzykiem rekombinacji genetycznej in vivo). Ponieważ metody fizyczne wprowadzania DNA plazmidowego do komórki (mikro-iniekcja, elektroporacja, sonoporacja, bombardowanie cząstkami przy użyciu tzw. pistoletu genowego) ograniczają się praktycznie do terapii ex vivo, więcej uwagi poświęca się badaniom nad metodami transferu genów z udziałem związków chemicznych (nośników). Konstrukcja takiego nośnika musi uwzględniać wiele przeszkód, jakie napotka on w czasie terapii. Istotne cechy idealnego nośnika niewirusowego to:l zdolność kondensowania i ochrony przenoszonego DNA przed degradacją l zdolność przyłączania się do docelowych komórek w bardzo swoisty sposób l zdolność wnikania do komórek w drodze fuzji lub endocytozy (w przypadku endocytozy – powodowania endosmolizy)l zdolność transportowania transgenu do jądra komórki. Kondensacja DNA jest podstawowym wymogiem dla nośnika niewirusowego. Im mniejszy będzie taki kompleks (nośnik-DNA), tym wydajniejsza będzie transfekcja. Ponadto „nagie DNA” posiada, podobnie jak błona komórkowa, ładunek ujemny, zatem kompleks o ładunku dodatnim będzie dodatkowo ułatwiał wnikanie transgenu do cytoplazmy. Ochrona przed degradacją jest nie mniejszym problemem. Jedną z najważniejszych cech choroby nowotworowej jest występowanie przerzutów i ich rozsiew, dlatego najskuteczniejsze nośniki będą docierały nawet do miejsc odległych od pierwotnego ogniska nowotworu. Dla przykładu polimery PEI (polietylenoiminy) z podstawionymi 600 grupami cetylowymi ( -C16H33) wykazują zwiększoną odporność na degradację w surowicy (jednak mniejszą dostępność przenoszonego DNA dla mechanizmu transkrypcyjnego komórki). Mniejszą (w porównaniu z wiru-sami) wydajność transferu DNA próbuje się zwiększać za pomocą różnego rodzaju modyfikacji, na przykład za pomocą nośników wykorzystujących swoiste receptory na powierzchni komórek docelowych . Wydajność uwalniania kompleksów nośnik-DNA z endosomów do cytoplazmy jest uzależniona od obecności w nośniku składnika zdolnego do destabilizacji błony endosomu (w przeciwnym wypadku w dojrzałym endosomie aktywacja enzymów litycznych prowadzi do zniszczenia kompleksu i de-gradacji DNA). Składnikiem takim może być fosfatydyloetanolamina (DOPE) lub podjednostki pewnych toksyn bakterii z rodzaju Pseudomonas i Diphteria, a nawet elementy strukturalne niektórych wirusów (np. fragment hemaglutyniny wirusowej). W celu zwiększenia wydajności transferu transgenu do jądra stosuje się w konstrukcji nośników wirusowe sygnały lokalizacji jądrowej, nierzadko w połączeniu z innymi białkami. Przy wykorzystaniu metod niewirusowych w transferze transgenów musi być zoptymalizowanych wiele czynników. Jednak nietrudno wyobrazić sobie, że w przyszłości terapia genowa opierać się będzie na wektorach całkowicie syntetycznych, wykorzystujących szereg mechanizmów znanych z cytofizjologii i wirusologii. Wydaje się, że konstrukcja takich nośników będzie umożliwiała naukowcom bezpieczną manipulację i kontrolę nad losami transgenu, a tera-pia genowa stanie się najskuteczniejszą bronią do walki z nowotworami. Źródłem procesu nowotworzenia są za-burzenia w funkcjonowaniu genów spowo28GF marzec 2014dowane przez szereg mutacji kumulujących się w materiale genetycznym przez dziesięciolecia. Ich ilość w genomie komórki jest wypadkową siły działania egzogennych czynników mutagennych, aktywności układów detoksykacyjnych organizmu i sprawności mechanizmów naprawy DNA. Istnieje kilka strategii terapii genowej w walce z nowotworem. Pierwszą z nich jest zmiana „złośliwego” fenotypu. Polega ona na naprawie lub za-blokowaniu ekspresji zmutowanych genów, w wyniku czego uniemożliwiany jest po-dział komórki nowotworowej lub nawet zmuszenie jej do apoptozy. Wiele prób klinicznych polegało na wprowadzaniu prawidłowego genu p53, najbardziej znanego supresora transformacji nowotworowej (jest on zmutowany w większości typów nowotworów). Mimo że tylko niewielki od-setek pacjentów (około 10 proc.) zareagowało na leczenie, metoda ta jest udoskonalana poprzez modyfikacje genu p53 i wek-torów. Strategia swoistego hamowania eks-presji zmutowanego genu może wykorzystywać m.in.: antysensowne nukleotydy, rybozymy (enzymatyczne RNA), deoksyrybozymy (enzymatyczne oligonukleotydy DNA) lub niskocząteczkowe, interferujące RNA (siRNA). Z ich pomocą próbuje się hamować ekspresję onkogenów (np.: k-ras, c-fos, c-myc, bcr-abl, c-myb), obecnych w wielu rodzajach nowotworów. Wykorzystuje się je również do hamowania ekspresji genu oporności wielolekowej (mdr1), łączonego z chemioopornością nowotworów, w celu uwrażliwienia komórek nowotworowych na podawane chemioterapeutyki. Kolejną strategią wykorzystywaną w terapii genowej nowotworów jest bezpośrednia eliminacja komórek nowotworowych. Czasem gen kodujący próbuje się wprowadzić do komórek nowotworowych licząc, że w wyniku jego ekspresji komórki te zostaną zabite. Niekiedy próbuje się wprowadzać gen kodujący toksyczne białko do komórek nowotworowych, który po ekspresji zabiłby ją. Jednak trzeba pamiętać, że taki schemat postępowania jest uzależniony od swoistości transferu genu. Częściej wykorzystuje się tzw. geny samobójcze, które kodują białka przekształcające nietoksyczny substrat (pro-lek) w toksyczne metabolity, indukujące apoptozę w tych komórkach. Kolejną próbą jest wykorzystanie genów pro-apoptotycznych, kodujących endogenne białka indukujące apoptozę. Jednak ze względu na to, że wywołują one apoptozę we wszystkich komórkach, niezwykle ważne jest zapewnienie ograniczenia ich ekspresji jedynie do komórek nowotworowych. Ten problem zdaje się być rozwiązany przy wykorzystaniu wirusowych genów proapoptotycznych (np. e4orf4), które indukują apoptozę jedynie w stransformowanych komórkach nowotworowych. Również niektóre wi-rusy indukują lizę wyłącznie komórek nowotworowych (tzw. wirusy onkolityczne), na przykład adenowirus ONYX-015 replikuje się jedynie w komórkach nowotworowych ze zmutowanym genem supresorowym p53.Niezwykle ciekawe są próby wykorzystania bakterii beztlenowych mogących rozwijać się tylko w warunkach niedotlenienia (hipoksji). Ze względu na ogromną ilość tlenu, którego potrzebują rosną-ce guzy nowotworowe, praktycznie zawsze znajdują się one właśnie w stanie hipoksji. Bakterie beztlenowe, po odpowiednich modyfikacjach genetycznych, wykorzystywane są jako swoisty wektor do wprowadzania genów samobójczych w rejony niedotlenienia. Niezwykle ważny dla strategii bezpośredniej eliminacji komórek nowotworowych jest fakt, że toksyczne metabolity po-wstające w zmodyfikowanych genetycznie komórkach mogą przenikać na zewnątrz i niszczyć sąsiednie komórki niezmodyfikowane. Efekt ten często nazywany jest efektem sąsiedztwa (bystander effect) i zwiększa powodzenie leczenia terapii guzów nowotworowych. Kolejną zaletą jest to, że niszczone komórki nowotworowe uwalniają antygeny, które mogą być prezentowane przez komórki dendrytyczne i uaktywniać dodatkową odpowiedź immunologiczną.W eliminacji komórek nowotworowych można wykorzystywać także bardziej pośrednie metody. Przeprowadzono wiele badań mających na celu stymulowanie organizmu do walki z nowotworem. Wykorzystuje się w tym celu m.in. ednogenne białka modyfikujące odpowiedź immunologiczną – cytokiny. Duże, miejscowe ich stężenie (uzyskane np. po podaniu doguzowym) dość efektywnie stymuluje układ odpornościowy do walki z nowotworem. Innym sposobem jest wykorzystanie tzw. szczepionek genetycznych, których zadaniem jest mobilizowanie organizmu do walki przeciwko konkretnym antygenom nowotworowym. Można to uzyskać przez pobranie od pacjenta komórek jakich układu odpornościowego i zmodyfikowanie ich genetycznie. Zmienione w ten sposób „superkomórki” skuteczniej atakują nowotwór. Niezwykle ciekawa, z punktu widzenia teoretycznego, jest strategia antyangiogenna. Ma ona na celu zahamowanie rozwoju naczyń krwionośnych odżywiających guz nowotworowy i w wyniku tego uniemożliwić jego wzrost (w tym celu wprowadza się geny kodujące endogenne inhibitory angionegezy). Niezależnie, która ze strategii okaże się najskuteczniejsza, trzeba pamiętać, że nowotwory są wyjątkowo zróżnicowaną grupą chorobową i mają niezwykłą zdolność do adaptacji oraz nabywania oporności na leczenie. Dobrym przykładem może być genom raka piersi. W badaniach przeprowadzonych na greckim uniwersytecie w Janinie wykryto 27 173 mutacji w guzie pierwotnym raka piersi, natomiast w komór-kach przerzutowych w mózgu znaleziono ich ponad 51 700. Od pierwszych prób klinicznych w zakresie terapii genowej nowotworów minęło ponad dwadzieścia trzy lata. Od tamtego czasu przeprowadzono tysiące badań, odkryto wiele nowych mechanizmów i zaproponowano nowe strategie leczenia. Mimo to przed terapią genową jest wiele nierozwiązanych problemów i trudności. Nadal dalecy jesteśmy od metody, która umożliwi całkowite zniszczenie wszystkich komórek nowotworowych bez naruszania przy tym tych zdrowych. Jednak z każdym rokiem przeprowadza się coraz więcej badań klinicznych przy udziale terapii genowej (w 2013 roku zarejestrowano ich ponad 1970), w tym ponad 65 proc. dotyczyła nowotworów. Wydaje się, że XXI wiek będzie czasem ingerencji w genom ludzki i real-ne stanie się rozszyfrowanie tajemnic ukrytych w ludzkim DNA, co umożliwi stosowanie terapii genowych w skutecznym leczeniu chorób nowotworowych.
Ostatnio coraz popularniejsza staje się tak zwana chemioterapia przedoperacyjna, która redukuje ryzyko powikłań pooperacyjnych i obniża ryzyko przerzutu do węzłów chłonnych. Odpowiednie przygotowanie pacjenta, które związane jest z doborem właściwej diety, konsultacji z innymi specjalistami, poprawa kontroli innych chorób przewlekłych trwa około dwóch miesięcy. W ostatnich latach jeśli chodzi o leczenie raka jelita grubego jakość leczenia w naszym kraju uległa znacznej poprawie. Istnieje leczenie celowane w pierwszej i drugiej linii leczenia celowanego dla chorych opornych na chemioterapię. Pandemia w pewnym stopniu zmieniła dostęp do leczenia onkologicznego, warto jednak zaznaczyć, że pacjenci nie pozostali bez opieki. W wielu ośrodkach przeprowadzane są planowe zabiegi. W wielu przypadkach zmieniane są formy leczenia, na przykład zamiast wlewów w miarę możliwości stosuje się leki doustne. Zdarza się, że podawane dawki są wyższe, dzięki czemu terapia jest krótsza, a pacjenci rzadziej muszą stawiać się u specjalistów, co z punktu widzenia epidemiologicznego oczywiście jest bardzo ważne. Jeżeli chodzi o bezpieczeństwo to pacjenci przed przyjęciem na oddział mają mierzoną temperaturę, zbiera się od nich wywiad epidemiologiczny i oczywiście wykonuje się test w kierunku zakażenia COVID. Dzięki temu możliwe jest wykrycie pacjentów, którzy są zakażeni koronawirusem, ale w wielu przypadkach nie mają objawów. Nie można jednak zapominać, że to pacjent nie jest dodatni w dniu przyjęcia, nie świadczy o tym, że nie jest chory i nie zaraża. Mimo to ryzyko jest minimalizowane w dużo większym stopniu. Istnieją jednak sytuacje, że pacjent ma dodatni wynik test na obecność koronawirusa, ale przeprowadzenie operacji jest konieczne. W takiej sytuacji chory nie pozostaje bez opieki. Zabieg wykonywany jest w odpowiednio przygotowanym bloku operacyjnym, a cały zespół jest wyposażony w odpowiednie środki ochrony. Również w przypadku onkologii coraz częściej wykorzystuje się telemedycynę. Onkolodzy mogą przeprowadzać z pacjentami telekonsultacje. Ponadto mogą wydać zlecenie chociażby na badanie krwi, a wyniki dotrą do lekarza drogą elektroniczną. Dzięki temu o czym wspomniałam wcześniej, czyli zamiany chemioterapii na leki doustne, pacjent może odbyć terapię w domu. Zdarza się jednak tak, że pacjenci cały czas będą wymagać chemioterapii, na przykład w terapiach przewodu pokarmowego. W takim wypadku dostają oni do domu infuzory napełnione właściwym lekiem. Podłącza się go do portu naczyniowego, który jest wstrzykiwany pod skórę. Doskonale wiemy, że w przypadku takiej formy terapii bardzo często dochodzi do wystąpienia działań niepożądanych. Z tego powodu pacjenci są zaopatrywani dodatkowo w leki przeciwwymiotne i przeciwbólowe.Warto jest wspomnieć o tak zwanych nowotworach neuroendokrynnych. W wielu przypadkach są one rozpoznawane przypadkowo, ale występują stosunkowo często. Komórki tego nowotworu mogą być rozproszone w całym organizmie np. w przewodzie pokarmowym, mózgu, kościach czy płucach. Osoby, których dotyka najczęściej mają 50-60 lat, ale mogą oczywiście występować u młodszych ludzi. Ich cechą charakterystyczną jest to, że rosną raczej w wolnym tempie, często przez wiele lat nie dając żadnych objawów, które są typowe. Dopiero w przypadku powstania przerzutów mogą pojawiać się symptomy, które skłaniają nas do wizyty u lekarza. Gdy dostają się one do wątroby mogą pojawić się biegunki i uderzenia gorąca, co ma związek z wydzielaną serotoniną. Jeżeli lekarze widzą w różnego rodzaju obrazach, że przykładowo w wątrobie czy kościach występują przerzuty, a pacjent nie ma żadnych typowych objawów to można wysnuć podejrzenia, że jest to nowotwór neuroendokrynny. Niezbędna jest więc jak najszybsza diagnostyka, ponieważ postępowanie w przypadku takiego nowotworu jest zupełnie inne niż w tych klasycznych nowotworach. Konieczne jest wykonanie badań obrazowych takich jak rezonans magnetyczny, tomografia komputerowa czy badania endoskopowe w celu wykrycia pierwotnej zmiany. Wtedy wykonuje się biopsję w celu potwierdzenia czy lekarze mają do czynienia z guzem neuroendokrynnym. W przypadku ich podejrzenia musi być przeprowadzona także scyntygrafia albo PET z wykorzystaniem izotopów galu, który pozwala na wykrycie receptorów somatostatyny. Jest on dużo dokładniejszy i pozwala wykryć zmiany powstające na początku rozsiewu choroby. W przypadku tych nowotworów w pierwszej kolejności wykonuje się leczenie chirurgiczne, a potem rozpoczyna się hormonoterapię z wykorzystaniem analogów somatostatyny. W zaawansowanych postaciach choroby, leczenie hormonalne może trwać do końca życia. Jest to bezpieczna terapia i rzadko dochodzi do występowania istotnych skutków ubocznych. Oczywiście nie stanowi to stuprocentowego zabezpieczenia i czasem może dojść do wznowy guza. Dobrą informacją jest to, że w wielu przypadkach takie leczenie okazuje się skuteczne i choroba przez wiele lat może nie ulegać progresji. Warto wspomnieć o raku trzustki. Walka z nim wciąż jest bardzo trudna. Do 2030 roku istnieje ryzyko, że znajdzie się on na drugim miejscu pod względem wszystkich zgonów z powodów onkologicznych. W przypadku tego nowotworu najważniejsze jest aby możliwie jak najszybciej wykonać zabieg. Cechą na którą warto jest zwrócić uwagę jest fakt, że tylko 15 procent tego guza stanowią komórki nowotworowe. Pozostała część to fibroblasty, które tworzą podścielisko. Guz ma bardzo zbitą strukturę, co powoduje, że leki mają utrudniony dostęp do komórek nowotworowych. W ostatnim czasie mówi się o liposomalnym irynotekanie, który jest zapakowany w liposom. W ich przypadku możliwe jest przedostanie się w pobliże komórek nowotworowych i skuteczniejsze działanie. Lek ten jest już zarejestrowany w Unii Europejskiej, a w naszym kraju stosuje się go w kilku ośrodkach, jednak jak na razie nie jest jeszcze refundowany. Aktualnie stosowanym lekiem w przypadku raka trzustki jest sorefenib. Naukowcy jakiś czas temu zastosowali połączenie dwóch leków- atezolizumabu i bewacyzumabu. Pierwszy z nich oddziaływuje na komórki układu odpornościowego, sprawiając że skuteczniej niszczą one komórki nowotworowe, a z kolei drugi hamuje angiogenezę, dzięki temu ogranicza się odżywianie złośliwego guza. Dobrą informacją jest to, że w znacznym stopniu wydłużeniu uległo życie chorego, a jakość ich życia jest na lepszym poziomie. Istnieje szansa, że ta terapia szybko zostanie dopuszczona i wykorzystywana w warunkach klinicznych. Rak jelita grubego jest bardzo często diagnozowany w naszym społeczeństwie. W dużej mierze zależy to od stylu życia, jaki prowadzą Polacy. W ostatnich latach sytuacja uległa zmianie, jednak wciąż ko naukowcy poświęcają w ostatnich latach bakteriom jelitowym. Istnieją szanse, że można je wykorzystać także w przypadku onkologii. Naukowcy ze Stanów Zjednoczonych zwrócili uwagę, że istnieją tak zwane onkomikrobiomy, które występują w otoczeniu ogniska raka żołądka, jelita czy trzustki. Przypuszcza się, że mogą one brać udział w powstawaniu guza, jego rozroście, a także w odpowiedzi na stosowane leki. Z tego właśnie względu testowane są terapie, oparte na stosowaniu leku przeciwnowotworowego w połączeniu z antybiotykiem. Jego zadaniem będzie zniszczenie warstwy bakterii, dzięki czemu substancja terapeutyczna będzie miała lepszą dostępność. Obecnie stosowane terapie również podlegają modyfikacjom. W leczeniu radykalnym, coraz częściej w sposób indywidualny podchodzi się do pacjenta. Redukcji w wielu przypadkach uległ czas chemioterapii, z sześciu do trzech miesięcy. Czas ten zależy od indywidualnego ryzyka pacjenta. Przewiduje się, że za 2-3 lata będzie się wykonywać płynną biopsję w celu pobrania wolnego DNA guza. Na podstawie wyników będzie można zdiagnozować pacjentów z wyższym ryzykiem nawrotu choroby. Po wycięciu zmiany, pobiera się z nich próbkę i szuka charakterystycznych mutacji takich jak KRAS czy NRAS. Ocenia się siedem genów. Kolejno pobiera się krew od pacjenta i szuka wolnego DNA guza. Obserwując taką nieprawidłowość możemy stwierdzić, że w organizmie cały czas występują komórki raka i choroba może nawrócić.