Rośnie zainteresowanie psychoterapią
Zdaniem rzeszowskiej psycholog, zajmującej się m.in. psychologią związków, psychologią kobiety, a także psychologią okresu dojrzewania, ludzie przestali się wstydzić tego, że potrzebują pomocy psychologicznej, a nawet psychiatrycznej.
Uświadomili sobie, że zdrowie psychiczne jest tak samo ważne, jak zdrowe serce, zdrowy kręgosłup, oko czy zęby. I skoro chodzą do kardiologa, ortopedy, okulisty czy stomatologa, to zaczęli też szukać pomocy u psychiatry czy psychologa.
- Jak nas boli ząb, to nie idziemy po pomoc do dermatologa, tylko do dentysty; gdy dokucza oko, to pomocy szukamy u okulisty; gdy boli dusza, to idziemy do psychologa bądź - w przypadku silnych objawów nerwicowych - do psychiatry. Wybieramy specjalistę - zauważyła Natalia Tomala.
Jak podała, powołując się na Mały Rocznik Statystyczny, w Polsce w latach 1998-2007 odsetek pacjentów Poradni Zdrowia Psychicznego wzrósł dwukrotnie (w 1998 roku jako pacjenci publicznych placówek zdrowia psychicznego zarejestrowanych było 1,8 proc. Polaków, a w 2007 r. było ich 3,6 proc.).
Zauważyła jednocześnie, że początkowo ten wzrost liczby pacjentów poradni zdrowia psychicznego spowodowany był przeobrażeniami ustrojowymi, gdy zaczęły upadać fabryki, restrukturyzowały się zakłady pracy i zarysowało się widmo bezrobocia. Wówczas pojawiła się fala osób, które masowo zaczęły korzystać z rent psychiatrycznych. W jej opinii mogła to być pewnego rodzaju ucieczka przed bezrobociem.
To było jednak - jej zdaniem - odosobnione zjawisko, które pojawiło się na krótko. Obecnie do poradni zdrowia psychicznego pacjenci idą po pomoc, diagnozę, po psychoterapię. Zniknęło też poczucie wstydu, które kiedyś towarzyszyło leczeniu się u psychiatry czy psychologa.
Źródło: www.rynekzdrowia.pl
Komentarze
[ z 6]
Wygląda to różnie. Gdy moja sąsiadka korzystała z porad psychologa, to zdarzały się niekiedy jakieś ciche głupie komentarze innych osób. U męża w pracy było jednak całkiem inaczej. Gdy ich kolega przeżywał załamania nerwowe, to wszyscy go dopingowali i wspierali w terapii.
To zależy też od poziomu wykształcenia.
No nie wiem, u mnie na osiedlu niby sami wykształceni mieszkają ;)
Bardziej niż wykształcenie liczy się wychowanie.
Ja nigdy nie spotkałem się z niezrozumieniem dla takich sytuacji.
coraz szybciej żyjemy, coraz mniej mamy czasu, więcej problemów, mniej więzi międzyludzkich i coraz więcej osób korzysta z pomocy psychologa czy psychiatry to i społeczeństwo inaczej na to się zapatruje. Bo jak korzysta mąż/żona/matka czy koleżanka to nie można tego głośno krytykować.