Zmniejszają się też różnice między szpitalami. Na drugim miejscu Złotej Setki znalazł się Wojewódzki Szpital Specjalistyczny w Białej Podlaskiej (912 pkt), na trzecim zaś Miedziowe Centrum Zdrowia w Lubinie (895 pkt).
Skład ścisłej czołówki głównego rankingu pokazuje zróżnicowanie polskiej ochrony zdrowia: znalazł się w niej szpital samorządowy, ale przekształcony w spółkę, szpital dla którego samorząd wojewódzki jest organem założycielskim i szpital w pełni prywatny, choć włączony w system publicznej ochrony zdrowia.
Podobne zróżnicowanie widzimy w rankingach szpitali monospecjalistycznych: na czele tego rankingu znalazło się Centrum Leczenia Oparzeń w Siemianowicach Śląskich (855 pkt), na drugim miejscu jest prywatne Dolnośląskie Centrum Chorób Serca „Medinet” (842 pkt).
Ranking szpitali niezabiegowych zdominowały, podobnie jak we wcześniejszych zestawieniach placówki specjalizujące się w leczeniu chorób płuc. Na pierwszym miejscu jest Zespół Gruźlicy i Chorób Płuc w Olsztynie, na drugim – Szpital Chorób Płuc im. bł. Rafała Chylińskiego w Łodzi (zwany szpitalem w Łagiewnikach).
Podobnie jak rok temu, przyznajemy w rankingu nagrodę specjalną – szpitalowi, który najwięcej punktów zebrał w kategorii „jakość leczenia”. Zdobył ją Wojewódzki Szpital Specjalistyczny im. Jana Pawła II z Zamościa.
W rankingu bierze udział ponad 240 szpitali, około jedna trzecia wszystkich funkcjonujących w Polsce. Można więc mówić o reprezentatywnej próbie, pozwalającej na ocenę kondycji polskiej ochrony zdrowia. Co możemy wyczytać z wyników? – 70 proc. szpitali notowanych w Złotej Setce miało w 2013 roku dodatni wynik finansowy. To o 10 punktów procentowych więcej, niż rok wcześniej. Od dwóch lat punktacja szpitali w tej kategorii rośnie – mówią Michał Bedlicki i Andrzej Warunek z CMJ, opiekunowie merytoryczni rankingu.
Rośnie też liczba szpitali posiadających akredytację – może się nią pochwalić aż 80 proc. szpitali ze Złotej Setki (rok wcześniej 67 proc.). Ta zmiana ma związek z lepszą pozycją szpitala akredytowanego w negocjacjach z NFZ.
Rośnie też udział szpitali niepublicznych wśród tych zgłaszających się do rankingu. Stanowią one 20 proc. wszystkich przysyłających ankiety (rok temu 13 proc.), przy czym połowa niepublicznych uczestników to szpitale prywatne, połowa zaś przekształcone w spółki szpitale samorządowe. Co ważne, konkurują one z placówkami publicznymi zarówno w rankingach wojewódzkich, jak w rankingach głównych. Od kilku lat nie tworzymy oddzielnego rankingu szpitali niepublicznych zakładając, że taki podział stał się już nienaturalny.
Punktacja pokazuje też najważniejsze problemy z którymi boryka się polska ochrona zdrowia. – Szpitale nie są w stanie nadgonić zapóźnienia związanego ze sprzętem. W znacznej mierze jest on zamortyzowany, placówki uzyskują zaledwie ok. 40 proc. możliwych do zdobycia w tym dziale punktów. Do szpitali trafiają, co prawda, znaczne środki unijne, ale w pierwszej kolejności są one przeznaczane na budowy i remonty by poprawić bardzo ciężkie warunki lokalowe, dopiero w drugiej kolejności wydawane są na sprzęt medyczny – mówią Michał Bedlicki i Andrzej Warunek.
Wciąż dość nisko oceniany jest też komfort pobytu pacjenta – nawet połowa sal chorych nie ma bezpośredniego dostępu do łazienki. Te wyniki powoli, z roku na rok się poprawiają.
Pocieszające jest jeszcze jedno: zmniejszają się różnice między szpitalami ze Złotej Setki. To znaczy, że mamy do czynienia nie tylko z szybkim awansem najlepszych, ale poprawia się sytuacja wszystkich szpitali biorących udział w rankingu. To oznacza także, że aby dostać się do Złotej Setki szpitale muszą zrobić duży wysiłek, a o znalezieniu się poza grupą finalistów konkursu przesądzają zaledwie pojedyncze punkty.
Organizatorem rankingu jest wydawnictwo Blue Media, partnerem prasowym jest Rzeczpospolita. Merytorycznie od lat ranking opracowuje CMJ.
Źródło: www.businessvoice.pl
Komentarze
[ z 2]
Szkoda, że w artykule nie wyszczególniono kryteriów, a przynajmniej najważniejszych aspektów jakie ocenia się podczas przeprowadzania rankingu. Dzięki temu można by ocenić, czy są to rankingi zawierające dane które faktycznie przekładają się na rzeczywistość. Bo z tego co można wyczytać w jednym z akapitów, jednostki podejmujące się leczenia chirurgicznego czy czynności zabiegowych średnio uzyskują niższe pozycje w rankingu. Przyczyna takiego stanu rzeczy wydaje się być całkiem logiczna i oczywista. Ciężko jest uzyskać małą liczbę powikłań czy zgonów pacjentów jeśli przeprowadza się zabiegi operacyjne, do tego podejmuje się leczenia pacjentów w ciężkim stanie jak i najtrudniejsze przypadki kliniczne. Dopiero to zapaliło w mojej głowie światełko dla wyjaśnienia faktu, że w czołówce rankingu znalazły się na pierwszych miejscach szpitale niewielkie, oddalone od ośrodków klinicznych. Bo to właśnie ośrodków klinicznych spodziewałem się ujrzeć jako przodowników statystyk na "bezpieczny szpital". I teraz pozostaje tylko pytanie, czy dokonałem właściwej interpretacji, ale wydaje mi się, że ranking nie jest do końca sprawiedliwy, jeśli faworyzuje szpitale, które owszem, mogą wydawać się bezpieczne, ale nie ze względu na jakość wykonywanych świadczeń zdrowotnych, ale raczej poprzez podejmowanie się wyłącznie podstawowych procedur i odsyłanie pacjentów trudnych, w ciężkich stanach lub z wątpliwymi rozpoznaniami do placówek o wyższym stopniu referencji, tym samym podnosząc swoje statystyki kosztem tych ostatnich. Może się mylę, ale żeby to ocenić potrzeba by mieć wgląd do kryteriów według których ocenia się szpitale, a niestety tego w artykule nie zamieszczono. A szkoda.
Ma Pan rację. Chociaż nie umieszczono w artykule wiadomości informującej o zasadach przyznawania pozycji w rankingu, to jednak nie od dzisiaj placówki o niższym wskaźniku referencyjności wykorzystują ten fakt, aby wypromować się jako placówki bezpieczne lub celem promocji dla pozyskania pacjentów. Jakiś czas temu walkę z tym podejmowały kliniczne szpitale ginekologiczne, które zajmując się pacjentami ze wszystkich kategorii ciężkości przypadków sprzeciwiały się jednakowemu finansowaniu porodów bez podziału na przypadki trudne (a tym samym bardziej kosztowne w obsłudze) i te łatwe dzięki którym szpitale były w stanie nadrobić pewne straty finansowe przeznaczane na leczenie tych bardziej skomplikowanych terapii. Stało się to problemem w chwili, kiedy szpitale prywatne zaczęły przechwytywać pacjentów "łatwych" czyli bez prawdopodobnych powikłań porodu, dzięki czemu zarabiały duże pieniądze na wysokim finansowaniu porodu niezależnie od jego przebiegu. Przy tym placówki prywatne w przeciwieństwie do państwowych, klinicznych i skupionych bardziej na leczeniu pacjentów niż zapewnieniu najbardziej komfortowych warunków pobytu mogły skupić się na reklamie, marketingu i zarabianiu dzięki czemu dysponowały szeregiem argumentów dla przyszłych matek, aby zachęcić je do wybrania takiego, a nie innego szpitala do miejsca narodzin dziecka. Tylko, że w związku z tym stratne były miejsca o wyższej referencyjności, bo prowadząc wyłącznie pacjentów z powikłaniami nie były w stanie zarobić na wyrównanie tych strat. Mam nadzieję, że w najbliższej przyszłości ten problem uda się rozwiązać. Bo chociaż dla pacjentów wydaje się to nie istotne i mogą nie rozumieć, dlaczego ośrodki kliniczne nie są w stanie zapewnić tak wysokiego bezpieczeństwa, albo tak wysokich jakościowo usług zdrowotnych, to my jako środowisko medyczne orientujące się w sytuacji powinniśmy dążyć do wyjaśniania przyczyn takiego stanu rzeczy i walczyć o to, aby placówki zdrowotne zajmujące się najtrudniejszymi przypadkami nie były piętnowane jako te "gorsze" tylko z tego względu, że w przeciwieństwie do szpitali w małych miejscowościach podejmują się leczenia pacjentów w stanie najgroźniejszym i największym ryzyku wystąpienia groźnych dla życia i zdrowia powikłań, nawet pomimo najwyższej jakości opieki medycznej i najwyższej staranności w prowadzeniu leczenia.