Pestycydy są nam wciąż niezbędne, aby zapewnić żywność rosnącej populacji naszej planety. Śladowe ilości pozostałości pestycydów, które mogą znajdować się w żywności, nie stwarzają ryzyka dla człowieka, a wiele obaw wynika z niezrozumienia i przekazywania niepełnych, często nierzetelnych informacji - uważa dr hab. Paweł Struciński z NIZP PZH-PIB.

Dr hab. Paweł Struciński, prof. NIZP PZH-PIB jest kierownikiem Zakładu Toksykologii i Oceny Ryzyka Zdrowotnego Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego PZH - Państwowego Instytutu Badawczego. Specjalizuje się m.in. w toksykologii środowiskowej i toksykologii żywności.

PAP: Czy jako cywilizacja moglibyśmy żyć bez pestycydów?

Prof. Paweł Struciński: Każdy, łącznie ze mną chciałby, aby produkty spożywcze były wolne od pozostałości pestycydów. Powstaje jednak pytanie, czy świat byłby w stanie się wyżywić bez stosowania środków ochrony roślin? W tej chwili tzw. żywność ekologiczna jest dostępna dla ludzi zamożnych. Stosowanie pestycydów zabezpiecza uprawy przed działaniem różnych patogenów co zwiększa wydajność plonowania i zapewnia dostępność żywności. Co więcej właściwie chronione uprawy mogą charakteryzować się lepszą jakością zdrowotną. Np. właściwe stosowanie odpowiednich fungicydów sprawi, że jabłka będą nie tylko ładniejsze, ale nie będą się w nich rozwijały pewne gatunki grzybów produkujących genotoksyczną, rakotwórczą patulinę, a w zbożach nie będzie przetrwalników grzyba o wdzięcznej nazwie buławinka czerwona (zwanych sporyszem) zawierających toksyczne dla człowieka alkaloidy.

PAP: Czyli trzeba liczyć potencjalne zyski i straty?

P.S.: W każdej dziedzinie życia dokonuje się analizy ryzyka i korzyści, ale to nigdy nie są proste decyzje. Schodząc z tematu podam przykład DDT. To stosowany wiele dziesięcioleci temu insektycyd (środek owadobójczy), który okazał się szkodliwy dla środowiska i ludzi, przez co w rozwiniętych krajach został wycofany ze stosowania. Jednak w pewnych regionach Afryki stosuje się go do dziś, nie w celu ochrony upraw, lecz jako najskuteczniejszy środek biobójczy do zabijania przenoszących malarię komarów. Mimo swojej szkodliwości związek ten ratuje miliony istnień. Wracając do pestycydów, w ich przypadku nie ma miejsca na kompromisy – zarówno zdrowie ludzi, jak i bezpieczeństwo środowiska są priorytetem.

PAP: Czy jednak warto w ogóle zajmować się opcją rezygnacji z pestycydów? Jak duże zagrożenie stwarzają dla „Kowalskiego”.

P.S.: Rzeczywiste zagrożenie dla człowieka ze strony pozostałości pestycydów obecnych w żywności jest znikome. Osoby, które straszą tymi substancjami, skupiają się na wycinku rzeczywistości i przedstawiają półprawdy wycięte z kontekstu. Mówią np. „wykryto pestycyd w pomidorze, jesteśmy truci”, a wiele osób to „kupuje”, zapominając, że sól kuchenna czy kofeina w odpowiedniej dawce też mogą zabić.

W UE obowiązuje kompleksowy, oparty na dowodach naukowych, wieloetapowy system dopuszczania substancji czynnych środków ochrony roślin. Takich substancji nie zatwierdza się „na zawsze”, ale podlegają one cyklicznym ocenom. Wiele substancji czynnych nie przechodzi pozytywnie ponownej oceny i są one wycofywane z obrotu.

Unijny system bezpieczeństwa żywności gwarantuje również, że wartości najwyższych dopuszczalnych poziomów pozostałości pestycydów w żywności (NDP) nie stanowią zagrożenia dla człowieka. Trzeba też pamiętać, że dopuszczenie środków ochrony roślin do stosowania podlega krajowym autoryzacjom z precyzyjnym określeniem, m.in. upraw chronionych, zalecanej i maksymalnej dawki, liczby zastosowań, terminu stosowania, okresów prewencji i karencji itd. Stosując środki ochrony roślin zgodnie z warunkami autoryzacji minimalizujemy ryzyko niezgodności z wartościami NDP.

PAP: Wspomniane przez Pana wycofywanie wcześniej dopuszczonych substancji jednak niepokoi. To, o czym Pan mówi, oznacza, że prawdopodobnie dzisiaj używane są związki, które za jakiś czas mogą zostać uznane przynajmniej za potencjalnie niebezpieczne.

P.S.: Oczywiście, że tak może być. Wszystkie procesy decyzyjne, również te dotyczące pestycydów, są oparte na aktualnej wiedzy; trudno, aby było inaczej. Dla mnie fakt, że niektóre substancji są wycofywane ze stosowania, świadczy o tym, że system działa. Na razie pestycydów nie unikniemy, a z biegiem czasu coraz sprawniej eliminujemy te, które mogłyby stwarzać chociażby potencjalne ryzyko.

PAP: Czy więc w Polsce i w Europie na tak niskim poziomie znajduje się ilość wszystkich pestycydów, które można znaleźć w żywności?

P.S.: Niski poziom to niefortunne sformułowanie. Nie zawsze niewielkie stężenie jest „bezpieczne”, a względnie wysokie stężenie „niebezpieczne”. To zależy od wielu czynników i wymagałoby oddzielnej rozmowy.

Jak wskazują badania monitorowe prowadzone w UE, w tym w Polsce, w ponad 95 proc. badanych próbek nie stwierdza się pozostałości lub stwierdza się je na poziomie poniżej obowiązujących wartości NDP. Odsetek próbek, w których stwierdza się niezgodność z wartościami NDP stanowi około 2-4 proc. Z prawnego punktu widzenia taki produkt powinien zostać usunięty z obrotu. Trzeba jednak powiedzieć, że niezgodność z wartością NDP nie jest równoważna z ryzykiem dla konsumenta. Dopiero ocena ryzyka, którą od 2003 r. wykonujemy w Instytucie dla potrzeb Głównego Inspektora Sanitarnego (GIS) pozwala stwierdzić, czy istnieje potencjalne ryzyko dla konsumentów.

W około 1/3 przypadków niezgodności z wartością NDP stwierdzanych w Polsce, możemy mówić o potencjalnym ryzyku dla konsumenta. Podkreślam, że kluczowe jest tu słowo „potencjalne”. W przypadku narażenia długoterminowego, według naszych obliczeń, dawki pozostałości pestycydów pobieranych przez dzieci i dorosłych stanowią w większości ułamek procenta wartości uznanej za bezpieczną.

PAP: Czym jest „potencjalne ryzyko”?

P.S.: To dość skomplikowane. W dużym skrócie o potencjalnym ryzyku mówimy, gdy oszacowana dawka pozostałości pestycydu pobrana z żywnością przekracza tzw. toksykologiczną wartość odniesienia. W przypadku narażenia długoterminowego jest to akceptowane dzienne pobranie (ADI), a w przypadku narażenia ostrego - ostra dawka referencyjna (ARfD). Wartości te są obliczone z zachowaniem dużego marginesu niepewności (100 i więcej), a modele obliczeniowe przeszacowują narażenie, stąd mówimy o „potencjalnym ryzyku”.

PAP: Nie zdarzyły się takie sytuacje, że wykryty poziom pestycydów na pewno szkodził?

P.S.: Nie mam informacji, aby tak było – i w Polsce, i w UE. Wartości NDP są ustalane z dużym marginesem bezpieczeństwa, a szczegółowe omówienie tego tematu wymagałoby kolejnej, oddzielnej rozmowy. Przy wyznaczaniu wartości NDP dla danej substancji, Europejski Urząd ds. Bezpieczeństwa Żywności (EFSA) uwzględnia teoretyczne, największe pobranie pozostałości tego pestycydu z innymi produktami pochodzenia roślinnego i zwierzęcego. Może się zdarzyć, że np. 100-krotne przekroczenie NDP nie będzie stwarzało ryzyka dla zdrowia, a w innym przypadku 3-krotne przekroczenie NDP ocenimy jako stwarzające potencjalne ryzyko.

Są też przypadki gdzie każdy, nawet najmniejszy poziom substancji w produkcie może stwarzać ryzyko dla zdrowia konsumentów. Dotyczy to np. substancji genotoksycznych i rakotwórczych, które chociaż nie są dopuszczone do stosowania w UE, to jednak mogą się znaleźć np. w żywności importowanej z państw trzecich, lub żywności z rynku UE po nielegalnym zastosowaniu środka przez rolnika.

Wracając do określenia „potencjalne ryzyko” muszę podkreślić, że chociaż wiemy, że nie każda niezgodność z wartością NDP stwarza ryzyko, to jednak chcąc jak najlepiej zabezpieczyć konsumenta, a przecież sam jestem jednym z nich, wyznajemy zasadę dmuchania na zimne. To jest zresztą jedna z głównych zasad, którymi kierują się toksykolodzy w szeroko rozumianej dziedzinie bezpieczeństwa chemicznego.

PAP: Ale jednak można znaleźć informacje o pestycydach wykrywanych u ludzi w moczu. Co to oznacza?

P.S.: To jest niestety prawda. Jest to ewidentny dowód chemizacji środowiska. Pestycydy są powszechnie stosowane w rolnictwie. Ich pozostałości, które trafiają do naszych organizmów wraz z żywnością w śladowych ilościach, są wydalane m.in. z moczem. Nie jest to jednak żadnym dowodem zatrucia. Nie ma na to żadnych dowodów naukowych. Gdyby badać mocz pod kątem wszelkich możliwych do znalezienia w nim towarzyszących nam związków chemicznych, znaleźlibyśmy najprawdopodobniej całą masę różnorodnych substancji, w tym potencjalnie czy nawet realnie niebezpiecznych.

PAP: Czy przekroczenia dopuszczalnych poziomów pozostałości pestycydów zdarzają się np. gdy rolnik nie przestrzega jakichś zasad stosowania danego środka?

P.S.: To jest klasyczna sytuacja. Rolnik może np. zastosować większą dawkę pestycydu niż maksymalna, wykonać więcej zabiegów niż to dopuszczone czy zbyt wcześnie zebrać plony po wykonaniu zabiegu.

Powodów może być wiele, np. środek z daną substancją można stosować do ochrony ogórków, ale nie pomidorów, a wykryje się ją właśnie w zbadanej próbce pomidorów. Może też się np. zdarzyć, że substancja została wycofana ze stosowania, a rolnik ma jeszcze zapasy środka z tą substancją i go użyje. Może też dojść do przeniesienia środka ochrony roślin z oprysku na sąsiednim polu.

PAP: Podsumowując, można więc powiedzieć, że pestycydy to nie jest najzdrowsza dla człowieka rzecz, ale nie ma powodu do zmartwień?

P.S.: Na pewno wszyscy byśmy woleli, aby ich nie było. Jednak nie taki diabeł straszny jak go malują.

Wiem z doświadczenia, jak wygląda unijny system zatwierdzania substancji czynnych i ustanawiania wartości NDP. Mam przekonanie, że jako konsument nie mam powodów do obaw. Oczywiście trzeba pamiętać, że każdego dnia przyjmujemy z żywnością mieszaninę różnych substancji, a takie „koktajlowe” działanie trudno jest badać.

Niedawno ukazały się 2 raporty EFSA, w których oceniono ryzyko związane z łącznym narażeniem na pestycydy o zbliżonym mechanizmie działania i wykazujących zbliżone mechanizmy toksyczności. Dotyczyły one substancji wykazujących toksyczność ostrą dla układu nerwowego i toksyczność przewlekłą wobec układu hormonalnego tarczycy. Wyniki tych ocen wskazały na brak zagrożeń dla konsumentów.

PAP: Czy nie uważa Pan, że to trochę zastanawiające, że kiełbasa z grilla zawiera masę rakotwórczych substancji, ludzie palą, piją, a martwią się pozostałościami pestycydów na jabłkach? Wydaje się to niespójne.

P.S.: To jest niespójne, a kluczem jest różne postrzeganie ryzyka w stosunku do różnych zagrożeń. Grill to źródło rakotwórczych wielopierścieniowych węglowodorów aromatycznych, nitrozoamin czy polichlorowanych dibenzo-p-dioksyn. Ktoś, kto biega dla zdrowia, szczególnie w miastach, jest narażony na działanie szkodliwych składników smogu. Co roku na drogach ginie „miasteczko ludzi”, a jednak nie boimy się rano wsiąść do samochodu czy autobusu. Palenie tytoniu wywołuje nowotwory płuc. Myślę, że jako społeczeństwo jesteśmy „oswojeni” z tymi czynnikami ryzyka i dlatego nie oceniamy ich negatywnie.

PAP: Ma Pan jakąś teorię, dlaczego ludzie obawiają się pestycydów?

PS: Myślę, że ludzie często lubią się bać, szczególnie tego, czego nie znają. O pestycydach najczęściej mówi się w sposób wyrwany z kontekstu, niepełny i tendencyjny, tak aby „klikalność” artykułu rosła. Na ich temat często wypowiadają się osoby, które mają szczątkową i mocno nieaktualną wiedzę z tego zakresu. Często powielane są nierzetelne informacje pojawiające się w Internecie. Dlaczego? Bo są podane w sposób łatwy i sensacyjny więc nie sposób z nich nie skorzystać. Pamiętajmy, że wszystko jest trucizną i nic nie jest trucizną – wszystko zależy od dawki.

Jeśli kogoś nie przekonałem, a spodziewam się, że takich osób jest wiele, to zachęcam np. do sięgnięcia do ulotki informacyjnej dowolnego leku. Można tam znaleźć informacje o objawach niepożądanych, które mogą wystąpić po przyjęciu leku, nawet u 10 proc. pacjentów. W przypadku leków nie mamy jednak wątpliwości, że powinniśmy je przyjmować, jeśli lekarz nam to zaleci. Boimy się jednak pozostałości pestycydów, których obecność w żywności jest demonizowana.

Źródło: www.naukawpolsce.pap.pl | Rozmawiał Marek Matacz