Obszerne hiszpańskie badanie wskazuje, że zbyt duża masa ciała wielokrotnie podnosi u kobiet zagrożenie chorobami układu krążenia oraz śmiercią wywołaną nowotworem. Mężczyźni też powinni uważać, na szczęście u obu płci znaczące, pozytywne skutki może już przynieść niewielkie obniżenie wagi.
Naukowcy z hiszpańskiego Instituto Hospital del Mar de Investigaciones Médicas przeanalizowali dane na temat obserwowanych przez 10 lat prawie 55 tys. osób z różnych rejonów kraju, aby sprawdzić wpływ masy ciała na zagrożenie zgonem, chorobami układu krążenia oraz nowotworami.
Jak twierdzą autorzy badania opisanego na łamach magazynu „Preventive Medicine”, wnioski są jasne. Zbyt duża waga ma kolosalne znaczenie, szczególnie dla kobiet. W ich przypadku otyłość (BMI powyżej 30) powoduje blisko sześciokrotny wzrost ryzyka schorzeń układu krwionośnego i prawie 12-krotny wzrost ryzyka śmierci z powodu choroby nowotworowej.
Niebezpieczeństwo stanowi już nawet nadwaga (BMI 25 – 29,99). Według uzyskanych wyników, powoduje ona kobiet ponad dwukrotny wzrost ryzyka chorób serca i czterokrotnie podnosi zagrożenie rakiem.
Mężczyźni, jak się okazuje, są w lepszej sytuacji, ale podwyższona masa ciała także im nie służy. Otyłość powoduje w ich przypadku 1,5-krotny wzrost ryzyka zgonu z powodu raka i 1,3-krotny wzrost ogólnego ryzyka śmierci. Znaczenie mogą mieć tutaj czynniki ryzyka związane z działaniem układu krążenia.
Tymczasem otyłość i nadwaga spotykane są coraz częściej. Według Światowej Organizacji Zdrowia otyłość dotyka na świecie 650 mln ludzi. Ich liczba potroiła się od 1975 roku, a w roku 2016 41 mln dzieci poniżej 5. roku życia było otyłych.
Oprócz zwiększania ryzyka chorób sercowo-naczyniowych i nowotworów, przy nadmiernej wadze wzrasta także m.in. ryzyko pojawienia się cukrzycy czy zaburzeń mięśniowo-szkieletowych. Otyłość dzieci wiąże się też z większym ryzykiem śmierci i niesprawności w dorosłym wieku.
Tymczasem spośród 54 tys. uczestników hiszpańskiego projektu obejmującego kobiety i mężczyzn w wieku od 35 do 79 lat, ponad 25 tys. miało nadwagę, a 15 tys. było otyłych. Oznacza to, że tylko 26 proc. miało wagę uznawaną za normalną, kiedy BMI (wskaźnik masy ciała) nie przekracza 25.
Zdaniem naukowców, uzyskane wyniki powinny budzić niepokój. Główny autor badania dr Jaume Marrugat zaznacza, że „w celu ograniczenia występowania otyłości potrzebne jest promowanie zdrowej diety, ćwiczeń fizycznych, badań przesiewowych i wprowadzenie działań zapobiegawczych, które będą dotyczyć całej populacji”.
Według specjalisty, np. w przypadku chorób serca, epidemia otyłości niweluje wręcz uzyskane w ciągu ostatnich 20 lat osiągnięcia w redukcji innych czynników ryzyka.
- Nikt nie jest otyły, bo tego chce - przypomina jednocześnie inny autor badania, dr Albert Goday. - Otyłość to potencjalnie poważne zaburzenie zdrowia, które u pozornie zdrowych ludzi zwiększa ryzyko śmierci z różnych przyczyn - podkreśla.
Obniżenie wagi zwykle nie jest łatwe, wymaga bowiem zmiany stylu życia, modyfikacji diety i zwiększenia ilości ruchu. To się jednak opłaca, bo już niewielka zmiana przynosi ogromne korzyści.
Naukowcy twierdzą np., że w kraju o oczekiwanej długości życia równej 80 lat, jeśli osoby z nadwagą obniżą masę ciała o 5 kg w swoich latach 40-tych i już jej nie zwiększą, obniżają ryzyko rozwoju chorób układu krążenia o 20 proc. Kobiety zredukują też w ten sposób o 20 proc. ryzyko rozwoju raka. (PAP)
Komentarze
[ z 10]
Najlepszym sposobem na walkę z otyłością jest sport. Aktywność fizyczna ma duży wpływ na zdrowie psychiczne, podczas każdego wysiłku w naszym organizmie są produkowane hormony szczęścia, które powodują że czujemy się lepiej jesteśmy zmotywowani do pracy, działania. Oprócz hormonów szczęścia wydzielane są substancje odpornościowe i neuroprzekaźniki. Najbardziej interesujące jest jej oddziaływanie na przemianę serotoniny, owego przekaźnika, który w dużym stopniu jest odpowiedzialny za nastrój i powstawanie depresji.
To prawda, warto wspomnieć o korzystnym wpływie umiarkowanego wysiłku fizycznego na zdrowie psychiczne. W czasie trwania wysiłku fizycznego rozładowywane są nadmierne obciążenia emocjonalne osoby poddającej się treningowi. Badania psychologiczne, prowadzone na wielu osobach wykazały zmniejszenie poziomu lęku. U osób, u których stwierdzono stany depresyjne obserwowano obniżenie ich głębokości. Gdy wysiłki fizyczne podejmowane są zgodnie z przygotowaniem czynnościowym organizmu obserwuje się poprawę snu i łatwiejsze zasypianie. Warunkiem jest tu odpowiednia godzina podejmowania wysiłku, mianowicie nie później niż w godzinach popołudniowych i trening nie może doprowadzić do nadmiernego przeciążenia organizmu. U osób, które poddają się systematycznemu treningowi obserwuje się również wyższą subiektywną ocenę własnego samopoczucia. Porównywanie własnej wydolności fizycznej z wydolnością osób tej samej płci w podobnym przedziale wiekowym a nie trenujących, powoduje dopływ bardzo korzystnych bodźców dających wyższe poczucie własnej wartości.
W dzisiejszych czasach problem otyłości oraz nadwagi dotyka coraz większą liczbę Polaków. Związane jest to zwykle z nieprawidłowym trybem życia, który sprawia, że w organizmie odkłada się nadmiar tkanki tłuszczowej. Również ogromna ilość stresu, która zaczyna dotykać nas prawie na każdym kroku nie jest obojętna. Powikłania otyłości są bardzo poważne i mogą doprowadzić do śmierci, dlatego tak ważne jest specjalistyczne leczenie. Wśród przyczyn która może przyczyniać się do otyłości brzusznej jest wspomniany przeze mnie stres. W trakcie długotrwałego jego odczuwania w mózgu uwalnia się neuropeptyd Y – jest to hormon, który odpowiada za gromadzenie się w komórkach tłuszczu. Należy także pamiętać, że w sytuacjom stresowym towarzyszy także wzmożona produkcja noradrenaliny. To właśnie ten hormon odpowiedzialny jest za niekontrolowany apetyt na węglowodany, głównie tłuszcze. Tworzy się błędne koło ponieważ na tle przewlekłego stresu, powstaje również wiele innych schorzeń, które leczy się glikokortykosteroidami, które stosowane są w leczeniu astmy oskrzelowej oraz przy chorobach reumatycznych. Jak uważają uczeni, nadmiarowe ilości tkanki tłuszczowej blokują układ odpornościowy, “zatykając” jego komórki, co przyczynia się do tego, że nie są w stanie niszczyć nowotworowych mutacji. Wśród nowotworów spowodowanych nadmierną ilością tkanki tłuszczowej wymienia się raka jelita grubego, endometrium wątroby czy też trzustki. Bardzo dobrze, że wspomniano w artykule o dzieciach. To smutne, że rodzice w bardzo dużym stopniu przyczyniają się do tego, że bardzo duży odsetek polskiej młodzieży ma otyłość. Jest to spowodowane tym, że rodzice często nie zwracają uwagi na to, co jedzą ich dzieci, nie dbają o to aby czynnie brały udział w zajęciach wychowania fizycznego, czy też uczęszczały na zajęcia dodatkowe. Nie ma żadnych wątpliwości, że już od najmłodszych lat “pracujemy” na swoją kondycję fizyczną oraz psychiczną w późniejszych latach życia. Chyba to ważne, aby dzieciom zapewnić jak najlepszy start w przyszłość. Otyłość od najmłodszych lat w znacznym stopniu może zwiększyć ryzyko wystąpienia raka wątroby w przyszłości. Otyłość i nadwaga w okresie dorastania znacząco przyczynia się do ryzyka zachorowania na raka trzustki. Według pewnych badań około 11 procent wszystkich zachorowań na raka trzustki można powiązać z otyłością w okresie bycia nastolatkiem. Jak wspomniano otyłość nie jest ona również obojętna dla serca. Otyłość powoduje, że zwiększa się częstość akcji serca oraz jego zapotrzebowanie na tlen, objętość krążącej krwi oraz wyrzut minutowy serca. Konsekwencją tego jest zmniejszony przepływ przez niektóre narządy w ciele. W przedsionkach i komorach serca dochodzi do zmian anatomicznych oraz do przedwczesnego starzenia się mięśnia serca i naczyń krwionośnych. Te zmiany w układzie krążenia związane zarówno z budową jak i funkcjonowaniem serca przyczyniają się do powstawania szeregu schorzeń, wśród których można nadciśnienie tętnicze, choroba niedokrwienna serca, miażdżyca, zaburzenia rytmu serca, choroba zakrzepowo-zatorowa oraz niewydolność serca i układu krążenia. Nadmiar tkanki tłuszczowej zwiększa retencję wody i sodu w organizmie, co podwyższa ciśnienie krwi, przyczyniając się do powstania nadciśnienia. Jak uważa wielu Polaków, nie jest ono obojętne ponieważ prowadzi do wielu kolejnych powikłań układu sercowo-naczyniowego. Ma związek między innymi z przerostem lewej komory serca, sztywnością ścian naczyń krwionośnych i pośrednio może być przyczyną wystąpienia udaru, zawału, zatoru oraz przedwczesnej śmierci. Otyłość, a zwłaszcza towarzysząca jej hiperlipidemia i hiperhomocysteinemia, wpływa na powstawanie i przyspieszenie rozwoju miażdżycy naczyń krwionośnych. Warto również wspomnieć, że nadmierna ilość tkanki tłuszczowej może wpływać na zaburzenia rytmu serca. W szczególności jest to tachykardia, spowodowana pobudzeniem układu współczulnego poprzez zaburzoną funkcję tkanki tłuszczowej. Poważniejsze zaburzenia rytmu serca doprowadza do przerostu i niedotlenienia mięśnia sercowego. Osoby otyłe mają dużo bardziej obciążony mięsień sercowy, w głównej mierze lewą komorą, prowadząc do przewlekłego zmęczenia serca. Jak wiemy bardzo ważnym aspektem aby uchronić się przed tymi wszystkimi powikłaniami jest profilaktyka. W naszym kraju niestety jest z tym jeszcze spory problem. Co prawda jest grono osób, których świadomość cały czas jest coraz większa. Jednak bardzo duża ilość obywateli naszego kraju cały czas nie zdaje sobie sprawy jak ważna jest dieta, aktywność fizyczna oraz unikanie wszelkiego rodzaju odżywek. To prowadzi do rozwoju szeregu chorób cywilizacyjnych.
Fałdki tłuszczu na ciele sprawiają, że czujemy się nieatrakcyjnie, a sklepowe wieszaki z najmodniejszymi strojami możemy co najwyżej omieść tęsknym spojrzeniem. Kwestie estetyki to jednak najmniejsze z naszych zmartwień, gdy waga znacznie przekracza normę – dużo większym problemem jest wzrost ryzyka rozwoju poważnych schorzeń kardiologicznych. Zbyt wysoki poziom trójglicerydów i złego cholesterolu LDL we krwi to częstsze zjawisko u osób z nadwagą lub otyłych niż u osób o prawidłowej wadze. Co warte podkreślenia, poziom dobrego cholesterolu HDL jest u nich zwykle niższy niż zalecany. Nieprawidłowe stężenie cholesterolu we krwi stanowi – podobnie jak sama otyłość – czynnik ryzyka rozwoju choroby wieńcowej. Schorzenie postępuje stopniowo – w tętnicach wieńcowych, które doprowadzają bogatą w tlen krew do serca, gromadzi się płytka miażdżycowa. Płytka może zwężać lub wręcz blokować tętnice wieńcowe, ograniczając przepływ krwi do mięśnia sercowego. W rezultacie może dojść do rozwoju dusznicy (jej objawy to dyskomfort i ból w klatce piersiowej) lub do zawału serca. Następstwem otyłości może być także niewydolność serca – stan ten ma miejsce, gdy ilość krwi pompowana przez serce nie zaspokaja potrzeb organizmu. Wraz ze wzrostem wskaźnika BMI notujemy również większą podatność na nadciśnienie tętnicze. U osób z podwyższonym ciśnieniem siła, z jaką krew naciska na ściany tętnic rośnie, uszkadzając tym samym naczynia krwionośne. Poważnym zagrożeniem dla osób otyłych jest także udar – dochodzi do niego, gdy skrzep krwi (powstały w wyniku oderwania fragmentu płytki miażdżycowej w tętnicy) blokuje przepływ krwi i tlenu do mózgu. Im wyższy wskaźnik BMI, tym większe jest ryzyko udaru.
Profilaktyka miażdżycy tętnic u młodych ludzi polega przede wszystkim na tym, by unikali nadwagi i otyłości. uż kilkunastoletni młodzi ludzie, którzy zaczynają cierpieć na nadwagę lub mają zbyt wysokie ciśnienie krwi, narażają się na niebezpieczeństwo miażdżcy. Miażdżyca tętnic rozpoczyna się od osadzania się komórek tłuszczu na wewnętrznych ściankach arterii, co sprawia, że tracą normalną elastyczność. Kiedy warstwa tłuszczu zmniejsza "światło" arterii, pojawia się nadciśnienie tętnicze krwi i rośnie niebezpieczeństwo oderwania się od ścianki naczynia blaszki choleterolu. Wędrująca naczyniami blaszka zatyka ich światło - powoduje zakrzep i zator - a to w zależności od lokalizacji powoduje zawał lub udaru mózgu. Te niebezpieczne zagrożenia u wielu osób otyłych już przed trzydziestką. Szczególne znaczenie w powstawaniu miażdżycy ma tzw. trzewna tkanka tłuszczowa. Otyłość inicjuje również nadciśnienie tętnicze i zaburzenia lipidowe. Otyłość inicjuje cukrzycę typu 2, która jest uznanym sprawcą zespołu chorobowego, zwanego stopą cukrzycową oraz uszkodzeń drobnych naczyń siatkówki w okolicy żółtej plamki oka zagrażających ślepotą - określanych jako retinopatia cukrzycowa. Otyłość inicjuje nadciśnienie tętnicze i zaburzenia lipidowe. Te ostatnie to: zwiększenie stężenia triglicerydów i cholesterolu ogólnego i LDL oraz obniżenie stężenia „dobrego” cholesterolu frakcji HDL we krwi, którego obecność zapobiega miażdżycy. Warto zauważyć, że przez wiele lat ryzyko choroby wieńcowej serca było przypisane przedstawionym wyżej patologiom zależnym od otyłości. Jednak w ostatnich 20 latach, uznano również, iż sama otyłość wpływa niezależnie na ryzyko chorób krążenia - w tym wystąpienia choroby wieńcowej serca. Ryzyko rozwoju nadciśnienia wzrasta dwukrotnie przy 20% nadwadze i jest tym większe, im chory jest młodszy. Oszacowano, że po uwzględnieniu innych czynników ryzyka, każde zwiększenie masy ciała o kilogram podwyższa ryzyko rozwoju nadciśnienia o 4,4%.
Kiedy czynimy dla kogoś coś miłego, postępujemy zgodnie z jego wolą, to wlewamy w jego serce miód. Tyle poezji. Bo gdy pragniemy, żeby miód popłynął w nasze serca, musimy bardziej się postarać – zadbać o zdrowy tryb życia, wyważone reakcje na problemy dnia codziennego i przyjazny stosunek do siebie oraz otaczającego świata. Jajko czy kura - nie wiadomo, co było pierwsze. Podobnie jest z naszym organizmem i sercem. Nie wiadomo do końca, czy to zła praca serca decyduje o funkcjonowaniu innych narządów, czy odwrotnie – ich kondycja wpływa na pracę serca. Wydaje się, że prawda leży pośrodku. Nasz organizm jest zespołem naczyń połączonych i z pewnością schorzenie jednego z nich źle wpływa na pozostałych członków tego układu. Wiadomo, że podwyższone ciśnienie krwi osłabia nerki, mózg, oczy oraz jelita. Ale bezsporne jest i to, że wszelkie stany zapalne toczące się w tych narządach osłabiają serce. Wystarczy powiedzieć, że próchnica zębów może doprowadzić do zapalenia wsierdzia, stan zapalny stawów także niszczy serce. A więc nie liczmy na to, że „hodując” zapalenie dziąseł, próchnicę lub zaniedbując nerki, będziemy mieli serce jak dzwon. Tkanka tłuszczowa jest aktywnym organem, który wydziela substancje negatywnie wpływające na układ sercowo-naczyniowy oraz na metabolizm organizmu. A więc substancje te są przyczyną, np. nadciśnienia tętniczego, zapaleń, cukrzycy typu 2 czy wreszcie miażdżycy i zakrzepicy. Uszkadzają też trzustkę, źle działają na wątrobę i jelita. A więc, im jesteśmy grubsi, tym szybciej rośnie ryzyko kardiometaboliczne, czyli zwiększa się liczba czynników wywołujących choroby serca, naczyń, a także cukrzycę. Stąd już prosta droga do nieprawidłowej pracy nerek, oczu, mózgu, naczyń, żył itd. Problem nadliczbowych kilogramów częściej dotyczy mężczyzn niż kobiet. Równocześnie panowie bardzo rzadko podejmują próby odchudzania uważając, że diety i liczenie kalorii są domeną kobiet. Tymczasem każdy kilogram ponad normę obciąża nasze serce, które już bez tego ma dużo pracy. Uderza ono 100 tysięcy razy na dobę, nigdy nie śpi, nie może mieć żadnych przerw w działaniu, a u kobiet w ciąży pracuje za dwie osoby. Nawet, gdy odpoczywamy serce pracuje dwa razy ciężej niż mięśnie sprintera w czasie biegu. Tymczasem ten niewielki – bo wielkości naszej pieści – mięsień, czasem pracuje jeszcze intensywnej. Tylko co druga osoba w naszym kraju może pochwalić się prawidłową masą ciała, a aż 46 proc. naszych rodaków cierpi na nadwagę lub otyłość. Co trzeci dorosłych Polak ma nadciśnienie, a 30 proc. rodaków stan przednadciśnieniowy. Powiemy to wprost: dodatkowe kilogramy to większe ryzyko nadciśnienia, podwyższonego poziomu cholesterolu, a w konsekwencji miażdżycy, choroby wieńcowej i zawału serca. U otyłych umieralność na choroby serca jest wyższa o 60 procent. To dużo. Najbardziej powszechną i jednocześnie podstępną chorobą, która ma związek ze zbędnymi kilogramami jest miażdżyca tętnic. Choroba rozwija się powoli – na wewnętrznych ścianach naczynia odkładają się tłuszcze. Prowadzi to do zwężenia ich światła. Jednocześnie zwiększa się ryzyko oderwania od ściany „blaszki” cholesterolu, która może spowodować zator lub zakrzep. Poza tym miażdżyca jest przyczyną dusznicy bolesnej, może doprowadzić także do zawału....
Warto pisać, warto rozgłaszać artykuły tego typu. Pokazują one, że otyłość to nie tylko problem estetyczny, ale przede wszystkim ogromne obciążenie dla naszych organizmów .Otyłość to skomplikowana choroba przewlekła. Powstaje z wielu różnych przyczyn i sama, bez leczenia, nie ustępuje. Propagowanie zdrowego stylu życia powinno zaczynać się od podstaw czyli od najmłodszych lat tak aby wiedza ta ugruntowała się i stworzyła bazę do wdrożenia w życie zdrowych rozwiązań. Wyniki badań są zatrważające, szczególnie jeśli chodzi o kobiety : sześciokrotny wzrost ryzyka zachorowań na schorzenia układu krwionośnego, dwunastokrotny wzrost ryzyka śmierci z powodu choroby nowotworowej przy BMI wyższym niż 30, nie mówiąc o również zwiększonym ryzyku przy BMI między 25 a 30! W końcu pojawiają się miarodajne wyniki dające dowód na od dawna głoszone potrzeby utrzymywania wagi na określonym, zdrowym poziomie. Sama liczba mówiąca o 650 mln ludzi ze stwierdzoną otyłością jest przerażająca. Nieprawidłowe odżywianie ale i brak aktywności fizycznej prowadzą do groźnych w skutkach chorób, nie tylko chorób układu krwionośnego i chorób nowotworowych o czym wspomniano w artykule. Nie trzeba długo zastanawiać się by znaleźć wiele innych schorzeń : cukrzyca typu 2, choroby serca, choroby zwyrodnieniowe kości, zaburzenia hormonalne, choroby wątroby - niealkoholowe stłuszczenie, choroby układu oddechowego oraz często pomijane choroby o podłożu psychicznym. Leczenie otyłości jest procesem skomplikowanym i złożonym, powinno być dopasowane indywidualnie do każdego, ale warto wspomnieć o tym że redukcja wagi o 5 do 10 procent zmniejsza znacznie ryzyko powikłań otyłości, a jeśli już do nich doszło znacznie zmniejsza ich nasilenie.
Na wstępie komentarza do powyższego artykułu należy zauważyć istotny fakt na temat przytaczanych w jego treści badań. Należy zaznaczyć, że badania o charakterze naukowym obejmujące swoim zasięgiem tak liczną populację (55 tysięcy osób) i prowadzone przez tak długi okres czasu (10 lat) są bardzo wiarygodne, a dane uzyskane dzięki nim stają się wyjątkowo cenne. Objęcie badaniem osób z różnych części kraju czyni je jeszcze bardziej przekrojowym i przez to podnosi jego wiarygodność. Możemy tutaj wręcz mówić o badaniach kohortowych, populacyjnych. Nieczęsto prowadzi się badania zakrojone na tak szeroką skalę. Dzieje się tak z wielu powodów, między innymi z z powodu wiążących się z tego typu badaniami kosztów i trudności organizacyjnych. Tak potężne badania wymagają regularnego kontrolowania wielu różnych parametrów u wszystkich osób z tej ogromnej grupy, co, naturalnie, wiąże się z koniecznością wygospodarowania miejsca na przeprowadzanie odpowiednich badań i odpowiednich pomiarów (zlokalizowanego na tyle strategicznie, by realne było możliwie bezproblemowe, regularne docieranie tam osób objętych badaniem) czy też również z zapewnieniem personelu wykonującego te badania i pomiary. Wcześniej natomiast należy zachęcić odpowiednio dużą grupę zainteresowanych spełniających kryteria włączeniowe do badania (posiadających wspólną cechę lub cechy o podstawowym znaczeniu dla sensu badania, to znaczy na przykład określoną płeć lub określony wiek, czy też raczej przedział wiekowy, jak to zwykle jest w takich badaniach). Kolejną trudnością, na jaką napotykają koordynatorzy takich badań, pojawiającą się już w toku trwania badania, są problemy w związku z brakiem subordynacji osób objętych badaniem, to znaczy utrudniony kontakt z osobami badanymi, omijanie przychodzenia na kontrole, zupełna rezygnacja z udziału w badaniu – zupełne przerwanie przychodzenia na kontrole. Tacy badani utrudniają formułowanie ostatecznych wniosków z badania, ponieważ nie można powiedzieć, czy ktoś miał zwiększone ryzyko sercowo-naczyniowe, jeżeli przez pierwsze cztery lata miał, owszem, względnie prawidłowe wyniki badań kontrolnych, ale już w piątym roku, gdy już nie stawiał się na kontrole, dostał zawału. W dokumentacji gromadzonej podczas badania kohortowego osoba taka figuruje jako osoba ze względnie dobrymi parametrami zdrowotnymi od czasu początku badania do momentu czterech lat później i tyle, i to wszystko co o niej wiadomo. Tych badanych należy wyłączyć z tej grupy, na podstawie której wyciągane będą wnioski. Po prostu przez takie osoby maleje liczba ludzi ujęta we wnioskach końcowych i o pewien stopień obniża się jakość merytoryczna takiego badania. Zatem naprawdę należy podkreślić, że badanie, którego wyniki są przytaczane w powyższym artykule, jest jak najbardziej jest badaniem, na którym można się oprzeć. Taka liczna próba badawcza, złożona z dziesiątek tysięcy osób jest bardzo reprezentatywna dla całej populacji wyjściowej i bardzo dobrze odzwierciedla rzeczywiste tendencje występujące w prawdziwej, wyjściowej populacji. I to właśnie sprawia, że dane płynące z tego hiszpańskiego badania, o którym mowa, zatrważają. 26% populacji hiszpańskiej w wieku między 35 a 79 lat ma nadwagę lub otyłość i ta sama część populacji częściej zapada na groźne dla życia choroby. W grupie kobiet z chorobami układu krążenia sześć razy częściej spotkamy kobiety z nadwagą i otyłością! W grupie kobiet chorujących na raka dwanaście razy częściej spotkamy te z nadwagą i otyłością! Te dane przerażają. Wpływ nadwagi i otyłości na skrócenie długości życia i obniżenie jego jakości jest ewidentny i ogromny. Swoją drogą, ciekawym i bardzo cennym wnioskiem płynącym z badania jest dostrzeżenie, że to kobiety są wielokrotnie bardziej narażone na negatywny wpływ nadwagi oraz otyłości na długość życia. Pozostaje jedynie wziąć sobie do serca porady lekarzy i dietetyków i podejmować wszelkie działania mające na celu utrzymanie prawidłowej masy ciała, bo stawką jest życie – poparły to bardzo wiarygodne badania. Tak jak pisze @krynolinka - warto takie badania rozgłaszać, popularyzować, mówić o tym dużo, tak, by jak najwięcej osób podjęło wysiłek zadbania o siebie i tym samym uchroniło się od zbyt wczesnej śmierci, bo modyfikujące nasz tryb życia mamy realny wpływ na jego długość.
Ciekawe. Slyszeliscie moze o tzw paradoksie otylosci w chorobie wiencowej ? Niedawno opublikowano duże prospektywne badania obserwacyjne, z których wynika, że otyłość i nadwaga stanowią czynniki umieralności ogólnej. W pierwszym z nich uczestniczyło 527 265 osób w wieku 50–71 lat, a obserwacja wynosiła 10 lat. Związek między BMI i ryzykiem zgonu miał kształt litery J, z trendem wzrostowym przez cały zakres przyjętych kategorii nadwagi i otyłości. W drugim badaniu uczestniczyło 1 213 829 Koreańczyków w wieku 30–95 lat, a ryzyko zgonu, w zależności od BMI, również miało kształt litery J. Pacjenci z niedowagą, nadwagą i otyłością charakteryzowali się większymi wskaźnikami zgonu niż osoby z prawidłową masą ciała. W ostatnio przeprowadzonej bardzo dużej metaanalizie 97 badań prospektywnych dotyczących populacji ogólnych z udziałem 2,88 mln osób uzyskano inne wyniki. Autorzy podzielili badanych nie tylko na tych z prawidłową masą ciała (BMI od 18,5 do < 25 kg/m2 ), nadwagą (BMI od 25 do < 30 kg/m2 ) i otyłością (BMI ≥ 30 kg/m2 ), ale także wg stopnia otyłości, przyjmując za 1. stopień BMI od 30 do < 35 kg/m2 , a za 2. i 3. łącznie BMI ≥ 35 kg/m2 . Okazało się, że hazard względny (HR) dla umieralności ogólnej w przypadku nadwagi wynosił 0,94 (95% CI 0,91–0,96), w porównaniu z prawidłową masą ciała, a w przypadku otyłości 1,18 (95% CI 1,12–1,25). Zatem o ile nadwaga wiązała się z mniejszym ryzykiem zgonów, to otyłość (bez podziału na kategorie) z większym. Po podziale na kategorie stwierdzono brak wpływu otyłości 1. stopnia na występowanie zgonów ogółem (HR 0,95; 95% CI 0,88–1,01) i wzrost ryzyka o prawie 30% (HR 1,29; 95% CI 1,18–1,41) u osób z otyłością 2. i 3. stopnia. Obserwacja ta wskazuje na obecność paradoksu nadwagi u osób zdrowych, tzn. lepszej prognozy w odniesieniu do długości życia, oraz na obojętny wpływ otyłości 1. stopnia. Paradoks otyłości, tj. dłuższe życie osób z nadwagą i otyłością niż szczupłych, występuje u pacjentów z chorobą wieńcową (CAD), niewydolnością serca i nadciśnieniem tętniczym, chociaż nie jest to zjawisko stałe. Paradoks otyłości stwierdza się u pacjentów ze stabilną CAD oraz z ostrym zespołem wieńcowym (ACS). Należy podkreślić, że w badaniach jako miernik otyłości przyjmowano BMI, rzadziej także zawartość tłuszczu w ciele (BF, body fat), a najrzadziej obwód w talii (WC, waist circumference). Autorzy prac poświęconych temu zagadnieniu powołują się na wyniki największej metaanalizy badań kohortowych dokonanej przez Romero-Corral i wsp. wśród pacjentów z CAD (angioplastyka wieńcowa w wywiadzie, wszczepienie pomostów aortalno-wieńcowych lub przebyty zawał serca). Badacze ocenili wpływ masy ciała na umieralność ogólną i sercowo-naczyniową. Do metaanalizy włączono 40 badań z udziałem 250 152 pacjentów obserwowanych średnio przez 3,8 roku. W porównaniu z prawidłowym BMI u osób z małym BMI (< 20 kg/m2 ) ryzyko względne (RR) zgonów ogółem wynosiło 1,37 (95% CI 1,32–1,47), a zgonów sercowo-naczyniowych 1,45 (95% CI 1,16–1,81). Najmniejsze RR dla zgonów ogółem i zgonów sercowo-naczyniowych dotyczyło pacjentów z nadwagą (BMI 25–29,9 kg/m2 ) i wynosiło odpowiednio 0,87 (95% CI 0,81–0,94) i 0,88 (95% CI 0,75–1,02). U otyłych pacjentów (BMI 30–35 kg/m2 ) nie zanotowano więcej zgonów ogółem i zgonów sercowo- -naczyniowych niż u osób z prawidłową masą ciała. Ich RR wynosiło odpowiednio 0,93 (95% CI 0,85–1,03) i 0,97 (95% CI 0,82–1,15). Spośród wszystkich grup pacjentów, stratyfikowanych na podstawie BMI, największe ryzyko zgonu sercowo-naczyniowego (RR 1,88; 95% CI 1,05–3,34) zaobserwowano u osób z BMI ≥ 35 kg/m2 . Jednak nie stwierdzono u nich zwiększonego ryzyka zgonów ogółem. Ta ostatnia obserwacja braku zwiększonej liczby zgonów ogółem wśród osób z ciężką otyłością nie potwierdza się w innych pracach. Ostatnio Azimi i wsp. opublikowali wyniki badania obejmującego 37 537 pacjentów z udokumentowaną w koronarografii chorobą tętnic wieńcowych. Obserwacja trwała 11 lat. W tym czasie wystąpiło 5866 zgonów (15,6%). HR dla zgonów u pacjentów z BMI ≥ 40 kg/m2 wynosił 1,35 (95% CI 1,05–1,72) w porównaniu z pacjentami z BMI w granicach od 23 do < 25 kg/m2 (grupa referencyjna). Najniższą umieralnością charakteryzowali się chorzy, których BMI mieścił się w granicach od 27,5 do < 30 kg/m2 , a najwyższą bardzo szczupli (BMI < 18,5 kg/m2 ), HR w obu tych podgrupach wynosił odpowiednio 0,82 (95% CI 0,71–0,95) i 2,04 (95% CI 1,63–2,57). Zwiększone ryzyko zgonu występowało w grupie BMI przyjętego w tej pracy za prawidłowe, tj. wartości od 18,5 do < 23 kg/m2 (HR 1,28; 95% CI 1,13– –1,45). Nie było różnicy między otyłymi pacjentami z BMI od 30 do < 35 kg/m2 i od 35 do < 40 kg/m2 a pacjentami z grupy referencyjnej (BMI od 23 do < 25 kg/m2 ). Autorzy pracy podsumowali: „Pacjenci z chorobą tętnic wieńcowych na tle miażdżycy, którzy mają nadwagę, charakteryzują się dłuższym życiem niż ci z prawidłową masą ciała, natomiast osoby z niedowagą lub ciężką otyłością żyją krócej”. Chociaż BMI jest najczęściej stosowanym miernikiem nadwagi i otyłości, to jednak, jak słusznie zauważają Levie i wsp., nie zawsze odzwierciedla prawdziwe otłuszczenie ciała. Biorąc to pod uwagę, badacze ci, co prawda u stosunkowo niewielkiej liczby (n = 570) pacjentów z chorobą niedokrwienną serca, ocenili wpływ zawartości BF i beztłuszczowej masy ciała [wskaźnik beztłuszczowej masy ciała (LMI)] na przeżycie w ciągu 3 lat (obserwacja retrospektywna). Jeśli zawartość BF u mężczyzn była mniejsza niż 25% masy ciała, a u kobiet niż 35%, to uznawano ją za małą. Odsetki odpowiednio większe, w odniesieniu do płci, przyjęto jako dużą zawartość BF. Z kolei LMI £ 18,9 kg/m2 u mężczyzn i £ 15,4 kg/m2 u kobiet określono jako mały. Stwierdzono odwrotną korelację między zgonami i LMI. Najwięcej zgonów odnotowano w grupie pacjentów z małą zawartością BF i małym LMI (15%), a najmniej w grupie z dużą zawartością BF i dużym LMI (2%). Mała zawartość BF i mały LMI prognozowały wyższą umieralność, odpowiednio HR 2,6 (95% CI 1,1–6,4) i 3,1 (95% CI 1,3–7,1), natomiast duża zawartość BF i duży LMI — niższą umieralność, odpowiednio HR 0,91 (95% CI 0,85–0,97) i 0,81 (95% CI 0,65–1,00). Zarówno ta obserwacja, jak i poprzednie tych samych autorów pokazują silny związek dużej zawartości BF z dłuższym przeżyciem, wbrew temu, że większa zawartość BF wiąże się z gorszym profilem ryzyka CAD. Wiadomo od dawna, że zespół metaboliczny (MS) jest czynnikiem ryzyka cukrzycy typu 2 i epizodów sercowo- -naczyniowych. Skoro pacjenci z chorobą niedokrwienną serca i z nadwagą lub otyłością (przynajmniej umiarkowaną) charakteryzują się lepszą prognozą dotyczącą długości życia, to interesujący jest w ich przypadku wpływ MS na przeżycie. Temat ten podjęła ta sama grupa autorów u 392 pacjentów ze stabilną CAD i MS oraz u 151 chorych bez MS. W trakcie 3-letniej obserwacji okazało się, że umieralność była większa, chociaż nieznamiennie w pierwszej grupie (4,6% vs. 1,9%; p = 0,18). Jednak nieoczekiwanie w podgrupie pacjentów z MS i mniejszym WC (< 40 cali u mężczyzn i < 35 cali u kobiet) zanotowano 6-krotnie więcej zgonów (12,5%) niż u pozostałych osób (2,3%; p = 0,0004). Pozostałe 3 podgrupy to pacjenci z MS i większym WC, bez MS i z mniejszym WC oraz bez MS i większym WC. W analizie wieloczynnikowej MS nie był niezależnym predyktorem zgonu [iloraz szans (OR) 1,87; 95% CI 0,50–7,0], natomiast WC okazał się niespodziewanie w tym badaniu niezależnym czynnikiem chroniącym (OR 0,8; 95% CI 0,75–0,99). Autorzy podsumowali: „Chociaż zespół metaboliczny wykazywał trend w kierunku zwiększania umieralności, to nie było to znamienne ani w analizie jednoczynnikowej, ani w wieloczynnikowej. Z kolei otyłość centralna okazała się czynnikiem protekcyjnym u pacjentów z zespołem metabolicznym, wspierając paradoks otyłości”. Wyniki tej pracy u małej liczby pacjentów pozostają w sprzeczności z przekonującymi rezultatami dużej metaanalizy u osób z CAD, w której oceniono związek między otyłością centralną a przeżyciem. Włączono do niej 15 923 pacjentów w wieku 65,7 ± 11,5 roku. Spośród nich 6648 chorych charakteryzowało się prawidłową masą ciała (BMI 18,5–24,9 kg/m2 ), a 2396 otyłością (BMI ≥ 30 kg/m2 ). Okres obserwacji różnił się między badaniami i wynosił od 6 miesięcy do 16 lat. Mediana była równa 2,3 roku (0,5–7,4 roku). W tym czasie wystąpiło 5696 zgonów. Obwód w talii, stosunek obwodu w talii do obwodu w biodrach (WHR, waist to hip ratio) oraz BMI podzielono na tercyle z następującymi punktami odcięcia: dla mężczyzn drugi tercyl dla WC — 89 cm, trzeci — 99 cm; drugi tercyl dla WHR — 0,94, a trzeci 0,98. Jako odpowiednie wartości dla kobiet przyjęto 84 cm i 96 cm oraz 0,86 i 0,93. W przypadku BMI za punkt odcięcia drugiego tercyla przyjęto u mężczyzn 24,1 kg/m2 , a dla trzeciego 27,1 kg/m2 , zaś odpowiednie wartości u kobiet to 23,7 kg/m2 i 27,9 kg/m2 . Stwierdzono bezpośredni i statystycznie znamienny związek drugiego i trzeciego tercyla WC i WHR ze zgonami po standaryzacji wyników względem wieku, płci, palenia tytoniu, występowania cukrzycy, nadciśnienia tętniczego, niewydolności serca i BMI. W modelu wieloczynnikowym, z zastosowaniem jako kryteriów otyłości centralnej WC > 102 cm u mężczyzn i > 88 cm u kobiet oraz WHR ≥ 0,90 i ≥ 0,85, zaobserwowano związek obu jej mierników ze zwiększonym ryzykiem zgonu, odpowiednio HR 1,29 (95% CI 1,20–1,39) i 1,69 (95% CI 1,55–1,84). W przeciwieństwie do tego wzrastające tercyle BMI były odwrotnie skorelowane ze zgonami. W porównaniu z prawidłowym BMI jako wartości referencyjnej standaryzowane HR wynosiły dla BMI < 18,5 kg/m2 : 1,78 (95% CI 1,53–2,01); BMI 25–29,9 kg/m2 : 0,84 (95% CI 0,79–0,89); BMI 30–34,99 kg/m2 : 0,75 (95% CI 0,69–0,82) i BMI ≥ 35 kg/m2 : 0,78 (95% CI 0,67–0,91). Interesujący jest fakt, że otyłość centralna wiązała się ze zwiększoną umieralnością także w podgrupie osób z prawidłowym BMI (HR 1,70; 95% CI 15,2–1,89) i z BMI ≥ 30 kg/m2 (HR 1,93; 95% CI 1,61–2,32). Wyniki tej pracy kwestionują użyteczność BMI w ocenie ryzyka zgonów, wskazując na znaczenie dystrybucji tkanki tłuszczowej, gdyż BMI było odwrotnie skorelowane ze zgonami, natomiast wskaźniki otyłości centralnej dodatnio. Obserwacja ta jest zgodna z rezultatami metaanaliz przeprowadzonych u osób zdrowych, w których otyłość centralna okazała się czynnikiem prognostycznym epizodów sercowo- -naczyniowych. Wcześniejsze prace Romero-Corral i wsp. w nawiązaniu do paradoksu otyłości podważają wartość BMI w ocenie otyłości. Autorzy sprawdzili jego użyteczność w ocenie nadmiernego otłuszczenia ciała w populacji ogólnej i u osób z CAD. Pierwsze badanie przeprowadzono u 13 601 osób w wieku 20–79,9 roku. Procentową zawartość tłuszczu (BF%) oszacowano metodą bioelektrycznej impedancji, przyjmując jako otyłość wartość BF > 25% u mężczyzn i > 35% u kobiet. Na podstawie BMI ≥ 30 kg/m2 otyłość występowała u 19,1% mężczyzn i 24,7% kobiet, zaś na podstawie BF% u 43,9% mężczyzn i 52,3% kobiet. BMI, jako wskaźnik otyłości, charakteryzował się wysoką specyficznością (mężczyźni: 95%, 95% CI 94–96; kobiety: 99%; 95% CI 98–100) i za małą czułością (mężczyźni: 36%, 95% CI 35–37; kobiety: 49%; 95% CI 40–50), aby rozpoznać otyłość w powiązaniu z zawartością BF. W związku z tym BMI ≥ 30 kg/m2 nie wykrywał 50% osób z nadmiarem tłuszczu, a BMI 25–29,9 kg/m2 też okazał się nieprzydatny u obu płci do oceny, czy zależy on od BF, czy od beztłuszczowej masy ciała, choć w większym stopniu u mężczyzn. Zatem diagnostyczna wartość BMI, w odniesieniu do otłuszczenia, jest ograniczona, co jest zrozumiałe, ponieważ za „większość” masy ciała odpowiada masa beztłuszczowa. Na podstawie uzyskanych wyników badań Romero-Corral i wsp. wyrażają wątpliwość co do znaczenia BMI w diagnozowaniu otyłości jako miernika tłuszczu w ciele, zarówno u osób z BMI 25–29,9 kg/m2 , jak i z BMI ≥ 30 kg/m2 . W przypadku pacjentów z BMI ≥ 30 kg/m2 pomija się połowę osób z nadmiarem tłuszczu. Według autorów może to wyjaśnić nieoczekiwanie dłuższe przeżycie u pacjentów z nadwagą i otyłością rozpoznaną na podstawie tego wskaźnika. Ta sama grupa badaczy w małej grupie pacjentów z CAD (91 chorych) uzyskała podobne wyniki do tych w populacji ogólnej . Chociaż BMI wykazywał dobrą korelację z BF% (r = 0,66; p < 0,0001) oraz z masą beztłuszczową (r = 0,41; p < 0,0001), to u chorych z BMI < 30 kg/m2 nie można było rozróżnić, jaki wpływ na ten wskaźnik ma zawartość BF, a jaki masa beztłuszczowa. Zatem BMI < 30 kg/m2 jest słabym miernikiem otłuszczenia ciała u pacjentów z CAD. Jeśli chodzi o BMI ≥ 30 kg/m2 , to podobnie jak w populacji ogólnej, wykazywał on bardzo dobrą specyficzność (95%; 95% CI 83–100), jednak z powodu małej czułości (43%; 95% CI 32–54) nie wykrywał ponad połowy przypadków z rzeczywistym nadmiarem tłuszczu. Paradoks otyłości jest obserwowany u pacjentów z ACS w postaci niestabilnej CAD, zawału serca bez uniesienia odcinka ST (NSTEMI) oraz zawału serca z uniesieniem odcinka ST (STEMI). Ostatnio badacze szwedzcy przedstawili dowód na obecność paradoksu otyłości u pacjentów z ACS na podstawie raportu z Rejestru Angiografii i Angioplastyki w okresie od maja 2005 r. do grudnia 2008 r. Jako ACS przyjęto niestabilną CAD, STEMI i NSTEMI wg definicji Europejskiego Towarzystwa Kardiologicznego. U wszystkich pacjentów (ogółem 64 436) wykonano koronarografię. Podzielono ich na grupy wg kategorii BMI, porównując 3-letnią umieralność względem BMI od 21 do < 23,5 kg/m2 (szczupli). Niezależnie od obrazu koronarograficznego (stopień nasilenia miażdżycy) i decyzji terapeutycznych (wyłącznie leki, PCI lub CABG), największe ryzyko zgonu stwierdzono u osób z niedowagą, tj. BMI < 18,5 kg/m2 (HR 2,94; 95% CI 2,25–3,83). Wśród chorych leczonych zachowawczo i poddanych angioplastyce wieńcowej z łagodną nadwagą (BMI 26,5–28 kg/m2 ) zanotowano najmniej zgonów (HR odpowiednio: 0,52; 95% CI 0,34–0,80 i 0,64; 95% CI 0,50–0,81). Przyjmując BMI jako zmienną ciągłą u pacjentów z zaawansowaną CAD, wskaźnik zgonów zmniejszał się wraz ze wzrostem BMI do wartości ok. 35 kg/m2 , a następnie zwiększał się. Autorzy podsumowali, że ich wyniki znacznie wzmacniają koncepcję paradoksu otyłości. Zaznaczyli jednak, że jest to tylko badanie obserwacyjne, a nie przyczynowe oraz że chociaż BMI jest najczęściej stosowanym pomiarem otyłości, to nie stanowi rozróżnienia między ilością tkanki tłuszczowej i beztłuszczowej oraz pomiędzy centralną i obwodową dystrybucją tłuszczu. Zgony podczas pobytu w szpitalu były przedmiotem analizy danych 50 149 pacjentów hospitalizowanych z powodu STEMI od 1 stycznia 2007 r. do 30 czerwca 2009 r. w 360 ośrodkach w Stanach Zjednoczonych. Chorzy zostali podzieleni wg kategorii BMI: niedowaga (BMI < 18,5 kg/m2 ) 1,6%, prawidłowa masa ciała (BMI od 18,5 do < 25 kg/m2 ) 23,5%, nadwaga (BMI od 25 do < 30 kg/m2 ) 38,7%, otyłość I klasy (BMI od 30 do < 35 kg/m2 ) 22,4%, otyłość II klasy (BMI od 35 do < 40 kg/m2 ) i otyłość III klasy (BMI ≥ 40 kg/m2 ) 5,1%. Wskaźnik zgonów standaryzowany względem licznych czynników ryzyka był najniższy w I klasie otyłości (4,3%), ale nie różnił się znamiennie od wskaźników zgonów u pacjentów z prawidłową masą ciała, nadwagą lub II klasą otyłości. Obserwowano natomiast istotnie więcej zgonów wśród osób w III klasie otyłości (6,1%) w porównaniu z I klasą (4,3%). Przyczyna wzrostu ryzyka zgonów nie jest jasna, gdyż ekstremalnie otyli byli chorzy młodsi, charakteryzowali się mniej rozwiniętą miażdżycą tętnic wieńcowych i mniejszą dysfunkcją lewej komory, wyższym wskaźnikiem przesączania kłębuszkowego i byli tak samo leczeni jak pozostali. Zaskakująco inne są wyniki dotyczące zgonów wewnątrzszpitalnych u pacjentów z otyłością olbrzymią (BMI ≥ 40 kg/m2 ), hospitalizowanych (413 673 przyjęcia) w 1045 szpitalach w 44 amerykańskich stanach z powodu STEMI (32%) i NSTEMI (68%). Ekstremalnie otyli chorzy z NSTEMI rzadziej umierali niż osoby z BMI < 40 kg/m2 (3,1% vs. 5,1%; p < 0,0001). Znamienna różnica dotyczyła nie tylko niestandaryzowanego wyniku, ale także standaryzowanego pod względem wieku, płci, rasy i licznych czynników wewnątrzszpitalnych, jak również obecności innych chorób (OR 0,87, 95% CI 0,78–0,98). Korzyść u pacjentów z otyłością ekstremalną zaobserwowano niezależnie od metody leczenia, także u osób, u których nie wykonano rewaskularyzacji. Jeśli chodzi o STEMI, to różnica zgonów na korzyść osób bardzo otyłych była znamienna w odniesieniu do niestandaryzowanych wyników (4,7% vs. 6,3%; p < 0,0001). Po standaryzacji ryzyko zgonu w obu porównywanych grupach było takie samo. W dyskusji pracy autorzy napisali, że różnica między ich wynikami i rezultatami uzyskanymi przez innych badaczy, które wskazują na niewystępowanie paradoksu otyłości u ekstremalnie otyłych pacjentów z ACS, jest niejasna. Podejrzewają, że być może dłuższe przeżycie badanych przez nich bardzo otyłych chorych wynika z młodszego wieku, częstszego występowania NSTEMI niż STEMI i częstszego wszczepiania pomostów aortalno-wieńcowych. Spośród ostatnich prac warto też zwrócić uwagę na wyniki badania MERLIN-TIMI 36 . Miało ono na celu ocenę, czy u pacjentów z ACS paradoks otyłości utrzymuje się dłużej (w tym wypadku do 1 roku) i czy wiąże się z otyłością centralną. Badacze oceniali powiązanie BMI i WC ze zgonami sercowo-naczyniowymi, występowaniem zawału serca i nawracającego niedotlenienia (łącznie) w ciągu 30 dni i 1 roku. Pacjentów podzielono na 3 grupy w zależności od wartości BMI (< 25, 25–30 i ≥ 30 kg/m3 ) oraz tercyle WC specyficzne dla płci. Okazało się, że w okresie 30 pierwszych dni po ACS pacjenci z BMI ≥ 30 kg/m2 charakteryzowali się znamiennie mniejszym ryzykiem ocenianych epizodów wieńcowych niż osoby z BMI < 25 kg/m2 (HR 0,64; 95% CI 0,51–0,81; p < 0,0001). Jednak w okresie obserwacji między 30. dniem i 1. rokiem nie było różnicy pomiędzy obu tymi grupami BMI (HR 1,09; 95% CI 0,92–1,29; p = 0,34). Kiedy grupy podziału BMI zostały dodatkowo podzielone na tercyle WC, zaobserwowano trend w kierunku gorszych wyników wraz ze wzrostem WC u tych pacjentów, którzy należeli do grup mniejszego BMI. Największe zagrożenie epizodem wieńcowym stwierdzono w grupie z najmniejszym BMI i największym WC (HR 2,8; 95% CI 0,93–8,3; p = 0,067). Autorzy pracy podsumowali, że w dłuższej obserwacji pacjentów po ACS paradoks otyłości nie jest już znamienny, natomiast wzrastający WC jest czynnikiem ryzyka epizodu wieńcowego, zwłaszcza u osób z prawidłowym BMI. W bardzo dużej większości badań, w których zaobserwowano paradoks otyłości, stosowano wyłącznie BMI jako wskaźnik nadwagi i otyłości. Parametr ten ocenia wyłącznie masę ciała i jest niedostatecznym miernikiem jego otłuszczenia oraz, co oczywiste, nie rozróżnia nagromadzenia tkanki tłuszczowej trzewnej i podskórnej. To wydaje się najwłaściwszym wyjaśnieniem paradoksu otyłości. Przedstawiana w niniejszym artykule ostatnio opublikowana metaanaliza, w której oceniano zarówno BMI, jak i WC oraz WHR, wskazuje na taką przyczynę, gdyż chociaż BMI było odwrotnie skorelowane ze zgonami ogółem, to WC i WHR, jako mierniki centralnej dystrybucji tkanki tłuszczowej, wykazywały dodatni związek. Obserwacja wskazująca na to, iż pacjenci z niedowagą i osoby szczupłe częściej umierają niż chorzy otyli, może zależeć od takich przyczyn, jak palenie tytoniu, nadużywanie alkoholu, choroba nowotworowa czy przewlekła obturacyjna choroba płuc i wiązać się z samoistną redukcją masy ciała, gdyż zaprogramowane odchudzanie u pacjentów z CAD przynosi korzyści. Uwzględniając paradoks otyłości, pierwszorzędne znaczenie ma odpowiedź na pytanie, czy istnieje związek między redukcją masy ciała, zgonami ogółem i występowaniem CAD oraz zgonami z tej przyczyny. Niewiele jest danych na temat wpływu celowej redukcji masy ciała na przeżycie, a ponadto wyniki niektórych prac kwestionują korzyść i bezpieczeństwo odchudzenia, także u pacjentów z chorobami sercowo-naczyniowymi. Zwrócili na to uwagę Levie i wsp. i w związku z tym podjęli się oceny wpływu na zgony celowej redukcji masy ciała z zastosowaniem 3-miesięcznego programu rehabilitacji kardiologicznej i ćwiczeń fizycznych u pacjentów z nadwagą lub u osób otyłych z CAD. Okres obserwacji 396 pacjentów z BMI > 25 kg/m2 i 136 osób z mniejszym BMI trwał 3 lata. W tym czasie zgonów ogółem było mniej (nieznamiennie) u tych, którzy bardziej schudli (3,1% vs. 5,1%; p = 0,30). U pacjentów z większą redukcją masy ciała autorzy zaobserwowali znaczną poprawę ekspresji czynników ryzyka, takich jak BMI (–5%; p < 0,0001), BF% (–8%; p < 0,0001), szczytowe zużycie tlenu (+16%; p < 0,0001), stężenie cholesterolu frakcji LDL (–5%; p < 0,02), stężenie cholesterolu frakcji HDL (+10%; p < 0,0001), stężenie triglicerydów (–17%; p < 0,0001), stężenie białka C-reaktywnego (–40%; p < 0,0001) i stężenie glukozy na czczo (–4%; p = 0,02). Należy dodać, że w tym badaniu występował również paradoks otyłości, gdyż zgonów ogółem było znaczne mniej wśród pacjentów, u których podczas przystąpienia do badania stwierdzono nadwagę lub otyłość, w porównaniu z chorymi szczupłymi (4,1% vs. 13,2%; p < 0,0001), jak również wśród tych osób, które miały więcej tłuszczu w porównaniu z tymi, które go miały mniej (3,8% vs. 10,6%; p < 0,01). Pomimo potwierdzenia paradoksu otyłości w podsumowaniu autorzy napisali: „Chociaż paradoks otyłości przejawia się w tym, że wśród pacjentów z chorobą wieńcową z większym BMI i większym odsetkiem tłuszczu w organizmie było mniej zgonów niż u nieotyłych pacjentów, to wyniki przemawiają na rzecz bezpieczeństwa i potencjalnych korzyści uzyskanych w dłuższym czasie w następstwie celowej redukcji masy ciała”. Wyraźną korzyść kliniczną u odchudzonych pacjentów z CAD zaobserwowali Sierra-Johnson i wsp. W tym prospektywnym badaniu uczestniczyło 377 chorych włączonych do programu rehabilitacji kardiologicznej. Średni okres obserwacji wynosił 6,4 ± 1,8 roku. Oceniano występowanie zgonów ogółem, ostrych epizodów sercowo-naczyniowych (zawał serca zakończony i niezakończony zgonem, udar mózgu zakończony i niezakończony zgonem, natychmiastowy zabieg rewaskularyzacyjny z powodu niestabilnej CAD i hospitalizacji z powodu niewydolności serca) oraz łącznie zgonów i ostrych epizodów sercowo-naczyniowych. Spośród badanych 220 pacjentów schudło, a 157 przytyło. U tych pierwszych spadek masy ciała wynosił 3,6 ± 4,1 kg, a u drugich zanotowano wzrost o 1,5 ± 1,4 kg (p = 0,0001). Wskaźnik zgonów i ostrych epizodów sercowo-naczyniowych łącznie wynosił 24% (53/220) u tych, którzy się odchudzili i 37% (58/157) u osób ze wzrostem masy ciała. Spadek masy ciała znamiennie wiązał się z niższym wskaźnikiem tego złożonego punktu końcowego po standaryzacji wyników względem wieku, płci, palenia tytoniu, obecności dyslipidemii, cukrzycy, nadciśnienia, zawału serca w wywiadzie i statusu dotyczącego otyłości (HR 0,62; p < 0,018). Analiza w podgrupach pokazała korzyść u osób, które schudły, niezależnie od wyjściowej masy ciała. Autorzy pracy sformułowali następujący wniosek „Redukcja masy ciała, w związku z rehabilitacją kardiologiczną, jest markerem korzystnego wyniku w długim okresie, niezależnie od wyjściowego BMI”. Korzyść kliniczną, w postaci redukcji wystąpienia incydentów wieńcowych w okresie 4-letniej obserwacji przedstawili badacze izraelscy u 1669 osób z BMI ≥ 27 kg/m2 , które włączono do programu redukcji masy ciała. Podczas obserwacji wystąpiły 224 epizody wieńcowe (13,4%). U pacjentów, którzy przynajmniej przez 6 miesięcy uczestniczyli w programie dietetycznym i schudli 4,5 kg (mediana), stwierdzono mniej epizodów (o 43%; OR 0,57; 95% CI 0,39–0,84). Jest to wynik po standaryzacji względem wieku, płci, obecności cukrzycy, nadciśnienia tętniczego i hipercholesterolemii, wyjściowego BMI i aktywności fizycznej. Autorzy uznali, że w 2005 r. (czas publikacji) ich badanie było dotychczas największym tego typu doniesieniem, w którym zamierzony spadek masy ciała w następstwie 6-miesięcznego stosowania diety był czynnikiem prognostycznym wystąpienia epizodu CAD w okresie ponad 4 lat. Paradoks otyłości nie został do końca wyjaśniony, ale należy z naciskiem podkreślić, że dotyczy on przede wszystkim BMI, który nie jest dobrym miernikiem otyłości, a ryzyko dla zdrowia i życia wiąże się z dystrybucją tkanki tłuszczowej w organizmie człowieka. Z tego powodu ważne są WC i WHR, które stanowią miernik wewnątrzbrzusznego nagromadzenia tłuszczu. Zatem, zgodnie z opinią Chrysanta i Chrysanta paradoks otyłości „nie może być powodem przekazywania nieprawdziwej informacji, że otyłość nie jest szkodliwa i negowania wysiłków krajowych i międzynarodowych komitetów oraz kampanii na rzecz redukcji masy ciała i prewencji otyłości”. Wyniki badań klinicznych wskazują, że kontrola masy ciała jest ważna nie tylko u osób zdrowych, ale także u pacjentów z CAD. Ich ograniczona liczba wynika z trudności w przeprowadzeniu, gdyż odchudzanie należy do najtrudniejszych metod profilaktyki. ( artykuł poglądowy - Kariologia Polska - Barbara Cybulska, Longina Kłosiewicz-Latoszek
Coraz więcej aplikacji pomaga w kontrolowaniu naszego stanu zdrowia. Nie dotyczy to jedynie aktywności sportowych, ale przydaje się też do monitorowania przebiegu różnych chorób. Analiza głosu przy wykorzystaniu aplikacji na smartfona, pozwala na wykrycie przekrwienia płuc u pacjentów z niewydolnością serca. Pozwoli to na wcześniejszą interwencję lekarza, zanim stan zdrowia chorego ulegnie pogorszeniu. Przeprowadzono badania na 40 pacjentach z ostrą niewydolnością serca. Każdy z nich nagrał próbkę swojego głosu, który został przeanalizowany przez program. Przekrwienie płuc przyczyniało się do subtelnych zmian w mowie, które bardzo dokładnie wychwyciła aplikacja. Jeżeli pojawią się pierwsze objawy, aplikacja je “wychwyci” i natychmiast przekaże takie informacje lekarza, który przepisze właściwe leki. Można będzie w ten sposób zareagować zanim stan pacjenta się pogorszy. W naszym kraju na 100 Polaków w przedziale wiekowym 40-44 lata, zawał przechodzi średnio 121 mężczyzn i 25 kobiet. Nawet 90 procent osób, które przeszły zawał serca przed czterdziestym rokiem życia to osoby palące papierosy. W czasie epidemii SARS-CoV-2 w Europie liczba procedur kardiologii interwencyjnej podejmowanych w terapii zawału serca STEMI zmniejsza się średnio o około 20 procent, a w zawale serca NSTEMI nawet o 30 procent. Główny spadek liczby wykonywanych procedur kardiologii interwencyjnej związany jest z obawą pacjentów przed zgłoszeniem do placówek medycznych. Uzyskane w europejskich analizach dane wskazują również na znaczące opóźnienie w realizacji procedur kardiologii interwencyjnej w odniesieniu do wystąpienia pierwszych objawów zawału serca. W wielu przypadkach pacjenci próbują samemu podejmować leczenie. Dopiero nasilające objawy duszności i bólu w klatce piersiowej skłaniają ich do poszukiwania pomocy. Wiąże się to ze zwiększoną liczbą przypadków najcięższych postaci zawału serca, towarzyszących niewydolności serca, a co za tym idzie większego ryzyko powikłań i konieczność zastosowania złożonych i skomplikowanych procedur kardiologii interwencyjnej. W początkowym okresie pandemii pacjenci byli zaniepokojeni doniesieniami dotyczącymi wzrastającej liczby zakażeń. Dodatkowo przekazywano dane o przypadkach stwierdzania ognisk COVID-19 w placówkach opieki i ośrodkach ochrony zdrowia, głównie w domach pomocy społecznej i szpitalach. Pacjenci stawali przed bardzo trudnym wyborem: odczuwali dotkliwe objawy, które mogły świadczyć o zawale serca, ale jednocześnie obawiali się przyjazdu do szpitala, gdzie w ich przekonaniu istniało realne zagrożenie zakażenia koronawirusem. Pacjenci obawiali się zachorowania i trudnych do przewidzenia powikłań infekcji. W marcu i kwietniu lęk przed COVID-19 często zwyciężał z decyzją o zgłoszeniu się do ośrodka. Dane systemu Państwowego Ratownictwa Medycznego wskazują, że w marcu i kwietniu ubiegłego roku liczba wezwań pacjentów z bólem w klatce piersiowej spadła o kilkanaście procent. Zawał u kobiet bywa bardzo często nieprawidłowo rozpoznany i niewłaściwie wyleczony ponieważ symptomy nie są tak oczywiste. W przypadku młodych kobiet prawdopodobieństwo wystąpienia zawału serca jest na dosyć niskim poziomie, ale drastycznie wzrasta po 50 roku życia. Wraz ze spadkiem poziomu estrogenu w organizmie kobiety, związanego z menopauzą zawał serca u kobiet jest zjawiskiem równie powszechnym, jak zawał serca mężczyzn. Kobiety rzadziej trafiają do szpitala z powodu rozpierającego bólu zamostkowego, który promieniuje do żuchwy, pleców czy przedramienia. Częściej występujące symptomy to duszności, uderzenia gorąca mdłości i uczucie niestrawności, zawroty głowy, nagłe osłabienie czy zmęczenie jak w przypadku przebiegu grypy, bóle pleców. Ryzyko wystąpienia zawału serca u kobiet jest też dużo większe niż w przypadku mężczyzn. Oprócz standardowych czynników, które zwiększają zachorowalność, takich jak palenie papierosów, długotrwały i silny stres, choroba wieńcowa, nadciśnienie, miażdżyca, cukrzyca, czynniki genetyczne czy wysoki poziom “złego” cholesterolu, zawał u kobiet może wystąpić w wyniku powikłań ciąży czy usunięcia macicy. Same kobiety często bagatelizują wcześniej wspomniane symptomy, kojarząc je z menopauzą, a nie zawałem. W takim wypadku nie warto zwlekać z wezwaniem karetki, ponieważ fachowa i co najważniejsze, skuteczna pomoc musi nastąpić jak najszybciej. Dopiero od jakiegoś czasu naukowcy zaczęli analizować różnice między zawałem serca u kobiet i mężczyzn, ponieważ nie tylko objawy, ale także metody leczenia w przypadku obydwu płci są równe. Do tej pory naukowcy bardziej skupiali się na mężczyznach w swoich badaniach, dlatego zarówno prowadzone badania, jak i dopuszczone do obrotu leki, nie brały pod uwagę przebiegu choroby u kobiet. Kobiety są również rzadziej kierowane na specjalistyczne badania i testy diagnostyczne, ponieważ ryzyko wystąpienia zawału serca jest niedoszacowane. Ponadto niektóre testy skonstruowane są w ten sposób, że dają fałszywe wyniki u kobiet, ponieważ były opracowywane z myślą o mężczyznach. To wszystko sprawia, że kobiety są później niż mężczyźni kierowani na badania, a leczenie wdrażane jest za późno. Postęp w medycynie umożliwił ratowanie życia osób po zawale, jednak zawał powoduje trwałe uszkodzenie serca i zwykle prowadzi do jego niewydolności. Osoby z tą chorobą wymagają właściwej, koordynowanej opieki oraz właściwej farmakoterapii, która pozwala uniknąć zaostrzeń choroby. Bez tego bardzo szybko ponownie dochodzi u nich do epizodu kardiologicznego, który kończy się hospitalizacją i pogorszeniem stanu zdrowia lub wręcz śmiercią. Środowisko pacjentów wskazują na poprawę swojej sytuacji w konkretnych działaniach. Mowa o powszechnym dostępie do Koordynowanej Opieki nad pacjentem z Niewydolnością Serca, a także w dostępie do optymalnej terapii, która zmniejsza śmiertelność, redukuje liczbę uciążliwych hospitalizacji będących konsekwencją zaostrzeń choroby, a także korzystnie wpływają na tak ważną dla chorych jakość życia. Liczba hospitalizacji z powodu niewydolności serca jest w Polsce 2,5-krotnie wyższa niż średnia dla wszystkich 36 krajów OECD. Co godzinę umiera w naszym kraju 16 osób z rozpoznaną niewydolnością serca. To główna przyczyna zgonów w Polsce. Co roku zabija ona 140 tysięcy osób. Eksperci wskazują, że od momentu rozpoznania choroby aż 40,6 procent pacjentów nie przeżywa 5 lat życia. Niewydolność serca gorzej rokuje niż jego zawał, rak prostaty czy jelita grubego. Konieczne jest więc wprowadzenie modyfikacji w opiece nad pacjentami w naszym kraju, ale nie można zapominać o tym, że to jak będzie wyglądało ich zdrowie i życie zależy w większości od nich samych. Kolejnym z takich działań, które ma to zmienić jest rozpoczęciu pilotażu Krajowej Sieci Kardiologicznej (KSK) w województwie mazowieckim, który ma się skupiać na diagnozowaniu i leczeniu kilku podstawowych chorób sercowo-naczyniowych takich jak zaburzenia rytmu serca, niewydolności serca, chorób zastawek, które są coraz częstszą przyczyną problemów zdrowotnych w naszym społeczeństwie, a także nadciśnienia tętniczego. Elektroterapia polegająca na zastosowaniu stałej stymulacji serca, nazywana stymulacją resynchronizującą, może pomóc pewnej grupie pacjentów z niewydolnością serca. Zaburzona sekwencja skurczu komór serca w wielu przypadkach jest związana z jego niewydolnością. Wielu chorym mogą jednak pomóc wszczepiane aparaty takie jak stymulatory i kardiowertery-defibrylatory z funkcją resynchronizacji. Ułatwiają one uporządkować skurcze serca i poprawiają samopoczucie pacjenta. Resynchronizacja polega na jednoczesnej stymulacji prawej i lewej komory serca. Ma to istotne znaczenie w przypadku osób z blokiem lewej odnogi pęczka Hisa, czyli przypadłością charakterystyczną dla chorych z zaawansowaną niewydolnością serca. Resynchronizacja stosowana jest u osób z tzw. dyssynchronią skurczu i zaawansowaną niewydolnością serca. Tylko w takiej sytuacji ta metoda terapii ma sens. Nie należy jednak wykonywać jej zbyt późno, bo prawdopodobieństwo związane z jej użyciem może przewyższyć oczekiwane korzyści.