Oprócz chirurgii, chemioterapii i radioterapii, 4. filarem metod w leczeniu nowotworów stała się radiologia interwencyjna, zajmująca się zabiegami małoinwazyjnymi, zwykle powodującymi mniej powikłań – mówią w rozmowie z PAP specjaliści WUM. Zabiegi te wciąż jednak są mało dostępne w Polsce.

„Radiologia interwencyjna stosowana jest w niszczeniu małych guzów o średnicy do 2-3 cm, zarówno pierwotnych, jak i przerzutowych” - wyjaśnia dr Grzegorz Rosiak z II Zakładu Radiologii Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego (WUM), specjalizujący się w tego rodzaju zabiegach w onkologii. Metoda ta ma coraz szersze zastosowanie, bo jest mniej inwazyjna niż tradycyjna chirurgia. W onkologii jest obecna co najmniej od 30 lat, a od 15 lat obserwujemy jej dynamiczny rozwój. Stosuje się ją m.in. w raku wątrobowokomórkowym, przerzutach raka jelita grubego do wątroby i do płuc, oraz w raku nerki i raku niedrobnokomórkowym płuc.

„W niektórych przypadkach radiologia interwencyjna daje lepsze efekty niż tradycyjna operacja lub użycie jedynie chemioterapii” – przekonuje specjalista. Czasami resekcja (operacja) w ogóle nie jest możliwe, np. z powodu niekorzystnego umiejscowienia guza. Wtedy może pomóc jedynie radiolog interwencyjny.

Te zalety sprawiły, że radiologia interwencyjna stała się czwartym filarem metod stosowanych w leczeniu chorób nowotworowych oprócz chirurgii, chemioterapii i radioterapii. „Uważam nawet, że bez radiologii interwencyjnej nigdy nie dogonimy wyników leczenia nowotworów, jakie uzyskuje się w innych krajach, nawet gdybyśmy dysponowali wszystkimi najnowszymi lekami” – podkreśla dr Rosiak.

Jako przykład specjalista podaje efekty leczenia często występujących przerzutów raka jelita grubego do wątroby z użyciem jedynie chemioterapii oraz chemioterapii w skojarzeniu z ablacją, jedną z metod radiologii interwencyjnej. W pierwszej grupie pacjentów – u których zastosowano jedynie chemioterapię - ośmioletnie przeżycia nie przekraczały 9 proc., a w drugiej grupie chorych, którzy byli leczeni obiema metodami, sięgały one 36 proc., były zatem ponadczterokrotnie dłuższe.

„Radiologia interwencyjna okazała się przełomem w leczeniu wielu nowotworów i jest już wśród wielu wytycznych leczenia poszczególnych schorzeń onkologicznych” - zapewnia dr Krzysztof Korzeniowski, radiolog interwencyjny WUM. "U nas - dodaje - dopiero staje się ona standardem postępowania”.

W listopadzie 2019 r. Krajowa Rada ds. Onkologii przy wsparciu wiceministra zdrowia Sławomira Gadomskiego opowiedziała się za rozwojem radiologii interwencyjnej w onkologii w naszym kraju. „To dobry początek do tego - podkreśla dr Rosiak - żeby ta dziedzina rozwijała się również u nas”. Zwraca jednak uwagę, że konieczne jest zwiększenie wyceny procedur radiologii interwencyjnej w onkologii, bo obecnie są zdecydowanie za niskie i nieopłacalne dla szpitala. Trzeba też zwiększyć liczbę lekarzy w tej specjalności, bo radiologów interwencyjnych jest zbyt mało. Brakuje też specjalistycznego sprzętu i pracowni radiologii zabiegowej.

Radiologia interwencyjna wykorzystuje wiele metod terapeutycznych, między innymi: termoablację, krioablację i chemoembolizację. Termoablacja polega na tym, że pod kontrolą tomografu komputerowego i USG do wnętrza guza wprowadzana jest igła z anteną mikrofalową. Wykorzystuje ona taką samą energię jak kuchenka mikrofalowa, ale o innej wartości, która niszczy guza wysoką temperaturą. Zostaje on dosłownie ugotowany (z odpowiednim marginesem komórek zdrowych wokół guza).

Druga metoda to krioablacja, w której zamiast wysokiej temperatury wykorzystuje się mrożenie tkanki, przydatna w usuwaniu guzów nerek i prostaty lub w nowotworach ściany klatki piersiowej. W trzeciej metodzie stosowane są zabiegi wewnątrznaczyniowe, podobne do tych, jakie wykorzystuje się w kardiologii interwencyjnej. Za pośrednictwem wprowadzanego przez tętnicę udową cewnika bezpośrednio do naczyń zaopatrujących guz podawany jest chemioterapeutyk.

„Pozwala to uzyskać w guzie bardzo duże jego stężenie, niemożliwe do osiągnięcia w inny sposób. Dzięki temu mniejsza jest toksyczność terapii, a większa jej skuteczność” – wyjaśnia dr Rosiak. Dodaje, że z takim lekiem podawane są również cząsteczki embolizacyjne zamykające naczynie, co jednocześnie powoduje niedokrwienie guza i jego zanikanie.

Według specjalisty, w Polsce wykonuje się około 800 termoablacji wątroby rocznie i niewiele więcej chemoembolizacji. W innych krajach jest ich znacznie więcej. Przykładowo, w jednym tylko co prawda dużym szpitalu MD Anderson Cancer Center w Houston (USA) rocznie przeprowadza się 350-450 ablacji wątroby, nerek i płuc oraz 300 embolizacji guzów wątroby. W szpitalu tym wykonuje się też 4 razy więcej biopsji pod kontrolą tomografii komputerowej niż w całej Polsce, a diagnostyka inwazyjna w erze medycyny personalizowanej jest kluczowym elementem opieki onkologicznej.

„W niektórych dziedzinach radiologii interwencyjnej jesteśmy kilkanaście lat za Europą Zachodnią. Zanim zaczniemy doganiać inne kraje, musimy postarać się, aby ta różnica się już bardziej nie powiększała” – mówi dr Rosiak.

Radiolodzy przekonują, że zainteresowanie pacjentów tą metodą jest ogromne. W 80 proc. przypadków zabiegi te są wykonywane jedynie w znieczuleniu miejscowym, jedynie 20 proc. w ogólnym. „Są mało obciążające dla pacjentów, co jest szczególnie ważne dla osób starszych. Mają też tę zaletę, że dzięki niej u niektórych pacjentów onkologicznych bardziej inwazyjne zabiegi można odłożyć na później. Tym bardziej, że przeżycia chorych coraz częściej są długie, a leczenie trwa wiele lat, bo choroby nowotworowe stają się schorzeniami przewlekłymi” - zapewnia.

Zabiegi radiologii interwencyjnej można wielokrotnie wykonywać u pacjentów z kolejnymi przerzutami do wątroby, na przykład z powodu raka jelita grubego. Muszą to być jedynie małe guzy przerzutowe, do 2-3 cm. W wątrobie można zniszczyć nawet kilka takich guzów. Zabiegi te można powtórzyć za rok lub pół roku, gdy znowu pojawią się przerzuty. „Tradycyjną chirurgią nie było to możliwe” - podkreśla dr Rosiak.

Wykonywane są też zabiegi paliatywne, przeciwbólowe, w kościach, np. u pacjentów z guzami trzustki tak bolesnymi, że nie pomagają nawet silne leki przeciwbólowe. Polegają one na tym, że niszczy się sploty nerwowe za pomocą alkoholu medycznego z dodatkiem leków znieczulających. Skuteczność takich zabiegów sięga 80 proc., a efekt przeciwbólowy utrzymuje się przez kilka miesięcy, pozwalający przynajmniej zmniejszyć dawki leków przeciwbólowych.

„Należy radykalnie zwiększyć dostępność zabiegów radiologii interwencyjnej dla polskich pacjentów ze względu na ich wysoką skuteczność, bezpieczeństwo i efektywność kosztową.” – przekonuje dr Rosiak.


Źródło: www.naukawpolsce.pap.pl | Zbigniew Wojtasiński