Udzielenie pierwszej pomocy osobie z nagłym zatrzymaniem krążenia, jeszcze przed przyjazdem karetki, zwiększa szansę jej przeżycia aż o 86 proc. - przekonują ratownicy z fundacji "AED Szansa dla Serca". Konieczny jest masaż serca i użycie defibrylatora.
- W Polsce 40 tys. osób co roku umiera z powodu nagłego zatrzymania krążenia. Na pięciu zawałowców ginie aż czterech, na ogół jeszcze przed przyjazdem karetki lub dowiezieniem chorego do szpitala - mówi ratownik Karol Piekutowski z "AED Szansa dla Serca".
Jego zdaniem, wiele z tych ofiar można byłoby uratować dzięki udzieleniu natychmiastowej pierwszej pomocy, przed przyjazdem pogotowia. - Kiedy dochodzi do zatrzymania akcji serca, nie można się ograniczyć jedynie do wezwania pogotowania, konieczne jest samodzielne podjęcie akcji reanimacyjnej. Nie ma czasu na wahanie, na uratowanie życia pozostaje wtedy jedynie kilka minut - podkreśla.
Najczęstszym powodem nagłego zatrzymania krążenia jest migotanie komór i częstoskurcz komory. Mięsień serca kurczy się w sposób nieregularny i traci zdolność pompowania krwi. Mózg i cały organizm jest niedotleniony, chory traci przytomność, a na jego uratowanie pozostaje od 3 do 5 minut. W Polsce karetka przyjeżdża do chorego zwykle po 30 minutach.
Życie może jednak uratować każdy i nie musi być to lekarz. Podstawową czynnością ratowniczą jest masaż serca, a to może przeprowadzić każda osoba. - Jeśli nawet nigdy tego jeszcze nie robiliśmy, to warto podjąć taką próbę. W sytuacji bezpośredniego zagrożenia życia lepsze jest nawet mało umiejętne działanie, niż nie bezczynność - twierdzi Mikołaj Kowalewski z "AED Szansa dla Serca".
Masaż serca polega na ucisku klatki piersiowej nieprzytomnej osoby i nie musi być połączony z tzw. sztucznym oddychaniem metodą usta-usta - przyznają ratownicy. Wiele osób nie chce tego robić i nie ma takiej potrzebny, przynajmniej na początku reanimacji.
Przez pierwsze 15-20 minut od zatrzymania akcji serca krew jest jeszcze utleniona i wystarczy ograniczyć się do masażu serca. - Trzeba tylko pamiętać o kilku podstawowych zasadach - podkreśla Kowalewski.
Chorego należy rozebrać do połowy, żeby odsłonić klatkę piersiową (u kobiet trzeba zdjąć lub przynajmniej zsunąć stanik). Nie obawiajmy się tego nawet wtedy, gdy jesteśmy poza budynkiem i jest chłodno. To nawet lepiej, bo schłodzone ciało wykazuje mniejsze zapotrzebowanie na tlen.
Klatka piersiowa powinna być mocno uciskana na głębokość 5-6 cm, o jedną trzecią jej wysokości. - Nie można jednak robić tego zbyt szybko, ponieważ krew wcale nie jest wtedy odpowiednio wypychana z mięśnia sercowego. Wiele osób popełnia ten błąd, bo chce jak najszybciej pomóc nieprzytomnej osobie, ale w tym przypadku pośpiech nie jest wskazany - podkreśla Kowalewski.
Masaż serca dobrze jest wykonywać na zmianę z inną osobą, jeśli jest to możliwe. To wyczerpująca czynność, większość ludzi jest w stanie kontynuować masowanie serca maksymalnie przez 16 minut. Lepiej zmieniać się z kimś co jedną, dwie minuty. - Masaż serca często jednak nie wystarczy do uratowania chorego. W razie nagłego zatrzymania krążenia udaje się to jedynie w 6 proc. przypadków - mówi Karol Piekutowski.
W przypadku migotanie komór i częstoskurczu komorowego najlepsze efekty poza masażem serca daje użycie defibrylatora, który wysyła impuls elektryczny do mięśnia sercowego i może przywrócić właściwy jego rytm. - Jeśli użyjemy go najpóźniej w ciągu 8 minut od zatrzymania akcji serca, szanse na ratunek zwiększają się do 86 proc. - podkreśla Piekutowski.
Nie należy się bać użycia tego urządzenia, gdyż po jego uruchomieniu głosem informuje ono, co należy robić, w jakim miejscu przykleić elektrody. Aparat ocenia również stan mięśnia sercowego i sam decyduje, czy należy wysłać impuls elektryczny.
Kowalewski podkreśla, że defibrylatory coraz częściej są instalowane w miejscach publicznych, w bankach czy na lotnisku. Należy pytać, gdzie jest taki aparat albo spróbować go poszukać, szczególnie wtedy, gdy w akcji reanimacyjnej uczestniczą co najmniej dwie osoby.
Źródło: www.rynekzdrowia.pl
Komentarze
[ z 0]