5 listopada weszły w życie przepisy rozporządzenia, według którego pacjenci mogą skonsultować się z lekarzem rodzinnym przez telefon. Nie muszą więc wychodzić z domu, żeby uzyskać poradę, co w wielu mediach jest przedstawiane wręcz jako rewolucja i świetny sposób na skracanie kolejek. Ma być lepiej i wygodniej. Czy rzeczywiście tak będzie? - pytają lekarze z Porozumienia Zielonogórskiego

- Możliwość telefonicznej porady jest na pewno narzędziem wspomagającym pracę w POZ, ale nie można liczyć na to, że w ten sposób da się rozwiązać wszystkie problemy pacjentów - zauważa lekarz rodzinny i wiceprezes Porozumienia Zielonogórskiego Wojciech Pacholicki. - Nie wyobrażam sobie, że lekarz na podstawie samej rozmowy telefonicznej stwierdza np. czy ból brzucha to drobiazg, czy coś poważnego. Pomijając banalne infekcje, moim zdaniem taka zdalna wizyta sprawdzi się tylko wobec pacjentów, których lekarz dobrze zna, których leczy od dłuższego czasu z powodu przewlekłego schorzenia, a porada będzie dotyczyła np. ustalenia dawki stosowanego leku. W takich sytuacjach istotnie można ograniczyć liczbę zbędnych wizyt w przychodni. Natomiast nie jest to sposób na rozwiązywanie nowych problemów pacjenta i odpowiedzialnej oceny jego stanu zdrowia.

Wiceprezes Porozumienia Zielonogórskiego zwraca uwagę jeszcze na jedną kwestię: organizacyjną. Nie mówi się o tym, że lekarz po prostu nie zawsze będzie w stanie odebrać telefon. Nie zrobi tego w sytuacji, gdy będzie badał pacjenta „na żywo”. Trudno sobie wyobrazić wizytę, podczas której lekarz nieustannie rozmawia przez telefon.

- Teleporady powinny być wplecione w schemat pracy przychodni - uważa Wojciech Pacholicki. - Najlepiej byłoby wyznaczyć godziny, w jakich się ich udziela. W przeciwnym razie telefonujący będą się tylko irytować, jeśli się nie dodzwonią, albo w przychodni powstanie chaos.


Źródło: Porozumienie Zielonogórskie