Brak kompleksowej diagnostyki, zbyt długie kolejki do okulistów, a przez to zbyt późno rozpoczęte leczenie powodują, że Polacy tracą wzrok. Dramat tych ludzi jest tym większy, że u wielu z nich chorobę można by było powstrzymać, wynika z raportu „Okulistyka i choroby siatkówki w aspekcie zdrowego i aktywnego starzenia się”.

Z trudem rozpoznaje twarze. Sama już nie jest w stanie czytać scenariuszy. Próbuje oglądać filmy, ale przychodzi jej to z coraz większym trudem. „Mam chorobę oczu. Tę samą, na którą chorowała moja mama” - wyznała dwa lata temu w wywiadzie dla „Daily Mirror” Judi Dench, słynna brytyjska aktorka, która właśnie kończy 80 lat. Tuż po usłyszeniu diagnozy poddała się leczeniu i ma nadzieję, że choroba znacznie spowolniła. Zdaje sobie sprawę, że to schorzenie prowadzi do powolnej utraty wzroku, ale z tego powodu wcale nie zamierza pójść na emeryturę i zrezygnować z aktorstwa. – Jeszcze nie jestem gotowa na starość – mówiła w jednym z wywiadów słynna M z filmów o Jamesie Bondzie.

Aktorka choruje na zwyrodnienie plamki żółtej zwane w skrócie AMD. To coraz częstsze schorzenie dotyka w Polsce już 1,5 mln osób, głównie po pięćdziesiątce, wynika z szacunków. W odróżnieniu jednak od słynnej aktorki zdecydowana większość Polaków nie otrzymuje natychmiastowej pomocy medycznej. Miesiącami czekają na zabieg. – A jeśli chorują na wysiękową postać tej choroby, wystarczą dwa, trzy miesiące zwłoki w leczeniu, by całkowicie stracili wzrok – ostrzega prof. Andrzej Stankiewicz, prezes Stowarzyszenia AMD. Wraz z grupą specjalistów przygotował właśnie raport „Okulistyka i choroby siatkówki w aspekcie zdrowego i aktywnego starzenia się”, w którym przedstawiono dramatyczną sytuację osób w Polsce, dotkniętych chorobami narządu wzroku, a szczególnie schorzeniami siatkówki.

- Ludzie, którzy zaczynają bardzo źle widzieć, są przerażeni, bo nie widzieć lub źle widzieć to jedna z najgorszych rzeczy, jakie mogą im się w życiu przytrafić - mówi Małgorzata Pacholec z Polskiego Związku Niewidomych, jedna z autorek raportu. Dramat tych ludzi jest tym większy, że u wielu z nich chorobę można powstrzymać. Według ekspertów WHO wprowadzenie kompleksowych działań diagnostycznych i leczniczych pozwoliłoby zapobiec nawet 85 proc. przypadków zaburzeń widzenia.

Tajemnicza plamka
Główną przyczyną utraty wzroku u osób po 50. roku życia w krajach rozwiniętych, obok jaskry i zaćmy, jest AMD. Z tego powodu schorzenie to zyskało przydomek „epidemii ślepoty”. AMD jest przewlekłą, postępującą chorobą prowadzącą do trwałych zmian w centralnej części siatkówki, czyli przezroczystej, cienkiej błonie, która wyściela wnętrze gałki ocznej. „Jej centralną częścią jest plamka, stanowiąca miejsce odpowiadające za ostrość widzenia. To tutaj powstają kolorowe obrazy o najwyższej rozdzielczości” – czytamy w raporcie. Sprawna plamka pozwala czytać, rozpoznawać twarze czy widzieć otaczający świat. Wraz z wiekiem ulega ona stopniowej degeneracji. – Kiedy dojdzie do jej zniszczenia, pacjenci widzą tylko po bokach. Z tego powodu miewają kłopoty w codziennym życiu, np. trudności z ukrojeniem chleba, czy przygotowaniem obiadu. Są podatni na różnego rodzaju urazy, np. mogą nie dostrzec na ulicy krawężnika i wpaść pod samochód. Część z nich wpada w depresję – wymienia prof. Stankiewicz.

Lekarze wyróżniają dwie formy tej choroby: suchą i wysiękową. Postać sucha ma łagodniejszy i wolniejszy przebieg niż postać wysiękowa, która zdarza się co prawda rzadko, bo zaledwie u co dziesiątego pacjenta z AMD, ale jej przebieg jest dramatyczny. Chory może stracić wzrok niekiedy w ciągu kilku dni. Tak szybko w okolicy plamki powstają nieprawidłowe naczynia krwionośne. Na dnie oka tworzą się przesięki i krwotoki. Powstają blizny, które uszkadzają siatkówkę.

Zmiany w siatkówce mogą zostać wywołane także przez niektóre choroby. - Jedną z nich jest cukrzyca, która może doprowadzić do rozwoju cukrzycowego obrzęku plamki. Brak rozwiązań systemowych powoduje, że chorzy ci tracą wzrok, a są to przecież przede wszystkim ludzie młodzi, którzy chcieliby pracować, być aktywni, a nie siedzieć w domu na zasiłku – mówi prof. Stankiewicz.

Terapia dla wybranych
Jedna z najbardziej skutecznych metod leczenia cukrzycowego obrzęku plamki, a także AMD polega na podawaniu do oka leków hamujących działanie naczyniowych czynników wzrostu. – Odpowiednio wczesne i właściwe leczenie pozwoliłoby uratować wzrok u połowy pacjentów z wysiękową postacią AMD – uważa prof. Stankiewicz. Jeśli jednak na rozpoczęcie terapii chory czeka kilka lat, to nie ma co liczyć na skuteczne leczenie - na powstrzymanie procesów nieubłaganie prowadzących do utraty wzroku.

By zahamować postęp choroby większość pacjentów potrzebuje po pięć zastrzyków rocznie. – Ale niektórzy potrzebują ich dużo więcej. Niedawno zadzwonił do nas emerytowany pilot śmigłowców, który przyznał, że musiał dostać aż 13 zastrzyków, by lekarzom udało się zahamować postęp choroby – opowiada Małgorzata Pacholec. Tymczasem jak wynika z raportu „Okulistyka i choroby siatkówki w aspekcie zdrowego i aktywnego starzenia się” wielu chorych jest leczonych nieefektywnie. „Często kuracje kończą się na podaniu jedynie trzech dawek leku, a nie tylu, ilu wymaga pacjent. Świadczą o tym oficjalne dane NFZ: w 2013 r. NFZ sfinansował 16 620 iniekcji do gałki ocznej, co w przeliczeniu na liczbę pacjentów wynosi średnio 2,5 iniekcji na jedną osobę”. Oznacza to także, że zaledwie 5 proc. chorych zostało poddanych leczeniu w ramach ubezpieczenia NFZ.

Nic więc dziwnego, że co trzeci pacjent dotknięty chorobami siatkówki oka (w przeważającej większości na wysiękową postać AMD) przyznał, że leczy się prywatnie, a co czwarty - że leczy się zarówno w placówkach publicznych i prywatnych, wynika z badań ankietowych przeprowadzonych przez Stowarzyszenie AMD w 2012 roku. Za jeden zastrzyk musieli jednak słono zapłacić, bo aż ok. 3 tys. zł „Biorąc pod uwagę wysokie koszty leczenia wysiękowego AMD i nieadekwatne finansowanie NFZ stwarza to brak alternatywy dla pacjentów starszych i niezamożnych, którzy skazani są na upośledzenie i utratę wzroku” – czytamy w raporcie.

A będzie jeszcze gorzej. Autorzy raportu Fundacji na rzecz Zdrowego Starzenia się pt. „Okulistyka i choroby siatkówki w aspekcie zdrowego i aktywnego starzenia się ” zwracają uwagę, że w tym roku nakłady NFZ na leczenie chorób oczu spadły o 5 proc. w porównaniu z 2013 rokiem. - Tymczasem nasze społeczeństwo się starzeje, chorych więc będzie z roku na rok przybywać – przypomina prof. Stankiewicz. A Małgorzata Pacholec dodaje: - Powszechnie uważa się, że jak ktoś nie widzi, to znaczy, że taki się urodził, a tak naprawdę to aż 90 proc. osób niedowidzących straciło wzrok w różnych momentach życia na skutek różnych schorzeń.

Resztki wzroku
Polacy ślepną jednak nie tylko z powodu braku pieniędzy na leczenie. - Nie ma też dobrych programów rehabilitacji dla osób ślepnących – mówi Małgorzata Pacholec. A rehabilitację osób z dysfunkcją narządu wzroku prowadzą tylko dwie placówki w Polsce – w Warszawie i Poznaniu. Nie ma szans, by pracujący tam specjaliści mogli pomóc wszystkim potrzebującym, np. dobrać pomoce optyczne – lupy podświetlane, specjalne okulary, które pozwalają lepiej wykorzystywać resztki wzroku, czy zorganizować zajęcia, podczas których osoby tracące wzrok mogłyby się nauczyć odczytywać brajlowskie napisy na opakowaniach leków, by ich nie pomylić. – Bo tego można nauczyć się w każdym wieku, pod warunkiem, że pacjent trafi do wyszkolonego instruktora – zapewnia Małgorzata Pacholec. – Rehabilitant może też nauczyć osobę słabo widzącą lub ociemniałą bezwzrokowego wykonywania codziennych czynności. Dzięki temu nie narażałaby się ona na oparzenie czy inny wypadek.

To wszystko powoduje, że Polacy tracący wzrok stają się bezradni, zamykają się we własnych domach, unikają kontaktów nawet z przyjaciółmi. Ale co gorsza, wielu z nich straciło wzrok, choć mogli tego uniknąć. Gdyby nie trudności w dostępie do specjalistycznej opieki okulistów, wielu z nich mogłoby pracować, być aktywnym i niezależnym. Jak Judi Dench.

Źródło: www.newsweek.pl