Polskiemu pacjentowi Ministerstwo Zdrowia odmawia prawa do współpłacenia za nowoczesne zabiegi z zakresu okulistyki, zostawiając mu kolejki lub pełną odpłatność - wskazuje Andrzej Mądrala, wiceprezydent Pracodawców RP.

Wiceszef organizacji pracodawców w stanowisku z 9 października br. zwraca uwagę, że okulistyka jest dziedziną, w której w ostatnim dziesięcioleciu odnotowano ogromny postęp wiedzy, umiejętności i technologii, a lista terapii dostępnych dla polskich pacjentów nie różni się od tego, co oferują renomowane zagraniczne ośrodki.

Polak może dopłacić, ale za granicą
Andrzej Mądrala przypomina, że wycena operacji okulistycznych uległa w tym roku znaczącej obniżce. W jego opinii naiwną jest myśl, że dalsza redukcja wycen spowoduje wzrost liczby osób korzystających z opieki.

- Ministerstwo Zdrowia stanowczo odmawia dyskusji o współpłaceniu, w tle czego pobrzmiewają argumenty o równości i sprawiedliwości społecznej. Godzi się jednocześnie, aby takie współpłacenie było dopuszczalne tuż za granicami kraju - zauważa.

- Dzięki mechanizmowi refundacji leczenia do wysokości cen w Polsce pacjent, leczący się w Czechach czy na Słowacji, może dopłacić relatywnie niewielką kwotę, aby istotnie podnieść standard leczenia - wskazuje wiceprezydent Pracodawców RP.

Podkreśla, że takie samo działanie w kraju, u polskiego świadczeniodawcy, generującego polski produkt narodowy i płacącego w Polsce podatki, jest już niedopuszczalne. - Taki pacjent musi ponieść pełną odpłatność, aby skorzystać z podwyższonej jakości, do której ma konstytucyjne prawo - stwierdza Andrzej Mądrala.

Zdaniem organizacji pracodawców, polski pacjent musi mieć takie samo prawo do współpłacenia za leczenie w Polsce, jakie uzyskał w przypadku leczenia za granicą.

- Ma to znaczenie tak dla okulistyki, jak i dla całego sektora, gdyż cywilizuje relacje pacjenta z lekarzem i świadczeniodawcą udostępniając mu terapie, na które nie było go dotąd stać, nie naruszając przy tym ograniczonego budżetu NFZ - podsumowuje wiceprezydent

Kilka słów o jakości
Jak niedawno powiedziała Rynkowi Zdrowia prof. Ewa Mrukwa-Kominek, z-ca dyrektora ds. lecznictwa Uniwersyteckiego Centrum Okulistyki i Onkologii w Katowicach, metoda Funduszu polegająca na obniżaniu wyceny, nie jest właściwa i w efekcie zagraża jakości wykonywanych procedur.

- Na razie tych zabiegów jest trochę więcej, bo placówki próbują dopasować się do tej sytuacji. W perspektywie jednak nie wytrzymają finansowo tego rozwiązania. Okulistyka nie kończy się na operacjach zaćmy. Musimy pamiętać o przypadkach pilnych: pacjentach z jaskrą, cukrzycą, z wieloma innymi schorzeniami - zaznaczała prof. Mrukwa-Kominek.

Podała, że zarówno, jeśli chodzi o pacjentów stabilnych, jak i pilnych, biorąc pod uwagę standardy europejskie oraz światowe, okres oczekiwania na zabiegi okulistyczne w Polsce jest bardzo długi. Wskazała, że w innych krajach w tym zakresie dopuszcza się współpłacenie, a w części po prostu nie ma limitów na te zabiegi - płatnik płaci za nie tyle, ile kosztują.

Bariery finansowe
Pod koniec września br. okuliści na konferencji w Warszawie podkreślali, że w Polsce wykonuje się ponad dwa razy mniej zabiegów usunięcia zaćmy, niż wynosi średnia w Unii Europejskiej. Na tę operację czeka niemal 500 tys. Polaków, a średni czas oczekiwania to 500 dni.

Podali też, że zaćma jest najczęstszym powodem pogorszenia widzenia u osób po 60.-70. roku życia i odpowiada za 50 proc. przypadków ślepoty.

- Na szczęście okulistyka jest obecnie na takim poziomie, że nawet w najbardziej zaawansowanych przypadkach zaćmy, kiedy pacjent praktycznie nie widzi już światła, jesteśmy w stanie przywrócić mu wzrok - albo całkowicie, albo w dużej części - zaznaczył dr Andrzej Dimitriew z Katedry i Kliniki Okulistyki Uniwersytetu Medycznego w Poznaniu.

Specjaliści wskazywali, że wszczepiając sztuczną soczewkę nie tylko usuwa się zaćmę, ale można też zastosować soczewkę korygującą różne inne wady wzroku, jak krótko- czy dalekowzroczność bądź astygmatyzm.

Nie są to jednak soczewki finansowane przez NFZ i - paradoksalnie - osoba ubezpieczona, która ma prawo do wykonania operacji usunięcia zaćmy w ramach NFZ, nie może dopłacić za wszczepienie soczewki, dodatkowo korygującej np. astygmatyzm.

Według dr. Dimitriewa pacjent jest skazany na wszczepienie standardowej soczewki lub na poniesienie kosztu całej operacji, choć przysługuje mu finansowanie jej ze środków publicznych.

Niektórzy pacjenci chcą dopłacać
W konsekwencji dochodzi do takich zdarzeń jak np. sprawa warszawskiej prywatnej lecznicy Sensor Cliniq. W lutym br. Mazowiecki Oddział Wojewódzki NFZ zdecydował o rozwiązaniu umowy z tą placówką na zabiegi usunięcia zaćmy. Powodem był fakt, że pacjenci w ankietach potwierdzili, że dokonali opłat np. za soczewki, których koszt powinien mieścić się w wycenie całej procedury.

Kierownictwo Sensor Cliniq złożyło odwołanie od decyzji mazowieckiego NFZ, uważając, że żaden pacjent nie był zmuszany do opłat. Blisko 60 proc. pacjentów tej lecznicy miało wykonany standardowy zabieg według kryteriów NFZ bez żadnej dopłaty. Pozostali, po konsultacji z lekarzami, zdecydowali się dopłacić do ponadstandardowych soczewek, np. takich, które oprócz zaćmy korygowały dodatkowo astygmatyzm.

'Nie zgadzamy się z interpretacją przepisów, zgodnie z którą pacjent nie ma prawa dopłacić, a świadczeniodawca nie ma prawa pobrać dopłaty do leczenia ponadstandardowego' - napisali przedstawiciele lecznicy w odwołaniu do dyrektora mazowieckiego NFZ.

W oświadczeniu klinika wskazywała, że jest „jedynym szpitalem warszawskim, a może nawet polskim, piętnowanym za pobieranie dopłat wypowiedzeniem umowy', podczas gdy inne szpitale robią to samo, 'niektóre w sposób daleko nieprzejrzysty i niebezpieczny dla pacjenta (darowizny cegiełki, fundacje)'.

Ostatecznie warszawski szpital Sensor Cliniq podpisał z MOW NFZ aneks na świadczenie usług w zakresie okulistyki w 2014 r.

Lecznica w komunikacie na swojej stronie internetowej podtrzymuje, że 'część pacjentów, tak jak i w większości innych placówek, dobrowolnie dopłacała, gdyż chcieli mieć soczewkę ponadstandardową. Pacjenci nie płacili więc, wbrew twierdzeniom Funduszu, za świadczenia gwarantowane, a jedynie dobrowolnie dopłacali za usługi wykraczające poza gwarancje NFZ'.

Przepisy są dobre, winna interpretacja?
W maju br. organizacja pracodawców Konfederacja Lewiatan wraz z Polską Unią Szpitali w liście do premiera wskazały, że przepisy uniemożliwiające placówkom pobieranie od pacjentów opłat dodatkowych za usługi wykraczające poza świadczenia gwarantowane ze środków publicznych (pod rygorem utraty prawa do leczenia refundowanego) są niezgodne z konstytucją RP.

Według Lewiatana nie ma żadnego ustawowego przepisu, który wprost zakazywałby pacjentom dopłat, a jest to jedynie wynik interpretacji prawa przez MZ i NFZ.

Eksperci Lewiatana zauważają, że działania NFZ, polegające na uniemożliwianiu placówkom pobierania od pacjentów dodatkowych opłat za wykonanie usług wykraczających poza finansowane ze środków publicznych (gwarantowane), są naruszeniem ustawy o ochronie konkurencji i konsumentów.

Na razie nie mówmy współpłaceniu
Poseł Tomasz Latos (PiS), przewodniczący sejmowej komisji zdrowia, przypomina, że w Polsce jest spora grupa osób, których nie stać nawet na wykupienie przepisanych leków.

- Na razie skupmy się więc na tym, dlaczego w Unii Europejskiej przeznacza się na ochronę zdrowia co najmniej 6 proc. PKB, a w Polsce jest to cały czas 4,5 proc. - podkreśla.

- Proponuję także, abyśmy rozmawiali o tym, dlaczego polscy pacjenci są gorsi nie tylko od tych w Niemczech i Francji, ale również od tych w Czechach. Gdy będziemy mieć poziom finansowania taki jak w tych krajach, dyskusja o współpłaceniu nie będzie konieczna - uważa poseł Latos.


Źródło: www.rynekzdrowia.pl