Nocna i świąteczna opieka zdrowotna jest źle zorganizowana, co może zagrażać bezpieczeństwu zdrowotnemu pacjentów, przynosi świadczeniodawcom nienależny zysk, a także stratę finansową dla NFZ - twierdzi Najwyższa Izba Kontroli. Zdaniem Izby, NFZ powinien wzmóc nadzór oraz dostosować i zróżnicować liczbę zespołów opieki zdrowotnej, dyżurujących w dni powszednie oraz w dni wolne od pracy, w zależności od rzeczywistych, lokalnych potrzeb pacjentów.

Według opublikowanego na stronie NIK raportu, pełniejsze wykorzystanie nocnej i świątecznej opieki zdrowotnej mogłoby być sposobem na odciążenie pogotowia ratunkowego i szpitalnych oddziałów ratunkowych (SOR), z których przede wszystkim pacjenci korzystają w nagłych wypadkach.


Zdaniem NIK nocna i świąteczna opieka nie jest jednak w pełni wykorzystana, a pogotowia i SOR-y są przeciążone. Izba już wcześniej podawała, że znaczna część osób przyjmowanych do SOR w ogóle nie powinna tam trafić, bo kwalifikuje się do opieki podstawowej.

Z badań ankietowych pacjentów, którzy korzystali ze świadczeń nocnej i świątecznej opieki zdrowotnej wynika też, iż część z ich (27,7 proc.) zgłosiło się z przyczyn niezwiązanych ze zdarzeniem nagłym, dolegliwości trwały niekiedy powyżej tygodnia i mogły być leczone przez lekarza podstawowej opieki zdrowotnej w trakcie normalnego dnia roboczego.

Zespoły dyżurujące na papierze
Według NIK tryb pracy zespołów dyżurujących był niedostosowany do potrzeb pacjentów. Są bowiem znaczne różnice w liczbie pacjentów zgłaszających się do przychodni w dni powszednie oraz w dni wolne od pracy. W dni robocze po poradę zgłaszało się od 4 do 20 osób, w weekendy - od 30 do 200.

"W efekcie w dni powszednie zespołów dyżurujących było za dużo w stosunku do faktycznych potrzeb pacjentów, a w dni wolne od pracy najczęściej za mało" - podkreśla NIK.

W ponad 30 proc. kontrolowanych miejscowości było za mało zespołów dyżurujących - mniej niż wymagają przepisy i niż opłacił NFZ.

- Były też placówki, w których takich zespołów w ogóle nie utworzono, a pacjentów, niezgodnie z prawem, przyjmowali lekarze niezgłoszeni jako dyżurujący. Pełnili oni w tym samym czasie dyżur np. na oddziałach szpitalnych. Ponieważ lekarz, który był zatrudniony na oddziale najpierw zajmował się sprawami oddziału i dopiero potem mógł udzielać świadczeń w ramach nocnej i świątecznej opieki. Ponadto lekarze pełnili dyżury w domach pod telefonem, zamiast w wyznaczonej placówce - mówi Piotr Wasilewski, dyrektor Departamentu Zdrowia NIK.

Skracanie czasu pracy
Inną nieprawidłowością było zaniżanie czasu pracy: ponad 20 proc. skontrolowanych świadczeniodawców regularnie skracała zespołom czas dyżurowania i dostępności dla pacjentów, wyznaczając samowolnie godziny pracy inne niż zapisane w kontraktach, gwarantujących pacjentom podstawową opiekę zdrowotną przez całą dobę.

- Stwierdziliśmy przypadki skracania długości trwania dyżurów nocnej i świątecznej opieki, niekiedy nawet o 2 godz. Nieprawidłowo funkcjonował też system wizyt domowych - pacjenci bardzo długo oczekiwali na taką wizytę, w skrajnym przypadku było to 12 godzin - podał dyrektor Wasilewski.

NIK uważa, że wiele placówek stosuje nieuzasadniony podział pracy na zespół wyjeżdżający i zespół dyżurujący na miejscu - co powoduje nierównomierne obciążenie pracą na niekorzyść zespołu udzielającego świadczeń w przychodni (90 proc. wszystkich porad lekarskich).

W efekcie tego podziału w danej placówce faktycznie przyjmuje mniej lekarzy niż powinno (np. dwóch zamiast czterech), bo część z nich jedynie oczekuje na wyjazd. To z kolei powoduje tworzenie kolejek i niepotrzebne wydłuża czas oczekiwania na przyjęcie pacjentów - twierdzi NIK.

Kto na dyżurze?
Wątpliwości NIK wzbudził też skład dyżurujących zespołów lekarsko-pielęgniarskich. Nie wszystkie dyżurowały w składzie deklarowanym przez świadczeniodawcę przy podpisywaniu kontraktu.

Niektórzy z nich już po uzyskaniu kontraktu zawierali z Funduszem aneksy, w których zmniejszano liczbę faktycznie dyżurujących lekarzy. Zdarzało się także, że zamieniano w ten sposób lekarzy z pożądaną w lecznictwie doraźnym specjalnością na lekarzy o innej, wątpliwej w tej sytuacji, przydatności np. medycyny nuklearnej. Szczególnie mocno odczuwalny w wielu placówkach był brak pediatrów.

NIK zwraca uwagę, że wszystkie wymienione nieprawidłowości działają na szkodę pacjentów, mogą zagrażać ich bezpieczeństwu, przynoszą świadczeniodawcom nienależny zysk i realną stratę finansową dla NFZ. Świadczą też o braku odpowiedniego nadzoru i kontroli nad wydawanymi pieniędzmi ze strony samego płatnika, czyli Funduszu.

- W pewnych sytuacjach jednostki, które zadeklarowały wyższy standard świadczenia zdrowotnego, który co prawda nie był decydujący dla wyboru, ale podwyższał wartość punktową oferty - w praktyce go nie zapewniały. Była to np. kwestia zgłoszenia dodatkowego zespołu, dodatkowego lekarza bądź zapewnienia pacjentom diagnostyki laboratoryjnej na miejscu - podał Piotr Wasilewski.

Dlatego NIK wskazuje na konieczność wzmocnienia nadzoru NFZ nad realizacją tych świadczeń. Zdaniem NIK NFZ powinien rozważyć zorganizowanie nocnej i świątecznej opieki w tej samej placówce, w której funkcjonują szpitalne oddziały ratunkowe. Pozwoli to zrównoważyć pracę opieki nocnej i ratunkowej oraz odciążyć przeładowane SOR-y.

NFZ powinien też dostosować i zróżnicować liczbę zespołów opieki zdrowotnej, dyżurujących w dni powszednie oraz w dni wolne od pracy, w zależności od rzeczywistych, lokalnych potrzeb pacjentów - głosi raport.

Doszło do tragedii
Przypomnijmy, że kontrola NIK była spowodowana m.in. głośnym zdarzeniem, do którego doszło w lutym 2013 roku, w rejonie Skierniewc, gdzie zmarła 2,5-letnia dziewczynka, która nie otrzymała na czas pomocy. Jej matka kontaktowała się telefonicznie z lekarzem nocnej i świątecznej opieki medycznej, który odmówił przyjazdu. Prokuratura umorzyła śledztwo w tej sprawie.

Tym niemniej, jak informowała dyrektor Łódzkiego OW NFZ Jolanta Kręcka, kontrola w prywatnej placówce, do której o pomoc zwracala się matka dziecka ujawniła "rażące nieprawidłowości", stanowiące zagrożenie dla życia i zdrowia pacjentów.

Dyrektor Kręcka wyjaśniła wówczas, że zgodnie z umową z Funduszem, w czasie dyżurów placówka powinna zapewnić obsadę medyczną złożoną z trzech zespołów lekarsko-pielęgniarskich. Natomiast w praktyce w dni robocze świadczenia medyczne udzielane były przez jednego lekarza i jedną pielęgniarkę, a w soboty i niedziele przez dwóch lekarzy (w tym pediatrę) i dwie pielęgniarki. Zmniejszenie w dni robocze liczby lekarzy do jednego uniemożliwiało wyjazdy do pacjentów.

W rozmowie z Rynkiem Zdrowia, wkrótce po tym zdarzeniu Marek Balicki, były minister zdrowia wskazywał, że formalnie nocna opieka pozostaje w POZ, ale faktycznie w jej ramach nie działa.

- Powinna być kontraktowana odrębnie, ale nie jako nocna przychodnia. Jeśli ktoś jest naprawdę chory, szuka pomocy w pogotowiu lub w SOR. W nocy i w święta lekarz powinien przyjechać do domu pacjenta i rozstrzygnąć, czy chory może następnego dnia pójść do swojego lekarza pierwszego kontaktu czy też musi natychmiast zgłosić się do szpitala. Takie dyżury nocne winni pełnić lekarze rodzinni, znający swoich pacjentów - mówił Marek Balicki.

Zwracał uwagę, że tak właśnie funkcjonuje nocna pomoc w Danii i system ten doskonale zdaje tam egzamin. Jego zdaniem powinny także dokonać się zmiany w zakresie obszaru działania nocnej opieki: obecnie na jednego lekarza przypada 50 tys. mieszkańców, podczas gdy powinno ich być około 25 tys.

- W naszych warunkach pacjent jest wręcz skazany na zagubienie w systemie. Tymczasem wystarczyłby jeden stały numer telefonu, pod którym w określonych rejonach dyżurowaliby lekarze POZ znający lokalną społeczność. Na pewno nie kosztowałby to więcej niż obecne rozwiązania - dodał były minister zdrowia.

Ziemia niczyja
Prof. Adam Windak, konsultant krajowy w dziedzinie medycyny rodzinnej poproszony przez portal rynekzdrowia o komentarz w dniu ukazania się raportu NIK (15 maja 2014 r.), wyraził opinię, że od kiedy nocna i świąteczna opieka zdrowotna została wyjęta z kompetencji podstawowej opieki zdrowotnej i jest osobno kontraktowanym produktem, jest swoistą 'ziemią niczyją'. Kiedyś należała do opieki podstawowej, od kilku lat działa odrębnie.

Konsultant, podobnie jak Marek Balicki, uważa że do usprawnienia nocnej i świątecznej opieki potrzeba koordynacji na poziomie zgłaszania się pacjenta po pomoc, powinna ona zapewniać jedynie pomoc doraźną.

- Opieka poza godzinami pracy poradni POZ powinna mieć charakter świadczeń doraźnych, interwencyjnych a nie regularnego leczenia czy diagnostyki. W ramach tego świadczenia należy tak naprawdę zabezpieczyć pacjenta do czasu, gdy będzie mógł uzyskać poradę czy pomoc u swojego lekarza rodzinnego - mówi nam prof. Windak.

Zapytany przez portal rynekzdrowia.pl, czy potrzebna byłaby kampania edukacyjna dla pacjentów, objaśniająca im zasady korzystania z opieki nocnej i świątecznej, prof. Adam Windak zauważa, że dostarczanie takich informacji jest na pewno cenne, ale...

- Pacjent tak naprawdę interesuje się systemem zdrowia, dopiero kiedy ma jakąś niezrealizowaną potrzebę zdrowotną, kiedy potrzebuje pilnie porady lekarskiej, a wtedy na tłumaczenie do kogo powinien się zgłosić jest trochę za późno.


Raport NIK  >> www.nik.gov.pl

Źródło: www.rynekzdrowia.pl