Zakażenia bakterią Vibrio vulnificus nie są częste, ale są niebezpieczne. Leczenie zakażenia jest trudne, a choroba może zakończyć się śmiercią - powiedziała PAP dr Monika Kurpas, specjalistka z Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego zajmująca się tą bakterią.

W ostatnich dniach niemieckie media podały wiadomość o 74-letnim mieszkańcu Niemiec, który zmarł po kąpieli w Bałtyku i zakażeniu bakterią Vibrio vulnificus. Niemiecki incydent nie jest pierwszy, a przypadki zakażeń były także w Polsce - zwróciła uwagę ekspertka.

„W Niemczech więcej się o tym mówi, ale pacjenci z Vibrio vulnificus byli leczeni także w Klinice Medycyny Hiperbarycznej i Ratownictwa Morskiego - Krajowym Ośrodku Medycyny Hiperbarycznej” – powiedziała w rozmowie z PAP dr Monika Kurpas, adiunkt w Zakładzie Immunobiologii i Mikrobiologii Środowiska GUMed, która od kilku lat bada obecność Vibrio vulnificus w wodach przybrzeżnych Zatoki Gdańskiej.

Zakażenia bakterią nie są częste, ale są niebezpieczne. "W Polsce brakuje dokładnych danych epidemiologicznych, jednak w Stanach Zjednoczonych co roku odnotowuje się 150-200 przypadków, z czego blisko 20 proc. pacjentów umiera" - podała specjalistka.

Jak zaznaczyła, leczenie zakażenia jest trudne, a choroba może zakończyć się śmiercią.

"Terapia jest skomplikowana. Bakterie mogą wniknąć do rany i spowodować martwicze zakażenie tkanek miękkich. Leczenie trwa długo, często trzeba podawać jednocześnie kilka różnych antybiotyków i stosować inne metody, takie jak właśnie terapia hiperbaryczna czy leczenie chirurgiczne” - opisała dr Kurpas.

Warto więc uważać, choć - jak zaznaczyła - ludzie zdrowi są co do zasady bezpieczni. „Bakteria przede wszystkim atakuje osoby starsze, które dodatkowo mają zranienia. Mowa też o osobach z osłabioną odpornością czy leczonych z powodu chorób współistniejących (cukrzyca, nowotwory, choroby nerek czy zapalenie wątroby). Na podstawie dostępnej literatury wiadomo, że zakażenie może rozwinąć się w otwartych skaleczeniach, ranach pooperacyjnych czy świeżych tatuażach i przekłuciach” – wyjaśniła badaczka.

Obecność V. vulnificus w Bałtyku nie jest naturalna - jest to bakteria występująca przede wszystkim w regionach tropikalnych. W Polsce nie prowadzi się regularnego monitoringu jej występowania. "W przypadku Vibrio vulnificus nie mamy oficjalnego monitoringu całego wybrzeża. W ramach badań prowadzonych w Gdańskim Uniwersytecie Medycznym, przez Zakład Immunobiologii i Mikrobiologii Środowiska (Wydział Nauk o Zdrowiu z IMMIT), od ponad 3 lat poszukuję tej bakterii w regionie Zatoki Gdańskiej i Półwyspu Helskiego. Już w 2021 roku ukazała się nasza pierwsza publikacja dotycząca potwierdzenia obecności tego patogenu w Zatoce Gdańskiej" – przypomniała specjalistka.

Bakteria może stanowić coraz większe zagrożenie w związku ze zmianami klimatycznymi.

„Ocieplenie klimatu jest jednym z głównych czynników wpływających na występowanie tej bakterii w Morzu Bałtyckim. Generalnie bakterie należące do rodzaju Vibrio preferują słonawe i ciepłe zbiorniki wodne, dlatego Morze Bałtyckie jest dla nich atrakcyjnym środowiskiem, szczególnie w sezonie letnim. Co roku udaje się nam wyizolować te bakterie zarówno z wody, jak i z piasku w rejonie Zatoki Gdańskiej” – opisała dr Kurpas.

Dobrze jest też uważać na wakacjach w ciepłych krajach. „W ciepłych wodach zagrożenie jest większe. Na stronie Europejskiego Centrum ds. Zapobiegania i Kontroli Chorób (ECDC) dostępna jest mapa ryzyka" - podała dr Kurpas. Mapa jest dostępna tutaj. (PAP)

Źródło: www.naukawpolsce.pap.pl | Marek Matacz