Przed sądem w Radomiu ponownie stanie 53-latek, który w szczycie pandemii, mimo że był chory na COVID-19 i powinien przebywać w izolacji, spotykał się z innymi osobami. Mężczyzna zachowywał się też agresywnie wobec personelu szpitala, do którego trafił, a także w stosunku do policjantów.

Jak poinformował PAP rzecznik Sądu Okręgowego w Radomiu Arkadiusz Guza, prokuratura złożyła apelację od wyroku, który zapadł w kwietniu w Sądzie Rejonowym. Sąd uniewinnił wówczas Andrzeja G. od jednego z zarzucanych mu czynów, a w przypadku drugiego - warunkowo umorzył postępowanie.

Sprawa dotyczy kwietnia 2020 r., kiedy epidemia koronawirusa nabierała na sile, a szczepionek przeciwko COVID-19 jeszcze nie było. Do Radomskiego Szpitala Specjalistycznego zgłosił się 51-letni wówczas mieszkaniec Radomia. Wykonano mu test na obecność koronawirusa. Dzień później szpital poinformował go o pozytywnym wyniku badania i o obowiązku pozostania w izolacji. Pacjent zlekceważył jednak to zalecenie, wychodził z domu i spotykał się z innymi osobami.

Kilka dni później Andrzej G., w związku z nasilonymi objawami choroby, pojawił się w towarzystwie żony w szpitalu. Był nietrzeźwy i zachowywał się arogancko wobec personelu. Zdjął maseczkę ochronną, odmówił pozostania w szpitalu i oddalił się samowolnie. Niedługo potem został zatrzymany przez policjantów, wobec których był agresywny. Mężczyzna odpychał mundurowych i szarpał; rozerwał skafander ochronny jednego z nich, a drugiemu ściągnął maseczkę i gogle ochronne, czym - według śledczych – mógł narazić funkcjonariuszy na ryzyko zarażenia się chorobą.

Sprawą zajmowała się Prokuratura Rejonowa Radom-Zachód. Prokurator oskarżył radomianina o narażenie wielu osób na zarażenie chorobą realnie zagrażającą życiu, czyli COVID-19. Czyn ten jest zagrożony karą pozbawienia wolności do 10 lat. Drugi zarzut dotyczył agresywnego zachowania mężczyzny wobec policjantów, których usiłował zmusić do zaniechania zatrzymania go. Grozi za to do 3 lat więzienia.

Na początku kwietnia Sąd Rejonowy w Radomiu uniewinnił oskarżonego z zarzutu dotyczącego narażenie wielu osób na zarażenie COVID-19. Sąd oparł się w tym przypadku na opinii wirusologa, który stwierdził, że w oparciu o badania i testy, jakim został poddany oskarżony, nie można jednoznacznie stwierdzić, że w chwili zdarzenia zakażał inne osoby.

W przypadku drugiego czynu sąd uznał Andrzeja G. winnym, ale warunkowo umorzył postępowanie ze względu na niski – zdaniem sądu - stopień szkodliwości czynu. Zobowiązał mężczyznę jedynie do wpłacenia 500 zł na rzecz Funduszu Pomocy Pokrzywdzonym.

Jak poinformował PAP szef Prokuratury Rejonowej Radom Zachód Janusz Kaczmarek, prokuratura złożyła apelację od wyroku sądu pierwszej instancji. Dotyczy ona obydwu czynów. W przypadku pierwszego czynu prokurator zarzucił sądowi błędne ustalenia faktyczne, że materiał dowodowy, który został zebrany nie potwierdził faktu narażenia na zakażenie wielu osób. Jeżeli zaś chodzi o drugi zarzut, to - zdaniem prokuratury – sąd błędnie przyjął, że czyn którego dopuścił się oskarżony odznaczał się nieznacznym stopniem społecznej szkodliwości.

Prokuratura wskazała w apelacji, że oskarżony, wiedząc o pozytywnym wyniku testu na obecność koronawirusa, opuszczał miejsce swojego zamieszkania, kontaktował się przez kilka dni z sąsiadami z bloku. Kiedy po raz drugi pojawił się w szpitalu i personel poinformował go o konieczności hospitalizacji, opuścił samowolnie lecznicę, stanowiąc źródło zagrożenia epidemiologicznego.

Prokurator, skarżąc wyrok, również oparł się na opinii biegłego wirusologa, który stwierdził, że wirus SARS-CoV-2 realnie zagraża życiu innych osób i wskazał, że oskarżony miał wiedzę i był świadomy, że miał pozytywny test, a mimo to zignorował zagrożenie epidemiologiczne, opuścił mieszkanie i narażał innych na zarażenie chorobą.

Prokurator we wniosku apelacyjnym wniósł o uchylenie całości wyroku i przekazanie sprawy do ponownego rozpoznania przez Sąd Rejonowy w Radomiu. Na razie nie ma jeszcze wyznaczonego terminu rozprawy apelacyjnej. (PAP)


Źródło: PAP