Najwyższa Izba Kontroli zorganizowała debatę poświęconą sytuacji szpitali samorządowych w Polsce. Kontrolerzy razem z ekspertami poszukiwali odpowiedzi na pytanie: Dlaczego szpitale mimo trwających latami reform wciąż potrzebują pomocy finansowej? Tematem zajmuje się Delegatura NIK w Opolu.
Debata przyciągnęła posłów, urzędników resortu zdrowia i NFZ, kontrolerów RIO, kadrę menedżerską, samorządowców, dziennikarzy medycznych oraz przedstawicieli świata nauki specjalizujących się w tematyce zarządzania szpitalami.
Punktem wyjścia do dyskusji stały się wstępne wyniki przeprowadzonej przez Izbę kontroliRestrukturyzacji wybranych samodzielnych publicznych zakładów opieki zdrowotnej korzystających z pomocy ze środków publicznych. Inspektorzy NIK razem z ekspertami poszukiwali odpowiedzi na pytanie, dlaczego wciąż tyle szpitali samorządowych nie może pozbyć się zadłużenia i wymaga wsparcia finansowego. Mowa o zobowiązaniach liczonych w miliardach złotych.
Czy szpitale mogą funkcjonować bez zadłużania się?
Andrzej Sośnierz, prezes NFZ w latach 2006-2007, zwrócił uwagę, że część szpitali zawsze będzie zadłużona. Przyczyny tego stanu są zróżnicowane i dlatego nie ma prostych i łatwych rozwiązań. Dodatkowo w szpitalach samorządowych funkcjonuje przeświadczenie, że zaciągnięte długi zostaną ostatecznie spłacone przez organ prowadzący. W dodatku lokalny szpital pełni nie tylko rolę medyczną, ale również ekonomiczno-społeczną. To często największy pracodawca w okolicy, co nakłada na osoby nim zarządzające dodatkowe zobowiązania. W tej niejasnej sytuacji najlepiej radzą sobie menedżerowie wykazujący się nie tyle kompetencjami, ile sprytem. Sośnierz wskazał wręcz na mechanizmy prowadzące do celowego zadłużania szpitala, by możliwe było zarabianie na zarządzaniu długiem. Pytanie o powszechność tego procederu pozostaje otwarte.
Agnieszka Pachciarz, szefowa NFZ w latach 2012-2013, uważa z kolei, że minęły już czasy, gdy szpitale były przeświadczone o dopuszczalności zadłużania się. Brak systemowej regulacji podaży usług medycznych doprowadził do zbyt dużej ilości łóżek szpitalnych, a co za tym idzie zjawiska tzw. „nadhospitalizacji”. Z drugiej strony szpitale ratują niedomagania innych podmiotów leczniczych, dlatego leczy się w nich pacjentów, którym mógłby pomoc specjalista w poradni. W tej sytuacji potrzeba profesjonalnego i efektywnego zarządzania, tymczasem wymagania ustawowe stawiane kandydatom na dyrektorów szpitali są zbyt niskie.
W przypadku części kadry menedżerskiej mamy do czynienia z celowym zadłużaniem placówek oraz sprytnymi kalkulacjami, że nastąpi kolejne oddłużenie lub dofinansowanie ze strony samorządowego właściciela, aby zapewnić dalsze funkcjonowanie szpitala. Niekiedy brak działań wynika z niekompetencji, ukrywanej pod pozorem dbałości o dostępność świadczeń zdrowotnych.
Marek Wójcik, ekspert Związku Powiatów Polskich i były Podsekretarz Stanu w MAiC, bronił dyrektorów szpitali, podkreślając, że nie można z nich robić jedynych sprawców zadłużenia. Wymagania zarządcze można oczywiście podnieść i jest na to prosty sposób. Wystarczy postawić kandydatom na dyrektorów wymóg ukończenia studiów związanych z zarządzaniem w służbie zdrowia.
Dr Małgorzata Gałązka-Sobotka, Zastępca Przewodniczącego Rady NFZ, wróciła do myśli, że dług jest naturalną cechą sektora ochrony zdrowia. Zawsze będziemy w nim mieli nadwyżkę popytu nad podażą. Nawet najbogatsze kraje borykają się z tym problemem. Gałązka-Sobotka zgodziła się też z Sośnierzem, przyznając, że w systemie ochrony zdrowia funkcjonuje myślenie o finansowej odpowiedzialności podmiotu właścicielskiego, co sprzyja decyzji o zadłużaniu się. Największym problemem w zarządzaniu szpitalami jest jednak brak wizji i strategii państwa dla całego systemu oraz brak mapowania potrzeb w skali kraju. Czy można w takiej sytuacji zarządzać skutecznie pojedynczym podmiotem?
Z zarzutem tym zgodził się Marek Balicki, były minister zdrowia. Brak rozwiązań systemowych sprawia, że zysk jednego szpitala oznacza stratę drugiego. Ewenementem w skali europejskiej jest brak kontroli państwa nad planowaniem zasobów w służbie zdrowia. Nikt tego nie nadzoruje, więc szpitale prowadzą wyścig zbrojeń, który prowadzi z kolei do nadmiaru zasobów w jednych regionach, a niedoboru w innych. Publiczne szpitale zachowują się dziś jak prywatne, myśląc nie kategoriami potrzeb lokalnej społeczności, ale kierując się taryfikatorem narzuconym przez NFZ.
Wojciech Misiąg, radca prezesa NIK, nie zgodził się z tezą, że część szpitali zawsze będzie zadłużona. Postawił pytanie, dlaczego działania naprawcze w przypadku jednych placówek powodują trwałą zmianę, a w przypadku innych nie przynoszą rezultatu? Odpowiedź jest prosta: zadłużeni są ci, którzy chcą być zadłużeni. Problem z długiem szpitali polega na tym, że zawsze zostanie spłacony ze środków publicznych, a zaciąganie zobowiązań w służbie zdrowia jest praktycznie bezkarne. W tym systemie sprytniejsi wygrywają z mniej sprytnymi. Tymczasem przy braku wystarczających środków jedynym rozwiązaniem jest zwiększanie efektywności przy zachowaniu jak najwyższej jakości. To oznacza trudną, ale konieczną drogę restrukturyzacji.
Tezy Misiąga potwierdził swoim doświadczeniem Janusz Atłachowicz. Dlaczego udało mu się poprawić kondycję szpitala w Rawiczu? Mocno wziął sobie do serca dwa hasła reformy: samodzielność i samofinansowanie - i konsekwentnie wprowadzał je w życie. Innymi słowy: nie zadłużał szpitala, bo nie brał takiej ewentualności pod uwagę.
Jak skutecznie wyprowadzić szpital ze spirali długów?
Ludwik Węgrzyn, Prezes Zarządu Związków Powiatów Polskich, przyznaje, że działania naprawcze to działania niepopularne. Mowa przecież o zwolnieniach, zmniejszeniu budżetu i jakimś rodzaju prywatyzacji. To jednak działania konieczne, bo skala dofinansowania szpitali z budżetu samorządów jest kolosalna i staje się przyczyną zadłużenia gmin i powiatów. Marek Wójcik dodaje, że wytyczne płynące z obowiązujących ustaw stawiają samorządowców w trudnej sytuacji. Ustawa o działalności leczniczej nakazuje im pokrywanie długów szpitali, a ustawa o finansach publicznych zabrania zadłużania się ponad stan. Skąd więc wziąć potrzebne pieniądze? - W rezultacie trzeba chyba będzie zwalniać nauczycieli - mówi zrezygnowany Wójcik.
Dr Gałązka-Sobotka podkreśla, że skuteczna restrukturyzacja musi rozpocząć się od audytu. Następnie należy określić cele wprowadzanych zmian, opracować harmonogram procesu i stale monitorować jego postępy. Całość wymaga dyscypliny menedżerskiej, a więc zależy od profesjonalizmu zarządzających szpitalem i komunikacji z personelem. Lekarze zwykle uważają, że przychodzą do pracy leczyć, a nie liczyć. Bez zmiany tej postawy i zaangażowania wszystkich w restrukturyzację - rozumianą jako działanie na rzecz wspólnego dobra personelu i pacjentów - szanse jej powodzenia zmniejszają się.
Z doświadczenia Renaty Jażdż-Zaleskiej, Prezes Zarządu Specjalistycznego Centrum Zarządu w Polanicy-Zdroju, wynika, że audyt jest rzeczą prostą i zwykle zawiera proste wnioski. Trudność polega na ich realizowaniu. Tu rzeczywiście kapitalna okazuje się umiejętność porozumienia z personelem i premiowanie efektywności. Dlaczego warto walczyć o oddłużenie szpitala? Według Jażdż-Zaleskiej szpital zadłużony to szpital stopniowo obniżający jakość swoich usług. Jego dyrektor mniej myśli o pacjentach, a więcej o tym, jak znaleźć pieniądze na spłatę zobowiązań.
Wojciech Misiąg, autor książki o Zarządzaniu środkami publicznymi w polskich szpitalach, zauważa że w przypadku udanej restrukturyzacji zawsze dochodziło do redukcji lub przynajmniej racjonalizacji zatrudnienia. To trudne decyzje, możliwe do podjęcia praktycznie tylko przez osobę, która przychodzi zarządzać szpitalem z zewnątrz, a więc nieuwikłaną w żadne lokalne układy. Radca prezesa NIK uważa też, że pieniądze przekazywane ogólnie na restrukturyzację najczęściej rozpływają się. Lepiej kierować środki na konkretne działania, najlepiej takie, które już są realizowane lub zrealizowane.
Marek Balicki zgadza się z tezą, że gdy mowa o restrukturyzacji, konieczne jest zatrudnienie na stanowisku dyrektora osoby z zewnątrz. Dodaje jednak, że szpital to niezwykle złożone przedsiębiorstwo, w którym nie sprawdza się podejście czysto technokratyczne. Tę instytucję trzeba rozumieć. Zarządzający nim człowiek może być z zewnątrz, ale mentalnie musi być częścią środowiska.
Czarne chmury nad służbą zdrowia?
Eksperci podjęli też temat zagrożeń, jakie mogą pojawić się w najbliższych latach dla podmiotów leczniczych. Marek Wójcik wyliczał, że same podwyżki dla pielęgniarek oraz skutki podniesienia stopy wolnej od podatku do 8 tys. zł spowodują, iż w budżecie NFZ zabraknie ok. 2 mld zł. W sytuacji zwiększonego niedoboru środków szpitale samorządowe będą w najtrudniejszej pozycji. To relatywnie małe instytucje z niewielką siłą negocjacyjną.
Inne ryzyko związane jest niedoborami kadrowymi i tym, jak próbują sobie z nimi radzić szpitale. Dr hab. Monika Urbaniak wyjaśnia, że przy olbrzymich trudnościach z kadrowym obsadzeniem oddziałów, praktycznym rozwiązaniem okazał się mieszany system zatrudnienia. Jednak ZUS już zakwestionował te konstrukcje, często bowiem dochodziło do przypadków gdy ten sam lekarz zatrudniony był w szpitalu na dwóch różnych umowach.
Andrzej Sośnierz nie ma wątpliwości, że brak specjalistów na rynku ma związek ze zbyt wysokimi wymaganiami Ministerstwa Zdrowia względem szpitali. - Na rynku brakuje lekarzy, a my dodatkowo podnosimy ich wymaganą liczbę w placówkach. Te wymogi muszą być poluzowane - uważa Sośnierz. Więcej specjalistów na rynku to także niższe pensje lekarzy. Zaoszczędzone w ten sposób środki można przeznaczyć na wynagrodzenia dla pielęgniarek. - To absurdalne, że obecnie wymogi kadrowe są identyczne dla wszystkich szpitali, niezależnie od ich wielkości i świadczonych usług - denerwuje się były szef NFZ.
Nieskuteczny nadzór
Eksperci podjęli też temat nadzoru samorządów nad szpitalami. Jak jest jego rola i zakres? Grażyna Wróblewska, Przewodnicząca Krajowej Rady Regionalnych Izb Obrachunkowych, zwróciła uwagę na brak jasnych kryteriów - nie jest pewne, co i jak samorząd może w szpitalu kontrolować. Sytuację samorządów dodatkowo komplikuje fakt, że nie mają skutecznego środka zniechęcającego szpital do zadłużania się. Z kolei wymagana od szpitali sprawozdawczość jest więcej niż niewystarczająca - w tych warunkach trudno mówić o skutecznym nadzorze.
Kontrola Restrukturyzacji wybranych samodzielnych publicznych zakładów opieki zdrowotnej korzystających z pomocy ze środków publicznych przeprowadzona została od września do grudnia 2015 roku. W kontroli koordynowanej przez opolską NIK uczestniczyły także delegatury w Gdańsku, Krakowie i Wrocławiu. Inspektorzy zbadali sytuację ośmiu szpitali oraz ośmiu prowadzących je samorządów. Pełny raport w tej sprawie zostanie przekazany Sejmowi i opinii publicznej wkrótce po opracowaniu. Znajdą się w nim także wnioski i uwagi ekspertów ze zorganizowanej przez Izbę debaty.
Źródło: NIK
Komentarze
[ z 4]
W mojej opinii, aby poradzić sobie z problemem długów w polskich szpitalach, trzeba by na pierwszym miejscu ograniczyć biurokrację, a także odejść od zwyczaju kiedy najwyższe stanowiska dyrekcyjne w szpitalu i za zarządzanie szpitalem odpowiadają osoby będące lekarzami, ale bez odpowiedniego wykształcenia odnośnie ekonomi, marketingu, zarządzania. Nie wątpię, że ci ludzie chcą dobrze. Jednak lekarze zawsze na pierwszym miejscu będą zajmować się pacjentami, a nie tworzeniem takich ustaw w szpitalu, aby były one rentowne. Wystarczy spojrzeć na szpitale sprywatyzowane, gdzie praca nastawiona jest w o wiele wyższym stopniu na zysk. I jakoś się da i to wcale nie kosztem pacjentów, bo najczęściej oni również zadowoleni są z jakości obsługi w takich szpitalach. Z resztą, aby pacjenci chcieli leczyć się w placówkach prywatnych (i aby w ten sposób pozyskiwać fundusze z budżetu narodowego funduszu zdrowia) jakość świadczonych usług musi być na odpowiednim, wysokim poziomie. Nie mówię o wprowadzeniu pełnej prywatyzacji służby zdrowia, ale drobne zmiany by nie zaszkodziły- prywatni przedsiębiorcy, ale świadczący usługi w ramach umowy z NFZ.
Niestety, ale tak to już w naszym kraju jest. I ciężko jest te przyzwyczajenia zmienić. Ludzi buntują się przeciwko prywatyzacji szpitali, bo kiedy słyszą słowo "prywatyzacja" to wyobrażają sobie, że ich ciężko zarobione pieniądze, które zostały pobrane z pensji celem opłacenia składek zdrowotnych zupełnie przepadną i ktoś proponujący sprywatyzowanie służby zdrowia proponuje zupełne rozwiązanie narodowego funduszu zdrowia, sprzedanie wszystkich placówek medycznych do niego należących jak szpitale i przychodnie lekarzy rodzinnych, pierwszego kontaktu. Ludzie myślą, że prywatyzacja koniecznie musi wiązać się z wprowadzeniem opieki medycznej płatnej i się przeciwko temu buntują. Ale moim zdaniem wcale nie byłoby to takim złym rozwiązaniem. I to przy obu wyjściach z sytuacji. Jedna z opcji jaką widzę polegałaby na sprywatyzowaniu placówek służby zdrowia, ale wciąż pozostawałyby one pod nadzorem narodowego funduszu zdrowia i w ramach podpisanych kontraktów świadczyłyby one usługi medyczne nieodpłatnie tym pacjentom, którym taka pomoc się należy. Już teraz przecież niektóre z placówek medycznych (częściej jednak przychodni lekarzy pierwszego kontaktu, czy leczenia ambulatoryjnego w ogóle) funkcjonują w taki sposób i pacjenci wcale nie narzekają, a wręcz śmiem twierdzić, że są bardzo zadowoleni z jakości świadczeń oferowanych w takich placówkach. Wydaje mi się, że dzieje się tak za sprawą właśnie odpowiednich ludzi, na odpowiednich stanowiskach. Sprywatyzowane przychodnie służby zdrowia chcą czy nie, muszą być nastawione na zysk- czyli funkcjonowanie placówki musi być rentowne, ale jednocześnie nie może na tym ucierpieć pacjent, bo to od jego wyboru miejsca leczenia, a więc i od jego zadowolenia i satysfakcji zależy, czy dana placówka prywatna otrzyma za leczenie tego pacjenta pieniądze od narodowego funduszu zdrowia, czy pójdzie on się leczyć gdzie indziej. Tym sposobem i wilk syty i owca cała, bo właściciele prywatnych placówek medycznych starają się nie tylko zarabiać na swojej działalności, ale również pozyskiwać pacjentów, w których jednak poza pacjentami widzą również poniekąd klientów funkcjonujących według prawa rynku, któremu muszą sprostać.
Druga opcja prywatyzacji jaką dostrzegam polegałaby na działaniach bardziej drastycznych i niestety obawiam się, że w tym miejscu można by się rzeczywiście spotkać z dużym oporem ze strony społeczeństwa. A mianowicie mam na myśli całkowite rozwiązanie narodowego funduszu zdrowia i absolutną prywatyzację sektora medycznego. Coś na wzór jak w Ameryce. Wprowadzić dowolność składania opłat na rzecz ubezpieczenie zdrowotnego. Chcesz to płacisz, nie chcesz to nie płacisz. Tylko, że w przypadku, kiedy spotka cię choroba, nie masz już co liczyć na pomoc ze strony państwa. I w tym miejscu obawiam się, że jednak obywatele naszego kraju nie byliby przygotowani na taką rewolucję, Chyba jednak jeszcze zbyt wiele pozostało w nas socjalistycznych przyzwyczajeń i ludziom, szczególnie starszego pokolenia wydaje się, że to państwo powinno być za nich całkowicie odpowiedzialne i dostarczać im narzędzi i środków, a więc i opieki niezbędnych do przetrwania. Z tego powodu wydaje mi się, że całkowita prywatyzacja służby zdrowia nie wchodzi w Polsce w grę. Jeszcze może za jakiś czas, kiedy przeminie kilka pokoleń to tak. Ale na chwilę obecną wydaje mi się to być całkowicie niemożliwe i mogłoby spotkać się ze sporym sprzeciwem, a nawet protestami ze strony ludzi. I nie sądzę, aby cokolwiek mogły zmienić zapewnienia, że w taki sposób wcale nie wydawano by zapewne więcej na opłaty dla prywatnych ubezpieczycieli niż wydaje się teraz części wynagrodzenia miesięcznego na opłaty do narodowego funduszu zdrowia. Nie sądzę, aby ludzi mogło to przekonać. Szczególnie pokrzywdzeni czuliby się ci starsi, opłacający składki od wielu lat. I co z tego, że pomimo tych wszystkich pieniędzy które przez te lata wpłacili na konto państwa i tak muszą czekać w kolejce do specjalisty od tygodni nawet do długich miesięcy. Co z tego, że podobnie długo potrzeba czekać na specjalistyczne badania, czasem nawet na leczenie. Nie sądzę nawet, abyśmy byli w stanie dotrzeć argumentami przekonującymi, że w przypadku sprywatyzowania sektora medycznego czas oczekiwania na terapię, diagnostykę leczenie z pewnością uległ by skróceniu, a całkowity koszt opłat za leczenie pewnie w większości przypadków nie przekroczyłby części jaką wpłaca się do narodowego funduszu zdrowia teraz. Przypuszczam, że ludzi i tak by się bali. Albo nie podobałoby im się to, że muszą płacić z własnej kieszeni. Bo przecież jeśli część pensji pobierana jest obligatoryjnie to jakoś mniej się to odczuwa. A to że pobierane jest więcej niż to warte i w razie potrzeby i tak czasem ciężko jest z dostępnych i przynależnych świadczeń skorzystać i i tak nieraz trzeba do lekarza zgłaszać się prywatnie? Cóż począć, mimo wszystko jakoś łatwiej to przetrawić kiedy jest się świadomym braku wyjścia. Głupota, ale co począć. Taki naród i wcale nie łatwo będzie to zmienić. Jednak nie ma co ukrywać, że zmiany są potrzebne i mam nadzieję, że w najbliższych latach w końcu się ich doczekamy i w końcu też coś zmieni się...oby na lepsze!
Restrukturyzacja podmiotów leczniczych powinna być prowadzona w sposób pozwalający na dostosowanie do istniejących i przewidywanych potrzeb zdrowotnych lokalnej populacji, co oznacza konieczność ich wszechstronnego określenia oraz zsynchronizowania z działalnością innych placówek działających na określonym obszarze. Restrukturyzacja wiąże się z redukcją działalności podmiotów leczniczych w danym obszarze i powinna być skojarzona z rozwojem działalności w innym obszarze – pożądanym w wieloletniej perspektywie – aby lokalna społeczność nie wiązała jej ze stratą, lecz ze zmianą, która uzupełni niedobory w dostępie do świadczeń zdrowotnych w innych niezbędnych obszarach.W dobrej kondycji finansowej jest relatywnie niewielka grupa podmiotów. Z analizy Związków Powiatów Polskich wynika, że tylko 11 procent zbadanych placówek będzie mogło być zakwalifikowanych do kategorii A. Pozostałe nie mogą wykazać się stabilną sytuacją finansową.System ochrony zdrowia w naszym kraju boryka się z ogromnymi problemami związanymi z niedostatecznym finansowaniem, brakami kadrowymi, ale również brakiem stabilności w sferze prawno-organizacyjnej. Zaproponowany pod koniec ubiegłego roku przez Ministerstwo Zdrowia projekt ustawy o modernizacji i poprawie efektywności szpitalnictwa dotyka tylko jednego elementu systemu – szpitali i to w bardzo wąskim wymiarze, bo tylko w kwestiach zarządczych. 400 szpitali w Polsce płaci w tym roku o 300 milionów złotych łącznie większy rachunek w porównaniu do miesięcy z poprzedniego roku. Jednak nie wszystkie placówki oszczędzają też światło, które na korytarzach pali się do późnych godzin nocnych. W przepisach nie ma obowiązku aby światło przykładowo na korytarzach szpitali pediatrycznych paliło się przez całą noc. Jedynie taki wymóg ze względów bezpieczeństwa obejmuje oddziały intensywnej terapii. Co ciekawe, wielu dyrektorów chciałoby wprowadzać rozwiązania wykorzystujące fotowoltaikę. Jednak, przystosowanie budynku szpitalnego do tego kosztuje około sto tysięcy złotych. Subfundusz modernizacji podmiotów leczniczych (SMPL) zdaniem Ministerstwa Zdrowia poprawi jakość, dostępność i bezpieczeństwo udzielanych świadczeń poprzez inwestycje w infrastrukturę ochrony zdrowia.Na modernizację polskich szpitali do 2029 roku ma trafić około siedem miliardów złotych. Wybór wniosków o dofinansowanie nastąpi w drodze konkursów, które zorganizuje i przeprowadzi Minister Zdrowia. Dofinansowanie będzie odbywać się w formie dotacji celowej, na podstawie umowy zawartej pomiędzy podmiotem leczniczym, a MZ. O wsparcie będą mogły ubiegać się podmioty udzielające świadczeń opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych.Ponad 30 miliardów złotych ze środków unijnych zostanie przeznaczone na zdrowie przez następne lata. W stosunku do ostatniej, 6-letniej perspektywy unijnej gdzie mieliśmy około 13 miliardów złotych, to 2,5 krotnie więcej. Większość środków trafia do ochrony zdrowia w formie grantowej, z których to funduszy łącznie, na zdrowie alokowanych jest 18 procent. Z kolei z perspektywy REACT-UE na zdrowie przeznaczonych ma być 8,5 miliarda złotych, czyli około jednej trzeciej budżetu programu. Rząd przeznaczył ponad 11 mln zł na wsparcie szpitali w województwie kujawsko-pomorskim. Dzięki temu lecznice zakupią sprzęt i aparaturę medyczną. Remont Szpitala Powiatowego w Zambrowie i powstanie Centrum Aktywizacji i Integracji Społecznej w gminie Jasionówka – to przedsięwzięcia, które zostaną zrealizowane dzięki dotacjom z Funduszu Wsparcia Gmin i Powiatów, wydzielonego z budżetu województwa. Mieszkańcy wspomnianej gminy będą mogli liczyć m.in. na pomoc w poprawie zdrowia psychicznego, którą uzyskają w Centrum Aktywizacji i Integracji Społecznej. Ma ono powstać w budynku starej szkoły. Na jego remont gmina otrzyma 300 tysięcy złotych. Fundusz Wsparcia Gmin i Powiatów to autorska inicjatywa samorządu województwa. Jego pierwsza edycja miała miejsce w 2021 roku. W tamtym czasie skorzystało z niej 40 samorządów. W ramach zaplanowanych prac odbędzie się przebudowa i modernizacja pomieszczeń oddziału wewnętrznego myślenickiego szpitala. Chodzi m.in. o całkowitą wymianę wentylacji mechanicznej i klimatyzacji czy prace związane z instalacją elektryczną. Na oddziale powstanie również sala opieki kardiologicznej.Projekt ustawy o modernizacji i poprawie efektywności szpitalnictwa zakłada m.in. utworzenie Agencji Rozwoju Szpitali. W lecznicach o najsłabszej kondycji ekonomicznej będzie obligatoryjnie wprowadzany plan naprawczo-rozwojowy. Projektowana reforma zakłada też profesjonalizację kadry zarządzającej, w tym wprowadzenie egzaminów państwowych dla przyszłych menedżerów szpitali. Instytucja ta będzie miała również inne zadania dotyczące podmiotów szpitalnych, takie jak organizowanie i koordynowanie wspólnych zakupów, wsparcie finansowe, merytoryczne i eksperckie. Wspierane będą również inwestycje w szpitalach dzięki skoordynowaniu działań na rzecz rozwoju szpitalnictwa, a także skierowaniu na ten cel dodatkowych środków z różnych źródeł: budżetu państwa, funduszy unijnych czy z funduszy celowych zarządzanych przez Ministra Zdrowia. Projekt omawianej ustawy ma uwzględniać mapy potrzeb zdrowotnych, które są w kompetencji Ministra Zdrowia. To narzędzie, które umożliwia monitorowanie efektywność systemu ochrony zdrowia. Dzięki nim można zapoznać się z sytuacją w danym regionie i podejmowania odpowiednich kroków, które poprawią wskaźniki jakościowe placówek leczniczych np. w zakresie rodzaju i ilości sprzętu diagnostycznego w poszczególnych szpitalach czy liczby łóżek w danym regionie. Cechą map jest formułowanie rekomendowanych kierunków działań, na podstawie których podejmowane będą decyzje w sektorze zdrowia, we wszystkich zakresach opieki zdrowotnej. W przypadku leczenia szpitalnego można chociażby uzyskać wskazanie konieczności optymalizacji obłożenia łóżek na oddziałach, zgodnie z prognozami demograficznymi. Szpital Kliniczny Dzieciątka Jezus UCK WUM zostanie zrewitalizowany. Ministerstwo zdrowia i UCK WUM podpisały umowę na dofinansowanie realizacji programu wieloletniego. Skorzystają na tym przede wszystkim pacjenci, którzy będą mogli być leczeni w godnych warunkach. To również dobra wiadomość dla pracowników szpitala, którzy będą mogli pomagać chorym w przestrzeniach spełniających wszystkie wymogi współczesnej medycyny, ale także kształcić kolejne pokolenia kadr medycznych. Powody do zadowolenia mają również studenci, bo będą uczyć się nie tylko od najlepszych nauczycieli akademickich, ale także w nowoczesnym kampusie. Inwestycja, obejmująca budowę nowego budynku szpitalnego oraz modernizację istniejącej infrastruktury, pozwoli na zwiększenie dostępności do udzielanych świadczeń zdrowotnych. Jednocześnie poprawie ulegnie jakość tych świadczeń, a to dzięki wprowadzeniu innowacyjnych metod diagnostycznych i leczenia oraz polepszaniu warunków, w jakich są one realizowane. Nastąpi również skrócenie czasu pobytu pacjenta w szpitalu, a uzyskane efekty zdrowotne będą lepsze. Zwiększona zostanie kompleksowość udzielanych świadczeń opieki zdrowotnej za sprawą centralizacji działań zespołu wybitnych specjalistów i funkcji medycznych w jednym obiekcie, co umożliwi jeszcze sprawniejsze przeprowadzenie odpowiednich i kompleksowych terapii. Od 1 kwietnia do końca 2022 roku, do szpitali w Polsce trafi dodatkowo ponad 2 miliardy złotych. Wyższe przychody pozwolą przykładowo na złagodzenie skutków inflacji, w tym wzrostu kosztów energii elektrycznej i cieplnej. Fundusz podkreśla, że wyższe przychody nie pomniejszą wyodrębnionej puli środków na wynagrodzenia dla personelu medycznego pracującego w szpitalach. Warto również wspomnieć o tym, że w projekcie ustawy o modernizacji i poprawie efektywności szpitalnictwa proponuje się umorzenie – w procesie restrukturyzacji – części zobowiązań, co znaczy, że długi te pokryją wierzyciele podmiotów leczniczych, czyli dostawcy usług, mediów, leków i wyrobów medycznych, wykonawcy remontów oraz inwestorzy. Wspomniany projekt ustawy, mimo głośnych zapewnień, „nie uzdrowi” szpitali i jak wspominają specjaliści rozwiązania powinny być oparte na zasadzie dobrowolności.