W wodach Odry obecna jest groźna dla człowieka i zwierząt bakteria chlamydia środowiskowa - ustalili naukowcy z Uniwersytetu Szczecińskiego (US). Zdaniem prof. Wiesława Deptuły z US nie powinno to jednak spowodować zakazów kąpieli bądź wchodzenia do wody.
Chodzi o bakterię z rodziny Simkaniaceae (rząd Chlamydiales), którą określa się jako chlamydię środowiskową. Bakterie z tego rzędu, jako chlamydie klasyczne, znane są od 5 tysięcy lat, ale dopiero 15-20 lat temu wyodrębniono w ich grupie chlamydie środowiskowe. Ze względu na bogactwo środowiska chlamydii środowiskowych jest obecnie więcej (pod względem systematycznym) niż chlamydii klasycznych.
Do zakażenia organizmu dochodzi, kiedy zarazek zostanie połknięty. Nie dostaje się natomiast wraz z powietrzem czy przez ranę.
Jak powiedział kierownik Katedry Mikrobiologii US, prof. dr hab. Wiesław Deptuła, informacja o chlamydii środowiskowej nie powinna jednak oznaczać zakazów kąpieli bądź wchodzenia do wody. "Powinna być natomiast wzięta pod uwagę przez służby sanitarne, diagnostyczne i lekarzy, że problem istnieje i należy się nad nim pochylić" - podkreślił.
"Nasz przekaz jest taki, że w środowisku - konkretnie w wodzie - obecny jest zarazek potencjalnie chorobotwórczy dla człowieka i zwierząt gospodarskich. Nawet kontakt z tym zarazkiem w czystej postaci nie oznacza śmiertelnego zagrożenia. Może jednak komplikować życie, powodować choroby, choćby układu oddechowego czy rozrodczego" - powiedział PAP prof. Deptuła.
Ekspert spodziewa się, że z czasem obecność chlamydii środowiskowej będzie też potwierdzana w innych miejscach.
Jak poinformowała rzeczniczka US, Julia Poświatowska w przesłanym PAP komunikacie, do tej pory zaobserwowano takie bakterie tylko w niektórych krajach - Austrii, Francji, Hiszpanii, Izraelu czy Niemczech.
Nowy, potencjalny czynnik zakaźny dla ssaków, w tym człowieka - odkryła w wodach Odry dr Małgorzata Pawlikowska-Warych z Katedry Mikrobiologii US, pracująca pod przewodnictwem prof. dr. hab. Wiesława Deptuły. Odkrycia dokonano dzięki wykorzystaniu metod biologii molekularnej.
Prof. Deptuła powiedział, że chlamydia środowiskowa powinna teraz trafić do specjalnego rejestru, tzw. banku danych mikroorganizmów. Podjęcie kolejnych badań (dotyczących np. obecności chlamydii środowiskowej u zwierząt, np. gołębi, czy badania obrazu immunologicznego związanego z jego obecnością) mogą być przydatne w przyszłej diagnostyce.
Rzeczniczka uczelni podkreśliła, że badaczom z US - jako jedynym w Polsce - udało się stwierdzić tę bakterię (określony jako OdraWCh30) w wodzie rzecznej.
"To nasze +szczęście+ wynika z faktu, że wśród zespołów w Polsce zajmujących się chlamydiami, jesteśmy tą jednostką, która od lat 80. XX wieku zajmuje się nimi nieustająco" – wyjaśnił prof. Deptuła.
Naukowcy z US badają chlamydie od dawna. "Cały czas prowadzimy badania, dzięki którym chcemy wykazać, że chlamydie środowiskowe występują w środowisku, m.in. w wodzie i w odchodach ptaków, choć nie wykluczamy, że także w organizmach ssaków - ludzi i zwierząt gospodarskich, co oznacza, że jest to problem poważny. Naszym zamiarem jest uruchomienie procesu diagnostycznego, polegającego na opracowaniu znaczników, na bazie których będzie można prowadzić rozpoznawanie chlamydii środowiskowych. Dzięki temu mielibyśmy szansę zlikwidować przypuszczalne źródło i przyczynę wielu schorzeń wywoływanych przez te zarazki" – poinformował prof. Deptuła.
Jego zespół - jak przypomniała rzeczniczka uczelni - jako pierwszy w Europie (w 1988 r.) dowiódł także, że typowa dla ludzi Chlamydia trachomatis zasiedla również organizmy zwierzęce - bydło. Zwierzęta te mogą być źródłem zakażenia człowieka, na co nikt nie zwracał wcześniej uwagi. Badacz wykrył te bakterie w nasieniu buhaja, w tym samym okresie w Niemczech wykazano taki przypadek u bydła w kale, a w Anglii, pięć lat później – stwierdzono obecność tych chlamydii u świni.
Źródło: www.naukawpolsce.pap.pl
Komentarze
[ z 1]
Całe szczęście, że sezon kąpieli już minął i nawet jeśli bakterie w Odrze były obecne już wcześniej, a teraz dopiero udało się je wykryć przez pracowników Sanepidu, to jednak nie było słychać doniesień o zbiorowych zakażeniach, czyli udało się uniknąć groźnych powikłań związanych z obecnością niebezpiecznych bakterii w wodach jednej z większych rzek Polski. Co innego jeśli chodzi o zwierzęta gospodarcze, bo te przecież nawet jesienią, kiedy ludzie już nie korzystają z kąpielisk otwartych, mogą wciąż być narażone na zakażenie bakterią jeśli na przykład zejdą do rzeki wypasane w jej pobliżu. Nie jestem weterynarzem i nie wiem jaki wpływ na zwierzęta może mieć ta bakteria, ale wydaje mi się, że warto byłoby spróbować dotrzeć z informacją o takim ryzyku dla zwierząt gospodarczych do jak najszerszej części ludności zamieszkującej tereny okolic Odry. Chciałbym się również dowiedzieć, czy istnieje jakiś sposób na wyeliminowanie bakterii z rzeki lub przynajmniej przyspieszenie tego procesu? Szczerze mówiąc to nie mam pojęcia czy walka z bakteriami w płynącym cieku wodnym w ogóle jest możliwa, czy natura musi sama się z problemem uporać? Druga kwestia skąd w ogóle w rzece wzięły się te niebezpieczne bakterie i jak przeciwdziałać podobnym problemom w przyszłości?