Happeningiem z kartonowymi modelami narządów, które można przeszczepiać, uczciła rozdanie miliona oświadczeń woli i zakończenie pierwszej w województwie a dziewiątej w skali kraju edycji akcji młodzież z kampanii "Drugie życie" na Dolnym Śląsku.
Uczniowie z 27 szkół z regionu przez cały rok szkolny promowali transplantację. Młodzi ludzie organizowali zawody sportowe, koncerty, kiermasze, happeningi, zbiórki krwi, akcje rozdawania oświadczeń woli. Docierali do mediów, władz lokalnych, innych szkół, a nawet przedszkoli. Uczniowie kręcili filmy, teledyski, promowali ideę przeszczepiania narządów na mszach i w sanktuariach. Ograniczała ich tylko wyobraźnia.
9 czerwca wszystkie szkoły odebrały dyplomy, wiele otrzymało specjalne wyróżnienia, a 3 placówki czeki charytatywne o wartości 1000 zł każdy. Laureatami akcji zostali: Technikum nr 1 im. T. Kościuszki w Wołowie, Liceum Ogólnokształcące im. M. Skłodowskiej-Curie w Bogatyni oraz Zespół Szkół i Placówek Kształcenia Zawodowego w Bielawie. Czeki ufundowane firmę Fresenius Medical Care Polska zwycięzcy przekażą na wybrane cele charytatywne.
W czasie kampanii "Drugie życie" niemal do wszystkich szkół, które wzięły udział w akcji, udali się lekarze transplantolodzy i osoby po przeszczepieniu, by spotkać się z młodzieżą i porozmawiać o przeszczepianiu narządów. Jednoczesna wizyta lekarza iosoby po przeszczepie to najlepszy sposób na pokazanie wielu aspektów przeszczepiania narządów.
- Podczas spotkań z młodzieżą widzę, że młodzi ludzie potrzebują wiedzy merytorycznej na temat transplantacji, by walczyć z mitami, które narosły wokół tego tematu. Ale nic tak do nich nie przemawia jak prawdziwe historie osób, które żyją z przeszczepionym organem. To te osoby są prawdziwymi bohaterami naszej akcji. To ich opowieści wzruszają i napędzają tych młodych ludzi do działania– mówiła dr n. med. Dorota kamińska, transplantolog w Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym we Wrocławiu, główny ekspert medyczny kampanii.
Pierwsza edycja kampanii Drugie życie wystartowała w roku szkolnym 2008/2009. Od tego czasu, wzięło w niej udział 300 tys. uczniów z 750 szkół. W dziewięciu województwach (wielkopolskie, małopolskie, lubuskie, warmińsko-mazurskie, kujawsko-pomorskie, śląskie, podkarpackie, łódzkie i dolnośląskie) młodzi ludzie rozdali milion oświadczeń woli, a zwycięzcy wsparli czekami charytatywnymi kilkadziesiąt osób i instytucji.
Komentarze
[ z 3]
Akcja, która łączy szczytny cel i edukację młodzieży to prawdziwy skarb. Bardzo się cieszę, że uczniowie odnieśli taki sukces. Jeśli chodzi o wyobraźnię na młodzieży zawsze można polegać :)
Bardzo fajnie, że przeprowadzane są podobne akcje dzięki którym uczy się dzieci tego, że warto jest rozwijać transplantologię, ale nie tylko. W ten sposób pokazuje się najmłodszym, że w ogóle pomaganie innym jest dobre i że jest czymś wartościowym. Dzięki temu dzieci uczą się, że samym sobą i swoim poświęceniem można nie wiele tracąc dać coś najcenniejszego drugiemu człowiekowi. A mianowicie dać mu szansę na normalne życie. Albo szansę na życie w ogóle. Być może, gdyby właśnie skupić się na tym elemencie, by od najmłodszych lat uczyć dzieci, jak ważne jest aby pomagać i aby nieść pomoc drugiej osobie to nie było by tak dużych problemów z dostępnością narządów do przeszczepów od osób zmarłych, kiedy można by dany organ pobrać, ale akcji przeciwstawia się rodzina. Albo tak jak co roku obserwujemy w okresie letnim problemy z dostępnością krwi w bankach krwiodawstwa. Gdyby większa część społeczeństwa miała chęć i czuła się wręcz w obowiązku, aby służyć innym tym co mają w sobie najcenniejszego najprawdopodobniej podobne problemy skończyłyby się.
Pośród różnych sposobów przedłużania ludzkiego życia ważne miejsce zajmują transplantacje, które polegają na przeniesieniu „[...] mniejszej lub większej części ciała do innej lub z jednego organizmu do drugiego” . Postępy jakie dokonały się w transplantologii na przestrzeni kilku ostatnich dekad stały się możliwe dzięki badaniom prowadzonym przez wielu specjalistów na całym świecie. Dzięki ich zaangażowaniu udało się udoskonalić techniki przeszczepiania komórek, tkanek i narządów, poznać antygenową zgodność tkankową, dobierać dawców i biorców, zrozumieć mechanizmy odpowiedzi immunologicznej, rozpoznawać i leczyć proces odrzucania, poznać mechanizmy niedokrwiennego uszkodzenia narządu, przechowywać organy przed zabiegiem, wynaleźć leki o działaniu immunosupresyjnym, określić możliwe powikłania we wczesnej lub późnej fazie stosowania immunosupresji . Osiągnięcia te przyczyniły się do zmiany postrzegania przeszczepów uważanych początkowo za wysoko eksperymentalne i kontrowersyjne na powszechnie uznane terapie, które mają przywracać choremu zdrowie oraz chronić go przed przedwczesną śmiercią. Kiedy możliwości tradycyjnej terapii stają się niewystarczające, zwłaszcza w przypadku osób cierpiących na niewydolność narządów, wtedy transplantacje okazują się zazwyczaj jedyną szansą na uratowanie choremu życia Wobec powyższego wydawać by się mogło, że skoro w tak wielu przypadkach przeszczep okazuje się jedynym sposobem, żeby uratować komuś życie, to należałoby to uczynić. Okazuje się jednak, że zabiegi transplantacyjne nie są pozbawione moralnych kontrowersji. W kontekście przedłużania ludzkiego życia najbardziej interesującymi dla naszych analiz pozostaną problemy etyczne związane z pozyskiwaniem organów od dawców martwych jak i od dawców żywych. Ponieważ z transplantacjami ex mortuo ściśle wiąże się zagadnienie dystrybucji pozyskanych organów, a z transplantacjami ex vivo groźba komercjalizacji ludzkiego ciała, stąd także i te zagadnienia uczynimy przedmiotem filozoficznych refleksji. Widzimy więc, że pojawia się potrzeba ustalenia kryterium, na podstawie którego można by uznać kogoś za zmarłego. W interesującym nas kontekście ustalenie kryterium śmierci uchodzi za warunek konieczny, ale niewystarczający. Dodatkowo należy więc ustalić to, według czyjej woli owe organy mogą być pobrane. Tak więc z moralnego punktu widzenia istotnymi czynnikami pozyskiwania organów od dawców zmarłych są: medyczne określenie śmierci dawcy oraz uzyskanie świadomej zgody. Niemal na całym świecie za zmarłego uznaje się kogoś, u kogo stwierdzono śmierć mózgu . Nie znaczy to wcale, że kryterium śmierci mózgu nie jest pozbawione krytyki. Zastrzeżenia wysuwane pod adresem tego kryterium dotyczą głównie motywów utylitarnych, arbitralności i niespójności w definiowaniu śmierci, antropologicznej nieadekwatności, braku uniwersalnego katalogu testów stwierdzających śmierć mózgu oraz ryzyka postawienia błędnej diagnozy (zwłaszcza w sytuacji zespołów imitujących śmierć mózgową) . Wiele wskazuje na to, że nieporozumienia narastające wokół kryterium śmierci mózgu spowodowane są brakiem rozróżnienia w debacie trzech ważnych zagadnień : (1) definicji śmierci, (2) medycznego kryterium rozstrzygania, (3) badań sprawdzających. Zdaniem Bernarda Gerta, Charlesa M. Culvera i K. Dannera Clousera, śmierć należałoby definiować tak, aby uwydatnić potoczne znaczenie tego terminu. Ponadto kryterium śmierci powinno być określone przez odwołanie się do obecnego stanu wiedzy naukowej, dzięki której można by sprawdzić, czy w konkretnej sytuacji definicja śmierci została spełniona przez to kryterium. Z kolei rozstrzygnięcie dotyczące trafności kryterium śmierci powinno być uzależnione od badań sprawdzających. Mając na uwadze przywołane uwagi autorzy Bioetyki proponują następującą definicję śmierci: „Śmierć jest trwałym zanikiem wszystkich obserwowalnych naturalnych funkcji organizmu jako całości oraz trwałą utratą świadomości w organizmie jako całości i we wszystkich jego częściach”. Spośród kilku przywołanych przez nich kryteriów: trwały zanik funkcji układu krążenia i układu oddechowego, całkowity i trwały zanik funkcji kory mózgowej, całkowity i trwały zanik funkcji pnia mózgu, całkowity i trwały zanik funkcji całego mózgu, jedynie ostatnie, ich zdaniem, spełnia przywołaną definicję śmierci i z tej racji jako jedyne może zostać przyjęte jako medyczne kryterium orzekania o czyjejś śmierci . Zwróćmy jednak uwagę, że przywołana opinia może sugerować próbę utożsamienia czwartego spośród przywołanych kryteriów orzekania o śmierci mózgu, tj. „całkowitego i trwałego zaniku funkcji całego mózgu” z fragmentem pochodzącym z definicji, a więc z „trwałą utratą świadomości”. Jeśli w taki sposób odczytać intencję autorów, wtedy konsekwentnie należałoby przyjąć, że nie tyle śmierć całego mózgu, co raczej trwała utrata świadomości stanowiłaby docelowe kryterium orzekania o czyjejś śmierci. Dalsze kroki takiego myślenia pozwalałyby więc na uśmiercanie pacjentów znajdujących się w trwałym stanie wegetatywnym oraz poważnie upośledzonych noworodków (np. anacefalicznych), u których nie stwierdzono oznak świadomości wskutek uszkodzenia mózgu. Wydaje się, że takie założenia prowadziłyby w konsekwencji do redukcjonizmu antropologicznego, przejawem którego byłoby przyznawanie człowiekowi statusu normatywnego jedynie w oparciu o sprawnie działający mózg. Jednakże nawet wówczas, kiedy śmierć stwierdzano na podstawie kryterium krążeniowo-oddechowego, jak twierdzi Elio Sgreccia, nikt przecież nie identyfikował człowieka z sercem, czy płucami . Można więc odnieść wrażenie, że definicja śmierci przywołana przez Gerta, Culvera i Clousera w sposób wątpliwy metodologicznie utożsamia kategorię niematerialną (świadomość) z kategorią materialną (mózg). Wobec licznie pojawiających się kontrowersji w stosunku do kryterium śmierci mózgu członkowie Papieskiej Akademii Nauk podkreślają, że „[...] śmierć mózgowa oznacza nieodwracalne zaprzestanie wszystkich życiowych aktywności mózgu (półkul mózgowych i pnia mózgu). Obejmuje ona nieodwracalną utratę funkcji komórek mózgowych i ich całkowitą lub prawie zupełną destrukcję”. Zauważmy, że autorzy tej definicji nie odwołują się w jej treści do świadomości, lecz jedynie do śmierci mózgu jako całości. Członkowie Papieskiej Akademii Nauk trafniej więc, niż Gert, Culver i Clouser, określają to, o co chodzi w medycznym orzekaniu o śmierci. Przyczyną uznania osoby za zmarłą jest zatem to, że śmierć całego mózgu powoduje nieodwracalną utratę koordynacji czynności życiowych organizmu jako całości, a nie to, że następuje nieodwołalna utrata zdolności do abstrakcyjnego myślenia i moralnej autonomii. O ile zgoda formalna nie budzi w tej materii większych obiekcji, o tyle zgoda domniemana skłania do zastanowienia. Przeciwnicy systemu opting out zauważają, że nie istnieje wyraźna różnica między pozyskiwaniem organów w ramach tego systemu a rutynowym sposobem pozyskiwania narządów do przeszczepu, który polegałby na „ratowaniu” organów przed ich „utylizacją” na skutek problemów związanych z koniecznością uzyskania zgody od potencjalnych dawców. Istnieje w tym względzie tendencja, żeby zwłoki traktować jak „rzecz społeczną” (res communitatis), którą można by użyć dla dobra wspólnego ilekroć tylko rodzi się taka potrzeba. Próbuje się to uzasadniać w oparciu o opinię, według której zwłoki stanowią własność państwa, czy też wspólnoty, do której zmarły przynależał. Zgodnie z takim założeniem, pobieranie organów miałoby zatem stanowić pewną formę rekompensaty dóbr jaką zmarły uzyskał za życia od społeczności, której był członkiem. Jednakże zwłoki, jak zauważa Sgreccia, posiadają pewien charakter sacrum poprzez fenomenologiczne i psychologiczne odniesienie do tych, którzy przeżyli. Jeśli nawet zasadne jest to, że dobro wspólne może usprawiedliwić pewne działania medyczne podejmowane dla zdrowia, to jednak związek łączący rodzinę ze zwłokami zmarłego nie powinien być zupełnie pominięty. Tak więc szacunek dla preferencji krewnych wciąż utrzymuje pewien etyczny ciężar. Wątpliwości co do zgody domniemanej zgłaszane są również z innego powodu. Otóż wielu ludzi, zwłaszcza młodych, nie postrzega siebie w kategoriach potencjalnych dawców post mortem. Trudno więc zgodzić się z tezą, jakoby brak sprzeciwu w centralnym rejestrze sprzeciwów na pobranie narządów ze zwłok, o którym już wspominaliśmy, był traktowany na równi z wyrażeniem zgody na bycie dawcą. W takich przypadkach należałoby raczej domniemywać, że podjęcie przez zmarłego decyzji w sprawie dawstwa nie miało miejsca. Ograniczone zasoby narządów sprawiają, że wielu oczekujących na przeszczep nie będzie mogło cieszyć się dłuższym życiem. Nie ma opcji, która mogłaby zadowolić wszystkich, ponieważ skąpy podział zasobów sprawia, że wśród chorych zawsze znajdzie się ktoś poszkodowany. Dlatego też istotną rolę w tym względzie odgrywa jawność kryteriów, według których rozstrzyga się o dystrybucji organów. Według Kazimierza Szewczyka, do najważniejszych kryteriów alokacji narządów należą20: (1) medyczna użyteczność transplantu ustalana w oparciu o prognozowane przeżycie pacjenta i przeżycie przeszczepu (chodzi tu o czynniki immunologiczne oraz anatomiczne), (2) pilność zabiegu, (3) czas oczekiwania na przeszczep, (4) czynniki geograficzne (uwzględnianie w decyzjach alokacyjnych odległości między jednostkami pobierającymi narząd a zespołem dokonującym transplantacji), (5) kryteria wiekowe. Zastanówmy się więc, jakie kryteria miałyby ostatecznie decydować o przyznaniu lub nie przyznaniu organu do przeszczepu? Nieco inaczej przedstawia się sprawa dystrybucji narządów, gdy w grę wchodzą inne priorytety niż kryteria oparte na kalkulacjach jakościowych. Zwróćmy uwagę na „regułę ratowania” (rule of rescu), do której odwołuje się w swoim artykule Włodzimierz Galewicz. Pisze on, że reguła ratowania życia zwraca uwagę na „[...] trojaki priorytet: (1) normatywne pierwszeństwo podtrzymywania życia w stosunku do jego polepszania, a w obrębie samego podtrzymywania życia, (2a) pierwszeństwo ocalenia od śmierci grożącej już teraz przed zapobieganiem śmierci grożącej w przyszłości, a także (2b) pierwszeństwo ocalania od śmierci konkretnej osoby przed chronieniem od śmierci kogoś jeszcze nieokreślonego”. Odnosząc regułę ratowania życia do kryteriów dystrybucji organów przywołanych na początku tego paragrafu możemy odnieść wrażenie, że jedynym kryterium spełniającym regułę ratowania życia jest pilność zabiegu. Jedynie kryterium pilności zabiegu spełnia warunek pierwszeństwa podtrzymywania życia przed jego polepszaniem jak i warunek pierwszeństwa ocalenia od śmierci grożącej konkretnej osobie już teraz przed ocaleniem przed śmiercią kogoś, komu śmierć grozi w przyszłości. Widzimy więc, że reguła ratowania życia wyraźnie przeciwstawia się kalkulacjom opartym na bilansie zysków i strat. Z praktycznego punktu widzenia medyczne kryteria alokacji nie są wcale jednoznaczne, twierdzi Dieter Birnbacher. O ile między takimi kryteriami, jak prognoza, zagrożenie życia i okres oczekiwania na transplantacje przeważnie dochodzi do kompromisu, o tyle sprawa się komplikuje, gdy dodatkowo pojawia się kryterium równości. Mamy wtedy do czynienia z dwoma wariantami. Pierwszy z nich, uzależniając alokację narządów od prognozy zagrożenia życia, odwołuje się do racji utylitarnych i ekonomicznych, które dowartościowują wydajność dystrybutywną nad egalitaryzm. Drugi wariant, oparty na równym dostępie do zasobów (ograniczony jedynie medycznymi kryteriami), sprzyja równości nawet za cenę pokaźnej niewydajności dystrybutywnej. Transplantacje organów pozyskiwanych od dawców żywych ograniczają się do narządów parzystych, głównie nerek, a także fragmentów narządów, np. wątroby, płuc. Z medycznego punktu widzenia przeszczepy ex vivo okazują się korzystniejsze niż transplantacje wykorzystujące narządy ze zwłok, ponieważ żywotność takich organów jest ogólnie lepsza. Co więcej, w przypadku pokrewieństwa między dawcą i biorcą zachodzi większa zgodność tkankowa, która pozwala na zredukowanie dawek stosowanych leków immunosupresyjnych, ryzyka nowotworzenia oraz kosztów opieki medycznej. Ponieważ dawcą jest człowiek żywy, więc, poza biorcą organu, ryzyko związane z zabiegiem medycznym rozszerza się również na niego samego. Zauważmy jednak, że z tego typu ryzykiem nie mamy do czynienia w przypadku transplantacji ex mortuo. Dlatego też w sytuacjach wątpliwych przeszczepy ex vivo powinny być traktowane jako procedura terapeutyczna ostatniej szansy uzupełniająca jedynie przeszczepy ex mortuo. Taką myśl wyraża art. 19 § 1 Konwencji o Ochronie Praw Człowieka i Godności Istoty Ludzkiej wobec Zastosowań Biologii i Medycyny: Konwencji o prawach człowieka i biomedycynie: „Pobieranie organów albo tkanek od żyjącego dawcy w celu dokonania transplantacji może być przeprowadzone jedynie dla uzyskania terapeutycznej korzyści biorcy i tylko wtedy, gdy nieosiągalny jest odpowiedni organ lub tkanka od osoby zmarłej, a nie istnieje alternatywna metoda terapeutyczna o porównywalnej skuteczności”. Mimo że transplantacje ex vivo posiadają lepsze rekomendacje medyczne w porównaniu z przeszczepami ex mortuo, to jednak nie pozostają one wolne od moralnych wątpliwości. Pierwsza trudność dotyczyłaby uzyskania świadomej zgody od dawcy. Problem ten uwydatnia się szczególnie wtedy, gdy między potencjalnym dawcą a biorcą zachodzi pokrewieństwo. W takich sytuacjach snuje się przypuszczenia, że potencjalny dawca może znaleźć się pod silną presją zarówno chorego jak i całej rodziny, którzy upatrują w nim „ostatnią deskę ratunku”. Wobec tego kontekst sytuacyjny wymaga zbadania nie tylko tego, czy dawca wyraził wolę darowania swojego organu choremu, ale również tego, czy w ogóle był w stanie podjąć w tej sprawie suwerenną decyzję34. Im silniejsza okazuje się presja moralna wywierana przez potencjalnego biorcę, rodzinę, czy lekarza, tym bardziej wątpliwa staje się dobrowolność podjęcia decyzji o byciu dawcą. Kolejna trudność, która wiąże się z transplantacjami ex vivo, skłania do zastanowienia się nad pytaniem dotyczącym naruszenia podstawowej zasady etyki lekarskiej primum non nocere. Można by wnosić, że lekarz, który od żywego dawcy pobiera na przykład nerkę, narusza tym samym jego cielesną integralność, a więc wyrządza mu jakąś szkodę. Wszak nie można zapominać, że pomiędzy lekarzem a żywym dawcą występuje ktoś trzeci, a więc biorca, który okazuje się głównym zainteresowanym dokonaniem transplantacji. Na jednej szali kładzie się więc ryzyko dawcy, na drugiej zaś ryzyko biorcy. W podobnych sytuacjach nawet tak fundamentalna norma, jak zakaz narażania na niebezpieczeństwo, musi dopuszczać wyjątki. Niemniej jednak wydaje się, iż wyjątki te mogą zostać moralnie usprawiedliwione jedynie wówczas, gdy łącznie spełnione są następujące warunki: (1) przeszczep musi dotyczyć organu, który nie jest niezbędny do dalszego kontynuowania życia, (2) oddanie organu powinno mieć uczciwy cel i być zupełnie dobrowolne, (3) dawca powinien być szczegółowo poinformowany o grożącym mu ryzyku, (4) implantacja narządu musi być konieczna do życia lub dla zdrowia, (5) operacja powinna dawać racjonalne przesłanki powodzenia, (6) musi zachodzić stosowna proporcja między oczekiwaną korzyścią biorcy a potencjalną szkodą dawcy. Niewielka ilość pozyskiwanych narządów oraz coraz większa liczba oczekujących na przeszczep skłania do poszukiwania nowych sposobów rozwiązania tego ważkiego problemu. Wśród propozycji mających zaradzić niedoborom medycyny transplantacyjnej coraz częściej pod dyskusję poddaje się kwestię komercjalizacji ludzkiego ciała, czyli uczynienia go przedmiotem handlu. Jedną z propozycji byłoby przyzwolenie na zawieranie umów dotyczących sprzedaży narządów na skutek śmierci, gdzie dawca otrzymywałby pieniądze za życia, lecz narząd byłby pobierany dopiero po jego śmierci. Inną zaś byłoby to, aby regulacje rynkowe umożliwiały sprzedaż organów już za życia. Ostatnia propozycja znalazła zastosowanie m. in. w Iranie, gdzie w ciągu jedenastu lat od wprowadzenia regulacji rynkowych dotyczących nerek pochodzących od niespokrewnionego dawcy zapotrzebowanie na ten organ zostało zupełnie zaspokojone. Niemniej jednak przeprowadzone badania pokazały, że na oddanie swojej nerki decydowali się przede wszystkim ci, którzy należeli do najuboższej klasy społecznej. Skoro więc regulacje rynkowe, jak się wydaje, zaspokajają zapotrzebowanie na narządy, to czy tego typu działania powinny być moralnie akceptowalne? Przeciwko komercjalizacji ludzkiego ciała przemawia przynajmniej kilka argumentów. Przeciwnicy urynkowienia ciała twierdzą, że wprowadzenie handlu organami przyczyni się do zmniejszenia postaw altruistycznych w społeczeństwie, a więc także do zmniejszenia liczby ofiarowanych narządów do przeszczepów. Inny argument sugeruje, że skoro na bycie dawcą decydują się głównie najbiedniejsi, to decyzja przez nich podjęta nie może być w pełni autonomiczna, ponieważ staje się uzależniona od finansowego przymusu. Co więcej, dowolne rozporządzanie swoim ciałem sprawia, że ciało zaczyna być postrzegane jedynie w roli towaru, służąc przede wszystkim względom ekonomicznym. Wydaje się jednak, że najpoważniejszą racją, którą można wysunąć przeciwko komercjalizacji ludzkich organów jest „logika daru”. Poświęćmy jej nieco więcej miejsca. Na gruncie personalistycznej wizji antropologicznej ciało ludzkie nie jest jedynie dodatkiem do osoby, lecz stanowi jego konstytutywną część. Ciało partycypuje w życiu osoby. W konsekwencji oznacza to, że ciało nie jest czymś moralnie neutralnym w takim zakresie, w jakim spełnia ono istotne funkcje w życiu osoby. Tak więc ciałem nie można dysponować w taki sposób, jak dysponuje się innymi własnościami, które do nas przynależą, bowiem dowolne rozporządzanie ciałem oznaczałoby jego uprzedmiotowienie. Co więcej, nikt z nas nie nabył swojego ciała w taki sposób jak nabywa się inne rzeczy. Ciało, które posiadam i poprzez które wyrażam siebie jako osobę, jest więc darem. Natura zaś daru jest taka, że zawiera w sobie pewną „asymetrię”, a ta wyraża się w tym, że darczyńca, który ofiarował swój dar nie wymaga od obdarowanego żadnej rekompensaty. Jak słusznie zauważa Paul Ramsey, takie słowa jak: „«dar», «darowizna», «dawca», silnie wskazują, iż jest to transakcja nie obliczona na zysk”. W przeciwnym razie dar przestałby pełnić funkcję daru. Jeśli więc człowiek jako osoba najpełniej wyraża samego siebie poprzez afirmację miłości bezinteresownej, to w świetle działań transplantacyjnych jedynie organ ofiarowany jako „bezinteresowny dar z siebie” oddaje ową afirmację osoby, a więc najpełniej odpowiada osobie jako osobie. Jeśli przywołane założenia są prawomocne, to w „logice daru” nie może być miejsca na „logikę towaru”, a więc na coś, co przybiera formą „opłacanego podarunku”, „wynagrodzonego prezentu” lub handlu organami. Zatem niepokój wyrażany wobec komercjalizacji ludzkiego ciała ciągle utrzymuje pewną wagę moralną, której w debacie na temat pozyskiwania ludzkich organów do przeszczepów nie sposób pominąć. Przywołane treści pokazują, że działania medycyny transplantacyjnej nie pozostają wolne od moralnych kontrowersji. Koncentrują się one zasadniczo wokół kwestii związanych z poszanowaniem autonomii pacjenta, oszacowaniem medycznego ryzyka ingerencji w organizm tak dawcy jak i biorcy, sprawiedliwym dostępem do zasobów medycznych oraz statusem ludzkiego ciała. W świetle tych wątpliwości przedłużanie życia i polepszanie jego jakości za wszelką cenę prowadzi jedynie do deprecjonowania ludzkiej godności. Tak więc teza, według której nie zawsze i nie za wszelką cenę życie ludzkie należy przedłużać, nie traci swojej aktualności. Jeśli oczekujący na transplantację pacjent umiera, to nie dlatego, że personel medyczny, system opieki zdrowotnej lub „skąpi” darczyńcy przyzwalają na jego śmierć, ale dlatego, że śmierć zostaje dopuszczona z racji niemożliwości przyjścia choremu z pomocą. Jeśli więc „[...] umieranie nie jest rozumiane i kultywowane jako część życia, to w tym momencie zaczyna się cywilizacja śmierci”( publikacja. p. Marcin Ferdynus).